poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Witam :)

Heeej :) To zapewne mój ostatni wpis na tym blogu :) Chciałam was serdecznie zaprosić na nowego bloga z zupełnie inną historią, choć mam nadzieję, że będzie choć troszkę lepsza niż ta i że was nie zawiodę :D KLIKAMY! Powiem wam jedno, będzie Piotruś, więc będzie się działo :) a przynajmniej mam taką nadzieję, że choć trochę Piotrek tam namiesza :D
Tak więc do zobaczenia na nowym blogu ^^ Paaa  <3

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 31 z epilogiem :)

-Twoja babcia wcale nie jest taka straszna… - roześmiałam się wspominając jej opowiadania z dzieciństwa swoich wnuków.
-Zawsze musi nam robić siarę…
-Znam te jej opowieści na pamięć! – jęknął Marinus.
-Jest miła! – zaprotestowałam.
-Ale co mnie obchodzi to, że jak Welli miał 6 lat to się wywalił? Albo…
-Alex poczekasz u mnie w pokoju? A ja z Marinusem po coś skoczymy na dół.
Weszłam do jego pokoju. Pierwszy raz jestem u niego w domu. Wcześniej jakoś nie byłam w stanie przyjrzeć się uważniej temu pomieszczeniu. Usiadłam na krześle od biurka i powoli kręciłam się dookoła. Ściany były niebieskie. Na jednej wisiało bardzo dużo medali. Pod nimi stała szafka pełna pucharów i innych nagród. Na niej stały dyplomy. Nad łóżkiem wisiał medal z Soczi, chyba największe osiągnięcie mojego chłopaka. Tak, teraz mogę już go tak nazwać.
Ogólnie pokój był dobrym guście, jednak mój wzrok przyciągnęło łóżko. Leżała na nim poduszka. Tak, te serduszko z Anglii z pamiętnikiem w środku. Ciekawe czy go już odnalazł…
Podeszłam bliżej i usiadłam na materacu. Podniosłam poduszkę i rozpięłam ją. Przekartkowałam notatnik. Dwie strony za moim ostatnim wpisem znalazłam pewne zdanie.
„No to chyba jesteśmy razem… Prawda?”
Przewróciłam na kolejną stronę.
„Alex, jeśli to czytasz, to przepraszam, ale nie umiem pisać pamiętnika…”
Otworzyłam na kolejną kartkę i chwyciłam za długopis, który leżał na szafce obok łóżka.
„Drogi Andreasie,
 jeśli to czytasz, to najprawdopodobniej przeczytałam twoje jakże skromne wpisy…
A na twoja pytanie odpowiadam: TAK, prawda.  :) Może i mój chłopak nie jest dobrym poeto, ale za to jaki pomysłowy! Chyba żaden chłopak nie poprosił w taki sposób swojej dziewczyny, by zostali parą… Czuję się taka wyróżniona… Ale nie pogniewam się, jakbyś zaprosił mnie na jakąś romantyczną kolację…
~ Twoja Alex”
Usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Odłożyłam długopis, zamknęłam pamiętnik i serducho.
-Nudziłaś się? – Marinus usiadł obok mnie. – To co dziś robimy?
**
Kładłam się już spać, gdy zadzwoniła moja komórka.
-Chciałbym cię zaprosić na romantyczną kolację. – słyszałam, jak powstrzymywał się od śmiechu.
-Ciekawe jak na to wpadłeś…
*Andreas*
Po raz kolejny zadzwonił do mnie Marinus. Odebrałem, spokojnie wysłuchując jego rad. Doradzał mi, jakby był w tym doświadczony. Niby poznał tą swoją nową dziewczynę, którą w tv okrzyknęli jego narzeczoną, ale jeszcze się jej przecież nie oświadczył, choć zamierza. Pewnie chce wypróbować na mnie swoją fantazję, by zobaczyć, jak to ostatecznie sam powinien zrobić…
-A dzwoniłeś do Maćka?- zapytał nagle.
-Jakiego Maćka? – zapytałem zdziwiony. 
-Kota, a jakiego innego znasz Maćka?
-Ale po co? – spytałem głupio, a potem przypomniały mi się nasze rozmowy. Musiałem do niego zadzwonić. No okay, może nie musiałem, ale przynajmniej powinienem. To by było względem niego nie fair. – Zaraz zadzwonię… - jęknęłam i opadłam na swoim łóżku.
I co mam teraz do niego zadzwonić i spytać się o pozwolenie? A może po prostu go poinformować? Bez sensu… Ale jeśli tego nie zrobię, to będę skończonym chamem.
WTEDY w Zakopanem Alex od razu wpadła mu w oko. Maciej, wolny strzelec, mógł bez problemów ją zdobyć. Przecież jest przystojny, odważny i naprawdę fajny. Poza tym, on też jej się chyba spodobał. No ale na pewno bardzo go polubiła i lubi go do dziś. Mógł ją mieć, ale tego nie zrobił. Dlaczego? Wiedział, że coś miedzy nami iskrzy. Pewnego razu podszedłem do niego, by wyperswadować mu z głowy Alex, ale ten zaprosił mnie na piwo i powiedział, że nie będzie psuł niczyich związków, że nam kibicuje i że jej szczęście będzie jego szczęściem. Prosił mnie tylko o jedno, żebym nie przeszkadzał im w ich przyjaźni, a on i tak będzie się trzymał na pewną odległość, nie będzie przekraczał pewnych granic. Ceniłem go sobie za to. Zachował się jak prawdziwy kumpel, za co byłem mu naprawdę wdzięczny.
Czasem zastanawiam się, czy byłbym teraz z Alex, gdy on nie odpuścił i jednak namącił jej w głowie?
Czułem się zobowiązany, by poinformować go o tym, jak się mają poniektóre nasze sprawy.
-Mój ulubiony niemiecki skoczek dzwoni! Co tam? Jak tam zdrówko? – spytał.
-Może za mocno walnąłem w zeskok, ale chce się oświadczyć…- postanowiłem jednak nie owijać tego w bawełnę.
-Komu? Alex czy mi? – roześmiał się.- Bracie, nie no, gratulacje! Dzwonisz po moje błogosławieństwo?
-Po prostu pomyślałem, że powinieneś wiedzieć… W końcu… w końcu się przyjaźnimy, prawda?
-Chce być waszym świadkiem na ślubie!
*Piotrek*
-Kto się żeni!?- zawołałem.
-Wellinger. – powiedział roześmiany od ucha do ucha Kot.
Czyli jednak Andi nie jest zainteresowany naszą Alex i ona może być teraz z Mańkiem? Bogu niech będą dzięki! W końcu wszystko się im tam ułoży.
-Pogratuluj im!- krzyknąłem i pobiegłem po swoją komórkę.
-Tylko ani słowa nikomu!- podszedł do mnie Skarb.
-Spokojna twoja czupryna!
Nie powiem nikomu oprócz Alex! Pobiegłem jak najdalej od wszystkich i usiadłem na wielkim kamieniu. Wybrałem numer Alex.
-Alex, nie uwierzysz, Wellinger się żeni! – nie mogłem powstrzymać radości, więc roześmiałem się.- Hehehe!
*Alex*
-Piotruś, a z kim on mógłby się żenić? Która by go chciała? – roześmiałam się. Ja na pewno nic o żadnym ślubie nie wiedziałam! No chyba, że ma jakąś inną za moimi plecami… 
-No ja właśnie nie wiem.. Ale ty masz teraz wolną rękę! Możesz zacząć działać! Wiesz o co mi chodzi? Ooo Maciek idzie, pozdrowię go ładnie od ciebie… pa! Buziaczki! –cmoknął do słuchawki i się rozłączył. Teraz nie rozumiałam już nic.
Wróciłam więc do strojenia się. Piękna granatowa suknia, którą dostałam od rodziców na urodziny, pasowała dziś idealnie. Dziś mijało pół roku, odkąd się poznaliśmy.  Postanowiłam nie przejmować się telefonem Piotra, bo on znając życie coś  podsłuchał, coś przekręcił, albo po prostu Marinus mu jakiś głupot naopowiadał…
Spojrzałam na lustro, zakładając perłowe kolczyki i naszyjnik. Kok, w który upięłam swoje nadal rude włosy bardzo mi się podobał. Stwierdziłam więc, że może częściej powinnam je jakoś splatać?
Dostałam smsa od Andreasa. Chciał się upewnić, czy nie musi po mnie zajechać. Odpisałam po raz kolejny, że nie. Tata mnie odwiezie.
Kilkanaście minut później weszłam do jednej z najszykowniejszych restauracji w okolicy. Weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się po wnętrzu. Było tu tak ślicznie i tak romantycznie! Ale gdzie siedzi ten Wellinger?
-Lady Parker? – zaczepiła mnie pewna młoda kelnerka, witając mnie miłym uśmiechem.
-Ja. – odrzekłam.
-Ich beneide… - westchnęła i wskazała stolik na drugim końcu sali. Zazdrościć Andiego? No z czymś takim to się jeszcze nie spotkałam! Poszłam pewnie w jego stronę, ale wtedy zobaczyłam ten wielki bukiet róż, który właśnie podawał Andiemu inny młody kelner.
-Danke. – odpowiedział skoczek, po czym głośno chrząknął.
A co jeśli Żyła jednak coś wie, ale nie do końca dobrze to odczytał? Jeśli ten jego telefon coś znaczył!
-Ooo Alex! – blondyn dostrzegł mnie i zawołał do siebie.- Kurcze, jak ślicznie wyglądasz. Nie poznałem cię! Ale ja mam szczęście, że cię mam!- przytulił się do mnie mocno i pocałował.
Rzadko okazywaliśmy sobie nawzajem takie uczucia. Nie wiem, czy potrafiliśmy w ogóle definiować nasz związek. Byłam tym szczerze zmęczona, mam nadzieję, że on też.
W odpowiedzi na jego komplement roześmiałam się nerwowo. A myśl o telefonie Piotrka nie pomagała…
Chłopak przełknął ślinę i poprawił fioletowy krawat, który idealnie pasował do ciemnego garnituru chłopaka.
Zamówiliśmy jedno z tych wykwintnych dań, które proponowało nam menu. Zaczęliśmy grzebać widelcami w talerzach, ale jakoś żadne z nas nie umiało niczego przełknąć.
Nagle Welli wstał, zmęczony ciężką atmosferą przy naszym stoliku, która z każdą chwilą stawała się coraz gęstsza. Wyjął z wazonu ten ogromny bukiet czerwonych róż, zaczął szukać czegoś nerwowo w kieszonce marynarki, po czym ukląkł przede mną.
Nie wiedziałam, jak mam się zachować… Pewnie wypadałoby wstać, ale czułam, że nogi się pode mną ugną i zemdleję. Jednak zaryzykowałam.
-Aleksandro Parker, czy mógłbym cię prosić o rękę? – zapytał po kilku długich sekundach, a może i minutach.
Zaniemówiłam… Mogłam się na to przygotować, w końcu Piotruś coś mówił o ślubie Wellingera, ale nie mówił o mnie! Może chciał mnie do tego w ten sposób przygotować, a ja to olałam? Ale ja jestem głupia.
Spojrzałam w piękne, błękitne oczy Andreasa, po czym uświadomiłam sobie, że nie odpowiedziałam na jego pytanie. Byłam tak wzruszona tym wszystkim, że się rozpłakałam! Ta Alex, wygadana i obojętna na uczucia innych , rozpłakała się i nie umiała wydusić z siebie ani słowa. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe! W jego oczach dostrzegłam niepewność. Wyciągnęłam w końcu prawą dłoń w jego kierunku, biorąc przy tym kilka głębszych wdechów. Założył na mój palec prześliczny srebrny pierścionek z brylancikiem.
-Tak.- wydusiłam to w końcu z siebie. Andi wręczył mi kwiaty, a po chwilę podniósł mnie i kręcił dookoła siebie. Był szczęśliwy, tak samo jak ja.
Chyba nigdy nie czułam się tak szczęśliwa i spełniona, jak właśnie w tej chwili!
*Rok późnej*
Nigdy nie marzyłam, że spotkamy się w takim gronie. Przyjaciele z Anglii, przyjaciele ze skoczni. Polacy, Niemcy, kilku Słoweńców i Norwegów. Moja rodzina i rodzina Andreasa. Wszyscy byliśmy tu, w Anglii, w Brighton. W mieście w którym się wychowałam i z którym miałam tak wiele wspomnień. Ja byłam w białej sukni. On w przecudownym garniturze, w którym wyglądał nieziemsko. Nic oprócz nas nawzajem nie było nam do szczęścia potrzebne.
Kto by uwierzył, że jednak przeprowadzka może zmienić tak wiele? Że jedna torebka może połączyć dwie dusze? Że ktoś taki, jak ja, też może być szczęśliwy nie buntując się?

W dniu moich dwudziestych urodzin braliśmy ślub. Od dziś byłam panią Wellinger. A pamiętnik, który dałam mu niecałe dwa lata temu uzupełniamy razem do dziś, zapisując dokładnie każdy tydzień naszego nowego, wspólnego życia!

No to trochę odpłynęłam w krainę bezmiernej słodkości i wyidealizowanych poglądów. No ale cóż, jakoś musiałam to ładnie zakończyć *_* Wszystko ma swój koniec, więc moje opowiadanie również. Chciałam wam podziękować za wszystkie wejścia, za wszystkie komentarze, za to że byliście <3 Jednak nie zostawię tych, którzy chcieliby w dalszym ciągu pisać moje wypociny :)
Tu macie opowiadanie nie do końca na serio, które pisze z moją przyjaciółką KLIK
A w najbliższym czasie podam tu linka też do nowego bloga, którego mam zamiar założyć, bo mam już zaczęte kolejne opowiadanie. Nie mam tylko odpowiedniego tytułu, ale coś wymyślę...
A przy okazji chciałam Wam złożyć serdeczne życzenia, z okazji świąt.
Tak więc WESOŁYCH ŚWIĄT W RODZINNYM GRONIE i do zobaczenia na nowym blogu :) Mam nadzieję, że ktoś tam będzie chciał zajrzeć :D
                                                                                ~Wasza Natalia :) 

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 30:

A jako tło do czytania można sobie włączyć nową piosenkę Conora <3 KLIK!
Poniedziałek, jak ja nie cierpię poniedziałków! Kurcze, ile bym dała, żeby pojechać teraz do Andreasa niż siedzieć na nudnych lekcjach? Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka budynku. Jak tu gorąco, chyba przywykłam do zimna. Zdjęłam kurtkę i zostawiłam ją szatni, a nowiutkie buty zmieniłam na tenisówki.
-O Alex. Jak całuje Kraft? – zaśmiała się nasza szkolna ślicznotka. Kto by uwierzył, że kiedyś byłam taka jak ona?
-Ty się o tym nigdy nie przekonasz.- uśmiechnęłam się do niej i wyminęłam ją. Biedna dziewczyna, jeszcze nie wie ile traci na takim byciu ‘cool’.
W drodze do klasy chemicznej zastanawiałam się, jak dużo osób mogło oglądać ten nieszczęsny konkurs. Okazało się, że całkiem sporo i chcąc nie chcąc stałam się tematem numer jeden w całej szkole. Kiedyś bym się cieszyła, że każdy o mnie mówi. Ale czy teraz byłam z tego powodu jakoś specjalnie szczęśliwa? Myślę, że wręcz przeciwnie. Napisałam więc do Andiego.
„I znów jestem najpopularniejszą dziewczyną w szkole!”
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
„Nie chce starej Alex, która nie jest tą Alex, którą kocham.( ooo jaki on słodki!) Przyćmisz mnie swą sławą, ale może to jakoś przeżyję. Marinus pozdrawia i przeprasza za buty”
Stara Alex już nie wróci… Myślę, że nigdy nie byłam taka, za jaką chciałam, żeby mnie wszyscy uważali. Grałam kogoś, kim nie byłam. Udawałam bogaczkę, która nie przejmuje się niczyim zdaniem, ubiera się tylko i wyłącznie w najdroższe ubrania od najlepszych projektantów i nie widzi niczego poza własnym czubkiem nosa. Prawdziwą mnie znała tylko Lou i Conor. Zapewne też Jack i ich siostra, Anne.
A jaka była prawdziwa Alex? Na pewno wrażliwa i bardzo przeżywała to, co mówią o niej inni, ale tylko przez jakiś czas. Potem i tak to olewam. Przecież co oni mogą o mnie wiedzieć? Jakiś czas późnej i tak mam ich zdanie głęboko gdzieś. I wygląd się tak bardzo nie liczy, jak kiedyś myślałam. To chyba tylko taki bonus. Odkryłam też, że lubię czytać książki, ale nie jakieś tandetne romansidła, a takie z bardziej rozszerzoną fabułą. Tak to prawdziwa ja! Z dawnej mnie zostały tylko ubrania i włosy. Tak, kocham swoje włosy niczym Kubacki i Hilde, a oni mają podobno na ich punkcie bzika… Muszę się z nimi kiedyś umówić na grupowe rozmowy o włosach.
-Dziś do odpowiedzi przyjdzie numer…- nauczycielka przejechała palcem po dzienniku. Nasza klasa była mała, liczyła zaledwie 8 osób, więc nie miała jakiegoś wielkiego wyboru.- … siódmy.
Siódmy… Siedem… 7… PRZECIEŻ TO JA! A mówiłam już, że nie cierpię chemii?
Kwasy. Wcale ich nie rozumiałam. Ale dobra passa była ze mną. Dostałam 4-, bo kobieta stwierdziła, że wie, że nie było mnie na ostatniej lekcji. Nie wiedziałam, że jest taka wyrozumiała i chyba od razu zaczęłam ją lubić. Czwórka z chemii, rodzice nie uwierzą!
***
Dziś był dzień, w którym Andi miał wyjść ze szpitala, a ja musiałam gnić w tej szkole. Był akurat niemiecki z chyba z najgorszą nauczycielką. Oparłam twarz o ręce i zaczęłam rozmyślać o tym, czy Welli przyjedzie czy nie przyjedzie, a jak przyjedzie, to co będziemy wtedy robić. W każdym bądź razie na pewno nie myślałam o niemieckim i taka była prawda. Nagle ktoś przed budynkiem szkoły, najprawdopodobniej na parkingu, zatrąbił. Raz. Drugi. Trzeci. Nauczycielka się wkurzyła. Otworzyła okno i do klasy wpadł zimny podmuch wiatru. 
-Co wy wyczyniacie? Trochę szacunku!- krzyknęła do owych łobuzów, jak miała w zwyczaju nazywać poniektóre osoby.
-Niech pani zawoła Alex!- ktoś odkrzyknął roześmianym głosem. Kobieta spojrzała na mnie wściekła. Uśmiechnęłam się do niej, a ona wskazała na okno.
-Idź i powiedz im, żeby odjechali z terenu szkoły. JUŻ!
Wybiegłam z klasy. Byłam niemalże pewna, że owy głos należał do Marinusa, ale co on by tu robił?
Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się Andreas z Krausem. Rzuciłam się najpierw jednemu, a potem drugiemu na szyję. Następnie pocałowałam Andiego w policzek.
-Jest bardzo wściekła?- spytał blondyn.
-Troszkę…- nawet nie założyłam kurtki! Ale zimno...
Andreas kazał mi wracać na lekcje, ale Mari miał inny pomysł.
-A jakbyś tak już tam nie wróciła?
Jednak nie zgodziłam się na wagary, wolałam aż tak bardzo nie ryzykować. Wróciłam szybko do klasy. Z chłopakami mam później się jakoś spotkać.
Weszłam do klasy, wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli, a nauczycielka przyglądała mi się uważnie.
-Tak, bardzo słodko, a teraz Alex Parker choć do odpowiedzi z dzisiejszej lekcji…
***
Wsiadłam w autobus do miasteczka, w którym mieszkał Welli. Jeszcze nigdy u niego nie byłam, więc trochę się stresowałam. Poznam jego rodziców, siostry, o których tak dużo słyszałam. Ciekawe czy Andi też się tak stresował, gdy poznawał moich. Choć pewnie nie. On poznał ich niemalże od razu. Moja mama powitała go stwierdzeniem, iż jest niezłym ciachem. Pewnie nie przejmował się nimi, bo przecież łączyła nas tylko i wyłącznie przyjaźń. A może wtedy to było jeszcze tylko koleżeństwo? Moja sytuacja jest zupełnie inna. Jestem jego dziewczyną. Traktuję go bardzo poważnie, jak nikogo innego wcześniej. Mam nadzieję, że on to odwzajemnia.
Więc patrząc na to czysto teoretycznie, jego rodzina może być w przyszłości moją rodziną. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Muszę przemyśleć każde słowo, zanim je wypowiem. Tak i wszystko będzie okay.
O ktoś dzwoni.
Conor. Ostatnio jakoś rzadziej rozmawiamy…
-Cześć Alex. Wiem, że jesteś teraz zajęta byciem wzorową uczennicą i idealną dziewczyną Andreasa, do tego on jest jakby trochę… połamany… ale ja mam problem, a nikt nie zna mnie lepiej niż ty.
-Hej. Nie jestem aktualnie niczym zajęta, więc wal śmiało!- roześmiałam się. Kobieta, która siedziała przede mną odwróciła się, spojrzała na mnie piorunującym wzrokiem, po czym wróciła do czytania.
-Więc  jakiś czas temu, w sumie zaraz po tym jak wyjechałaś, poznałem pewną dziewczynę. Nazywa się Victoria. Jest taka… niezwykła? Rozumiemy się bez słów. Jest wysoką szatynką o prześlicznych oczach. Do tego jest miła, wyrozumiała… no jest idealna! Jest do tego tancerką i modelką.
-Conor się zakochał, Conor się zakochał.- zaczęłam nucić pod nosem niczym małe dziecko.
-I w tym cały problem. Nie umiem nic z tym więcej zrobić…  Bo wiesz, ty też mi się całe życie podobałaś… Ale zawsze ktoś mnie wyprzedzał, w byciu blisko ciebie. Ale mieszkałaś ze mną, miałem cię na co dzień. To mi wystarczało. Gorzej było jak wyjechałaś. Do tego ten Wellinger. Jest lepszy ode mnie w każdym calu. Przede wszystkim jest odważniejszy. Nie chce teraz stracić Viki.
Tego się nie spodziewałam. Aż w oku zakręciła mi się łezka. Szybko ją wytarłam, żeby tylko nikt tego nie zobaczył.
-Alex?- jego głos był niepewny i lekko drżał. Zawsze to on rozwiązywał moje sercowe sprawy. Czas się w końcu odwdzięczyć.
-Może… może powiedz jej to co mi przed chwilą? Wiesz, że szczerość jest najlepsza…
-No tak, łatwo mówić!
-Też się bałam mówić o uczuciach, ale…- czy powinnam mu mówić o Andim w takiej chwili? Zaryzykuję. – Andi tak jak powiedziałeś, jest odważny, ale i tak długo mi zajęło, by się przed nim otworzyć. Mimo, że on wielokrotnie próbował rozmawiać na nasz temat. Teraz żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej, może wtedy by o tym nie myślał i się dobrze wybił i…- głos mi się załamał. Znów mi się przypomniało, jak wywozili go na noszach. Ale już jest wszystko dobrze Alex, najgorsze za nami.
-I co ja jej mam powiedzieć?
-Najlepiej to, co czujesz. – uśmiechnęłam się, choć wiedziałam, że on tego nie widzi. A szkoda. Chciałabym mu w jakikolwiek sposób dodać otuchy.
-Ciekawe czy ty byś się z nią dogadała… Ma charakterek. I pieska ma! Boże, jaki ten piesek jest słodki! Jack mówi, że jestem jej potrzebny tylko do wyprowadzania pieska…- Czy Conor mówi to poważnie? Znów się roześmiałam, przeszkadzając czytającej kobiecie. Trudno. Nie będzie wspominać tej podróży zbyt dobrze…
-Oh Jack jest po prostu głupi… On służy Lou do… nie no. On jest po prostu darmozjadem… - w końcu usłyszałam śmiech po drugiej stronie słuchawki.
-Może masz racje. Jack jest głupi i wyrwał sobie dziewczynę, więc ja nie dam rady?
-Tylko uwierz w siebie. Zadzwoń, jak wyszło, bo wiecznie zajęta Alex wraca do normalnego życia.
-Paaa. Pozdrów Wellingera, Młoda.
Rozłączyłam się i wyszłam z autobusu przepychając się przed staruszkę, która siedziała przede mną. Na przystanku czekał na mnie Marinus.
-Wiesz, że miałaś zaszczyt jechać z babcią Andiego w jednym autobusie? – zapytał.
-Nie gadaj…- oby to nie była ta babka…
-Ooo patrz! Właśnie wychodzi! – a jednak… chciałam spłonąć ze wstydu. Tak mi było głupio! Najlepiej schowałabym się i nigdy nie opuszczała swojej kryjówki. Jednak to nie Jack jest głupi, a ja. Całą drogę rozmyślałam, jak wywrzeć dobre wrażenie na rodzinie Wellingerów, a i tak już wszystko zepsułam. Pięknie! Po prostu pięknie! Jakby się tej kobiecie bliżej przyjrzeć, to jest nawet bardzo podobna do Andiego. I chyba widziałam ją na jednym zdjęciu w albumie. Dlatego wydawała mi się być taka znajoma! Brawo Alex, BRAWO!
Resztę drogi szliśmy w milczeniu.
Gdy tylko Mari otworzył drzwi i wpuścił mnie do domu, przybiegły siostry Andiego. Przedstawiły mi się i zaczęły opowiadać, jak to Andi ciągle o mnie gada! Potem poznałam jego rodziców, którzy okazali się być bardzo mili. Następnie Marinus zaprowadził mnie do pokoju samego Andreasa.
-Hej Alex. Jak tam?
-Na samym początku strzeliłam gafę… - opadłam na łóżko obok chłopaka. Kraus popatrzył na mnie i zrobił śmieszną minę.
-Kiedy? Pilnowałem, żebyś nie podpadła babci.
-Tak, babcia musi zaakceptować moją dziewczynę.- przytaknął mu blondyn.
-Jest trochę… starodawna? – rudy skoczek natomiast podrapał się po głowie.
-Po prostu ma wyidealizowane poglądy w każdej sprawie…  Tak, tak to można nazwać.
-To znaczy? – wtrąciłam się w końcu.
-Masz nienaturalny kolor włosów. Pięć kolczyków w uszach. To już minus. – uśmiechnął się do mnie Kraus. To mnie jakoś nie pociesza.
-No nie przesadzajmy.-Andi złapał mnie za rękę, a  Marinus się tylko roześmiał.- Frajerze, nie śmiej się z mojej babci! Po prostu wiesz. Ona uważa, że dziewczyna powinna polegać we wszystkim na mężczyźnie. Powinna być skromna i szanować siebie. Wiesz takie stare poglądy. Idziemy na obiad?
-Ale ja jej przeszkadzałam niechcący w autobusie!- wydusiłam to w końcu z siebie.
-Uuu no to żegnaj się z Andim. Nie jesteś dla niego odpowiednią dziewczyną… - Andi wstał z łóżka, uderzył Marinusa za te słowa w głowę i zeszliśmy na dół, do jadalni. Przywitał nasz smakowity zapach. Ciekawe czy atmosfera będzie tak dobra, jak przygotowane przez panią Wellinger dania. Gdy zajęłam swoje miejsce pomiędzy chłopakami, najstarsza domowniczka uśmiechnęła się do mnie. Może chłopcy lekko przesadzali ? Może nie będzie tak źle?

No i w końcu to dokończyłam! :) Czyta to ktoś jeszcze ? :D 

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 29:

Razem z Andim wróciliśmy do Niemiec wcześniej niż to planowaliśmy. Przez cały weekend nie odchodziłam od jego szpitalnego łóżka. Już byliśmy oficjalnie parą, choć nawet o tym nie rozmawialiśmy. Myślę, że to było jasne, po wyznaniach w kartce. Oboje to czuliśmy i tyle wystarczy.
Uśmiechnęłam się do niego po raz kolejny, a on trzymał moją dłoń w uścisku swojej. Słowa nie były potrzebne. Nasz wzrok spotykał się co jakiś czas, a wtedy chłopak również szeroko się uśmiechał.
Zadzwonił telefon Welliego. Podałam mu go, dzwonił Marinus, który przejmował się losem przyjaciela. Z resztą nie tylko on. Jego fanki pisały na jego stronie internetowej o tym, jak go kochają, że czekają aż wróci, że życzą mu zdrowia itd. Dlatego Andi co jakiś czas robił sobie zdjęcie i wklejał tam, by wiedziały, że żyje. Może powinnam być zazdrosna? Z drugiej strony byłoby to strasznie głupie. Andreas tyle czekał, aż się zdecydowałam, więc czemu teraz nagle miałabym mu się zdradzić? Ufałam mu i tyle musiało wystarczyć.
-CO!? – Andreas roześmiał się. Ciekawe co też ten Mari mu opowiada!
Pewnie znów odstawili jakąś głupią akcje. Wróciłam pamięcią do tego, co jeszcze trzy dni temu działo się na zawodach. Na przykład jak uderzyłam Krafta. Trochę jest mi go szkoda, patrząc na to teraz. Skoczkowie, jak i fani skoków, a może raczej jak wszyscy, którzy to widzieli, mieli z niego ubaw. Przynajmniej dzięki temu odwróciłam uwagę od Ditharda i jego różowych prosiaczków! Zawsze są jakieś plusy i minusy podjętych przez nas decyzji.
Teraz często się nad tym zastanawiam. Co by było, gdybym porozmawiała z Andim przed jego skokiem? Albo gdybym w ogóle tam nie pojechała? Czy wtedy też przydarzyłby się mu ten wypadek ? Może to wcale nie było związane ze mną, tylko po prostu Andreas miał pecha? W takim sporcie, jakim są skoki, takie wypadki są bardzo ściśle powiązane. Wystarczy tylko jeden mały błąd…
-Alex!- blondyn dalej głośno się śmiał. Przyjrzałam się mu uważnie. Chciałabym, żeby zawsze był taki szczęśliwy. – Myślisz, że twoi rodzice byliby bardzo źli, gdybyś tak przypadkiem wymieniła te swoje nowe buty?
-Pewnie zależy na co…- rzeczywiście! Zostawiłam swoją torbę tam i chłopcy mieli ją mi przywieźć. Jak tak dalej pójdzie, to pewnie sprzedadzą lub wymienią też resztę…
-Na japonki.
-Moje nowiusieńkie buty trekkingowe na japonki!?- zapewne zrobiłam wielkie oczy.
-Ale trzeba zauważyć, że firmowe i bardzo stylowe.- zauważył skoczek.
-Ale…
-Ooo i jedna koszulka Alex nie nadaje się do użytku? – chłopak podniósł jedną brew do góry.- No to ciekawie. Dobra, bo moja dziewczyna doznała szoku… No nie gadaj! Dobra, cześć. Wpadnij do mnie, jak wrócicie.- rozłączył się i odłożył komórkę na stolik, który stał obok łóżka.
-Nie mów, że koszulka, którą dostałam od Maćka… - jęknęłam.
-Nie, nie ta… Ta co dostałaś od swojego taty niedawno…- przeciągnął ręką po swoich włosach, mimo że leżał w szpitalu, były one idealnie ułożone.
-ANDREAS! – warknęłam, oczekując na wyjaśnienia.
-Opijali brąz Freunda. Starsze pokolenie miało złoto i też zrobili imprezę. No wiesz, chcieli być lepsi od nas, znaczy naszych. I potem jakoś tak się stało, Marinus nie pamięta jak, że wymienił się z Kasaim na dwie flaszki i japonki, za twoje buty. Bo starsi mieli lepsze zaopatrzenie, że tak to ujmę. Mieli przewagę ilościową, ale na pewno nie jakościową!
-Do rzeczy, a co z koszulką?- choć z drugiej strony to nie wiem, czy chce wiedzieć…
-Po tej japońskiej wódce Markus puścił na nią pawia…- chłopak nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Biedna moja koszulka… I po co dla tego Noriakiego, czy jak on tam się nazywa, moje buty?
-On też się nad tym podobnież zastanawiał, gdy wytrzeźwiał…
-A może mógłby mi je oddać?- zapytałam niepewnie.
-Niezbyt. Kubacki powiedział, że sprzeda je na allegro, bo dotykały je ręce byłych, aktualnych i przyszłych mistrzów świata.
-Eh nie chce chyba wiedzieć, kto je dotykał…- pokręciłam głową.
-Chyba ci telefon dzwoni…- był wyciszony i jedynie ekran się świecił. Odebrałam. Tata czekał na mnie pod szpitalem. No tak, jutro szkoła! Witaj nudne życie…
-Muszę jechać… Zadzwonisz, jak będziesz miał siłę? – spojrzałam prosto w te jego błękitne oczy, w których można byłoby się utopić.
-Daj znać, jak będziesz miała czas. Ja mam go teraz nadto. –przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Pocałowałam go w czoło i pobiegłam do samochodu rodziców.
Usiadłam obok kierowcy i przyglądałam się miejscom, które mijaliśmy z dużą prędkością.
-Jesteście razem z Wellingerem?- zapytał nagle, przyciszając nieco radio, w którym leciała jakaś nieznana mi piosenka po niemiecku.
-Tak jakby. – wzruszyłam ramionami i spojrzałam na ojca.- A co?
-Chyba musimy odbyć TO rozmowę, jedną z tych najtrudniejszych, które rodzic musi przeprowadzić z dzieckiem.
-Oh… Myślę, że już na to trochę za późno.- roześmiałam się.
-Czy ty już…? – zbladł, a jego głos zadrżał.
-Nie! Tato… Po prostu myślę, że w tych sprawach uświadomił mnie Internet, kumple z liceum i te sprawy. Wiem, jak powstaje dziecko itd. Jak mama się będzie pytała, to powiedz, że rozmowa poszła dobrze.- uśmiechnęłam się do niego, a on głośno odetchnął. Byłam pewna, że to mama zmusiła go do tego, bo sama nie lubiła mówić o uczuciach i intymnych sprawach, jak i ja. Rozumiałam ją, ale dlaczego kazała rozmawiać o tym ze mną ojcu? Przecież to jasne, że chyba żadna nastolatka nie otworzyłaby się przed ojcem. A już na pewno ja nie miałam żadnych powodów, żeby się przed nim otwierać. Oprócz kilku pocałunków ( dość namiętnych) z różnymi typami w Londynie, nie miałam niczego gorszego na sumieniu! Bo romantyczne pocałunki z Andim, to w ogóle inna bajka… Na samą myśl o tym poczułam motylki w brzuchu. Zaczęłam się śmiać, sama nie wiem czemu. Może przypomniał mi się ten pocałunek z Kraftem? Może chodzi o buty i koszulkę… Właśnie! Trzeba to jakoś tacie wytłumaczyć…
-Moglibyśmy zajechać do sklepu po buty, bo nie będę miała w czym iść jutro do szkoły.- oznajmiłam mu.  Nie pytał o nic, chyba dalej był zestresowany rozmową i pewnie rozmyślał nad tym, jakie sprawozdanie zdać z tej rozmowy żonie.
Zajechaliśmy do galerii i weszliśmy do obuwniczego. Wybrałam buty, niemalże identyczne do tych straconych, po czym zapłaciliśmy za nie. Tata stwierdził, że pójdzie do Fast fooda, który się tu znajdował i coś nam zamówi, bo przecież został nam jeszcze spory kawałek drogi do domu, a ja w tym czasie mogę połazić po sklepach.

Weszłam do jednej z mniej znanych sieciówek i rozejrzałam się. A więc tu tata kupował te tandetne koszulki! Zaczęłam szukać dokładnie takiej samej, jaką dostałam od niego dwa tygodnie temu. Pisało na niej coś, żeby się nigdy nie poddawać. Była pomarańczowa, a napisy były czarne. Tak, to ta. Wygrzebałam swój rozmiar i poszłam do kasy, by zapłacić za nią. Dał za nią 20 euro? On chyba nie ma na co wydawać kasy… Dobrze, że zgarnęłam trochę pieniędzy za te zakłady chłopaków. Akurat pokryły koszty ich zabawy. Schowałam do torebki, na sam jej spód, by tata nie zauważył. No i problem z głowy! A o buty może po prostu nie będzie pytał?
Krótki coś wyszedł ten rozdział, ale może kolejny wyjdzie dłuższy :) Tak naprawdę, to poprzedni rozdział miał być ostatnim, mam nawet napisany epilog, ale może trochę go zmienię i będzie idealnym rozdziałem za jakiś czas :D Chyba nie potrafię się rozstać z Alex i resztą :) 
Jutro poniedziałek, więc życzę wam powodzenia! Trzymajcie się <3

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 28:

Było po kwalifikacjach, chyba najwyższa pora, by zejść na dół i postawić czoła temu wszystkiemu. Wstałam i skierowałam się w stronę schodów, ale nagle zatrzymał mnie Werner Schuster.
-A gdzie zapisy punktów?
-Bo ja to się na tym nie znam…- roześmiałam się nerwowo i zbiegłam na dół.
-No widzisz Ola, te skoki to jednak nie przez warunki, bo dalej są niedobre…!- zatrzymał mnie Żyła i zaczął opowiadać o tym, gdzie robi błąd, no ale ja naprawdę nie miałam czasu… Postałam z nim chwilę, po czym pobiegłam do domku Niemców. Zanim pociągnęłam za klamkę, wzięłam kilka głębokich wdechów. Będzie dobrze! Musi być dobrze.
-Cześć matoły.- przywitałam się. Na szczęście w środku nie było ani Mariego, ani Wellingera.
-Czemuż to zawdzięczamy tak miłe przywitanie?- Wank zmierzył mnie wzrokiem, po czym pokazał miejsce koło siebie.
-Który wymyślił te głupie zakłady?- mruknęłam. Skoczkowie porozumiewawczo spojrzeli po sobie i skierowali wzrok w moją stronę. Każdy z nich uśmiechał się niewinnie, a głos zabrał oczywiście Wank.
-No bo… Ale ten Chris! … Wziął się i wygadał… Bo kto inny?- odwrócił się plecami do mnie i zaczął krzyczeć na swoich przyjaciół. – Który ją tam zaprowadził?
-Kto zakładał, że Kraft „zaatakuje”? – przerwałam mu śledztwo. Wank i Freitag podnieśli ręce.- Ile wygraliście?- westchnęli.- No słucham…
-Po 10 euro na łebka.- mruknął pod nosem Rysiu.
-Co kłamiesz! Po 15!- oskarżył ich Sevcio.- A po co ci to wiedzieć?
-To od każdego po 5 euro dla mnie.- uśmiechnęłam się i zdjęłam czapkę, którą dostałam od Andiego i Marinusa. Chłopcy włożyli pieniądze i szczęśliwa wyszłam z domku. Właściwie to nie byłam na nich zła. Byłam rozbawiona tymi ich zakładami. Conor i Jack też robili je na okrągło! Niech oni się lepiej za porządną pracę wezmą, a nie czekają na łatwą kasę!
-O jaa! Welli mi opowiadał, że wyznał ci miłość a ty go olałaś. I stwierdził, że pewnie zachowałaś się tak, bo go musisz to przemyśleć. Kiedyś by powiedział, żebyś się goniła i poszła do Krafta albo Kota, a dziś taki opanowany i w ogóle! Zmieniasz go na lepsze! Szkoda tylko, że siebie nie potrafisz…
-Możemy gdzieś iść, żeby nie spotkać Welliego?- zapytałam w końcu.
-Gadasz na nas, a sama zachowujesz się jak dziecko. Konkurs jest jutro, wiesz?- rudy, niemiecki skoczek popatrzył na mnie.
-Bo jestem jeszcze dzieckiem! Nawet 18 lat nie mam w odróżnieniu od was… - jęknęłam i zajrzałam prosto w te jego piękne oczka.- Maariiii!
-Nie. Postaw temu czoła! Welli całe życie nie będzie czekał… I tak dziwne, że on nie uległ tym tłumom młodocianych fanek!
-To by było chyba nielegalne… - popatrzyłam na tłum dziewczyn, góra z pierwszych klas gimnazjum, które trzymały plakat właśnie ze zdjęciem Andiego. Marinus roześmiał się tylko i pozostawił to bez komentarza.
*
-No dobra. Wygadaj się z wszystkiego co ci leży na serduchu.- dopiero co doszliśmy do kawiarni i usiedliśmy przy stoliku, a ten znów swoje! – Jak się wyżalisz, to ci się wszystko się poukłada.
-Dlaczego nie mogłam zakochać się w tobie? Wszystko byłoby łatwiejsze… - i znów się roześmiał, ale chyba tak łatwo nie odpuści.- Okay.- westchnęłam.- Tylko potem nie narzekaj, że musisz się przekwalifikowywać z policjanta na psychologa!
-O tu jesteście! – doszli do nas dwa Andreasy. No i koniec pogaduszki o uczuciach…
Przysiedli się,  a atmosfera jakoś szybko się rozluźniła. Jednak ani ja, ani Andreas Wellinger nie odzywaliśmy się zbytnio. On nie odrywał ode mnie wzroku, a ja… no cóż… ciągle obserwowałam Marinusa.
-Co ty młody, zazdrosny o Krafta? Nie ma o co! A ty Alex, co? Jeszcze się nie otrząsnęłaś po przeżyciach? – spytał Wanki. Był jedynym nieogarniętym w temacie… Tak mi smutno z tego powodu!
Następny dzień minął beż żadnych spięć i wszystko było na jak najlepszej drodze. Ustaliłam z Marinusem, że pogadam poważnie z Andreasem po powrocie do domu. Lepiej go nie rozpraszać, bo jeszcze coś się stanie. Po ostatnim konkursie, podczas którego był 3, dziś miał jeszcze większe wymogi do samego siebie. Ostatecznie zajął 14 miejsce, tuż przed Marinusem.
Kolejny dzień skocznego weekendu zapowiadał się świetnie, choć potem w niektórych momentach wiał wiatr. Andreas tak jakby zapomniał o zaległej rozmowie. Od samego rana śmiał się i żartował. Nawet nie wiecie jak mi ulżyło! Coś czuję, że dziś pudło będzie jego.
Pojechaliśmy na skocznię, chłopcy przygotowywali się do skoków, a ja pokręciłam się pod skocznią.
-Cześć.- podszedł do mnie pewien chłopak. Chyba Peter Prevc, o ile się nie mylę. Tak to musiał być on, ale taki jakby odmieniony. Uśmiechał się od ucha do ucha, może dlatego ? Rzadko się jakoś uśmiechał…
-Hej.- odwzajemniłam ten szeroki uśmiech.- Mogę w czymś pomóc?- spytałam. Chciałam być miła!
-W sumie to tak… Widziałem, jak wczoraj chodziłaś z Polakami… Widziałaś może gdzieś Kamila Stocha? Mam do niego pytanie…
-Wiesz co… ja to bardziej tak z Niemcami niż z Polakami, ale może jest u nich w szatni?
-W sumie to możliwe… - roześmiał się.- Dzięki. Pożycz Niemcom szczęścia!
-Dziękuje za nich!
A potem zadzwonili moi rodzice. Porozmawiałam z nimi dłuższą chwilę i zaraz zaczął się konkurs.
Stałam pod skocznią. Nie z kibicami, a w pobliżu miejsca, gdzie siadają zawodnicy, którzy właśnie oddali swój skok. Przybiłam z każdym piątkę i prawie każdy dał mi swój autograf. Cieszyłam się jak małe dziecko. Poza tym chyba w końcu pokochałam skoki jako sport, a nie tylko za to, że zawodnicy są fajni.
Marinus skoczył i szybko pobiegł po kurtkę, po czym wrócił do mnie. Gdy Welli usiadł na belkę ścisnęłam mocno kciuki. Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze. Gdy zasiadał tam wysoko i tak sobie leciał, to mi żołądek podchodził do gardła. Co gdyby coś mu się stało? Ale rozmawiałam o tym z dziewczyną Severina. Podobno przejdzie mi niedługo…
-Co oni do… - przełknął ślinę. Starał się przy mnie nie używać wulgaryzmów, nawet po niemiecku! – W taki wiatr go puszczają!? –Marinus nigdy nie panikował… Podeszliśmy więc bliżej bandy. Andi właśnie wybijał się z progu.
-O BOŻE!- pisnęłam, gdy stracił równowagę. Zaczęłam się w myślach modlić, żeby tylko nic poważnego się nie stało, żeby się skończyło tylko i wyłącznie na lekkich potłuczeniach… PROSZĘ!
Marinus przytulił mnie do siebie mocno. Nie chciał tego mi pokazywać, ale sam się martwił. Wellinger spadł na ziemię, a dla mnie była to cała wieczność! Ruszał się, ale to nie poprawiało mi humoru. Na trybunach zapadła cisza. Każdy bał się odezwać… Wzięłam kolejny głęboki oddech. Nie wytrzymałam, rozpłakałam się. Chłopak usiadł. Ratownicy rozmawiali z nim i założyli mu kołnierz, potem położyli go na specjalistycznych noszach. Andreas pomachał do fanów, ale nadal mnie to nie uspokajało… Dlaczego to wszystko tak długo trwa!?
-Marinus! Ja tam muszę iść ! Idziesz ze mną? – krzyknęłam do niego, ale tak naprawdę nie czekałam na odpowiedź. Po chwili znalazłam się przy karetce, która miała zawieść go do szpitala.
-Mogę z nim jechać!?- spytałam trenera, który właśnie przybiegł do nas.
-No jedź…- i poszedł rozmawiać z lekarzami.
Usiadłam obok niego w pojeździe i złapałam go za rękę. Uśmiechnęłam się przez łzy.
-Nie płacz.- ścisnął moją dłoń.- Nic mi nie jest…
-Andreas… - spojrzałam w te jego cudowne oczy. Widziałam w nich ból… - Przepraszam…  Też cię kocham… Przepraszam, że nie potrafiłam tego wcześniej powiedzieć…

-Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.- roześmiał się Wellinger, co sprawiło mu jeszcze większy ból.- Co ja bym bez ciebie zrobił?
A więc jest, kolejny rozdział :) Nie wyszedł tak, jak miał wyglądać na początku. Chyba nie umiem jeszcze opisywać tak dobrze, jak bym chciała, emocji :( Ale popracuję nad tym :) Przynajmniej udało mi się wlepić tu wzmiankę o Peterze :) 

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 27:

Wróciliśmy do domku skoczków Niemieckich, który akurat był pusty.
-Musimy porozmawiać, Alex. – dalej mówił tak bardzo poważnie. Nie wiedziałam co chciał mi powiedzieć. Po nim to wszystkiego się można normalnie spodziewać!
-Hmm?
-Bo wiesz… Słyszałem, jak rozmawiałaś ze swoim tatą…
-Ja nie podsłuchuję, jak z kim rozmawiasz! – zarzuciłam mu.
-Bo… Maciek Kot cię szukał, to mówię, może ty tu jesteś, więc poszedłem sprawdzić. I ty wtedy powiedziałaś, że to tylko przyjaźń… Chodziło o nas?
-Od kiedy ty się tak z Maćkiem przyjaźnisz? Myślałam, że go … hmm.. nie trawisz…
-No bo… Nie ważne! Czemu ty zawsze zmieniasz temat, jak ja zaczynam mówić o… o nas! Ja tak dłużej Alex nie mogę… Ja ciebie kocham! Rozumiesz?
Spojrzałam na niego . Co oni wszyscy dzisiaj tacy wylewni? A ja.. ja nie lubiłam mówić o uczuciach, mimo że to co czułam do niego nie zmieniało się od dnia, w którym go poznałam. Nie wiem dlaczego tak zrobiłam, ale po prostu wstałam i wyszłam z pomieszczenia, kierując się prosto do Polaków.
-Ten skok, co teraz oddałem na treningu, to on był niedobry… no nie wiem… taki dziki, nie wiem czy śmiać się czy płakać! Zmaściłem go trochę… Muszę się wziąć za siebie! Myślisz Oleńka, że to wina warunków, czy może robię jakiś błąd? Będę musiał się Łukasza dopytać… - Piotrek zaczął opowiadać o swoim skoku, który podobno nie był udany, ale ja go nie słuchałam. Po pierwsze – nie znałam się na tym, więc i tak bym mu nie pomogła, po drugie- miałam gorsze problemy na głowie, niż jego dzikie skoki. -Nie no Oleńka, dziś się z tobą w ogólnie gadać nie da! –zarzucił mi nagle.- Tylko nie mów, że się w tym głupim Krafcie zakochałaś…
-Nie! Piotrek, nie!
-To co? Bo na pewno w kimś się zakochałaś… ja to czuję! Przede mną nic nie ukryjesz…
-No bo znam GO od jakiś 6 miesięcy…
*Opowiada Żyła*
-No bo znam GO od jakiś 6 miesięcy… No i bardzo GO od razu polubiłam. Ten wypad do Polski i to jak złamałam nogę nas bardzo do siebie zbliżyło…- Czy ona mówi o Mańku? Ale się Kocur ucieszy jak mu tylko powiem! Wróciłem do słuchania, dziewczyny, ale kilka zdań chyba mi uciekło drugim uchem… -Tylko masz MU o tym nie mówić!- no i pięknie… Teraz Maniek się nie dowie i oni nigdy razem nie będą!- Piotrek, obiecaj!
-No okay. Obiecuję.- uśmiechnąłem się do niej ciepło. Przecież nie mogłem jej zawieźć. Gdy tylko się we mnie wtuliła, do domku wszedł Maciej. Pomyślałem sobie, że jakbym tak wszedł, a on by się tulił do mojej Justyny to bym nie był zadowolony, więc szybko od niej się odsunąłem, a po chwili wstałem.
-No. Może wy sobie pogadajcie.- puściłem oczko do Olki, ale ona chyba nie skapowała. Powtórzyłem ten gest jeszcze raz, a ona patrzy na mnie jak na kompletnego idiotę.- No Olka, co ty! – wyrwało mi się, więc wymownie zamknąłem usta na kluczyk, który po chwili wyrzuciłem za siebie.  Raz na wozie, raz na koniu… czy jakoś tak to się mówi… Muszę zapytać o to Kubackiego, on na pewno będzie wiedział !A miałem wyjść… Puściłem więc tym razem oczko do Maćka, może on chociaż zrozumie mój znak! No i wyszedłem, trzaskając trochę zbyt głośno drzwiami.
*Alex*
A temu co? Coś do oka wpadło? Tak nim mruga co chwilę. I czemu jak wszedł Kot, to on odsunął się ode mnie jak oparzony? Ja go nigdy nie zrozumiem… No ale ok. Przynajmniej mu się wyżaliłam, nie wiem czemu, ale jak zaczęłam z nim rozmawiać, to poczułam, że on mnie zrozumie i na pewno nikomu o tym wszystkim nie powie…
Maciek spojrzał do mnie i się roześmiał.
-A temu co? – zadał pytanie, które chodziło mi również po głowie, gdy tylko Piotrek wyszedł.
-Dobre pytanie… - mruknęłam pod nosem.
-Spoko. On tak zawsze. Nigdy nie odgadniesz co mu tak właściwie chodzi.- stwierdził śmiejąc się ze swojego przyjaciela, z którym zawsze mieszka w pokoju. -Może herbatki? Mamy chwilę przerwy. A potem zawody.
-A poproszę.
-Nie będzie ci przeszkadzać, jak zawołam resztę matołów? Bo miałem wszystkim zrobić coś ciepłego do picia…
-Spoko. Dam radę.- uśmiechnęłam się do niego ciepło. Przy nich wszystkim może zapomnę o swoich problemach.
Gdy woda się zagotowała, chłopak wyszedł po swoich przyjaciół. Ci weszli i każdy się ze mną przywitał. Tylko Żyła jakoś mnie i Maćka dziwnie unikał. Czy ja powiedziałam coś nie tak? No i co do tego wszystkiego ma Maciej?
Wiewiór zakręcił się po pomieszczeniu, wypił szybko herbatę i szepnął coś Kubackiemu na ucho. Po chwili już sięgnął po kurtkę i gdzieś wyszedł.
-Nie wiesz co tamtemu po głowie chodzi?- zapytał roześmiany Maciek.
-Mówił coś mi, ale go nie słuchałem.. bo wiesz, chłopaki z Austrii,  chyba nawet sam Gregor!, nagrali jak Alex uderza Stefana, no i akurat oglądałem… Ale nim się nie przejmuj. Maniek, tyle z nim w jednym pokoju mieszkasz, a jeszcze się nim przejmujesz?- zapytał Kubacki poprawiając swoją bujną grzywę.- Tak w ogóle Alex, to czemu my się wcześniej nie poznaliśmy?- kolejny mnie pokochał?- cieszę się, że przyszłaś do nas na herbatę, a nie do tych Niemców. Pewnie masz ich już dość… Ten Wellinger ciągle za tobą łazi. Kraus też! Najlepsi przyjaciele, a latają za jedną dziewczyną. My to postanowiliśmy, że jakaś męska lojalność musi być i nikt do niczyjej dziewczyny się nie przystawia. – wyszczerzył swoje bielutkie zęby.- Ale przyznaj, że nasza herbatka najlepsza!
-Jest wyśmienita. – uśmiechnęłam się do niego, a do domku znów przyszedł Piotrek.
-Kubacki! Co ty robisz! A nasza mowa!?- zaczął się drzeć jak opętany.
-Piotrek, ty się dziś zachowujesz, jakbyś miał okresu dostać! Z Justyną się pokłóciłeś czy co? –roześmiał się Kubacki, który nie ogarniał co to się właściwie dziś dzieje… Zakręcony dzień!
-Mustaf! Nie udawaj głupiego.. Ja to chyba do Titusa dzwonię, on to wymyślił to i on wymyśli karę za łamanie umowy!
-Ja po prostu rozmawiam z Alex a nie przywalam się do czyjejś dziewczyny. – zauważył słusznie. Nie wiedziałam co się dzieje, chłopaki nagle przeszli na język polski, a ja niczego nie rozumiałam. Spojrzałam pytająco do Maćka, on tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco.
-Chłopaki, chodźcie zaczynają się kwalifikacje. – do pomieszczenia wszedł jakiś facet.- Ooo. Dzień dobry.- mówił po polsku, zrozumiałam tylko ‘dzień dobry’ i ‘chłopaki’. Maciek podszedł bliżej i przedstawił mnie już na szczęście po angielsku.
-… A to jest nasz kochany Łukasz Kruczek, nasz trener!
-Maniek, jak będziesz się podlizywał, to nie znaczy, że trener weźmie cię na kolejny konkurs.- zauważył wkurzony Żyła, wziął swoją kurtkę i gdzieś poszedł. O co mu dziś chodzi? Pokłócił się z Kubackim o jakąś dziewczynę… Nie on ma przecież żonę! A Kubacki z tego co zrozumiałam narzeczoną…
Wyszliśmy wszyscy z domku, a Kot postanowił, że obowiązkowo musi odprowadzić mnie do Welliego.
-No chyba Kraft mnie nie zaatakuje…- szepnęłam cicho.
-No on może nie.. ale Piotrek coś się dziwnie zachowuje… Wolę nie ryzykować...
-Co ktoś taki jak on, mógłby mi zrobić? – zapytałam, ale on mnie już nie słyszał.
-Freitag!  Mam waszą zgubę! – podprowadził mnie do Rysia i zostawił.
Pogadałam trochę z Richardem, ale gdy zbliżyliśmy się do skoczni spanikowałam. Co ja powiem temu Wellingerowi?
-Welli tu jest? – zapytałam.
-No raczej. Znaleźć cie nie mógł, ale Werner powiedział, że jeżeli się nie pozbiera i nie ogarnie, to więcej cię nigdzie nie bierze… No a przecież… - zamilkł na chwilę.- Ooo widzisz tam jest!
-Co przecież? Mam się bać? -Oni coś kombinują! Na pewno! Tylko jeszcze nie wiem czy to dobrze, czy źle.
-Wellinger!!- zaczął krzyczeć.
-Freitag! Kurde, bądź cicho.- zakryłam jego usta ręką. Skryłam się za nim i dyskretnie spojrzałam w stronę blondyna, chyba nawet go nie usłyszał…
-Czy ty go przypadkiem nie unikasz? – zapytał, gdy go w końcu puściłam.
-No, bo … - powiedzieć mu czy nie? Nie, nie będę ryzykować.- No bo rozmawialiśmy i jakoś tak wyszło, że ja nie chcę z nim gadać. Znaczy, nie teraz. Muszę pomyśleć. Poszłam więc do Polaków i Żyła oszalał. Do tego ten Kraft! Zakręcony dzień, długo by opowiadać…
-Dobra, zaprowadzę cię do trenera, on znajdzie dla ciebie jakieś zajęcie.- że co!? Spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem, a on się roześmiał.- Chyba cię nie zje…  bo jeśli wolisz gadać z We…
-Dobra! Prowadź do Schustera! – zaczęłam iść przed siebie, ale brunet zawrócił mnie i poszliśmy w odwrotnym kierunku - prosto do gniazdka trenerów.
-Dzień dobry.- przywitałam się.
-Co wy tu robicie? Wstydu mi przyniesiecie! Od czego macie krótkofalówki? No od czego? Żeby zdzwonić do nas, a nie co 5 minut będziecie do mnie przybiegać! Co tym razem? Severin zgubił wkładki, ale je odnalazł. Wellinger zgubił Alex, ale widzę, że ona woli ciebie… A ty?- niemiecki trener, który był bardzo zdenerwowany, wskazał na mnie.-Ty…
-A ona ma dość skoczków i chce trenerowi w czymś pomóc.- przerwał mu Richard i szeroko się uśmiechnął. Werner westchnął ciężko.
-Co ja się z wami mam… Okay nie obchodzi mnie, dlaczego masz ich dość, ale skoro chcesz mi pomóc, to będziesz zapisywać punkty. – podał mi kartkę, długopis, a Rysiu poklepał mnie po plecach.
-Powodzenia życzę…- i już go nie było.
-Ja to nie wiem, że ty Alex tak dobrowolnie spędzasz z nimi tyle czasu.. Bo ja… to moja praca! Muszę robić to, bo mi płacić nie będą… A tobie za to nie płacą, mówiłem im, że w końcu będziesz miała ich dość. – takiego tematu rozmowy z trenerem to się nie spodziewałam.
-No ale akcja z tym… Kratfem! - odpowiedział drugi trener, Marc.-Ja to się tego nie spodziewałem… Chłopaki podobno zakłady…- zamilkł.
-Jakie zakłady?- zapytał Werner, a ja udawałam, że ich nie słucham i rysowałam sobie coś na kartce. Nie znałam się na punktach, więc jak miałam je zapisywać? Do tego było tu tak strasznie zimno! Starałam się o tym nie myśleć, ale chyba tak się nie da.
-Nie... Nic.- uśmiechnął się, ale Schuster nie chciał zmieniać tematu. Marc uśmiechnął się nerwowo.-No bo… No nie mogę tak przy Alex!- jak zwykle, wszystko wina Alex… chwila! ALEX! Co oni znów wymyślili?
-Teraz to i ja jestem również zainteresowana.- położyłam długopis równolegle do kartki i skierowałam swój wzrok na dużo starszych ode mnie trenerów. Myślę jednak, że za dużo czasu spędzają z tymi wiecznymi dzieciakami i sami zaczynają się od nich tym zarażać… Może ja sama też jednak za dużo czasu z nimi spędzam? Chyba nie chcę być taka jak oni…
-No  bo oni robili zakłady, chyba dalej robią…
-Kto?- zapytałam stanowczo, a Schuster się na mnie spojrzał, jakby z pewnym rodzajem ojcowskiej dumy.
-No cała nasza reprezentacja, oczywiście bez Welliego i Krausa!  Bo oni to wiecie… No raczej by nie pozwolili…
-A co ja mam z tym wspólnego i czemu oni mieli by na to nie pozwolić?
-No bo… Boże no!
-Mów!- warknął główny trener skoczków, który był tym równie zaciekawiony, jak i ja.
-Jeden zakład jest o to, kogo wybierzesz, Krausa czy Wellingera. Drugi, czy Kot dotrzyma danego słowa. Trzeci, czy Kraft się odważy i zacznie działać, no i dziś to chyba doszedł do końca ten temat. Jeszcze inny kiedy i czy w ogóle Kraus się pokłóci o Alex, znaczy się, o ciebie, z Wellingerem. A jeszcze inny…
Żeby oni wiedzieli o akcji z zazdrosnym Wellingerem obrażonym na cały świat z czasów wakacji!
-Faceci… - westchnęłam.
-Ja im dam… zakłady…- zaczął się rzucać trener.
-Ja to załatwię… - mruknęłam tajemniczo.

-Dziś mnie pozytywnie zaskakujesz od samego rana!. O kwalifikacje się zaczynają!, spisuj te punkty Alex…
___________________
No i mamy kolejny rozdział :D ale nie byłabym sobą jeżeli nie skomentowałabym aktualnych zawodów :D Loty... być może nie wszystkie oddane skoki były lotami, ale Prevc, Wassiliev i Fannemel petarda normalnie! Mają gaz jak to by powiedział Piotruś <3 Szkoda tylko, że Fannemel nie dał się nacieszyć Peterowi rekordem, bo ostatnio mam do niego pewną słabość :) Teraz pozostało tylko czekać na MŚ, oby było jeszcze lepiej niż w Predazzo :3
PS: Razem z koleżanką założyłyśmy nowy blog. :) Tylko, że będzie to coś zupełnie innego niż te opowiadanie :D Będzie to jeszcze większe pomieszanie niż tu i będzie bardziej hmm.. zabawne, a przynajmniej chcemy aby takie nam to wyszło :) KLIKAMY

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 26:

Pojechałam z tymi wariatami na konkurs do Kussamo. Zero narzekania ze strony rodziców, musiałam im tylko obiecać, że będę grzeczna. No i stało się, teraz stoję przed skocznią i oglądam oficjalne treningi przed kwalifikacjami.
Szłam sobie z Marinusem pod rękę i szukałam Wellingera. Nigdzie go nie było! Masakra jakaś. Tego to nigdy nie ma, jak jest do czegoś potrzebny.
-Czy to nie polski domek? – zapytałam, gdy przechodziliśmy obok niego.
-A no polski.- odpowiedział Kraus, a w tym samym czasie ze środka wybiegł Piotrek, jakby czytał mi w myślach.
-Oleeeeńka! – przybiegł i mocno mnie do siebie przytulił. Myślałam, że coś strzeliło mi w żebrach, ale po kilku sekundach duszności ustały. – Maciek! Maniek! – nikt się nie odzywał.- Skarbie, Oleńka przyjechała!
Kot wybiegł z domku, jak poparzony.
-Czego się drzesz? Jaka Oleńka?  Ja się rozgrzewam! – dopiero wtedy spojrzał w moją stronę.- Aaa ta Oleńka.. Hej Alex. – uśmiechnął się.- Marinus, chcesz to idź poćwiczyć, ja się nią zajmę.- zrobił głupią minę, ale ja też się za nim stęskniłam. Powiedziałam więc Marinusowi, że może mnie tu spokojnie zostawić, a Welliego poszukam z Kotem.
-Co tam? Jak tam z nogą?- zapytał troskliwie.
-Spokojnie, nie boli. Pół roku minęło… - jakby nie było, nieszczęśliwe wypadki łączą ludzi! Szczególnie w moim przypadku…
-No tak.- podrapał się po głowie.- Jak ten czas szybko leci. Musimy się częściej spotykać. Czemu te Niemcy cię tak rzadko ze sobą zabierają…
-Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła… -jęknęłam, a wtedy zobaczyłam Wellingera.- Przepraszam, zaraz wrócę. – pobiegłam w jego stronę. -Gdzie ty łazisz? Trener cię szuka od kilkunastu minut!
-No… Byłem tam…- wskazał na niezidentyfikowane miejsce i się uśmiechnął. Tak dużo mi to mówiło..
-Ja cię… nie, nie ja. Schuster cię zabije, jak się znów spóźnisz na swoją kolej!
-To teraz jest moja kolej? Która jest godzina!?- wykrzyknął przestraszony. Pokazałam mu komórkę, a on od razu pobiegł bez słowa. Nawet na mnie nie poczekał…
Wracałam sobie spokojnie do Kota, gdy ktoś mnie zawołał. Obróciłam się. Był to Kraft.
-Hej.- odpowiedziałam nieśmiało. Freitag powiedział, żebym na niego uważała. Nie wiem czemu, spoko jest. Taki miły i zabawny.
-Co tam u ciebie Alex? – zapytał brunet.
-A no jakoś leci, do Kota idę.
-Kot nie zając, nie ucieknie.- roześmiał się.
-No w sumie… - odwzajemniłam uśmiech.
I tak nasza rozmowa przeciągnęła się o jakieś 15 minut, a z każdą minutą coraz bardziej go lubiłam. Nie spodziewałam się, że po szesnastej minucie jednak wszystko zepsuje…
-Wiesz co, jak cię pierwszy raz zobaczyłem…- huhuhu chyba się Konik< tak go nazywają chłopaki!> zagalopował. Ale miałam zamiar wysłuchać spokojnie, co ma mi do powiedzenia.
Nagle zbliżył się do mnie niebezpiecznie i pocałował. W pierwszej chwili mnie zmurowało. No bo gadamy ze sobą chyba trzeci no może czwarty raz, a on mnie całuje! Co on sobie myśli!? Nie byłam w stanie nawet zareagować. Stałam, on się odsunął i uśmiechnął. Dalej stałam, on dalej się uśmiechał i co chwila zaglądał mi prosto w oczy. O Boże, a jak ktoś to zauważył?
Spojrzałam w lewo. Kilka metrów od nas stał Kot. No tak! Przecież on czekał na mnie.. Ach ta moja pamięć! Pewnie się niepokoił i zaczął mnie szukać…  Natomiast teraz patrzył się w coś naprzeciw siebie, a jego mina mówiła sama za siebie. Nie był zadowolony. Ale czy on to widział? Spojrzałam w prawo, żeby zobaczyć na co się tak gapi. O mój Boże! Wellinger! Czułam, jak się zrobiłam cała czerwona. On też zdaje się na nas nie patrzeć, lecz bacznie obserwuje Maćka. Widział, nie widział? Patrzę znów przed siebie, ten Kraft dalej się uśmiecha. Chyba jest z siebie dumny. Trzeba go trochę do pionu postawić i zniszczyć nieco jego męską dumę.
Podeszłam więc do niego, uśmiechnęłam się najsłodziej jak potrafiłam, on to odwzajemnił, a wtedy uderzyłam go dłonią prosto w jego prawy policzek i znów się słodko uśmiechnęłam. Stał zmurowany, a na jego policzku coraz bardziej było widać moją dłoń…
*Maciej Kot*
Gdzie ta Alex? Czekam na nią z 20 minut. Nigdzie jej nie ma, a miała przyjść! Tyle się z nią nie widziałem… Chyba ostatni raz to jeszcze w lato… Ehh może Wellinger znów jej uciekł? Idę ją poszukać. Chcę z nią pogadać o Piotrku. Wiewiór bardzo ją polubił, więc pomyślałem z Kubackim, żeby jego Oleńkę zaprosić kiedyś do Polski. Nawet byliśmy z tą sprawą u jej babci, ale była zadowolona!
Nagle dostrzegłem Stefana Krafta, gadał z jakąś dziewczyną niebezpiecznie przypominającą Alex. Podszedłem bliżej, a on chyba pomyślał o tym samym. Zbliżył się do niej i ją pocałował. Rozejrzałem się, czy nikt tego oprócz mnie nie widział.
Niestety, naprzeciwko mnie stał Andi, który również się rozglądał. Ciekawe czy widział TO. Zauważył mnie nagle i uśmiechnął się nerwowo. Nie wiedziałem. Podejść do niego, pocieszyć? Czy stać jak głupi i czekać aż Kraft ją zostawi w spokoju i zapytam się co to w ogóle było! A może powinienem stąd sobie pójść? Nie za dużo tu skoczków na raz? Chciałem już pójść, ale spojrzałem na Andiego. Nagle ten skierował głowę w stronę Alex. Również spojrzałem w tym kierunku. Podeszła do Konia bliżej. Co ona chce go też pocałować!? No ładnie, Andreas ubezpieczył się przede mną, a o takim Stafciu nie pomyślał… Niby to takie miłe, grzeczne, poukładane, a tu proszę! Podrywa dziewczynę koledze po fachu! Ale nie… wyciągnęła prawą rękę i uderzyła nią Krafta w twarz. Chłopak spojrzał na nią zdezorientowany i uciekł. No tego to się już na pewno nie spodziewałem… Spojrzałem na Welliego, stał uśmiechnięty i dumny, że dziewczyna pogoniła Koniurę.
*Andreas*
Oddałem swój skok, a Alex dalej nie ma. Pewnie się z Żyłą lub Kotem zagadała… Ten Żyła to też, ma swoją żonę a do mojej Alex się czepia! Mojej… Ehh ona długo jeszcze moja nie będzie, jak będę się bał z nią poważnie porozmawiać o tym, co do niej czuję… Znamy się już ponad pół roku! To długo… Naprawdę muszę się odważyć i coś z tym zrobić… Jak tak dalej pójdzie, to chyba zostanę starym kawalerem.
Na co ten Kot się tak gapi? Może na Alex!? Ja mu dam.. niech sobie znajdzie jakąś Polkę, podobno najpiękniejsze kobiety na świecie, ja tam tego nie podważam, ale dla mnie najpiękniejsza jest Alex i niech on ją w spokoju zostawi. Jeszcze ten Kraft… Spojrzałem się w stronę, w którą skierowany był wzrok Maćka i przestraszyłem się. Scena prosto z mojego najstraszliwszego koszmaru! Horror jakiś! Chciałem krzyczeć, żeby się od niej odsunął, ale przecież Rysiu ją ostrzegał przed tym głupim Stefanem! Ja z nim sobie pogadam, tylko to nie będzie taka spokojna rozmowa, jak z Kotem… 
Z drugiej strony myślę, że Alex jednak też coś do mnie czuj3, więc pewnie sobie po prostu rozmawiają… może o pogodzie? Może o skokach? A może nawet o mnie? Kto wie… Może ona się go radzi, jak powiedzieć mi co do mnie czuje? Spojrzałem na Maćka i spróbowałem się do niego uśmiechnąć, że jest spoko. Ale on nerwowo spojrzał w ICH stronę. Natychmiast się odwróciłem. Boże ON JĄ CAŁUJE! Jak to się stało? Ja tego nie zauważyłem? Ona tego chciała? Może on ją zmusił? A może to ona go pocałowała? Może jednak źle odczytywałem jej uczucia co do mnie?
 Znów spojrzałem na Macieja. Stał jakby skamieniały, wiedziałem, że mu też na niej zależy. Ale dobry kumpel z niego . Porozmawialiśmy sobie trochę i teraz jest okay. Wiem, że nie muszę być o niego akurat zazdrosny. Ale Kraft? Tego się nie spodziewałem, że on może być aż takim wielkim zagrożeniem! Gadał na Kota, żeby moją uwagę od siebie samego odciągnąć… Przebiegły jest.. A ja Ryśkowi nie wierzyłem, że ten Stefan taki kochliwy.. Iść do nich, nie iść? Coś mi kazało spojrzeć się znów w ICH stronę. Ona się do niego zbliża, niebezpiecznie szybko i do tego się uśmiecha! Do cholery jasnej, co tu się dzieje!? Ja zaraz zawału dostanę! Spojrzałem się na Kota, a ten zaczął się uśmiechać. Spojrzałem na Alex. Odsunęła się od Krafta na kilka kroków, a ten stał taki jakby nieobecny. Przyjrzałem się mu dokładniej, a na jego policzku z każdą chwilą coraz bardziej odznaczał się czerwony ślad dłoni. Czy Alex mu przywaliła? Jak mogłem to przegapić? Taki moment!
Spojrzałem porozumiewawczo na Kota, on puścił mi oczko i odszedł. Chyba zrozumiał, że chcę pogadać sam na sam o tym z Alex i jestem mu za to bardzo, bardzo wdzięczny.
*Alex*
Dalej nie bardzo dochodzi do mnie to,  co się przed chwilą stało. Kraft sobie poszedł, a tamte dwa barany stoją i się gapią! Podszedłby tu który, bo zaraz zemdleję chyba! Za dużo emocji, aj za dużo emocji jak na jeden dzień!
Odwróciłam się w ich stronę, Kota już nie było. A Welli zbliżał się w moją stronę z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Czy ty go uderzyłaś? Trochę się przegapiłem, no i….- nic nie odpowiedziałam. Wtuliłam się w niego mocno, poczekał aż ochłonęłam i poszliśmy do domku Niemców.
-Nono Alex! Gratulacje! Wszyscy o tobie mówią… - Wank podszedł do mnie, gdy tylko usiadłam przy stoliku. Zmierzyłam go wzrokiem. Czy ci skoczkowie mają jakieś podsłuchy czy co!?
-Odwal się, ok? – Andi usiadł obok mnie i delikatnie mnie objął.
-Skąd ty kurde już wiesz? – zapytałam w końcu. Dręczyło mnie to, no bo przecież Kraft nie przyszedł i się nie chwalił, że dostał ode mnie w twarz… A może Kot? Niee… Kot jest przyjacielem, on by tego nie zrobił na pewno! Wiem, że zachowa to tylko i wyłącznie dla siebie… Więc skąd on to wie?
-Nie chcesz wiedzieć.- zachichotał, a drzwi do domku się otworzyły. Pojawił się w nich Żyła.
-Alex! Chodź zobaczysz powtórkę, jak Kraft dostaje w twarz do ciebie! – pociągnął mnie za rękę, wstałam więc i wybiegłam na dwór. Spojrzałam na wielki ekran, a na nim stał dezorientowany Kraft z czerwonym policzkiem. Ta jego mina… Bezcenne.. Chwila… skoro oni to nagrali… A rodzice mieli to oglądać… O Boże gdzie jest moja komórka?
Wbiegłam do domu, odszukałam swoją torebkę, która znajdowała się pod stertą ubrań chłopaków i wygrzebałam z niej komórkę. No pięknie, czyli rodzice to widzieli. Mój telefon właśnie przestał dzwonić. Oddzwoniłam do taty, który dzwonił do mnie już piąty raz….
-Miałaś jechać i nie robić żadnych problemów, to jakiś obcy gość cię całuje, a ty go uderzasz!? – zaczął krzyczeć do telefonu.
-Tatuusiuuu. A co miałam mu za to podziękować? Albo odwzajemnić pocałunek? Uczyłeś mnie chyba, że kobieta ma równe prawa co mężczyzna, więc z tego skorzystałam. Niech ma nauczkę! A że nagrali to, to jeszcze lepiej.. Więcej nikogo nie pocałuje, jeżeli ta druga osoba tego nie chce….
-Więc ty tego nie chciałaś?- zapytał.
-A nie było tego widać? Serio?- zapytałam znużonym już głosem. Czy ta rozmowa do czegokolwiek prowadzi?
-No to mogę spać spokojnie. Bo wiesz… Nawet polubiłem tego Wellingera czy jak mu tam…
-Tato! My się tylko przyjaźnimy… Nic więcej.
-No nie wiem.
-Tato!
-Dobrze, nie będę ci przeszkadzać. Idź i dalej ratuj świat!
-TATO NO!
-Pa.
I się rozłączył. Od kiedy mieszkamy razem, mamy ze sobą naprawdę dobry kontakt. Szkoda, że tak późno, ale zawsze lepiej późno niż wcale!
Usłyszałam, jak ktoś trzasnął drzwiami. Obróciłam się, nikogo nie było. Otworzyłam więc je i wyjrzałam. Zobaczyłam Andiego, który szedł wolno prosto przed siebie ciągnąć nogę za nogą. A temu co? – pomyślałam. Gdzie on idzie? Do Polaków chyba! Jak Żyła da mu zapić czymś smutki, to słabo widzę dzisiejsze skoki. Alex bohaterka musi go od tego powstrzymać.
-Andi! – zabiegłam mu drogę.- Coś się stało?- zapytałam poważnie, ale w środku byłam rozbawiona. Był czas, że chodziłam na lekcje aktorstwa i umiałam udawać różne emocje, dlatego czasami trudno było mnie rozszyfrować. Jednak najbliższe mi osoby doszły do takiej perfekcji, iż jest to istnie zaskakujące!

-Tak.- odrzekł bardzo poważnie. Przeszedł mnie dreszcz, tego się nie spodziewałam.
________________________________
Dziś kolejne podium Kamila, jaka ja jestem z niego dumna! <3 Dziś kończą mi się też ferie i znów nie będzie czasu na pisanie :( Ale zbliżamy się chyba malutkimi krokami do końca tego opowiadania, więc jakoś damy radę. 

wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 25:

Wakacje minęły bardzo szybko, może aż za szybko? Zaczęła się szkoła, której tak bardzo się obawiałam. Mimo, że była ona anglojęzyczna, to miałam bardzo dużo lekcji niemieckiego. Do tego korepetycje po zajęciach. Jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują. Dałam radę nawet niemiecki pojąć. Oceny mam dużo lepsze niż w Anglii co bardzo cieszy rodziców, jak i samą mnie. Z każdym dniem jestem im coraz bardziej wdzięczna za to, że mnie tu przywieźli.
Z rodziną Maynardów i z Lou dalej utrzymuję kontakt. Dzwonimy do siebie kilka razy dziennie, a na święta mam zamiar ich odwiedzić. Jessica z Adamem i ich mamą przeprowadzili się gdzieś i słuch po nich zaginął. Nikt nie wie co z nimi. Zmienili numery. Nie zostawili żadnych danych. Problem sam się rozwiązał? Być może. Ale blizna pozostanie już na całe życie, przynajmniej mi…
Mamy już listopad. Właściwie to koniec tego miesiąca. Rozpoczął się sezon zimowy. Chłopaków widzę teraz jeszcze rzadziej. Natomiast na Andiego narzekać nie mogę. Muszę przyznać, że chłopak bardzo się stara! Przyjeżdża do mnie, gdy tylko jest w domu i ma wolną chwilę. Nawet uczymy się razem i to nie tylko niemieckiego! Ja uczę się swojego bieżącego materiału, a on powtarza go sobie do matury, a gdy czegoś nie rozumiem, tłumaczy. Jest taki kochany! No i Marinus. On nie odwiedził mnie jeszcze ani razu od wakacji, ale prawie codziennie wieczorem dzwoni do mnie i życzy słodkich snów. Więc nie marudzę, bo czego chcieć więcej?
Ostatnio dostałam list. Głowiłam się od kogo on może być, ale w końcu otworzyłam. W środku był autograf Andreasa Wanka! Kto by się spodziewał? Nigdy go o to nie prosiłam, a jednak. Mały gest, a tak cieszy!
Byłam właśnie w trakcie pokonywania drogi ze szkoły do domu. Tak bardzo chciałam już usiąść przy kominku i ogrzać się. Było tak zimno! Nagle jakiś samochód zatrzymał się obok mnie. Nie znałam go ani jego numerów rejestracyjnych. Nigdy nie wsiadaj do nieznajomego samochodu! Tłumaczyła mi zawsze w dzieciństwie babcia. Tak też postanowiłam zrobić. Nawet nie spojrzałam kto siedzi w środku, tylko przyśpieszyłam. Co jeśli to jakiś pedofil!? Właśnie uświadomiłam sobie, że nawet nie znam numeru na policję. Barwo Alex! Po prostu brawo!
-Alex! Idziesz za samochodem czy jedziesz z nami!?- usłyszałam szyderczy śmiech Wanka. WANK! Co on tu robi? Odwróciłam się i pobiegłam do samochodu. Wskoczyłam na przednie siedzenie obok kierowcy. Z tyłu siedział też Marinus, Andreas i Richard.
-O jaa! Co wy tu robicie!?- spytałam szczęśliwa. Nie widziałam ich tyle czasu ( nie licząc Andiego!)… W sumie ostatni raz widziałam ich w wakacje, nawet Marinusa.
-Niespodzianka!- roześmiał się Mari.
-Kraus. Ależ ty wypiękniałeś!- obrzuciłam go od razu komplementami.
-Alex, bo się zarumienię! Poza tym, Welli będzie zazdrosny…
-Kto by tam na niego patrzył…- roześmiałam się, ale dalej nie znałam celu wizyty tak zacnych gości.
Podjechaliśmy pod mój dom i wszyscy jak jeden mąż weszli do środka, nie czekając na zaproszenie.
-Dzień dobry.- Marinus ukłonił się lekko przed moją mamą i pocałował ją w dłoń. Tata popatrzył na niego jak na jakiegoś dziwaka.
-Cześć. A wy co tu robicie?- no brawo tato! Takie przywitanie! Przyjechali odwiedzić jego córkę jedyną, kochaną, która dalej nie potrafi sobie znaleźć tu przyjaciół w swoim wieku, a on wybrzydza…
-Przyjechaliśmy, gdyż mamy propozycje nie do odmówienia!- stwierdził rozemocjonowany Rysiu.
Wellinger stał obok mnie i nie wtrącał się. Podobnie jak drugi Andreas, ale ten ma tak, od kiedy złamałam sobie nogę. Wstydzi się, że taki stary, a taki głupi, jak to powiedziałby Sevcio.
-Słyszeliśmy, że pańska córka robi duże postępy w nauce, jak i w posługiwaniu się w naszym jakże trudnym, a zarazem przepięknym ojczystym języku .- Marinus zaczął bardzo ładnie, trzeba przyznać. Nawet Andiś pokręcił głową z uznaniem. On by się zająknął i nic by z tego nie wyszło…- Więc zabieramy Alex na konkurs do Kussamo, znaczy, ma się rozumieć, jeśli państwo pozwolicie…- zarumienił się delikatnie, a w ramach przeprosin za wpadkę uśmiechnął się najszerzej jak tylko potrafił.
Chwila… Czy on powiedział, że zabierają mnie na konkurs!? O BOOŻE! Pojadę na konkurs, pojadę na konkurs…!!! Najchętniej rzuciłabym się w tym momencie na Marinusa i ucałowała go! Jednak coś kazało mi stać tam gdzie stoję i dalej się nie odzywać.
-Nie ma takiej opcji.- mruknął po dłuższej chwili mój tato.
-Jak to? Według mnie to dobry pomysł. Alex będzie miała nagrodę, za cały wysiłek, jaki wkłada w naukę. Należy jej się.-wtrąciła się moja rodzicielka.
-Ale ja tak nie uważam. Pojedzie i znów zaczną się problemy…- spojrzał na Andiego Seniora. Upsss!
-Tato!- nie wytrzymałam. Musiałam powiedzieć, co ja o tym myślę.
-Alex. Zabierz chłopców na jakiś spacer i wróćcie na obiad za pół godziny.
Czyli mama z nim porozmawia... Czyli będzie dobrze… Musi być dobrze… Ja chce tam jechać!
-Myślisz, że twoja mama ich przekona? – spytał zatroskany Wanki. Chyba było mu mnie trochę szkoda. Może nawet myślał, że to po części jego wina? Wzruszyłam ramionami. Ojciec jest bardzo uparty…
-Twój tata może za nami nie przepada, ale mama uważa, że Wellinger to niezłe ciacho, więc… Musi jakoś sobie załatwić dobrego zięcia!- Marinus, jak zwykle, optymista. Też bym tak chciała…
Poszliśmy do parku, posiedzieliśmy chwilę na ławce, porozmawialiśmy o skokach i postanowiliśmy wrócić do domu. 
-I jak ? – zostawiłam chłopców w jadalni na pastwę losu z moim tatą, a sama poszłam wypytać mamę co postanowili.
-Pojedziesz.- puściła mi oczko. Przytuliłam się do niej, a potem pobiegłam do salonu, by podzielić się dobrymi nowinami z resztą.
-A więc jedziecie w środę 26 listopada i wracacie w niedzielę 30?- mój tata, jak zwykle, przeprowadzał przesłuchanie.
-Ta jest.- z twarzy Krausa nie schodził ten jego szeroki uśmiech.
-I to będą zawody w Finlandii?- chłopcy kiwnęli głowami.- Lecicie samolotem?- a jakże inaczej tato? Skoczkowie znów kiwnęli głową.- Kto jedzie z wami?
-Oprócz naszej czwórki jedzie Severin Freund, Michael Neumayer, Markus Eisenbichler, no i oczywiście nasz sztab trenerski, fizjoterapeuta, wszyscy?- Marinus spojrzał na Richarda, poszukując w nim pomocy. Tata nie zwrócił na to uwagi i chciał kontynuować przesłuchanie, gdy zadzwonił mój telefon. Wszyscy skierowali wzrok na mnie. Wyjęłam pośpiesznie komórkę z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Piotr Żyła. Ten to też nie ma kiedy dzwonić!
-Piotruś.- jęknęłam i chciałam już przepraszać go, że nie mam teraz czasu rozmawiać i rozłączyć się, ale to nie było takie łatwe, jakby mogło się wydawać.
-Wiesz co!?- krzyknął do słuchawki.
-No co…?
-Moja córka znalazła moje zdjęcie z tobą i powiedziała, że chce takie włosy jak twoje!
-Ooo! Zna się dziewczyna!- nie ukrywam , zrobiło mi się miło.
-Musisz przyjechać do nas i pokazać jej swoje włosy!
-Eh… Hm… To nie takie łatwe… Poza tym, teraz jestem ruda.
-PRZEFARBOWAŁAŚ SIĘ!? DLACZEGO!? CO JEŚLI TERAZ MANIEK SIĘ W TOBIE ODKOCHA!?!?
-Ćśśś Pieter, spokojnie!- uciszyłam go, gdy tylko moje ucho, przy którym trzymałam komórkę, odetkało się.- On się nie zdążył we mnie zakochać, więc jak ma się odkochać? Nie musi.
-Ty to jeszcze taka młodziutka i głupiutka jesteś, Oleńka! Hehehe!
-Piotruś…
-A Maciek, to po prostu…
-PIEEETEEER!- usłyszałam kobiecy głos w tle. Czyżby jego żona?
-Sorki Olka, Justynka woła. Już lecę żono moja ukochana!  Trzymaj się Oleńka!
-Cześć. – uśmiechnęłam się sama do siebie. Chłopaki, w tym mój tata, dalej mi się bacznie przyglądali.
-No co?- spytałam i podeszłam kilka kroków bliżej. Miałam ochotę wtulić się w Andiego i cieszyć się razem z nim ze wspólnego wyjazdu, ale nie chciałam denerwować taty. Dla niego byłam nadal małą dziewczynką….
-Dziękuję tato!- rozegrałam to nieco inaczej i chwilę później wylądowałam w ramionach ojca.- Dzięki, dzięki, dzięki!
-Czyli jedziesz!?- pisnął Welli.
-Jadę!- podbiegłam tym razem do nich i wszyscy na raz mnie przytulili. Zaczęliśmy podskakiwać i śmiać się nadal we wspólnym uścisku.
-Zdążysz się spakować do środy?- zapytał Marinus.
-Martw się o siebie Rudzielcu.- przytuliłam się do niego.- Dlaczego mnie wcale nie odwiedzałeś…?
-Sam Wellinger ci nie wystarcza? Nie zaspokaja twoich potrzeb!?- chłopak zrobił wielkie oczy, a ja zatkałam mu usta prawą dłonią.- Czyli jednak jest coś na rzeczy?
-MARINUS!
-Chodźcie dzieci na obiad!- zawołała mama z jadalni.
-My prze pani będziemy już jechać, bo i tak nas trener pozabija! Mieliśmy powiedzieć Alex o tym aż wrócimy z konkursu, a przyjechaliśmy dziś… Ale stwierdziliśmy, że uprzedzić kogoś że jedzie z nami za 2 dni na konkurs byłoby trochę nie fair, więc przyjechaliśmy dziś. I takim cudem Alex ma tydzień na pakowanie się! Więc my lecimy. Do widzenia! – tym razem Wank przejął pałeczkę i to on musiał ich wszystkich usprawiedliwiać.
-Mogę zostać?- zapytał nieśmiało Andreas Junior i tak naprawdę nie wiadomo do kogo było to skierowane. Patrzył się na podłogę. Mój tata zmierzył go wzrokiem, po czym sam usiadł do stołu.
-Wróć jutro, bo przecież jutro wyjeżdżamy! A Wernerowi coś się wymyśli… Ząb cię boli?- Marinus puścił do chłopaka oczko, jeszcze raz mnie utulił i szepnął do ucha.- Środa od razu po szkole. Pa kochana!
-Paaa.- odszepnęłam. I wyszli. Tak po prostu wyszli. Co ja bym bez nich wszystkich zrobiła? Najprawdopodobniej byłam teraz najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Jadę ze skoczkami na zawody! Dalej w to chyba nie wierzę…
-Siadaj Andi.- mama postawiła zupę na stole. Andreas usiadł, a ja obok niego. Naprzeciwko nas siedzieli rodzice.
Po obiedzie poszłam z Andreasem na spacer. Kochałam spędzać z nim wieczory. Mogłabym spacerować z nim tak codziennie. Chyba wpadłam po uszy…
-Alex…- zaczął. Spojrzałam na niego, a on zatrzymał się przede mną. Złapał mnie za obie ręce.- Wiesz, że cię bardzo, bardzo lubię?- zapytał nagle.
- Wiem.- roześmiałam się i przytaknęłam głową.
-Więc nie obrazisz się, jeśli to zaraz zrobię?
-Co zrobisz!?- przestraszyłam się, a z drugiej strony poczułam dreszczyk emocji. Może chciał mnie pocałować! Zrobiło mi się gorąco, ale nie chciałam tego ukazywać.
-To!- krzyknął, niemalże piszcząc i przewrócił mnie w zaspę. Zaczął nacierać mnie śniegiem, ale mój refleks nie był chyba aż taki najgorszy, jakby mogło się wydawać. Pociągnęłam go za kurtkę i po chwili leżał obok mnie.
-No wiesz co!- jęknęłam, gdy złapałam oddech. Zachrypłam przez to, że tak głośno piszczałam przed chwilą.
-Ale pamiętaj, że cię bardzo lubię!
Wstałam, nie czekając na jego pomoc. Zanim sam wstał, dostał ode mnie jeszcze dwoma śnieżkami. Teraz byliśmy kwita.
Mój płaszczyk był cały mokry. Do tego miałam też śnieg pod kołnierzem. W pewnym momencie zrobiło mi się tak zimno, że aż cała zaczęłam się trząść.
-Przepraszam.-objął mnie, ale to nie pomagało. Dalej było mi zimno!- Ale ze mnie frajer… Teraz przeze mnie zachorujesz i z nami nie pojedziesz! Wracamy do domu!- zarządził, ale najpierw zatrzymał się, zdjął swoją kurtkę w barwach reprezentacji i oddał mi ją.
-Oszalałeś! Teraz to ty zachorujesz! – krzyknęłam na niego.
-Spokojnie. Na skoczni zimniej, a kombinezon cieńszy od mojego dzisiejszego stroju.- wyszczerzył zęby.

Założyłam jego kurtkę i jak najszybciej wróciliśmy do mojego domu.
Hej :D W czwartek Mistrzostwa Świata Juniorów i Welli bierze w nich udział <3 Dziś podczas treningów nieźle mu poszło :) Dlaczego o tym piszę? Bo mam sprawę ^^ Wie może ktoś czy będzie można to gdzieś obejrzeć? Tv albo internet? Cokolwiek! :) Z góry dziękuje. Życzę miłego czytania/komentowania/oglądania zdjęć(?) ! :)