sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 19:

Złapałam równowagę i uwolniłam się z uścisku chłopaka, który mnie uratował przed upadkiem. Chyba mnie nie poznał, bo tylko słodko się uśmiechał. Ale ja go dobrze znałam. To był Adam, kochany brat Jess.
-Czego się gapisz.- warknęłam.
-A więc to jednak ty. Cześć.- obrócił się na pięcie i skierował w inną stronę.
-Czekaj! – zatrzymał się na chwilę i spojrzał w moją stronę.- Dziękuje.- uśmiechnęłam się.
-Pasuje ci ten kolor.- odwzajemnił uśmiech i sobie poszedł.
-Co to właściwie miało być?- podszedł do mnie Conor, który nie za bardzo ogarniał co się przed chwilą stało. Ja nie z wyzywałam Adama, ani on mnie. Poza tym on uratował mi życie ( chociaż dam rękę uciąć, że nie wiedział, że to ja. W innym przypadku podstawiłby mi jeszcze nogę… ), a ja mu za to podziękowałam.
-Sama nie wiem. Chyba po raz pierwszy ujrzałam w nim człowieka…- byłam przerażona swoim stwierdzeniem, więc przyśpieszyłam, tym razem mocno trzymając się barierki.
-Więc twój lekarz powiedział, że masz mieć ten gips jeszcze tydzień, ale ty chcesz go zdjąć teraz?- dopiero teraz komiczność i bezsens całej sytuacji do mnie doszły. Przecież mogłam poprosić Jacka, żeby mi coś zrobił z tym gipsem i byłoby po całej sprawie. Co jak co, ale na rozwalaniu i niszczeniu wszystkiego to on się zna!
-Tak. Dokładnie. Nic mnie już nie boli, mogę chodzić normalnie… a raczej mogłabym, gdyby nie ten gips! –odpowiedziałam na pytanie zadane przez lekarza.
-Dobrze. Zdejmiemy go, zrobimy prześwietlenie i zobaczymy co da się zrobić.- uśmiechnął się miło. Zawsze mówiłam, że spoko z niego gość. Szczególnie jak dawał mi zwolnienia z wf…
Poszłam do gabinetu nr 119. Weszłam do środka sama, bo jak stwierdził Conor, jestem już dużą dziewczynką.
Mężczyzna w środku uśmiechnął się do mnie i kazał zająć wskazane miejsce. Usiadłam więc, a on wyjął z szafki jakieś urządzenie. Nie byłam pewna, jak ten sprzęt się nazywa, może jakaś piła czy coś, wiem jedynie, że służy do rozcinania gipsu, a trauma z dzieciństwa niespodziewanie wróciła.
Miałam wtedy gips na ręce. Miałam góra 4 lata. Nie chciałam się go pozbywać, był cały w obrazkach wykonanych przez braci Maynard oraz ich jeszcze malutkiej siostrzyczki Anne, która miała wtedy 2 lata. Wówczas 9 letni jeszcze Conor podbiegł do mnie, wręczył mi swojego misia i powiedział:
-Tylko nie płacz! Zdjęcie gipsu nie boli… chyba.- powiedział niepewnie.
-Jak będziesz chciała, to możemy zrobić, żebyś miała drugi gips.- uśmiechnął się siedmioletni Jack.
A jak się stało, że miałam gips? Chciałam dorównać chłopakom i wdrapać się do nich na drzewo, a że nigdy wysportowana nie byłam, skończyło się upadkiem. Zawsze się z nimi przyjaźniłam. Jak byłam malutka, to Conor z Jackiem się mną „zajmowali”. Na początku byłam taką typową „chłopiarą”, bawiłam się samochodzikami i robotami. Dwa lata po moich narodzinach urodziła się Anne. Wtedy dwuletnia ja postanowiłam zajmować się małą i dopiero wtedy zaczęłam bawić się lalkami. Jednak szybko mi się to znudziło. Anne była mała, nie chodziła, nie mówiła, ciągle tylko spała i jadła, więc wolałam bawić się z jej braćmi, którzy potrafili niestety i chodzić i mówić, nie mówiąc już o nieszczęsnym wspinaniu się na drzewa czy przeklinaniu…
Pojechaliśmy w końcu do szpitala. Nie wiedziałam, jak mi mają zamiar to ściągnąć z tej ręki. Sama próbowałam kilka razy, no ale jakoś tak nie wyszło… Usiadłam z mamą, a lekarz wyjął podobny sprzęcik do tego co teraz. Przestraszyłam się i zaczęłam płakać, no ale byłam wtedy małym dzieckiem! Im ostrze było bliżej, tym ja bardziej się wyrywałam.
-Nie ruszaj rączką.- powiedział spokojnie mężczyzna. Posłuchałam się i gdy tylko ostrze dotknęło mojego gipsu skutecznie kopnęłam mężczyznę w rękę, a na dodatek tak mocno, że ostrze wyrwało się z jego ręki i skaleczyło delikatnie moją rękę, którą trzeba przyznać, że w ogóle nie ruszałam!. Ile było płaczu! Mimo, że było to lekkie draśnięcie, to krew lała się niemiłosiernie! A ja jako dziecko panicznie bałam się widoku krwi. No i dopiero wtedy się zaczęło! Płacz, wyrywanie się. Coś strasznego! Nie pamiętam jak, ale zdjęli mi w końcu ten gips. Na koniec całej afery dostałam nowy samochodzik, taki jakiego chłopaki nie mieli i nigdy już nie dostali! Podziwiali go, a gdy tylko go dotknęli zawsze dostawali po głowie…
Ze wspomnień wyrwał mnie dopiero odgłos tego strasznego urządzenia. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. No przecież Alex się niczego nie boi! No może oprócz skakania z Wankiem. Tego się już boję i więcej nie będę próbować skakać! NIGDY.
-No niech pan to robi szybciej!- pisnęłam  i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, gipsu na mojej nodze już nie było.- Dziękuje.- powiedziałam i chciałam stanąć na swoich nogach. Ta, która została uwolniona z gipsu, była jakaś dziwnie lekka, aż bałam się na niej ustać. Jednak spróbowałam i wszystko było ok, a co najważniejsze nie bolała! Wybiegłam z gabinetu i wtuliłam się w Conora.
-Co, chcesz dostać w nagrodę nowy samochodzik? – roześmiał się, a ja rzuciłam mu groźne spojrzenie.
-Idziemy na prześwietlenie!
Tak szybko szłam, że Conor za mną nie nadążał. W pewnym momencie podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę.
-Twoi rodzice mnie zabiją, że ci na to wszystko pozwoliłem.-jęknął.
-Spoko. Nie powiem przecież, że mnie do tego zmusiłeś czy coś… Jakby co zwalę wszystko na Jacka! No chodź! – pociągnęłam go za sobą, a po chwili byłam już w trakcie prześwietlenia.
Odebrałam płytkę i poszliśmy z powrotem do mojego lekarza.
-Jest dobrze. Kup sobie uciskową opaskę na nogę i chodź ten tydzień jeszcze w niej.- uśmiechnął się do mnie oglądając zdjęcia mojej nogi.- A co ty zrobiłaś, że sobie tą nogę skręciłaś?
-Nie chce pan wiedzieć, długa historia… Moja głupota przeraża.- wyszczerzyłam zęby, a mężczyzna nie dopytywał się już o nic więcej.
-Teraz mogę ci dać bez żadnych zastrzeżeń te zwolnienie z wf, nie to co w tamtym roku…
Pamiętał! Wziął kartkę, wypisał zwolnienie i podał mi je. Najchętniej to bym go wyściskała, ale się powstrzymałam. Podziękowałam więc i wyszliśmy z jego gabinetu.
Zaszliśmy do apteki i Conor kupił mi tą opaskę.
-Wydałem już 60 funtów… - jęknął. – Jack wygrał…
-Ok. On się nie musi dowiedzieć. Oddam ci.
-Dobrze się czujesz? Może jesteś chora albo coś?- zapytał.
-Nie. O ile się założyliście z Jackiem?
-100 funtów.
-Ale z ciebie fraa… ale dobra! A więc 60 funtów z tego pokryje twoje straty, a resztą się ze mną podzielisz.
-Nie. Jednak nie jesteś chora. – uderzyłam go lekko w głowę i pobiegłam do samochodu.
W domu było wyjątkowo cicho. Tylko Jack rozmawiał z kimś przez telefon. Czy on zmienił sobie telefon? Ma taki jak ja… Przecież to MÓJ TELEFON!
-Z kim ty gadasz!? JACK!!- chciałam wyrwać mu swoją komórkę, ale on rozłączył się i uniósł ją w górę. Podskoczyłam, ale dalej byłam za niska. – Ja cię zabije kiedyś! Oddawaj!
-Upss.- upuścił ją, ale na szczęście zdążyłam ją złapać.
-Ja cię zabiję.- weszłam w spis połączeń. On rozmawiał z Andreasem…
-Dobrze się czujesz?- nagle zapytał Jack. Najprawdopodobniej zbladłam i zakręciło mi się w głowie. Usiadłam na kanapie.
-Ja cię zabije! – rzuciłam się po chwili na Jacka, ale ten posadził mnie ponownie na kanapie i sam usiadł obok mnie.
-Spoko. Pogadaliśmy sobie trochę. On myślał, że ty się na niego obraziłaś i że nie chcesz z nim rozmawiać.- powiedział rozbawiony, a Conor oparty o blat kuchenny bacznie się nam przyglądał.
-I co mu powiedziałeś?
-Że chyba go główka boli po ostatnim upadku.- gdybym mogła zabijać wzrokiem, Jack dawno by już nie żył.-Powiedziałem, że ty go kochasz, a że on jest frajerem to ma jeszcze większe szanse u ciebie, bo ty lubisz chyba frajerów, bo jak tak patrzę na ciebie i Con’a, ten Wellinger i Kraus, i ta cała reszta. Nikogo normalnego oprócz mnie i Lou nie znasz…
-Dalej. O czym rozmawialiście dalej!- mało mnie obchodziło to, czy Jack jest normalny czy nie.
-Kazał ci powiedzieć, że skoro uważasz, że on jest skończonym frajerem i dupkiem, to po co robiłaś mu nadzieję i żebyś nie dzwoniła.
-CO!? – znów bym się na niego rzuciła, ale mnie przytrzymał. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wyrwałam mu swoją komórkę i zadzwoniłam do Marinusa, ale on też nie odbierał.

*Kraus*
Mieliśmy kolejny trening. Trener był trochę na mnie wkurzony, ale mu przeszło. Stałem na schodach na szczycie skoczni i czekałem aż Richard odda swój skok. Puścił się belki, zjeżdża, odbija się od progu i ląduje na buli.
-Ale słabo!- krzyknąłem, ale chyba mnie nie usłyszał. Usiadłem na belce i również wykonałem skok.
Odpiąłem narty, wyjąłem wkładki i usiadłem przy Severinie.
-A ty znów żujesz wkładki? Może chcesz moje? – pomachałem mu nimi przed nosem, ale on je odrzucił. Podniosłem więc je i położyłem obok siebie.
-Telefon ci dzwonił, Alex kilka razy i Wellinger. Pozdrów ich.
-Ja ci nie zaglądam do telefonu…
-Trener kazał wyciszyć głos. – usprawiedliwił się, po czym odszedł.
-Haaloo? – zadzwoniłem do Andreasa. Chciałem wiedzieć co odpowiedzieć Alex na pytania, które ją nurtują. Może w przyszłości zostanę psychologiem? Chyba bym się nadawał… Otworzę poradnię małżeńską… Albo..
-Posłuchałem się znowu ciebie i co?  I znów żałuję. Dzwonię do Alex, odbiera ten jej „przyjaciel” o ile to nie jest coś więcej…
-Do rzeczy.- pośpieszyłem go, bo trener zbliżał się w moją stronę. Wyczuwam kłopoty… Dziś to nawet nie mam czasu zgłodnieć!
-No i on do mnie, żebym się zdecydował co czuję do Alex i że on o wszystkim wie.- mówił bardzo szybko i niezrozumiale. Ledwo nadążałem. – Potem powiedział, że Alex uważa mnie za dupka i skończonego frajera! Potem, że dopóki się nie zastanowię to mam do niej nie dzwonić i się od niej odczepić… A czy ja się do niej przyczepiłem!?
-W pewnym sensie mądrze gada… Bo… Jesteś frajerem, nie da się zaprzeczyć...
-Powiedziałem mu, żeby przekazał Alex, że skoro ma o mnie takie zdanie i nawet nie chce odebrać ode mnie telefonu, tylko mu każe, to niech sama spada…
No to zapowiada się ciekawy dzionek…
Uśmiechnąłem się do trenera, powiedziałem co myślę o dzisiejszych skokach i zadzwoniłem tym razem do Alex.
-Dlaczego nie odebrałaś od Andiego, tylko kazałaś komuś innemu?
-Nie kazałam nikomu odbierać! Po prostu zapomniałam telefonu!
-Zadzwoń do Andreasa i mu to wytłumacz.
-Ale on jest głupi.- westchnęła dziewczyna.- Czy on nie widzi, że mi na nim zależy? A Jack jest jeszcze gorszy od niego! Eh… Szkoda słów…
-Zadzwoń do niego.- upierałem się dalej.
-No i co ja mu powiem…- jęknęła. Czy ja mam rozwiązywać od teraz ich każdy problem? Chyba muszę pobierać za to jakąś opłatę.
-Czekaj. Jack. To odebrał Jack? Brat Conora?- roześmiałem się.- Andi myśli, że to Conor i że ty mu kazałaś… I że to mu nie wygląda na przyjaźń, a na coś więcej…
-Ja i Jack? Coś więcej… OMG! – roześmiała się.
*ALEX*
Śmiałam się jak głupi do sera. Serio? Ja i Jack to coś więcej? Dobra, on nie wiedział, że to Jack, a że Conor. No ale ja i Conor? Ten Welli jest taki głupi czy tylko tak udaje? Ciekawe o kogo teraz będzie zazdrosny…
Postanowiłam, że wyśle do niego smsa, będzie łatwiej.
Ja:
„Nie kazałam nikomu od ciebie odbierać… Po prostu zapomniałam komórki…”
Andreas:
„Nie mam czasu pisać. Cześć.”
Jaki on jest uparty!
Ja:
„Wiem, że masz czas. Siedzisz w tym swoim domku i oglądasz durny serial… Jeżeli nie stać cię na normalną rozmowę to trudno. Chcę tylko, żebyś wiedział, że cię nie unikam i nie mam pojęcia o co tobie chodzi. Cześć.”

Nawet nie odpisał! Trudno…
__________________________
Hejka :) Co tam u was jak tam po świętach? Ja w sumie wykończona, dziś też spokoju nie było, a jutro luzik i odpoczywanie przed tv, bo TCS <3 Kamil w końcu wrócił! Musze przyznać, że udała mu się niespodzianka na święta dla fanów. Teraz czekamy tylko, aż Andreas się wykuruje i wróci do skoków :) Ja się już doczekać szczerze nie mogę! Ale zdrowie najważniejsze i tego się trzymajmy :D Komu będziecie jutro kibicować?

A wracając do opowiadania. Dalej mamy tu wakacje, z jednej strony suupeer, bo szkoły nie ma, ale w zimę więcej się dzieję, bo PŚ, TCS i ta cała reszta! Muszę chyba jakoś przyśpieszyć akcję, ale nie wiem, jak i czy mi się uda...

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 18:

Byłam na zawodach. Nie wiem gdzie, ale to nie było ważne. Stałam opierając się o ramię Marinusa. Było mi tak wygodnie i mogłabym tak stać z nim godzinami. Nagle spiker wykrzyknął: teraz kolej na ANDREASA WELLINGERA! Młody Niemiec wybił się z progu i leciał, leciał, leciał… Wydawało się, że trwało to wieki! W końcu wylądował kilka metrów dalej od innych skoczków. Była to druga seria, a on był ostatnim z zawodników. Sprawa była jasna. Wygrał!
Dziennikarze od razu otoczyli chłopaka i zadawali niezręczne pytania, fanki wykrzykiwały jego imię i prosiły o zdjęcia oraz autografy. Jednak on zignorował ich wszystkich i podbiegł do mnie, podniósł mnie i obrócił dookoła. Zatrzymaliśmy się i spojrzał mi prosto w oczy.
Nagle z głośników ktoś puścił dobrze znaną mi piosenkę. „Are you crazy, are you crazy…”
-Jesteś idiotą! - usłyszałam głos niewiadomego pochodzenia. Czy to było do mnie? Czy to powiedział Andreas!?
STUK, PUK! Obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny, a mnie coraz bardziej bolała głowa.
-Obudzisz ją! – znów ten ktoś wykrzyczał, a obraz odpłynął. Przetarłam oczy i otworzyłam je. Przywitało mnie mocno świecące słońce i ból głowy.
-Aaaaleeeeex! – do pokoju wpadł Jack.- A jednak spała… Trudno! – złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię. Zaczęłam go bić po plecach, ale to nie dawało żadnych rezultatów. Przestałam się więc wyrywać, a chłopak wniósł mnie triumfalnie do salonu.
-Telefon wydzwania ci od samego rana… - jęknął Conor. – Obudził mnie.
-A mnie obudził twój śpiew…- warknęłam wściekła. Każdy wie, że ja kocham spać! Oni przede wszystkim!
-To nie ja śpiewałem… -jęknął Conor podnosząc ręce do góry, jako że był niewinny.
-To niby kto? – spojrzałam na Jacka, a on uśmiechał się szeroko do ucha do ucha. Mówiłam już, jak bardzo wkurza mnie ten chłopak?
Conor podał mi moją komórkę. Odblokowałam ją i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to 30 nieodebranych połączeń. ZAPOMNIAŁAM ZADZWONIĆ DO MAMY! Tak jak się spodziewałam, 15 połączeń było od mamy, 5 od taty, do tego kilka wiadomości również z ich numerów… A kolejne 8 od Marinusa, jedno od Piotrka Żyły, ciekawe co chciał ode mnie… Mówił, że jeszcze kiedyś zadzwoni, ale nie spodziewałam się, że już. Za to tego, że właścicielem numeru, który również do mnie zadzwonił, był nie kto inny, jak Andreas Wellinger we własnej osobie… To tego się nie spodziewałam…
-Rodzice?- Jack zapuszczał żurawia co jakiś czas, żeby cokolwiek zobaczyć, ale nie dawałam mu tej satysfakcji.
-Nie tylko. Co ich wszystkich wzięło na dzwonienie do mnie z samego rana!?
-Dziewczyno, jest już 14!! Heeloooł! Pobudka! – spojrzałam na zegar w mojej komórce. Rzeczywiście! Zaraz powinnam wychodzić do fryzjerki, a muszę oddzwonić do rodziców… Do Marinusa też muszę. Nie wiem tylko co zrobić z tym Wellingerem…
-Nad czym tak myślisz? – zagadnął Conor.
-A gdzie jest Lou? – zmieniłam temat, ale naprawdę dopiero zauważyłam jej nieobecność.
-Dawno wstała i poszła. Miała kilka spraw, wróci wieczorem. Nie każdy ma takie beztroskie życie jak nasza Alex.- stwierdził Jack, wstał z kanapy i poszedł gdzieś. Ja również wstałam, tyle, że znów zapomniałam o tym, że mam gips. Źle ustałam, nie utrzymałam równowagi, a w rezultacie opadłam ponownie na kanapę. Podjęłam drugą próbę wstania, tym razem zakończoną sukcesem. Jest okey. Pokuśtykałam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi, usiadłam na łóżku i zadzwoniłam do mamy.
-Alex! Dlaczego nie odbierałaś! Dzwoniliśmy z tatą do ciebie ze sto razy!
-Mamo… nie sto, a dwadzieścia… - poprawiłam, co jednak jej nie uspokoiło.
-Co ty robiłaś, że nie miałaś czasu zadzwonić ani odebrać!?
-Właściwie to, dopiero wstałam…
Opowiedziałam jej wszystko od wczoraj aż do dziś, oczywiście pomijając imprezkę, szampana, rozmowę z Jessicą i inne szczegóły, które by jej zbytnio nie ucieszyły. Nie powiedziałam też ani słowa planowanej wizycie u mojego starego lekarza. Muszę się pozbyć tego gipsu! Za to o fryzjerze opowiadam naprawdę długo. Gdy uspokoiłam swoją rodzicielkę i pozdrowiłam tatę, to rozłączyłam się. Tym razem wybrałam numer do Marinusa.
-Myślałem, że coś ci się stało! Dlaczego nie odbierałaś? Nie mów, że poszłaś zdjąć ten gips…- krzyczał jak najęty, a  ja spokojnie słuchałam.
-Mari, spokojnie! Jeszcze nie…-  stwierdziłam.
-JESZCZE!? Co ma znaczyć słowo, jeszcze?- a czego tu nie rozumieć?
-No, że pójdę i mi go zdejmą. – uśmiechnęłam się sama do siebie.- Zaraz mam wizytę u fryzjera, więc przechodź do sedna.
-Ok. Więc Wellinger zostaje trenować, no wiesz, w Ruhpodling! Ty wrócisz do domu, idziesz na skocznie i niby przypadkiem na niego wpadniesz. Wiesz jak on za tobą tęskni!?- rudy skoczek mówił to z takim zapałem. Już sobie wyobrażała, jak żywo to gestykulował i uśmiechał się szeroko. Na samą myśl zatęskniła za Niemcami.
-ON do mnie dzwonił…- wymsknęło mi się. Nie chciałam mu o tym mówić, ale z drugiej strony może on mi powie, co mam z tym zrobić.
-To oddzwoń. I po problemie.- stwierdził szczęśliwy, że rozwiązał mój problem.
-Jakby coś chciał poważnego, to by zadzwonił jeszcze raz.
-ZADZWOŃ!
-Kraaaaus! – ktoś zawołał Marinusa.
-Czego? Nie widzisz, że rozmawiam?
-Schuster cię woła!- odpowiedział niezidentyfikowany głos.- Z kim gadasz? Z Alex? Pozdrów ją! A teraz chodź!
-Sorki Alex. Muszę iść. Masz pozdrowienia od Wanka. Pa.-i się rozłączył.
Szukałam numeru do Piotrka, przecież do niego też musiałam zadzwonić! Zamiast jego numeru, wyskoczył mi ten do Wellingera. Wyszłam i wybrałam tym razem ten należący do polskiego skoczka.
-Oleeeńkaaa! – wykrzyknął.
-Hej Piotrek.- uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Myślałem, że już nie zadzwonisz hehe. Wiesz.. no bo ten… noo… no kurde! Co ja chciałem powiedzieć!? hehe
-Spokojnie, Piotrek. Pomyśl.- powstrzymywałam się od śmiechu.
-Ooo Maciej przyszedł! Kooocuur!- krzyknął tak głośno, że aż oddaliłam telefon od ucha.-Ktoś do ciebie.- co on wyprawia?
-Ale kto dzwoni?- zdezorientowany zapytał Żyłę, ale on mu nie odpowiedział.
-Halo?- powiedział niepewnie. Milczałam.- Chyba się rozłączyło.- stwierdził Maciek, a w tle usłyszałam te specyficzne hehehe. Nie wytrzymałam, roześmiałam się.- A jednak nie. Ooo Ola.
-Alex, nie Ola.- poprawiłam go. Tak mogła mnie nazywać tylko babcia! No i Piotrek…
-Aaa Alex! Ola. Myślę, co za Ola!? A ten Wiewiór ma cię zapisaną jako ‘Oleńka’. Co tam?
-Nie mam zbytnio czasu, więc wiesz…
-A spoko. To nie przeszkadzam. Cześć.- rozłączył się, a ja odetchnęłam z ulgą. No bo o czym miałam z nim rozmawiać? O tym, że Wellinger jest o niego zazdrosny?
Zebrałam swoje rzeczy, które były porozrzucane po całym pokoju, te potrzebniejsze wrzuciłam do torby, a potem poszłam się szybko przebrać. Przeczesałam swoje jeszcze kolorowe włosy, które działały jak magnes na niektórych skoczków. Na same wspomnienie znów się uśmiechnęłaś. Zapowiadał się dziś naprawdę fajny dzień.
Wyszłam z łazienki i ponownie weszłam do kuchni. Wlałam do kubka kawę, wyjęłam z lodówki coś do jedzenia i usiadłam do stołu.
 W telewizji leciał jakiś serial.
-Kocham cię!- powiedziała główna bohaterka.
-Ale nie możemy być razem…- po policzku jej chłopaka, czy jak to tam nazwać, spłynęła łza.- To wszystko nie jest takie łatwe.
-Ale z niego baba…- jęknął Jack i przełączył na inny kanał.
-JACK! Ja to oglądam!- warknął Conor i gotów był walczyć o pilot na śmierć i życie. Popatrzyłam na nich i choć chciałam to skomentować, ugryzłam się za język. Po co im się narażać, skoro i tak wiem, że muszę któregoś z nich prosić o łaskę, żeby za chwilę zawieźli mnie do fryzjera? Wróciłam do jedzenia swojej kanapki, gdy poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Spojrzałam do góry. Nade mną stał Conor.
-Chcesz czegoś?- zapytałam z pełną buzią.
-Właśnie jesz ostatni kawałek mojej ulubionej szynki!- wydukał wściekły.
-Było napisać na karteczce, żeby jej nie ruszać i przykleić ją do tej szynki…- wzięłam kolejny gryz patrząc prosto w oczy Conora. Ten tylko ścisnął pięść.
-Ciekawe kto cię do fryzjera zawiezie…- mruknął pod nosem i gotów był już odejść, jednak złapałam go za rękę.
-Oddam ci moją drugą kanapkę, tylko nie każ mi jechać z nim… - spojrzałam na Jacka i byłam pewna, że w moich oczach było widać rozpacz. Podsunęłam kanapkę pod sam nos Conora, on zmierzył ją wzrokiem i po chwili rzucił się na nią. Kilka minut później byliśmy w drodze do mojej fryzjerki.
Weszliśmy do środka, nic się tu nie zmieniło. Pomarańczowe ściany, na których wisiały te same dyplomy i te same zdjęcia od kilku lat, podłoga ułożona z jasnych płytek. Po prawej stronie były trzy stanowiska pracy, a po lewej przyjmowano zapłatę. Spojrzałam na swoje ramię, przez tą aferę z szynką zapomniałam torebki!
-Conor. Zapomniałam portfela.- spojrzałam błagalnym wzrokiem prosto w oczy chłopaka.
-Ale siara. Jak zapłacisz?- roześmiał się.
-No… Ty za mnie zapłacisz… - zaśmiałam się nerwowo.- Tak?
-Ja wiedziałem. Ja wiedziałem, że tak się skończy! Ale nie… Wierzyłem, że jednak będzie inaczej… A tamten się będzie cieszyć…
-Że co?- niczego nie rozumiałam, ale Conor wyjął portfel i podał mi kilka banknotów.
-Zakład. Ehh
-Dobra, nie chce wiedzieć. Dziękuje.- musnęłam delikatnie jego policzek ustami i usiadłam na jednym z foteli. Po chwili podeszła do mnie Eva, jak dla mnie najlepsza fryzjerka w całym wielkim Londynie!
-To co dziś robimy?- zapytała.
Wyjęłam komórkę, pokazałam jaki chce kolor, wyjaśniłam jak podciąć włosy i inne detale. Po czym Eva zabrała się do pracy, a ja opowiadałam o nowym mieszkaniu.
-Te skoki narciarskie, tak, na czym to polega?- zapytała nagle.
-No wiesz. Faceci w obcisłych kombinezonach, pod którymi kryją się naprawdę dobrze umięśnione klaty, w kaskach na głowie i w nartach na nogach, wchodzą na taką ogromną skocznię i skaczą! – nie umiałam jej wytłumaczyć, bo sama nie znałam się na tym, a tym bardziej nie miałam zamiaru więcej tego praktykować.- Ale muszę przyznać, że bardzo ciekawe. Obejrzyj kiedyś tam w telewizji.
-Przystojni? – dopytywała się.
-No. No jest kilku.- pomachałam głową, przez co kobiecie wypadł kosmyk włosów, w którym przycinała mi końcówki. Odnalazła go i kontynuowała pracę.
-A fajni są?
-Tych, których akurat znam, to tak. Są naprawdę fajni! Niemcy i Polacy są najlepsi! Innych zbytnio nie znam, więc nie będę nic mówić. Wiesz, są świetni, ale jak tak na nich czasami patrzę, to się zastanawiam, czy pod tymi ich kaskami jest coś oprócz włosów… - skomentowałam mając na myśli to, jak ostatnimi czasy zachowuje się Wellinger. Właśnie, oddzwonić do niego, czy nie?
***
*opowiada Andi*
Kraus mówił, zadzwoń do niej! Ona tęskni! Ona cię potrzebuje! Guzik, a nie potrzebuje… Pojechała do Anglii, do tego swojego Conora i świata poza nim pewnie nie dostrzega… Po co jej ktoś taki, jak ja? No, bo on jest bogaty, sławny, a mnie po zdjęciu kombinezonu i kasku mało kto rozpoznaje… Jestem rozpoznawalny tylko podczas zawodów, taka jest prawda. Mało jest takich prawdziwych fanów, co to poznają cię zawsze i wszędzie… Ale wracając do Alex. Ta dziewczyna mnie intryguje. Jest taka śliczna, taka delikatna, subtelna, uważa na każde wypowiedziane słowo, ale jest tylko taka przy mnie… Znaczy, śliczna to ona jest zawsze, no ale reszta? Czasami wydaje mi się, że chłopaki znają inną Alex, nie tą, w którą ja jak mocno pokochałem. Więc jaka jest prawdziwa Alex? Ile bym dał, żeby móc ją w końcu rozszyfrować! A to, że jest dla mnie wielką zagadką sprawia, że jeszcze bardziej jej pragnę! Tak więc w chwili słabości zadzwoniłem do niej. Jeden sygnał, drugi, trzeci. I nic. Może nie usłyszała? A może nie chciała odebrać? Tego nie jest mi już dane się dowiedzieć. Rozłączyłem się i nie miałem zamiaru drugi raz dzwonić. Nagle zadzwonił mój telefon. Czy to Alex? Ucieszyłem się jak małe dziecko, ale gdy zerknąłem na wyświetlacz wszystkie moje nadzieje odfrunęły.
-Czego?- warknąłem wściekły na cały świat. Dzwonił Kraus, a nie Alex.
-Nie mogę się do niej dodzwonić. Wiesz coś może?
-Niby skąd? Ale od ciebie też nie odbiera? – odetchnąłem z ulgą, ale po chwili ten fakt mnie zaniepokoił. Przecież od Marinusa na pewno by odebrała! A co jeśli coś jej się stało?
-Dzwoniłeś do niej? – zapytał zszokowany.
-Mam do ciebie sprawę.- stwierdziłem nagle.
-Niby jaką…
-Masz do mnie zdzwonić, gdy do ciebie oddzwoni.- uśmiechnąłem się sam do siebie dumny ze swojego błyskotliwego pomysłu.
-Spoko, do ciebie pewnie też oddzwoni, skoro dzwoniłeś. – chciał mnie pocieszyć, ale ja nie byłbym tego taki pewny. Rozłączyłem się, nie chciałem zajmować ani jego ani swojej linii. Przecież ona mogła teraz chcieć do któregoś z nas zadzwonić!
Minęła godzina, a moja komórka milczała. Dwie godziny. Dalej nic. Nie wytrzymałem. Wziąłem telefon i znów dzwonię do swojego rudego przyjaciela.
-Dzwoniła?- zapytałem nie czekając na jakiekolwiek słowa Krausa.
-Nie. Za to ja dzwoniłem do niej już z 10 razy i nic! Gdybyśmy mieli numer do tego Conora, to moglibyśmy do niego zadzwonić… A tak to nic! Zero informacji! – mówił przejęty. Rozłączyłem się. Może zaraz zadzwoni? Jednak w głowie pojawiało mi się tysiące myśli i nie mogę powiedzieć, że były to same myśli pozytywne…
Po kolejnej godzinie zacząłem nerwowo chodzić po całym domku. Była 12. Powinienem być dawno na skoczni i trenować! Pewnie mój trener z klubu zaraz się tam zjawi… Zadzwoniłem do niego, powiedziałem, że się chwilę spóźnię, ale ten nie należał do wyrozumiałych ludzi. Powiedział, że jeżeli nie będę za 5 minut, to on już sprawi, że więcej się nie będę spóźniał. Wolałem nie poznawać jego metod na zwalczanie niepunktualności u swoich podopiecznych, więc spakowałem do torby kombinezon, ten różowy, z którego tak bardzo nabijała się Alex, chwyciłem narty i pobiegłem prosto na skocznię.
Dobrze zrobił mi ten trening. Trzy godziny minęły mi tak szybko, nawet nie było czasu myśleć o Alex! Gdy wszedłem do szatni, aby się przebrać zadzwonił telefon.
-Najpierw ona nie odbiera, teraz ty.- podsumował Marinus.
-Stary, trening miałem! Trener taki zły, jakby go coś w pewne miejsce ugryzło… No ale do rzeczy. Odebrała w końcu?
-Po piętnastym razie sobie darowałem. Oddzwoniła o 14. Ona dopiero o tej godzinie wstała. A my się tak zamartwialiśmy. – odetchnąłem z ulgą.- Wczoraj trochę zabalowali, a teraz siedzi już pewnie u fryzjera. Bo wiesz, ona na rudo się farbuje! Jak ona mnie kocha! Nie będę teraz taki osamotniony w byciu rudym, chociaż mój rudy wpada bardziej w blond… Na zdjęciach, jak się tak głębiej przyjrzeć, to nawet moje włosy przypominają trochę twoje…-  Jak dobrze, że Alex oddzwoniła do Krausa. Może i do mnie też oddzwoniła, a ja byłem na treningu ? Co jeśli teraz to ona się o mnie zamartwia.. Jeśli pomyśli, że się na nią obraziłem? Albo, o zgrozo, co jeśli to ona się na manie teraz obraziła!?
-(…) A wtedy Piotrek do mnie, że…- jakim cudem, z tematu o włosach Marinusa, gadaliśmy już o Żyle?
-Słuchaj. Muszę kończyć.- przerwałem jego interesujący monolog, który trwał już pewnie dobrych kilka minut. – Cześć.
Spojrzałem w spis połączeń. Oprócz kilku nieodebranych od Marinusa i jednego od rodziców nikt inny nie dzwonił. Dlaczego Alex oddzwoniła do tamtego idioty, a do mnie nie?
***
*Alex*       
-Coś ty ze sobą zrobiła? – skomentował Conor, gdy wsiedliśmy do jego samochodu.-I to jeszcze za moje pieniądze!
-Przecież ci oddam.
-I tak przegrałem zakład, to wiesz…
-Jaki zakład?- nie byłam pewna, czy chce wiedzieć, ale skoro chłopak tak bardzo to przeżywał, to musiało iść o dużą stawkę. Reasumując, nie mogłam nie wiedzieć!  
-No bo Jack powiedział, że ja tobie nie odmówię i jeszcze pierwszego dnia wydam na ciebie z 50 funtów… I co? Właśnie wydałem 45…
-Hehehe ale to jeszcze nie 50. – spróbowałam naśladować śmiech Żyły, ale nie wyszło. Trudno.- Właściwie to chciałam ci oddać, ale skoro zakładacie się o takie rzeczy, to ci już nie oddam.- stwierdziłam, na co chłopak przewrócił oczami.
-Gdzie jedziesz! Do lekarza!- warknęłam.
-Serio?
-Serio. Czy ja nie wyglądam serio?- zapytałam, jednak było to pytanie czysto retoryczne. Nie oczekiwałam żadnej odpowiedzi… jednak nie dla wszystkich było to chyba takie jasne…
-W tych rudych włosach…- nie dokończył na jego szczęście.
-Po za tym to one nie są RUDE, a marchewkowe. – poprawiłam go.

Chłopak zatrzymał się pod moją „starą” przychodnią. Wyszłam z samochodu i nie czekając na niczyją pomoc zaczęłam wchodzić po schodach. Było mokro i ślisko. Nagle poślizgnęłam się na ostatnim stopniu. Na szczęście, gdy już pogodziłam się z tym, że za chwilę wyląduję na ziemi i ewentualnie coś sobie ponownie złamię, poczułam czyjś mocny uchwyt, który złapał mnie w talii. Byłam uratowana! Spojrzałam prosto w oczy wybawcy i już chciałam się słodko uśmiechać do Conora, tyle że był jeden problem. Moim wybawcą wcale nie był Conor.
___________________________

Nie wiem, czy dodam coś jeszcze przed świętami, więc chciałabym już wam życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT :) 

wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 17:

Nie byłam pewna, czy Wellinger jest taki głupi, czy tylko udaje… Był zazdrosny o Conora? O fotografa? Dobrze, że nie jest jeszcze zazdrosny o Krausa, bo z nim też gadam! No ale cóż, nie ma się co denerwować. Złość urodzie szkodzi, a ja nie chce być przez niego brzydka… Jest głupi, a to nie moja wina. Moją wino jest jedynie to, że zakochałam się w nieodpowiednim człowieku. Ale to się dziś nie liczy… Idę spać, a jutro o tej porze będę już dawno w Anglii, będę siedzieć na mojej ulubionej kanapie w domu Con’a i będziemy oglądać razem z Lou i Jackiem jakiś fajny film. Niemcy i ci wszyscy powaleni skoczkowie muszą odejść teraz na drugi plan. Z tych skoczków to tylko Kraus jedyny udany… Właśnie ciekawe czemu Kraus pytał się o tego Krafta? 
Śnił mi się Wellinger. Nie powiem, żeby był to koszmar… Podobał mi się ten sen i chciałabym, żeby powróciły stare czasy, gdy Andi był w miarę normalny. Śniło mi się, że byliśmy na jakimś spacerze, całowaliśmy się w świetle zachodzącego słońca… Typowy sen niejednej z nastolatek, tylko że nie każda śni o Andim i nie każda go zna…
Gdy wstałam, byłam bardzo wypoczęta. Czułam się, jakbym spała co najmniej jakieś dwanaście godzin, ale gdy spojrzałam na zegar przeżyłam szok. Właśnie wyskoczyło, że jest równo siódma! Spałam siedem godzin i się wyspałam!? Przecież to niemożliwe… Idę dalej spać!
Położyłam głowę na poduszkę, która była w kształcie serca. Dostałam ją kiedyś od Jacka na przeprosiny. Dziwne? Nie, on potrafi być naprawdę słodki, choć nigdy tego na głos nie przyznałam. Wierciłam się i kręciłam, ale usnąć nie mogłam… W rezultacie pół godziny później byłam już w kuchni i popijałam sobie kawkę.
-A ty co tutaj robisz?- moja mama zrobiła wielkie oczy. Rzeczywiście, takie to dziwne, że Alex wstała tak wcześnie.
-Ja chce już do Anglii, mamo.- jęknęłam, wylewając przy okazji kilka kropel gorącej jeszcze kawy na siebie.- Cholera… Jakie to gorące!
-Nie przeklinaj, dziecko.
-Dobra… Ale to serio gorące!
-Ja nie wiem, jak mogłam pozwolić ci mieszkać samej z Conorem…- moja rodzicielka spuściła wzrok na ziemię.
-Czekaj, że co?- tym razem zakrztusiłam się kawą. Postanowiłam, że bezpieczniej będzie na chwilę ją odstawić…
-Nie widziałam jak dorastasz, dobrze, że się przeprowadziliśmy tu. Widzę, że już się zaczynasz zmieniać, z czego bardzo się cieszę… Tylko proszę, nie rób nic głupiego tam w Londynie… Obiecaj mi to…
-Spróbuję, nie będę niczego obiecywać…- przytuliłam się do mamy.- Myślisz, że w rudym będzie mi do twarzy?
Dopiłam kawę i poszłam się pakować, wcześniej jakoś nie miałam czasu. Jadę tylko na tydzień, nie muszę brać jakoś szczególnie dużo ubrań. Trzy pary jeansów, mój dresik do chodzenia po domu, może jakąś kieckę, kilka koszulek, no i bielizna. Ustałam nad walizką.
-Hmm… Czegoś mi tu brakuje… - podrapałam się po brodzie.
Nie był to mój laptop, bo stwierdziłam, że nie będzie mi tam do niczego potrzebny. Z Wellingerem i tak sobie raczej nie pogadam, a to mi nie pomoże o nim zapomnieć… Poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć, później spakowałam również swoje wszystkie kosmetyki. Zadzwoniłam do Conora, żeby umówił mnie do fryzjera. Miałam jeszcze całe trzy godziny do wyjazdu. Co ja mam teraz robić? Wskoczyłam na łóżko. Czy teraz każdy dzień w Niemczech ma być tak nudny?
Dopiero teraz, gdy zaczęłam rozglądać się po pokoju, zauważyłam czerwoną kopertę leżącą na biurku, które było cale zastawione najróżniejszymi rzeczami. Okey, wszystko co tam leżało, było moje, ale na pewno nie ta koperta. Wstałam i chciałam już wołać mamę, że chyba zostawiła coś w moim pokoju, ale na kopercie pisało wielkimi literami: Für Alex. Ten ktoś myślał, że ja pewnie nie ogarnę co znaczy te ‘für’ po niemiecku, ale ja dobrze wiedziałam. Lekcje z Krausem jednak dały niewielkie efekty. Poza tym można było się domyśleć…
Wzięłam kopertę, usiadłam ponownie na łóżku i otworzyłam ją. Wyjęłam jej całą zawartość. Były to zdjęcia i jakiś liścik. Zaczęłam więc od przeczytania tego jakże krótkiego tekstu, który znajdował się na kartce z notesu.
„ Hej Alex :)
To na twoją ścianę, z twoimi nowymi, niemieckimi przyjaciółmi :) ”
Zaczęłam oglądać zdjęcia. Na wszystkich byli moi kochani wariaci! Na każdym wygłupiałam się ze skoczkami z niemieckiej reprezentacji. Zdjęcia były głównie z Polski, ale kilka było takich, które robił sam Andreas… Czyżby to był prezent od niego? Kraus pewnie to przyniósł! Zaraz do niego zadzwonię.
-Czeeeeść Marinus! Dziękuje!
-Czyżbyś znalazła kopertę?
-Taak! Dziękuje… To od Andiego? Prawda? Tylko on wiedział, jak bardzo lubię zdjęcia i do czego one są potrzebne.-gadałam jak najęta.
-Nie wiem po co one ci są potrzebne, ale przepraszam, nie mogę rozmawiać… Zadzwoń jak dolecisz do Anglii, paa.
-Cześć. Jeszcze raz dziękuje! Kocham cię! – rozłączyłam się.
Szukałam czegoś, na co mogłabym je przykleić do swojej ściany, jednak wpadłam na lepszy pomysł. Może po prostu wezmę je ze sobą i pokaże Lou? Tak, właśnie tego mi brakowało ! Nie miałam ze sobą żadnych zdjęć…
-To co wyjeżdżamy?- do mojego pokoju wszedł tata.
-Tak.- włożyłam kopertę do walizki.- Jestem gotowa!
Pobiegłam pożegnać się z mamą i pojechaliśmy na lotnisko. Tam wsiadłam do swojego samolotu i zaczęłam rozmyślać o życiu, Niemczech i Anglii. Od kiedy się przeprowadziłam, moje życie zmieniło się o 180 stopni. Nawet ja się zmieniłam! Nie będę wracać już do tego, co było kiedyś. Podoba mi się ta nowa, lepsza Alex. Muszę zamknąć jeszcze tylko jeden rozdział w moim życiu, o imieniu Jessica… To będzie trudne, ale chyba nie chce mieć z nią już nic wspólnego… Ale nowa lepsza Alex musi się dowiedzieć o co chodzi złej Jess…
Gdy wylądowaliśmy już i odebrałam swoje walizki, pobiegłam najszybciej jak tylko się dało, w miejsce, w którym powinien czekać Conor. Ten chłopak mnie jednak nigdy nie zawiedzie… Stał z kartką z wielkim napisem: Kolorowo-włosa dziewczyno, witaj w domu!.
Rzuciłam się mu na szyję, przez co pogniotłam nieco jego plakat, ale to się teraz nie liczyło. Minęły dwa tygodnie, a ja zdążyłam się za nim już tak bardzo stęsknić…
-Heeej!- pocałowałam go w policzek i ponownie uściskałam.
-Ale się za mną stęskniłaś, co?
-Bardzo!- i znów go przytuliłam.- Nie mówiłeś nic Lou i Jackowi?
-Jakbym powiedział to oni byli by tu ze mną… To co jedziemy?- wziął moje walizki i poszliśmy przed siebie.
Czułam, że on coś knuje, ale nie zawracałam sobie tym zbytnio głowy. Musiałam cieszyć się chwilą.
Przejeżdżaliśmy dzielnicą, na której mieszka Jess.
-Zatrzymasz się tu?- zapytałam nagle.
-Po co?- spytał przestraszony Conor. Był tak samo zdziwiony moim pomysłem, jak i ja.
-Spoko, nie chce jej powyrywać włosów z głowy za to, że nas wszystkich okłamała i zraniła. Chcę z nią pogadać i zamknąć ten rozdział w swoim życiu.- powiedziałam spokojnie.
-Okey. Jak chcesz. – chłopak mimo swojej niechęci skręcił na jakże dobrze znane mi osiedle. Szczerze mówiąc, to nie byłam w domu Jess od jakiś 2 lat… Dopiero zdałam sobie z tego sprawę… Zawsze spotykaliśmy się u mnie lub o Lou…- Jesteś pewna? – spytał jeszcze raz, gdy się zatrzymał pod jej blokiem.
-Tak.- wyszłam z samochodu, delikatnie zamykając drzwi i poszłam prosto do klatki Jess. Akurat ktoś wchodził do bloku, więc nie musiałam dzwonić domofonem. Pobiegłam na czwarte piętro, na którym mieszkała i zadzwoniłam do mieszkania numer 30.
-Kto tam? – jakiś męski głos, najprawdopodobniej Adama, brata Jess, dobiegł do mnie zza drzwi.
-Otwórz te drzwi!- warknęłam.
-O Alex, a ty nie w Niemczech czy gdzieś?- otworzył je, najprawdopodobniej niedowierzając, że to mogę być ja. Inaczej pewnie nie otworzyłby tych drzwi… Przecież on mnie nienawidzi i to z wzajemnością…
-Wpuścisz mnie?- zapytałam w końcu, a chłopak dalej się mi przyglądał.
-Jakoś się zmieniłaś… Nie wiem jeszcze co w sobie zmieniłaś, ale się zmieniłaś…
-WPUŚCISZ MNIE!?
-Nie. Nie ma Jessicy. My raczej też nie mamy o czym gadać…
-Nie ma jej? Serio!? To kto siedzi w jej pokoju?- przez okno, które na pewno należało do jej pokoju, było widać poruszający się cień, no i było zapalone światło.
-Nie ma jej.- powiedział podenerwowany, jednak musi wrócić na chwilę jeszcze stara Alex. Odepchnęłam jego rękę i weszłam do środka.
-Dziękuje Adaś za to, że jesteś dla mnie taki gościnny… i miły! -rzuciłam przez ramię, nie spoglądając na niego.
-Nie, jednak się nie zmieniłaś…- chłopak poddał się i wszedł do środka. Rozejrzałam się. W salonie leżała ich matka, obok niej stały jakieś butelki… Czyżby była pijana? Poszłam prosto do pokoju Jessicy.
-Hej.- w pokoju dziewczyny panował jeden wielki nieład. Wszystko było porozwalane, a dziewczyna siedziała na łóżku zapłakana.
-Wyjdź stąd! – syknęła.
-Co jest?- usiadłam obok niej. Zastanawiałam się, czy nie objąć jej, ale po chwili zrezygnowałam. To nie była ta Jessica, moja najlepsza przyjaciółka…
-Ty… ty masz wspaniałe życie! Co ty możesz wiedzieć… Starzy pozwalają ci na wszystko… A u mnie? Ojciec zdradza matkę, nigdy nie ma go w domu…. Matka o tym wie, że on ją zdradza, więc zaczęła chlać… Gdy stary wraca do domu, wszyscy udają, że jest w porządku. Ona boi się, że gdy się z nim rozstanie, to nie będzie miała kasy! Luksusu do którego wszyscy przywykliśmy, a na trzeźwo nie daje rady wytrzymać z tą myślą… Uważasz się za najmądrzejszą… Ty i ci „moi przyjaciele”…
-Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?- chyba zaczęłam rozumieć jej zachowanie…
-Chciałabyś kumplować się z ćpunką?- mówiła głosem pełnym żalu.
-Przecież ty nigdy nie ćpałaś…- zaczęłam protestować.
-Ćpałam, ale mniej… Ale teraz dowiedziałam się, że będę miała siostrzyczkę! Ojciec nas zostawił… Nie będę miała kasy na nic! Rozumiesz? Nie no, będzie płacić alimenty, ale to nie to samo…
-Kasa jest dla ciebie najważniejsza? – nie wierzyłam w to co słyszę… Ona cierpiała, a ja nigdy tego nie zauważyłam… Nie byłam dobrą przyjaciółką.
-A dla ciebie to niby nie? A po co przyjaźnisz się z Conorem? Dla sławy i kasy! Kochasz jak o tobie piszą w gazetach czy w internecie! Uwielbiasz, gdy jesteś w centrum zainteresowania… A tak naprawdę to jesteś dnem! Jesteś przyjaciółką Conora i tylko jako ona ludzie cię znają, nie jako Alex Parker…
-Ale. To. nie. tak…- zaczęłam płakać.
-Co, prawda boli? A teraz spadaj stąd i więcej nie wracaj, okey!?
Wybiegłam z jej domu, ale wiedziałam, że ten rozdział tak szybko się nie zakończy… Chyba nie umiem jej tak olać… Trudno, najwyżej znów będę przez nią cierpieć.
-Mówiłem, żebyś tam nie szła…- Conor próbował mnie pocieszać, ale mu nie wychodziło, więc zaczął prawić mi kazanie. U niego to normalka, przyzwyczaiłam się przez te wszystkie lata…
-Ona ma problemy rodzinne, dlatego bierze narkotyki  i pije…
-To jej w ogóle nie usprawiedliwia! Miałaś zamknąć ten rozdział, a nie go od nowa zaczynać! To nie jest odpowiednie towarzystwo dla ciebie!
-Przestań… - resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Nie tak sobie to wszystko wyobrażałam…
Weszliśmy na piętro, na którym mieszkał Conor. Przed wejściem do środka, wzięłam głęboki oddech. Nie mogłam pokazać Lou, że się czymś przejmuję. Nie teraz. Otworzyłam drzwi. Wszędzie było ciemno. Może poszli razem na randkę? Nie… Conor mówił, że są w domu…
-Niespodzianka!- światło zaświeciło się, a Lou z Jackiem wyskoczyli z papierowymi trąbkami. Czułam się jak na jakiejś imprezie dla dzieci, ale było naprawdę fajnie…
-To co, dla rozluźnienia imprezy wypijemy jakiś szampan?- Jack wyjął butelkę.
-Jak nie, jak tak.- uśmiechnęłam się.
Szybko wypiliśmy całą butelkę. Brakowało mi takich imprez…
-Idziemy się gdzieś przejść?- Lou odciągnęła mnie od Jacka.
-Możemy.
Założyłam bluzę Conora, bo wieczory bywają chłodne i wyszłyśmy z domu.
-Dawno już nie piłam.- przyznałam.
-W ogóle ty się zmieniłaś! Wydoroślałaś…- Lou objęła mnie mocno.- Boże, jak ja tęskniłam!
-Je też!- również się do niej przytuliłam.
-Ty to masz tam jeszcze tych swoich skoczków, a ja tylko Conora i Jacka…
-Rozmawiałaś z Jess?- wiem, że w tym momencie weszłam na bardzo delikatny temat, ale muszę jej o wszystkim opowiedzieć.
-Nie.- usiadłyśmy na ławce i opowiedziałam jej o tym, co się dziś wydarzyło.
-Jack powiedział, że jak będę się z nią zadawać, to z nami koniec… Chciałabym jej jakoś pomóc, ale…
-Jack to zło…- mruknęłam, a Louise chciała już coś powiedzieć. – Ale Jessica to gorsze zło… Może Jack ma rację, zostawmy ją w spokoju… Nie była jakoś szczególnie szczęśliwa, że się nią przejmujemy…
-A czego się spodziewałaś? Że rzuci ci się na szyje i będzie błagać o przebaczenie?
-W sumie nie wiem co ja sobie myślałam… - znów się do niej przytuliłam.- Teraz napiszą o mnie, że laska Conora, która romansuje ze skoczkami, ma dziewczynę…
Lou się tylko roześmiała. Brakuje mi takiej kumpeli w Niemczech… Drugiej takiej to ze świecą szukać! Nie… Nie ma drugiej takiej… Co ja bez niej zrobię…
-Przyjedź do mnie do Niemiec.- zaproponowałam.
-Ciekawe kiedy? Nie no… Może w ostatnim tygodniu wakacji udałoby mi się przyjechać z Conem.- uśmiechnęła się tajemniczo. Czyli oni coś razem knuli za moimi plecami.
Posiedziałyśmy jeszcze chwilę na ławce patrząc w gwiazdy i obgadując skoczków, i Conora, nawet Jackowi też się trochę oberwało, a następnie wróciłyśmy do domu Maynardów.  Poszliśmy do mojego starego pokoju, otworzyłam walizkę i znalazłam czerwoną kopertę. Położyłyśmy się obie na łóżku i pokazywałam jej każde kolejne zdjęcie, szczegółowo je opisując.
-… A to w Polsce. Ooo dopiero zauważyłam! Widzisz tego, który stoi tam daaaleeekoo za nami? To Maciek Kot. Jest mega przystojny! Andreas jest o niego zazdrosny… Ooo! A tu stoję z Wellingerem przed naszym ulubionym sklepem z symboliczną torebką! Krzywo zrobione zdjęcie, ale Kraus jak je robił to akurat jadł snickersa…
-Niemal na każdym zdjęciu jesteś z Wellingerem. Czemu wy jeszcze nie jesteście razem?
-Bo to dupek.- jęknęłam.
-Serio? Jak o nim opowiadasz to tak ci się oczy świecą! Mogłabyś chyba o nim cały czas opowiadać! Boże, jak ja ci zazdroszczę…
-Czego?- zapytałam, bo nie byłam pewna, czy chodzi jej o Welliego czy o ogól.
-No tego, że poznałaś tylu wspaniałych ludzi!
-Tsa… Przez jednego złamałam nogę, drugi jest o mnie zazdrosny, jeden jest rudy, jeden jest Polakiem i możliwe, że się więcej nie spotkamy…
-Ten rudy… Jak mu tam? Marinus, tak? Wydaje się być spoko.
-Tak! Musisz go poznać! Na pewno byście się dogadali…
Później do pokoju wszedł Conor i zaczął oglądać z nami zdjęcia, a Jack oglądał jakiś mecz.
-Ej! Alex! Znalazłem jakiś kanał, na którym lecą skoki! Chyba powtórka z Wisły… Czy ciebie na nich przypadkiem nie było??
Pobiegłam nie patrząc na gips. W ogóle o nim ostatnio zapominam.. Może pójdę tu do lekarza, żeby mi go zdjął? Tak, zrobię to jutro…
Za mną do salonu weszli Conor z Lou. Razem usiedliśmy na kanapie i opisywałam im każdą chwilę konkursu tak, jak ja to zapamiętałam.
-No to, to jest Freitag. Jest zabawny i bardzo miły… To Prevc, przybił mi piątkę! O ten też przybił mi piątkę! O a to mistrz skoków, olimpijczyk, Kamil Stoch. To Piotrek… Boże, on jest genialny! Żebyście go posłuchali chociaż przez chwile… A to mój rudy ulubieniec, Mariunus Kraus we własnej osobie. Nie zakwalifikował się… Ale przynajmniej ze mną posiedział… - właśnie pokazali, jak Kraus zdejmuje narty i idzie w moim kierunku.- A to ja!
Słuchamy sobie komentatora, a on nagle: A teraz skakać będzie Andi Wellinger. Mariunus wraz z dziewczyną o kolorowych włosach mocno kibicują mu… I wtedy Wellinger zalicza glebę. Już tak tego nie przeżywałam, bo wiedziałam, że nic mu nie jest, tylko tyle, że mnie nastraszył, ale Lou tego nie wiedziała.
-O Boże! Nic mu się nie stało!? – pokręciłam przecząco głową.- A bolało go to?
-Nie wiem. Nie pytałam się go o to… Pewnie trochę tyłek poobijał i tyle. Za bardzo byłam zajęta krzyczeniem na niego, że mnie tak wystraszył…
-Zakochana Alex…- Jack zaczął nucić pod nosem, za co dostał ode mnie poduszką po głowie.- Ała… A co nie jest tak? Nie jesteś w nim zakochana?
-Tego też nie powiedziałam…- mruknęłam pod nosem.
-Co!? Głośniej!
-Nie powiedziałam, że się w nim nie kocham…- wymamrotałam to jeszcze ciszej i jeszcze bardziej niezrozumiale.
-Nie słyszę… Idź do logopedy i naucz się dobrze mówić… To co ty tam mówiłaś?
- Tak, zakochałam się w nim! Okey?- wykrzyczałam.- Ale to chyba nie był dobry wybór, chociaż sama nie wiem… On jest trochę dziwny… Może powinnam zakochać się w Krausie…
-W tym rudym ? Serio?- Jack zaczął się śmiać, ale nie wiedziałam o co mu chodziło. Nie znał Marinusa, więc dlaczego się o nim wypowiadał?
-Masz coś do rudych!? Jutro jak wrócę od lekarza to idę do fryzjera i przefarbuję się na rudo!
-Po co? Tak jest ładnie.- młodszy z Maynardów kochał mnie wkurzać, ale biorąc pod uwagę to, że on akceptuje tylko jednego rudego człowieka, a mianowicie Eda Sheeran’a, któremu najzwyczajniej na świecie się podlizuje, to czuję , że teraz to w ogóle nie da mi spokoju.
-Będę ruda i już! Zrobię to dla Krausa…
-Który cię oleje przy najbliższej okazji, bo po co mu ruda laska, która kocha jego przyjaciela?- za te durne pytanie dostał z łokcia od Conora.
-A po co idziesz do lekarza? – Conor postanowił zmienić temat, żebym przypadkiem nie zabiła Jacka.
-Gips już chyba nie jest mi potrzebny… - uśmiechnęłam się.- Już nawet nauczyłam się na nim biegać!
-Właśnie, jak to dokładniej było, że twoja noga znalazła się  w tym gipsie? Wiem tylko, że przez jakiegoś Niemca.

Opowiedziałam im o wszystkim, potem oni poopowiadali o tym, co tu się działo, jak mnie nie było i zanim się obejrzeliśmy była już 3 w nocy… Fryzjera miałam na 15… Do tej pory się może wyśpię…