wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 17:

Nie byłam pewna, czy Wellinger jest taki głupi, czy tylko udaje… Był zazdrosny o Conora? O fotografa? Dobrze, że nie jest jeszcze zazdrosny o Krausa, bo z nim też gadam! No ale cóż, nie ma się co denerwować. Złość urodzie szkodzi, a ja nie chce być przez niego brzydka… Jest głupi, a to nie moja wina. Moją wino jest jedynie to, że zakochałam się w nieodpowiednim człowieku. Ale to się dziś nie liczy… Idę spać, a jutro o tej porze będę już dawno w Anglii, będę siedzieć na mojej ulubionej kanapie w domu Con’a i będziemy oglądać razem z Lou i Jackiem jakiś fajny film. Niemcy i ci wszyscy powaleni skoczkowie muszą odejść teraz na drugi plan. Z tych skoczków to tylko Kraus jedyny udany… Właśnie ciekawe czemu Kraus pytał się o tego Krafta? 
Śnił mi się Wellinger. Nie powiem, żeby był to koszmar… Podobał mi się ten sen i chciałabym, żeby powróciły stare czasy, gdy Andi był w miarę normalny. Śniło mi się, że byliśmy na jakimś spacerze, całowaliśmy się w świetle zachodzącego słońca… Typowy sen niejednej z nastolatek, tylko że nie każda śni o Andim i nie każda go zna…
Gdy wstałam, byłam bardzo wypoczęta. Czułam się, jakbym spała co najmniej jakieś dwanaście godzin, ale gdy spojrzałam na zegar przeżyłam szok. Właśnie wyskoczyło, że jest równo siódma! Spałam siedem godzin i się wyspałam!? Przecież to niemożliwe… Idę dalej spać!
Położyłam głowę na poduszkę, która była w kształcie serca. Dostałam ją kiedyś od Jacka na przeprosiny. Dziwne? Nie, on potrafi być naprawdę słodki, choć nigdy tego na głos nie przyznałam. Wierciłam się i kręciłam, ale usnąć nie mogłam… W rezultacie pół godziny później byłam już w kuchni i popijałam sobie kawkę.
-A ty co tutaj robisz?- moja mama zrobiła wielkie oczy. Rzeczywiście, takie to dziwne, że Alex wstała tak wcześnie.
-Ja chce już do Anglii, mamo.- jęknęłam, wylewając przy okazji kilka kropel gorącej jeszcze kawy na siebie.- Cholera… Jakie to gorące!
-Nie przeklinaj, dziecko.
-Dobra… Ale to serio gorące!
-Ja nie wiem, jak mogłam pozwolić ci mieszkać samej z Conorem…- moja rodzicielka spuściła wzrok na ziemię.
-Czekaj, że co?- tym razem zakrztusiłam się kawą. Postanowiłam, że bezpieczniej będzie na chwilę ją odstawić…
-Nie widziałam jak dorastasz, dobrze, że się przeprowadziliśmy tu. Widzę, że już się zaczynasz zmieniać, z czego bardzo się cieszę… Tylko proszę, nie rób nic głupiego tam w Londynie… Obiecaj mi to…
-Spróbuję, nie będę niczego obiecywać…- przytuliłam się do mamy.- Myślisz, że w rudym będzie mi do twarzy?
Dopiłam kawę i poszłam się pakować, wcześniej jakoś nie miałam czasu. Jadę tylko na tydzień, nie muszę brać jakoś szczególnie dużo ubrań. Trzy pary jeansów, mój dresik do chodzenia po domu, może jakąś kieckę, kilka koszulek, no i bielizna. Ustałam nad walizką.
-Hmm… Czegoś mi tu brakuje… - podrapałam się po brodzie.
Nie był to mój laptop, bo stwierdziłam, że nie będzie mi tam do niczego potrzebny. Z Wellingerem i tak sobie raczej nie pogadam, a to mi nie pomoże o nim zapomnieć… Poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć, później spakowałam również swoje wszystkie kosmetyki. Zadzwoniłam do Conora, żeby umówił mnie do fryzjera. Miałam jeszcze całe trzy godziny do wyjazdu. Co ja mam teraz robić? Wskoczyłam na łóżko. Czy teraz każdy dzień w Niemczech ma być tak nudny?
Dopiero teraz, gdy zaczęłam rozglądać się po pokoju, zauważyłam czerwoną kopertę leżącą na biurku, które było cale zastawione najróżniejszymi rzeczami. Okey, wszystko co tam leżało, było moje, ale na pewno nie ta koperta. Wstałam i chciałam już wołać mamę, że chyba zostawiła coś w moim pokoju, ale na kopercie pisało wielkimi literami: Für Alex. Ten ktoś myślał, że ja pewnie nie ogarnę co znaczy te ‘für’ po niemiecku, ale ja dobrze wiedziałam. Lekcje z Krausem jednak dały niewielkie efekty. Poza tym można było się domyśleć…
Wzięłam kopertę, usiadłam ponownie na łóżku i otworzyłam ją. Wyjęłam jej całą zawartość. Były to zdjęcia i jakiś liścik. Zaczęłam więc od przeczytania tego jakże krótkiego tekstu, który znajdował się na kartce z notesu.
„ Hej Alex :)
To na twoją ścianę, z twoimi nowymi, niemieckimi przyjaciółmi :) ”
Zaczęłam oglądać zdjęcia. Na wszystkich byli moi kochani wariaci! Na każdym wygłupiałam się ze skoczkami z niemieckiej reprezentacji. Zdjęcia były głównie z Polski, ale kilka było takich, które robił sam Andreas… Czyżby to był prezent od niego? Kraus pewnie to przyniósł! Zaraz do niego zadzwonię.
-Czeeeeść Marinus! Dziękuje!
-Czyżbyś znalazła kopertę?
-Taak! Dziękuje… To od Andiego? Prawda? Tylko on wiedział, jak bardzo lubię zdjęcia i do czego one są potrzebne.-gadałam jak najęta.
-Nie wiem po co one ci są potrzebne, ale przepraszam, nie mogę rozmawiać… Zadzwoń jak dolecisz do Anglii, paa.
-Cześć. Jeszcze raz dziękuje! Kocham cię! – rozłączyłam się.
Szukałam czegoś, na co mogłabym je przykleić do swojej ściany, jednak wpadłam na lepszy pomysł. Może po prostu wezmę je ze sobą i pokaże Lou? Tak, właśnie tego mi brakowało ! Nie miałam ze sobą żadnych zdjęć…
-To co wyjeżdżamy?- do mojego pokoju wszedł tata.
-Tak.- włożyłam kopertę do walizki.- Jestem gotowa!
Pobiegłam pożegnać się z mamą i pojechaliśmy na lotnisko. Tam wsiadłam do swojego samolotu i zaczęłam rozmyślać o życiu, Niemczech i Anglii. Od kiedy się przeprowadziłam, moje życie zmieniło się o 180 stopni. Nawet ja się zmieniłam! Nie będę wracać już do tego, co było kiedyś. Podoba mi się ta nowa, lepsza Alex. Muszę zamknąć jeszcze tylko jeden rozdział w moim życiu, o imieniu Jessica… To będzie trudne, ale chyba nie chce mieć z nią już nic wspólnego… Ale nowa lepsza Alex musi się dowiedzieć o co chodzi złej Jess…
Gdy wylądowaliśmy już i odebrałam swoje walizki, pobiegłam najszybciej jak tylko się dało, w miejsce, w którym powinien czekać Conor. Ten chłopak mnie jednak nigdy nie zawiedzie… Stał z kartką z wielkim napisem: Kolorowo-włosa dziewczyno, witaj w domu!.
Rzuciłam się mu na szyję, przez co pogniotłam nieco jego plakat, ale to się teraz nie liczyło. Minęły dwa tygodnie, a ja zdążyłam się za nim już tak bardzo stęsknić…
-Heeej!- pocałowałam go w policzek i ponownie uściskałam.
-Ale się za mną stęskniłaś, co?
-Bardzo!- i znów go przytuliłam.- Nie mówiłeś nic Lou i Jackowi?
-Jakbym powiedział to oni byli by tu ze mną… To co jedziemy?- wziął moje walizki i poszliśmy przed siebie.
Czułam, że on coś knuje, ale nie zawracałam sobie tym zbytnio głowy. Musiałam cieszyć się chwilą.
Przejeżdżaliśmy dzielnicą, na której mieszka Jess.
-Zatrzymasz się tu?- zapytałam nagle.
-Po co?- spytał przestraszony Conor. Był tak samo zdziwiony moim pomysłem, jak i ja.
-Spoko, nie chce jej powyrywać włosów z głowy za to, że nas wszystkich okłamała i zraniła. Chcę z nią pogadać i zamknąć ten rozdział w swoim życiu.- powiedziałam spokojnie.
-Okey. Jak chcesz. – chłopak mimo swojej niechęci skręcił na jakże dobrze znane mi osiedle. Szczerze mówiąc, to nie byłam w domu Jess od jakiś 2 lat… Dopiero zdałam sobie z tego sprawę… Zawsze spotykaliśmy się u mnie lub o Lou…- Jesteś pewna? – spytał jeszcze raz, gdy się zatrzymał pod jej blokiem.
-Tak.- wyszłam z samochodu, delikatnie zamykając drzwi i poszłam prosto do klatki Jess. Akurat ktoś wchodził do bloku, więc nie musiałam dzwonić domofonem. Pobiegłam na czwarte piętro, na którym mieszkała i zadzwoniłam do mieszkania numer 30.
-Kto tam? – jakiś męski głos, najprawdopodobniej Adama, brata Jess, dobiegł do mnie zza drzwi.
-Otwórz te drzwi!- warknęłam.
-O Alex, a ty nie w Niemczech czy gdzieś?- otworzył je, najprawdopodobniej niedowierzając, że to mogę być ja. Inaczej pewnie nie otworzyłby tych drzwi… Przecież on mnie nienawidzi i to z wzajemnością…
-Wpuścisz mnie?- zapytałam w końcu, a chłopak dalej się mi przyglądał.
-Jakoś się zmieniłaś… Nie wiem jeszcze co w sobie zmieniłaś, ale się zmieniłaś…
-WPUŚCISZ MNIE!?
-Nie. Nie ma Jessicy. My raczej też nie mamy o czym gadać…
-Nie ma jej? Serio!? To kto siedzi w jej pokoju?- przez okno, które na pewno należało do jej pokoju, było widać poruszający się cień, no i było zapalone światło.
-Nie ma jej.- powiedział podenerwowany, jednak musi wrócić na chwilę jeszcze stara Alex. Odepchnęłam jego rękę i weszłam do środka.
-Dziękuje Adaś za to, że jesteś dla mnie taki gościnny… i miły! -rzuciłam przez ramię, nie spoglądając na niego.
-Nie, jednak się nie zmieniłaś…- chłopak poddał się i wszedł do środka. Rozejrzałam się. W salonie leżała ich matka, obok niej stały jakieś butelki… Czyżby była pijana? Poszłam prosto do pokoju Jessicy.
-Hej.- w pokoju dziewczyny panował jeden wielki nieład. Wszystko było porozwalane, a dziewczyna siedziała na łóżku zapłakana.
-Wyjdź stąd! – syknęła.
-Co jest?- usiadłam obok niej. Zastanawiałam się, czy nie objąć jej, ale po chwili zrezygnowałam. To nie była ta Jessica, moja najlepsza przyjaciółka…
-Ty… ty masz wspaniałe życie! Co ty możesz wiedzieć… Starzy pozwalają ci na wszystko… A u mnie? Ojciec zdradza matkę, nigdy nie ma go w domu…. Matka o tym wie, że on ją zdradza, więc zaczęła chlać… Gdy stary wraca do domu, wszyscy udają, że jest w porządku. Ona boi się, że gdy się z nim rozstanie, to nie będzie miała kasy! Luksusu do którego wszyscy przywykliśmy, a na trzeźwo nie daje rady wytrzymać z tą myślą… Uważasz się za najmądrzejszą… Ty i ci „moi przyjaciele”…
-Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?- chyba zaczęłam rozumieć jej zachowanie…
-Chciałabyś kumplować się z ćpunką?- mówiła głosem pełnym żalu.
-Przecież ty nigdy nie ćpałaś…- zaczęłam protestować.
-Ćpałam, ale mniej… Ale teraz dowiedziałam się, że będę miała siostrzyczkę! Ojciec nas zostawił… Nie będę miała kasy na nic! Rozumiesz? Nie no, będzie płacić alimenty, ale to nie to samo…
-Kasa jest dla ciebie najważniejsza? – nie wierzyłam w to co słyszę… Ona cierpiała, a ja nigdy tego nie zauważyłam… Nie byłam dobrą przyjaciółką.
-A dla ciebie to niby nie? A po co przyjaźnisz się z Conorem? Dla sławy i kasy! Kochasz jak o tobie piszą w gazetach czy w internecie! Uwielbiasz, gdy jesteś w centrum zainteresowania… A tak naprawdę to jesteś dnem! Jesteś przyjaciółką Conora i tylko jako ona ludzie cię znają, nie jako Alex Parker…
-Ale. To. nie. tak…- zaczęłam płakać.
-Co, prawda boli? A teraz spadaj stąd i więcej nie wracaj, okey!?
Wybiegłam z jej domu, ale wiedziałam, że ten rozdział tak szybko się nie zakończy… Chyba nie umiem jej tak olać… Trudno, najwyżej znów będę przez nią cierpieć.
-Mówiłem, żebyś tam nie szła…- Conor próbował mnie pocieszać, ale mu nie wychodziło, więc zaczął prawić mi kazanie. U niego to normalka, przyzwyczaiłam się przez te wszystkie lata…
-Ona ma problemy rodzinne, dlatego bierze narkotyki  i pije…
-To jej w ogóle nie usprawiedliwia! Miałaś zamknąć ten rozdział, a nie go od nowa zaczynać! To nie jest odpowiednie towarzystwo dla ciebie!
-Przestań… - resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Nie tak sobie to wszystko wyobrażałam…
Weszliśmy na piętro, na którym mieszkał Conor. Przed wejściem do środka, wzięłam głęboki oddech. Nie mogłam pokazać Lou, że się czymś przejmuję. Nie teraz. Otworzyłam drzwi. Wszędzie było ciemno. Może poszli razem na randkę? Nie… Conor mówił, że są w domu…
-Niespodzianka!- światło zaświeciło się, a Lou z Jackiem wyskoczyli z papierowymi trąbkami. Czułam się jak na jakiejś imprezie dla dzieci, ale było naprawdę fajnie…
-To co, dla rozluźnienia imprezy wypijemy jakiś szampan?- Jack wyjął butelkę.
-Jak nie, jak tak.- uśmiechnęłam się.
Szybko wypiliśmy całą butelkę. Brakowało mi takich imprez…
-Idziemy się gdzieś przejść?- Lou odciągnęła mnie od Jacka.
-Możemy.
Założyłam bluzę Conora, bo wieczory bywają chłodne i wyszłyśmy z domu.
-Dawno już nie piłam.- przyznałam.
-W ogóle ty się zmieniłaś! Wydoroślałaś…- Lou objęła mnie mocno.- Boże, jak ja tęskniłam!
-Je też!- również się do niej przytuliłam.
-Ty to masz tam jeszcze tych swoich skoczków, a ja tylko Conora i Jacka…
-Rozmawiałaś z Jess?- wiem, że w tym momencie weszłam na bardzo delikatny temat, ale muszę jej o wszystkim opowiedzieć.
-Nie.- usiadłyśmy na ławce i opowiedziałam jej o tym, co się dziś wydarzyło.
-Jack powiedział, że jak będę się z nią zadawać, to z nami koniec… Chciałabym jej jakoś pomóc, ale…
-Jack to zło…- mruknęłam, a Louise chciała już coś powiedzieć. – Ale Jessica to gorsze zło… Może Jack ma rację, zostawmy ją w spokoju… Nie była jakoś szczególnie szczęśliwa, że się nią przejmujemy…
-A czego się spodziewałaś? Że rzuci ci się na szyje i będzie błagać o przebaczenie?
-W sumie nie wiem co ja sobie myślałam… - znów się do niej przytuliłam.- Teraz napiszą o mnie, że laska Conora, która romansuje ze skoczkami, ma dziewczynę…
Lou się tylko roześmiała. Brakuje mi takiej kumpeli w Niemczech… Drugiej takiej to ze świecą szukać! Nie… Nie ma drugiej takiej… Co ja bez niej zrobię…
-Przyjedź do mnie do Niemiec.- zaproponowałam.
-Ciekawe kiedy? Nie no… Może w ostatnim tygodniu wakacji udałoby mi się przyjechać z Conem.- uśmiechnęła się tajemniczo. Czyli oni coś razem knuli za moimi plecami.
Posiedziałyśmy jeszcze chwilę na ławce patrząc w gwiazdy i obgadując skoczków, i Conora, nawet Jackowi też się trochę oberwało, a następnie wróciłyśmy do domu Maynardów.  Poszliśmy do mojego starego pokoju, otworzyłam walizkę i znalazłam czerwoną kopertę. Położyłyśmy się obie na łóżku i pokazywałam jej każde kolejne zdjęcie, szczegółowo je opisując.
-… A to w Polsce. Ooo dopiero zauważyłam! Widzisz tego, który stoi tam daaaleeekoo za nami? To Maciek Kot. Jest mega przystojny! Andreas jest o niego zazdrosny… Ooo! A tu stoję z Wellingerem przed naszym ulubionym sklepem z symboliczną torebką! Krzywo zrobione zdjęcie, ale Kraus jak je robił to akurat jadł snickersa…
-Niemal na każdym zdjęciu jesteś z Wellingerem. Czemu wy jeszcze nie jesteście razem?
-Bo to dupek.- jęknęłam.
-Serio? Jak o nim opowiadasz to tak ci się oczy świecą! Mogłabyś chyba o nim cały czas opowiadać! Boże, jak ja ci zazdroszczę…
-Czego?- zapytałam, bo nie byłam pewna, czy chodzi jej o Welliego czy o ogól.
-No tego, że poznałaś tylu wspaniałych ludzi!
-Tsa… Przez jednego złamałam nogę, drugi jest o mnie zazdrosny, jeden jest rudy, jeden jest Polakiem i możliwe, że się więcej nie spotkamy…
-Ten rudy… Jak mu tam? Marinus, tak? Wydaje się być spoko.
-Tak! Musisz go poznać! Na pewno byście się dogadali…
Później do pokoju wszedł Conor i zaczął oglądać z nami zdjęcia, a Jack oglądał jakiś mecz.
-Ej! Alex! Znalazłem jakiś kanał, na którym lecą skoki! Chyba powtórka z Wisły… Czy ciebie na nich przypadkiem nie było??
Pobiegłam nie patrząc na gips. W ogóle o nim ostatnio zapominam.. Może pójdę tu do lekarza, żeby mi go zdjął? Tak, zrobię to jutro…
Za mną do salonu weszli Conor z Lou. Razem usiedliśmy na kanapie i opisywałam im każdą chwilę konkursu tak, jak ja to zapamiętałam.
-No to, to jest Freitag. Jest zabawny i bardzo miły… To Prevc, przybił mi piątkę! O ten też przybił mi piątkę! O a to mistrz skoków, olimpijczyk, Kamil Stoch. To Piotrek… Boże, on jest genialny! Żebyście go posłuchali chociaż przez chwile… A to mój rudy ulubieniec, Mariunus Kraus we własnej osobie. Nie zakwalifikował się… Ale przynajmniej ze mną posiedział… - właśnie pokazali, jak Kraus zdejmuje narty i idzie w moim kierunku.- A to ja!
Słuchamy sobie komentatora, a on nagle: A teraz skakać będzie Andi Wellinger. Mariunus wraz z dziewczyną o kolorowych włosach mocno kibicują mu… I wtedy Wellinger zalicza glebę. Już tak tego nie przeżywałam, bo wiedziałam, że nic mu nie jest, tylko tyle, że mnie nastraszył, ale Lou tego nie wiedziała.
-O Boże! Nic mu się nie stało!? – pokręciłam przecząco głową.- A bolało go to?
-Nie wiem. Nie pytałam się go o to… Pewnie trochę tyłek poobijał i tyle. Za bardzo byłam zajęta krzyczeniem na niego, że mnie tak wystraszył…
-Zakochana Alex…- Jack zaczął nucić pod nosem, za co dostał ode mnie poduszką po głowie.- Ała… A co nie jest tak? Nie jesteś w nim zakochana?
-Tego też nie powiedziałam…- mruknęłam pod nosem.
-Co!? Głośniej!
-Nie powiedziałam, że się w nim nie kocham…- wymamrotałam to jeszcze ciszej i jeszcze bardziej niezrozumiale.
-Nie słyszę… Idź do logopedy i naucz się dobrze mówić… To co ty tam mówiłaś?
- Tak, zakochałam się w nim! Okey?- wykrzyczałam.- Ale to chyba nie był dobry wybór, chociaż sama nie wiem… On jest trochę dziwny… Może powinnam zakochać się w Krausie…
-W tym rudym ? Serio?- Jack zaczął się śmiać, ale nie wiedziałam o co mu chodziło. Nie znał Marinusa, więc dlaczego się o nim wypowiadał?
-Masz coś do rudych!? Jutro jak wrócę od lekarza to idę do fryzjera i przefarbuję się na rudo!
-Po co? Tak jest ładnie.- młodszy z Maynardów kochał mnie wkurzać, ale biorąc pod uwagę to, że on akceptuje tylko jednego rudego człowieka, a mianowicie Eda Sheeran’a, któremu najzwyczajniej na świecie się podlizuje, to czuję , że teraz to w ogóle nie da mi spokoju.
-Będę ruda i już! Zrobię to dla Krausa…
-Który cię oleje przy najbliższej okazji, bo po co mu ruda laska, która kocha jego przyjaciela?- za te durne pytanie dostał z łokcia od Conora.
-A po co idziesz do lekarza? – Conor postanowił zmienić temat, żebym przypadkiem nie zabiła Jacka.
-Gips już chyba nie jest mi potrzebny… - uśmiechnęłam się.- Już nawet nauczyłam się na nim biegać!
-Właśnie, jak to dokładniej było, że twoja noga znalazła się  w tym gipsie? Wiem tylko, że przez jakiegoś Niemca.

Opowiedziałam im o wszystkim, potem oni poopowiadali o tym, co tu się działo, jak mnie nie było i zanim się obejrzeliśmy była już 3 w nocy… Fryzjera miałam na 15… Do tej pory się może wyśpię…

2 komentarze:

  1. Hej super rozdział i blog też ogółem super przepraszam że dopiero teraz ale dopiero skończyłam czytac. Bardzo mi się podoba połączenie muzyki ze sportem co nie powiem bo jest ciekawa odmianą. Pozdrowienia i weny życzę:).

    P.S Kiedy będzie następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Cieszę się bardzo, że się podoba :D Połączenie muzyki ze sportem jest bardzo ciekawe, ale też trudno czasem trudno to ogarnąć. Dziękuje i również pozdrawiam :).
      A kolejny rozdział będzie albo dziś albo jutro :D

      Usuń