piątek, 26 września 2014

Rozdział 11:

To właśnie dziś. Dziś mieliśmy jechać do Polski… Jak ja dawno tam nie byłam! Chyba muszę odwiedzić babcię… Ciekawe czy Andreas ze mną do niej pójdzie… Nie pamiętam już niczego z polskiego! Mój Boże… babcia nie będzie zadowolona… Tak mnie prosiła, żebym się go uczyła… a ja wybrałam hiszpański… Jak dobrze, że ona zna angielski…
-Jesteś już spakowana? – zapytała mama.
-Taaak! Andreas pisał, że za chwilę powinien po nas zajechać bus pełen skoczków! Kurcze… Zapomniałam wziąć kosmetyczki!
Pobiegłam do łazienki, która również przeszła małą metamorfozę. Pojawiła się w niej wielka wanna z hydromasażem i nowiusieńkie, nowoczesne meble. Takie jakie chciałam! Kolejny będzie mój pokój, a potem salon. Muszę znaleźć taki stolik, jak ten co Conor ma w Anglii…
Ktoś zatrąbił przed naszym domem. Właściwie to nie ktoś, tylko bus, w którym jechali moi ulubieni skoczkowie!
Włożyłam swoją kosmetyczkę do torby i wybiegłam z domu. Za mną szli rodzice. Weszłam do busa, a Andi uśmiechnął się na mój widok.
-Heeej.- przytulił się do mnie.
-Jaki przypływ miłości.- zaśmiał się jakiś gościu, którego nie znałam.- Richard jestem.
-Aaa to ty jesteś ten Freitag!- zaśmiałam się.
Usiadłam pomiędzy dwoma Andreasami, z czego Marinus miał niezły ubaw. W sumie nie wiem dlaczego… Rodzice usiedli bardziej z przodu, a tata od razu dogadał się z trenerem chłopaków.
-Masz ładne włosy.- powiedział Rich.
-Kolejny rasista… - mruknął pod nosem Kraus, który siedział z Richardem.
Chłopaki zaczęli o czymś rozmawiać, więc ja postanowiłam zagadać do moich Andreasów.
-Co tak milczycie?- zapytałam.
-Przy Wellingerze nie jesteś taka fajna.- stwierdził Wank.
-No wiesz co! Dzięki!- udałam urażoną.
-A jaka jest beze mnie?- zapytał się Welli.
-No… taka bardziej pyskata… odważna… taka inna, no!
-A przy mnie jaka jest?
-No… taka bardziej miła… nieśmiała… no taka inna!- uśmiechnął się szeroko.
-No nie wiem…
-Ej! Ja tu jestem!- krzyknęłam, jednak chyba nieco za głośno, bo Sevcio, który siedział przed nami, zaproponował mi, żebym to jednak z nim usiadła.
-Wiesz co? Myślę, że potem skorzystam…
-Czekam.- uśmiechnął się i odwrócił się od nas, wracając do czytanej wcześniej książki.
-Nauczył cię już Wellinger niemieckiego?
-Nie.- odpowiedziałam. Wolałabym siedzieć chyba z Krausem i słuchać o rasistach lub jedzeniu…
-A jeździć na nartach?
-Nie.
-Bo to leń!
-Bo chcę ją tego nauczyć w Polsce.- zaprotestował Welli.
-W Polsce będziesz ją uczyć niemieckiego?
-Nie łap mnie za słówka… Na nartach jeździć będą ją uczył…
-W lato?
-Kurde, Wank! Cicho! - Welli się wkurzył. Nie widziałam go jeszcze wkurzonego.
-A tak się wkurza młodego…- wskazał na niego ręką.
-Idę do Freunda. – Welli wstał i poszedł do Severina. Zaczęli gadać po niemiecku.
-O czym oni rozmawiają?- zapytałam Wanka.
-O tobie.
-Ehe jasne.- poklepałam go po ramieniu.- Kiedy dojedziemy na lotnisko?
Potem chyba usnęłam. Pamiętam tylko, że obudziłam się opierając głowę o ramię Wanka, który sam też usnął, a Welli próbował nas obudzić.
-Heeej. Wstawać! Jesteśmy na lotnisku! Spóźnimy się na nasz lot! Andi, Alex!
-Co się tak drzesz…- odpowiedziałam mrużąc oczy, w które raziło mnie słońce. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że zwróciłam się tak do Andreasa, normalnie chyba nigdy bym tak do niego nie powiedziała! Tak mówię teraz tylko do Jacka… Szybko wstałam z fotela, przywalając głową w sufit busa. Z tyłu usłyszałam ten wredny śmiech Marinusa…
-To nie śmieszne… To boli…- jęknęłam.
-Chodź.- Welli pomógł mi wyjść i poszliśmy na lotnisko.
-Jak się spało?- zapytał Kraus.
-Weeź! Jaki ten Wank niewygodny! A głowa jak boli!
-To co, w samolocie siedzisz ze mną?
-Wieesz, to kuszące…
***
-Liczyłam na jakąś biznes klasę albo prywatny samolot, a nie…- zaczęłam narzekać.
Próbowałam przecisnąć się pod okno w samolocie. Na miejscu od korytarza siedział jakiś grubszy facet, który nie chciał dać nam przejść. Gdy udało mi się tu jakoś usiąść, Marinus usiadł na środku.
-Ten facet nawet nie wie, przy kim siedzi.- mruknął.
-A jakby wiedział, to by się posunął?
-Następnym razem lecimy prywatnym odrzutowcem…
-Chyba będziesz musiał bank okraść.- wtrącił się Sevcio.
Przed nami siedzieli w trójkę, wymieniając od okna, Wellinger, Freund i Wank.
Naprzeciwko nas siedział Fraitag z dwoma fizjoterapeutami kadry, a gdzieś dalej siedzieli moi rodzice z trenerem.
-Głodny jestem…- jęknął.
-No co ty… Czekałam aż to powiesz!
-No wiesz co…
-Mam ciasteczka.-uśmiechnęłam się.
-Ooo! Daaasz?- zrobił oczka słodkiego szczeniaczka.
-Jak ładnie poprosisz…
-Proooooszeeee!
-Słabo…- pomachałam mu paczką herbatników przed oczami.
-No wiesz co… Błagam cię, pięknowłosa księżniczko Wellingera, posiadająca ciasteczka, które ja chce mieć w swoim brzuszku.
Roześmiałam się i rzuciłam nimi w niego.
-Dlaczego wszyscy przyczepili się do mnie i do Welliego?
-Bo jesteście dla siebie stworzeni.
-Wow! Brawo!
-Co?
-Nie gadasz z pełną buzią!- pochwaliłam go.
-Jesteś ze mnie duma? Yeah! Ale serio wy do siebie pasujecie… Czemu jesteś przy nim nieśmiała?
-Kolejny…
-No co? Ciekawy jestem po prostu…
-Ooo patrz, rozdają batoniki!
Znów udało mi się zmienić temat, dobra w tym jestem! Jak będziemy jechać z Krakowa do Wisły to siadam z Sevciem…
Podeszła do nas wysoka blondynka w stroju stewardessy. Uśmiechnęła się do nas szeroko i zapytała po niemiecku chyba o to, czy chcemy coś do picia i dała po batonie, małym snickersie.
-Nie patrz tak na nią…
-Bo co?
-Bo ją zeżresz tym swoim wzrokiem… taki głodny jesteś…
-Ładna, a do tego rozdaje snickersy…- stwierdził rudowłosy skoczek, na co ja roześmiałam się i również zaczęłam jeść swojego batonika.
-Co ci się w niej podoba?
-Blond włosy.- odrzekł chłopak.
-Chyba wiem na jaką pomaluję sobie włosy do szkoły.
-Na jako?
-Na blond, głupku!
-Ooo będziesz sexy!
Roześmiałam się i pozostawiłam to bez komentarza. Ale chłopaki z przodu to usłyszeli…
-Czemu będziesz sexy?- zapytał się Wank, na co Andi zrobił face palma.
-Bo już jestem, a za jakiś czas będę jeszcze bardziej sexy!
-W sumie logiczne… Wracam do czytania.- powiedział Freund. Przynajmniej on nie próbował mnie wkurzyć. Ale Andreasowie chyba podłapali temat.
-Będzie sexy dla Andreasa!- powiedział Marinus.
-Którego?- Welli zrobił głupią minę.
-Żadnego. Będę blondynką dla Krausa…
-Bądź dla niego ruda.- roześmiał się Welli.
-Rude jest piękne.- odpowiedział Kraus.
-A co dla ciebie jest brzydkie?- zapytałam Krausa, ale na pytanie odpowiedział mi Wank.
-Wellinger…-  stwierdził Wank.
-Sam jesteś brzydki!- krzyknął Welli.
No i zaczęła się kłótnia, w której bardzo aktywnie uczestniczyłam. Teraz mi nie powiedzą, że Welli mnie onieśmiela… Ale facetowi, który z nami siedział, chyba coś nie pasowało. Nie był chyba Niemcem albo doskonale znał angielski, bo zwrócił się do nas właśnie w tym języku.
-Mogę prosić o spokój!?- on nie prosił. To był bardziej rozkaz z dodanym słowem ‘ proszę ‘. Facet nie wyglądał na miłego i chyba też taki nie był…
Chłopcy przestali udawać, że się biją i każdy usiadł na swoje miejsce, śmiejąc się pod nosem.
Po jakiejś godzinie lotu wysiedliśmy na lotnisku w Krakowie.
-Może pozwiedzajmy Kraków!? – zaproponowałam. Naprawdę dawno mnie tu nie było!
-Nie ma mowy.- powiedział trener.- Trzeba zrobić trening, potem kwalifikacje!
-A jeżeli ja z Alex byśmy się tak na trochę oddalili, a potem przyjechali jakąś taksówką czy coś?
-Nie. Na zwiedzanie to możesz przyjeżdżać beze mnie… Tam jest nasz bus, idziemy prosto do niego!
-Ale sztywny…- jęknęłam, ale usłyszał to tylko Andreas i Freund.
-Jakby taki nie był, to by niektórych tu nie ogarnął. – stwierdził Sevcio.
-Ty też sztywny!- roześmiałam się.
-Przywiozę cię tu na wakacje.- zwrócił się do mnie Welli.
-Serio?
-No. Ale masz ze mną teraz usiąść.
-Szantażyk?
-Może.
-Ale tu będą podwójne siedzenia, a nie potrójne?
-Tak.
-To siadam z tobą! – chłopak wziął mnie za rękę, a za drugą wziął mnie Kraus i podskakując, pobiegliśmy do busa. Tener z moimi rodzicami tylko kręcili głowami, a reszta się z nas śmiała.
Jadąc do Wisły podziwialiśmy góry i fajne samochody, które nas wymijały. Rozmawialiśmy też o mojej babci i o Anglii. Ale to wszystko przerwał nam jeden sms, który dostałam od Lou.
„Conor mi powiedział wszystko o Jess… Zresztą dziś ją znów widziałam… Była z tym chłopakiem… I on zaczął się ze mnie śmiać, że się na nich gapię, a ona razem z nim…”
Co ja jej miałam na to odpisać!? Nie potrafiłam pocieszać ludzi… Od razu przestałam się śmiać.
-Coś się stało?- zapytał zaniepokojony Andreas.
Opowiedziałam mu o wszystkim co wiedziałam w sprawie Jessicy.
-Może ona nie jest tego warta, żebyście się on nią tak martwiły?
-Ale to jest moja przyjaciółka! Rozumiesz? Chociaż nie… to była moja przyjaciółka… Dobrze wie, jaka jest Lou, ona się wszystkim przejmuje… A ona się z niej jeszcze śmieje z tym swoim narkomanem!
-Nie wiesz czy on bierze…
-Conor jest niemalże pewny… Pod koniec wakacji jadę do Anglii, więc powiem jej, co o niej myślę.
-A co o niej myślisz?

Właśnie… Co ja o niej aktualnie myślę… 
Na drugim moim blogu też niedługo pojawi się coś nowego ^^ obiecuję :D KLIK

czwartek, 18 września 2014

Rozdział 10:

-Co jest?- zapytałam, gdy tylko zobaczyłam dziewczynę.
Znałam ją na tyle dobrze, żeby zauważyć, że coś jest nie tak. Mimo, że to ona była tą najbardziej pozytywną w naszej paczce, to nawet ona miewała problemy… Może się z Jackiem pokłóciła!? Ja tam bym się nim nie przejmowała… Do jutra mu przejdzie…
-Coś niedobrego dzieje się z Jess. Jack mówi, że wiedział, że prędzej czy później ona nas oleje, no ale mi się nie chce w to wierzyć. Przecież ona taka nie jest!
-No, ale co ona zrobiła?- niczego nie rozumiałam, a Lou była cała roztrzęsiona.
-A Conor mówi, że to przez to, że straciła ciebie, no i w pewnym sensie mnie. No i ja bym bardziej chciała wierzyć w jego wersje… Ale Jacka argumenty są takie przekonujące! Co jak ona nie będzie się ze mną przyjaźnić, a ciebie nie ma w Anglii!? Z kim ja się będę przyjaźnić.
-Masz braci Maynard i całe liceum znajomych… A teraz spokojnie opowiesz mi, co się dzieje z Jess.- mówiłam powoli i zrozumiale.
-Dobra.- wzięła głęboki oddech.- Powiedziała mi dziś, że nie chce się ze mną przyjaźnić.
-Tak ci powiedziała?- jakoś nie mogłam w to również uwierzyć. Prawda, Jessica miała te swoje humorki, no ale żeby takie coś!?
-No mi też ciężko w to uwierzyć. Dzwoniłam do niej, a ona nie odbiera od wczoraj! Martwiłam się o nią, że coś jej się stało. Więc do niej poszłam, a ona że niech mnie nie interesuje co ona robi i że nie odbiera, bo już nie chce ze mną trzymać, że ma ciebie, mnie i tego mojego Jacka w dupie. Tak powiedziała.
-A Conor? Próbował do niej zadzwonić?
-Nooo… Bo poszłam się wyżalić Jackowi, i on coś, że w końcu pokazała jaka jest naprawdę. W ogóle go nie rozumiałam i się z nim pokłóciłam, to poszłam zapłakana do Conora. To on do niej dzwonił… Ale też nie odbiera…
-Spokojnie. Przejdzie jej…
-A jak Jack ma racje?- głos się jej załamywał.
-A co mówi Jack?
-Że ona się z tobą przyjaźniła, bo Conor. –dziewczyna dalej mówiła bez sensu.
-Co Conor?
-Załatwiłaś jej wejściówki, darmowe wypady… Conor wszystko załatwiał! A jak ciebie nie ma, to Conor nigdzie jej nie będzie brał.. Już prędzej mnie… No i jeszcze mówi, że on się jej podobał… Nie no, to bez sensu!
-Zadzwonię do niej.
-Nie. Nie dzwoń. Nie dziś. Może za jakiś czas? Nie wiem… Conor kazał ją na razie zostawić…
-Jesteś u siebie w domu?
-No.
-Myślałam, że teraz ciągle jesteś u Jacka.
-No przecież się z nim pokłóciłam!
-O Jess? Nie warto! Weź się z nim pogódź!
-Pomyślę. Zadzwonisz do niego?
-Zadzwonię… Zawsze wszystko ja muszę naprawiać…
-Teraz wiesz jak Conor musiał się czuć przez tyle lat.
No to teraz dzwonimy do Jacka. Nie było go na skype, ale Conor był.
-Heej!- wyszczerzyłam zęby do kamerki, na co Conor się roześmiał. -No co?
-Masz coś pomiędzy zębami…- stwierdził. Rozłączyłam się, wyjęłam kawałek sałatki z zębów i zadzwoniłam jeszcze raz.
-Heej!- powtórzyłam.
-No, teraz jest ok.
-Jest Jack?
-A co stęskniłaś się?
-Jess… Lou…- jęknęłam.
-Aaa… Nie chciałem mówić Lou, ale ja ją dziś widziałem…
-J… jak to? Gdzie? Kiedy?- skoro nie mówił Lou, coś musiało się dziać. Przecież on się przyjaźni z Lou, tak jak i ze mną! Jest dla niego prawie jak siostra! Jess to co innego, zawsze trzymał ją na pewną odległość, przyjaźnił się z nią tylko i wyłącznie ze względu na mnie…
-Była z jakimś chłopakiem.
-No i? Ale gdzie była? - wyciągnąć coś z niego, to nie lada sztuka…
-Za koszami.- jęknął.
-Teraz to ja niczego nie ogarniam…
-Paliła szluga.
-Jess? Ta Jess, która była temu od zawsze przeciwna?
-Wydaje mi się, że była pijana, albo na haju. Nie wiem. Jak mnie zobaczyła to zaczęła coś krzyczeć, że mam ją w dupie. Myślałem, że źle znosi twój wyjazd, no ale teraz to mi się nie wydaje…
-Kurde…
-Potem do mnie podeszła i powiedziała, żebym przekazał Lou i tobie, że jak do niej zadzwonicie, to za siebie nie ręczy.- milczałam. Jak w ciągu 2 dni wszystko mogło się tak zmienić?
-Dopiero co tu przyjechałam, a tam już dzieją się takie rzeczy… Co będzie dalej!?
-Ja już od dłuższego czasu widziałem, że coś się z nią dzieje… Ona jest dobrą aktorką… A z tym chłopakiem to wiedziałem ją już tyle razy! Pamiętasz, mówiłem ci!?
-No… Masakra jakaś… Musisz o wszystkim powiedzieć Lou… Ona się tak o nią martwi… Ona jest taka dobra…
-No dobra. Jutro na spokojnie jej wszystko powiem.
-Może niech pójdzie do jej rodziców czy coś?- w innym wypadku nie kazałabym nikomu kablować na moją przyjaciółkę, ale naprawdę działo się z nią coś niedobrego…- A Jacka mi dasz?- zmieniłam temat.
-No jasne. Jeszcze jedne pytanie.- uśmiechnął się tajemniczo.- Co tam u Andreasa?
-No eeej…- roześmiałam się na wspomnienie dzisiejszego dnia.- Chyba mam dwóch nowych przyjaciół.
-Andreas i ?
-Marinus. Oni razem są genialni!  Marinus taki szalony jak Jack, i podobny trochę do Eda, taki rudy.. – roześmiałam się ponownie.
-Ideał?- zapytał, ale po chwili zrozumiał swój błąd.- Nikt z charakterem Jacka nie jest ideałem.
Znów udało mu się mnie rozśmieszyć i za to go uwielbiam!
-Jack!- zawołał.
-Czego? – yhyy Jack znów nie w humorze… Dziś to przynajmniej znałam przyczynę jego złego nastroju.
-Alex dzwoni…
-Ooo!
Nie pamiętam kiedy się tak bardzo cieszył słysząc moje imię.
-No cześć.
-Gadałaś z Lou?
-Co za pytanie! Kurde, co ty myślisz, że jestem jak Jess i mam wszystko, i wszystkich w dupie?
-No… Myślałem, że to ty jesteś ta zła. A tu takie zaskoczenie!
-Ach no dzięki, wiesz?... Kurde, takie komplementy dostawać…
-No. Ale od zawsze też wiedziałem, że nigdy nie polubię Jess.
-Czemu?
-Bo jest wredna. I nawet ciebie sobie wokół palca owinęła… A ciebie nie da się tak szybko sobie podporządkować! To ty umiesz innych ogłupiać. Szukałaś tu sobie przyjaciółki na siłę, byłaś więc teoretycznie łatwym celem.
-Jakie pocieszenie…
-Tylko teraz nie szukaj przyjaciół na siłę! Znów wpadniesz w złe towarzystwo.
-Dlaczego Jess miałaby to niby robić?
-Jesteś jeszcze taka głupiutka..
-A ty taki milutki… Co ta Lou w tobie widzi!?
-Właśnie. Powiedz jej, żeby się ze mną pogodziła.
-No chyba cię mega mocno pogięło! Sam nie możesz jej tego powiedzieć? Taki wygadany, a tu…
-Dla Wellingera też jesteś taka wredna?
-Nie.
-Ooo… ty się serio zakochałaś! Uważaj, żeby nie był jak Jess.
-Odczep się od Jess. Myślałam, że dziś się nie pokłócimy…
-Dobra, przepraszam.
Aż się udławiłam. Czy Jack mnie przeprosił!? No, no… Uśmiechnęłam się tylko z satysfakcją.
-Co się ciszysz?
-Nie no… nic.
-Pamiętasz jak na lotnisku, my czekaliśmy aż polecisz, a Jessica szybko sobie poszła?
-A ty znowu o tym… Może jej się gdzieś śpieszyło?
-Lou wyła przez pół dnia…
-Nie każdy jest tak wspaniały, jak Lou!
-No… Jess to na pewno nie jest wspaniała… Zawsze się do mnie czepiała, a samej siebie nie widziała. A mówił ci Conor, gdzie i z kim ją widział?
-Mówił.
-A ja ci zawsze mówiłem, że co? Że Jess to nie jest dobra koleżanka dla ciebie…
-Dobra, weź. Ja kończę, jestem wykończona. Cześć.
Położyłam się na swoim łóżku, nie było ono tak wygodne, jak te w Londynie, ale nie było złe. Musiałam tylko skołować sobie gwiazdki na sufit i będzie dobrze. Ściany mam koloru niebieskiego… Dobrze, że Marinus nie był w moim pokoju, bo by powiedział, że są one pod kolor do moich włosów… Jednak szybko moje myśli pobiegły do Jess…
Czemu nie zauważyłam, że dzieję się z nią coś niedobrego!?
Nagle przypomniało mi się, że gdy byliśmy u Lou, ktoś zadzwonił do Jessicy, a ona powiedziała, że to mama. Była podenerwowana…. Ale ja słyszałam męski głos… Nie wiem o czym mówił, ale to na pewno był jakiś facet… Może to ten, którego widział dziś z nią Conor…
Drzwi do mojego pokoju lekko zaskrzypiały i otworzyły się.
-Mogę?- to był tata.
-Jasne.
-Jesteś jakaś smutna. Co się stało?
-Tak bardzo tęsknię za Londynem…
-Znowu to samo? Przecież masz już tu przyjaciół, podoba ci się tu.
-Nie znam niemieckiego i się ze mnie śmieją…- mruknęłam.- Ale tu nie chodzi o mnie, nawet nie chodzi o Niemcy… Po prostu, tam w Anglii dzieją się teraz dziwne rzeczy, a mnie tam nie ma!
-Jakie dziwne rzeczy?
-No…- zastanawiałam się, czy mu w ogóle o tym mówić. Ale skoro miałam z nimi mieszkać, musiałam się z nimi jakoś dogadywać, chciałabym mieć tu życie i trochę wolności! A bez zaufania byłoby o to trudno… - Bo coś dziwnego dzieje się z Jess. Nie wiem jeszcze co… Czuję się winna, że to wszystko moja wina, bo nie zauważyłam tego wszystkiego wcześniej i z nią o tym nie pogadałam… A teraz co? Nawet nie mam jak się z nią skontaktować….
-Jeżeli będziesz się dobrze zachowywać… Miałem o tym ci nie mówić, ale to na pewno poprawi ci to humor!- tata puścił do mnie oczko.
-Kiedy będę mogła do nich pojechać!?
-Pod koniec wakacji.
-Kocham cię!- przytuliłam się do niego mocno.
-A teraz idź już spać i nie zamartwiaj się. To nie jest twoja wina.
-Dzięki tato.- powiedziałam, gdy wychodził z mojego pokoju.
-Mam jeszcze pytanie, jutro znów spotykasz się z chłopakami?
-Chyba z Andreasem, bo Marinusa nie będzie.
-Aha… Dobrze… To dobranoc.

Uśmiechnęłam się do niego, a potem poszłam przebrać się w swoje piżamki. Były różowe w owieczki. Dostałam je na urodziny od Lou…
Sprawa pierwsza :) Szukam kogoś do pomocy na swoim drugim blogu, więcej informacji znajdziecie tu: KLIK
No i zapraszam do zapoznania się z tym blogiem KLIK Polecam :) 

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 9:

-Idziemy do parku rozrywki?- właśnie mijaliśmy reklamę Freizeitpark Ruhpolding, na którą wskazał Andreas.
-A to nie dla dzieci?- zapytał z wątpieniem Kraus.
-Nigdy tam nie byłem.- stwierdził blondyn.- Jedziemy?
-Możemy. –stwierdziłam, po czym Andreas gwałtownie skręcił w jakąś drogę.
-Ooo chodźmy na to zjeżdżalnie!- krzyknęłam, gdy znaleźliśmy się w parku- Ona ma z 50 metrów!
-Niska. Skaczemy z wyższych skoczni… - mruknął Kraus.
-Robimy wyścigi kto pierwszy zjedzie!
Zignorowałam uwagę Marinusa i razem z Andreasem pobiegliśmy na zjeżdżalnie, a chłopak szedł wolno za nami.
-3…4…. Start! – krzyknęłam, gdy wszyscy byliśmy na szczycie zjeżdżalni.
Pierwszy zjechał Marinus, ja byłam druga, a Andreas chyba dał mi fory, dlatego był ostatni.
-Czemu dałeś mi wygrać? –zapytałam.
-Twoja radość, że wygrałaś ze mną, była bezcenna.- rzeczywiście tańczyłam swój taniec szczęścia i wyśmiewałam się z blondyna. Aż uśmiechnęłam się na same wspomnienie.
-Dziękuje. Ale następnym razem chce cię naprawdę pokonać!
-Teraz nie będzie żadnych forów. Będę jak Marinus!
-I tak ma być! To co, idziemy teraz na tą kolejkę?
Fajnie, że chłopaki nie mieli lęku wysokości, w końcu gdyby go mieli, raczej by nie skakali… Za to Conor miał go i bał się nawet iść ze mną na London Eye. Dziewczyny też się bały. Tylko ja z Jackiem lubiliśmy tego typu rozrywki.
Gdy przejechaliśmy się najszybszą z kolejek, poszliśmy postrzelać z łuku. Ten kto wygrał dostawał misia.
-Masz 3 strzały.- przetłumaczył mi Welli.- I musisz trafić jak najlepiej w tarczę.
-To wiem.- uśmiechnęłam się.
Kiedyś ograłam w podobnym strzelaniu z łuku Conora i Jacka. Teraz też musiałam to zrobić! Muszą mieć do mnie jakiś respekt…  Tamte drugie miejsce się nie liczyło… Poza tym jestem najmłodsza, no i jestem dziewczyną…
- Wy pierwsi.- stwierdziłam.
Marinus strzelił dwa razy w sam środek, ale pierwsza strzała nawet nie wbiła się w tarczę. Andreas też nie miał szczęścia. Jedna strzała prosto w pięćdziesiątkę, druga w czterdzieści, a ostatnia w dziesięć. Podsumowując zarówno on, jak i Kraus, mieli po 100 punktów.
-Szykuje się remis, stary. Dogrywka czy dzielimy się misiem na pół?- zapytał blondyn.
-Damy go Alex, żeby nie było jej smutno… A dogrywkę i tak możemy zrobić. Na pewno wygram!
Ale dogrywka nie była im potrzebna… Moja pierwsza strzała trafiła w środek.
-To się nazywa szczęście! No, dajesz dalej, młoda! – krzyczał najstarszy z nam, Marinus, który zachowywał się, jakby był najmłodszy. Pomyśleć, że nie chciał tu przyjeżdżać…
Druga również trafiła w środek. Chłopcy poczuli się zagrożeni…
-Nie trafi teraz.- szepnął któryś z nich. Byłam tak skupiona, że nie zwróciłam uwagi który. Trzecia strzała trafiła w czterdziestkę.
Niemiec, który zajmował się tym i dawał dzieciom misie, chyba mi pogratulował i wręczył misia.
-Danke!- powiedziałam, wzięłam misia i odwróciłam się do chłopaków.- I co?
Ich miny mówiły same za siebie. Nie wierzyli, że ograła ich dziewczyna.
-Tym razem to ja dałem ci fory.- stwierdził Kraus.
-Patrzcie! Tam jest jakaś kraina baśni, czy coś. Idziemy tam?- zawsze marzyłam o takim czymś.
-Tam są same małe dzieci.
-Ale my też jesteśmy jeszcze dziećmi…- jęknęłam.
-Ja nie! Ja mam dwadzieścia trzy lata!- oburzył się Marinus.
-Wiesz, może z wieku to on nie jest dzieckiem, ale mentalnym to jest na pewno!- szepnął do mnie Welli.
Roześmiałam się i pociągnęłam Krausa w stronę krainy baśni, a Andreas szedł obok nas.
-Tylko na darmo wywalamy kase…
-Nie stać cię? To zapłacę za ciebie.- i tak się stało. Zapłaciłam za siebie i Krausa. Andreas upierał się, że to on zapłaci za wszystkich, ale nie chciałam go naciągać. W końcu było mnie na to stać. Jak już o kasie… Ciekawe ile kosztuje tu fryzjer. Mamy już tylko miesiąc wakacji. Niedługo moje włosy muszą dojść do nieco normalniejszego koloru. Z tego co widzę, jest tu dużo włosowych rasistów, jak to mówi Andi.
Bawiliśmy się w parku rozrywki kilka godzin. Małe dzieci się na nas dziwnie patrzyły. Mamy dwie tezy takiego, a nie innego zachowania: 1- moje włosy, 2- trójka nienormalnych ludzi na trampolinie dla dzieci… Ciekawe która teza była prawdziwsza.. hmm… a może obie?
-To co jedziemy do twojego domu?
-Jedziemy!- odpowiedziałam i pobiegłam do samochodu.- Kto pierwszy ten lepszy!
Po tej wycieczce wszyscy zachowywaliśmy się jak dzieci… Trzeba się ogarnąć zanim dojedziemy do domu… Bo tata się rozmyśli!
-Ty nie boisz się tak z nami jeździć?- Kraus wybudził się z głębokich przemyśleń i zadał te pytanie.
-Nieee.- chwila namysłu.- A czemu mam się was bać?- zapytałam podejrzanie.
-No wiesz. Znasz nas w sumie 2 dni, a za kolejne 2 dni jedziesz z nami do Polski.
-No i z rodzicami.- dodałam.
-No tak. Ale czas będziesz spędzała z nami. Serio się nie boisz?
-A co masz zamiar mi zrobić?
-Jaaa? Ja nic.- zapewnił Kraus.- Obawiałbym się  bardziej Wellingera. On niby taki „przystojny”… Kto wie co takiemu chodzi po głowie!
Za co dostał w głowę od Andreasa.
-Ty patrz jak jedziesz! Chcesz nas pozabijać!? A wracając do tamtego tematu… Miałbym oko na Wanka… Kurde! Andreas- te imię jest podejrzane!
-A co masz do Wanka?- wtrącił się Welli.
-No nie wiem. Może się zakochał?
-Że w kim? Że niby we mnie!? – wybuchłam śmiechem.- Przecież on się ze mnie wyśmiewa, że ja nic nie umiem.
-Hmmm…
-Stary, nie myśl tyle, bo cię głowa rozboli. – Andreas odwrócił się i poklepał go po ramieniu.- Jesteśmy prawie na miejscu!
Kilka minut później byliśmy na moim podwórku. Mama musiała zasadzić nowe drzewka, gdy mnie nie było, a ogródku pojawiły się nowe kwiatki. Za domem stała mała altanka, ale to już pewnie zasługa taty. Teraz nasz domek wyglądał jeszcze piękniej.
-Dobry wieczór. Marinus jestem.- chłopak pierwszy pobiegł do mojego taty i przedstawił się mu.
Natomiast ja z Wellim szliśmy powoli rozmawiając na spokojnie o wyjeździe. Gdy Kraus poszedł przedstawić się mamie, my podeszliśmy do taty.
-To ty jesteś ten Andreas…- stwierdził tata.
-To ja.- chłopak szeroko się uśmiechnął.
-Alex dużo mi o tobie opowiadała.
-A można wiedzieć co?
-A nie można.- powiedział tata i odszedł. Ale on dziś miły!
-Co on taki?- tym razem Welli zwrócił się do mnie.
-Może głodny.- zaczęliśmy się śmiać i również poszliśmy do kuchni, gdzie Kraus pomagał robić kolacje mojej mamie.
-Pomóc ci w czymś?- zapytałam, ale Marinus zrobił już chyba wszystko.
-Nie, dziękuje. Marinus mi już pomógł. Muszę przyznać, że zna się na gotowaniu.- stwierdziła kobieta.
-Zna się na gotowaniu, bo zna się też na jedzeniu.- stwierdziłam.
-Pewnie głodny i się doczekać nie mógł, to pomaga.- tym razem to Andi dostał z łokcia od Marinusa.
Gdy wszystkie pyszności zniknęły ze stołu, Andreas postanowił zacząć temat wyjazdu.
-Wszystko smakowało wybornie.- stwierdził Marinus.
-A dziękuje.- odpowiedziała mama.
-Właśnie. Było pyszne.- dodał Andreas.- A co do wyjazdu, to wyjeżdżamy w czwartek chyba o 10.
-Samolotem?- zapytał zaciekawiony tata.
-Tak, samolotem. Niecała godzina i będziemy w Krakowie. Potem prosto do Wisły.
-Czym będziecie tam jechać?
-Zapewne takim busem. Tam się jedzie około półtorej godziny.
-Będziemy mogli się zabrać z wami?
-Tak. Jasne. Wszystko załatwione. Samolotem też państwo z nami mogą. No i busem też. Mają państwo również 2 pokoje zarezerwowane w hotelu.
-Dobrze.-tata wiedział już chyba wszystko.
-W Polsce jest wspaniała atmosfera!- dodał Kraus.
-No, wiem, wiem. Kiedyś co rok tam jeździliśmy.
-Ooo! Fajnie! Kiedyś też może o tym pomyśle…- napił się wody i spojrzał na zegar wiszący na ścianie nad kominkiem. – Ale późno! Welli, chodź, jedziemy! Ja muszę jutro rano wstać!- wstał i wyszedł na korytarz, po chwili wrócił i pożegnał się z moimi rodzicami, następnie podszedł do mnie.
-Ja was odprowadzę.
-Będę zaszczycony twą obecnością podczas drogi do samochodu mojego giermka.
-Przyjaciela chyba.- syknął Wellinger. Najwidoczniej nie chciał jeszcze wracać.- Więcej nigdzie za mną nie jeździsz.- mruknął, gdy wychodziliśmy z domu.
-Ohh moje wy gołąbeczki! Jutro będziecie mieli ode mnie wolne... Ale pamiętaj! Nie spuszczaj oka z Wanka…
-Boże! Co ty się go tak uczepiłeś!
-No w sumie… W Wiśle to dopiero będzie dużo przystojniaków! – zaczął się śmiać.- Kraft, Prevc, kto tam jeszcze? Stoch, Kot!
-Stoch to ma żonę.
-Ale Kot? I reszta polaków?
-Boże… On chyba na serio powinien już iść spać…
-Za mocno go uderzyłeś w głowę, w samochodzie…- zażartowałam.
-Kurde, więc to wszystko moja wina… Teraz muszę się z nim męczyć.- zaczęliśmy się śmiać. Potem dałam im po buziaku w policzek, przytuliłam się do Andreasa, pożegnałam się i wróciłam do domu.
-Przyznaj, że ci chłopcy są tacy mili.- powiedziała moja mama do taty.
-No, tacy normalni.- stwierdził tata i włączył telewizor.
-Musisz w końcu zrozumieć, że nasza córka dorasta i będzie miała chłopaków.- zaśmiała się.- Musisz się przyzwyczaić i nie być takim zazdrośnikiem.
Mama poklepała tatę po ramieniu, usiadła obok niego na kanapie i przytuliła się do niego. Razem wyglądali naprawdę słodko. Czułam się źle, że znów ich podsłuchiwałam…
-Jak mieszkałam z Conorem, to nie miałeś nic przeciwko.- wparowałam do salonu.
-Bo go znam od dzieciaka! I jego rodziców znam. Poza tym on jest porządnym chłopakiem.
-A oni nie?
Nagle usłyszeliśmy piosenkę Conora.
-Aha, pewnie to on dzwoni!- pobiegłam do telefonu, ale to była tylko Lou.
-Chodź na skype. Musimy pogadać.- powiedziała i rozłączyła się. Teraz mieliśmy drogie rozmowy…
To co, kolejny rozdział za tydzień? Czy chcecie jeszcze w tym tygodniu? =)

czwartek, 4 września 2014

Rozdział 8:

Gdy każdy skoczył po razie trener zawołał ich do siebie. Stąd, gdzie siedziałam, słyszałam każde jego słowo.
-Słuchajcie! Jeżeli dalej będziecie skakać, tak jak skaczecie, Alex nie może z nami jechać na te zawody.
-Ale dlaczego trenerze?- zapytał Andreas.
-Bo się nie możecie skupić! Głupie pytanie. Ma ktoś lepsze?
-Kiedy będzie przerwa?- zapytał Kraus.
-Macie 5 minut.- powiedział i gdzieś poszedł.
-Przez ciebie Wellinger się skupić nie może.- podszedł do mnie Marinus, a za nim Andreas.
-Trener nie mówił o mnie, tylko o wszystkich.- zaprotestował blondyn.
-Ale na myśli miał ciebie.
-I tak skoczyłem lepiej od ciebie.
-Gdybym skoczył lepiej od ciebie, to byś musiał być chyba zakochany po uszy.- stwierdził, na co chłopak chyba się lekko zarumienił, bo jego i tak czerwone policzki od ćwiczeń, stały się jeszcze bardziej czerwone.
-Masz, to dla ciebie.- wręczył mu batona.- Bo strasznie gwiazdorzysz.
-Ooo snickers!- otworzył go i zjadł.-Dzięki.
-To ode mnie i Alex.
-Myślę, że się dogadamy.- zwrócił się do mnie z pełną buzią.
-Kulturalny to ty nie jesteś.- mruknął Welli.
-No co chcesz?
-Nie gada się z pełną buzią!
-Nie no spoko. Ja też często mówię z pełną buzią.- wtrąciłam się.
-Bo ty tak nie robisz... Nie popisuj się Wellinger przez dziewczyną!
-Zatkaj się tym batonem.- jęknął Anderas.- Właśnie, Alex, twoi rodzice zgodzili się, żebyś z nami jechała?
-Nie.- zrobiłam smutną minę.
-Jak to? – zapytał, a z jego twarzy znikł uśmiech, który zawsze mu towarzyszył.
-Może lepiej skoczysz?- Marinus zaczął śmiać się, za co dostał łokciem w bok od Andiego.- Dobra. To czemu nie możesz?
-Nie mogę z wami… no bo… jadę tam z rodzicami!
Na to Andreas znów się uśmiechnął. Więc chyba się cieszył.
-Ale będziesz mogła z nami chodzić na treningi i spędzać czas?- zapytał niepewnie.
-Jak będziesz dalej tak słabo skakać, to trener jej zabroni.- jakoś zignorowaliśmy tą uwagę Marinusa.
-No raczej. Ale dziś na 19 musisz przyjść do nas na kolację, żeby tata mógł cię poznać.
-A to nie głupio tak, wczoraj i dzisiaj?
-Jakby mnie zapraszali to bym poszedł.- Marinus znów się wtrącił.
-No chyba i ja pójdę.- odpowiedział blondyn. – Już minęło 5 minut, chodź, bo nam serio da szlaban na Alex.
I obaj sobie poszli.
Pierwszy skakał Wank, który chyba chciał nadrobić swoje spóźnienie.
-Przepraszam, że się zapytam.- powiedział, gdy skoczył i podszedł do mnie.- Ile ty masz lat?
-Kobiet się nie pyta o wiek.- roześmiałam się. Przed nim się tak nie krępowałam, jak przy Wellim.
-Ale ty jeszcze nie jesteś kobietą, jesteś dziewczyną!
-Siedemnaście.- odpowiedziałam w końcu.
-Hm… Rok młodsza od Wellingera jesteś.
-A ty ile masz lat?
-Stary jestem. Powinnaś do mnie mówić Pan.
-Więc ile ma pan lat?
-No dobra, bez ‘pana’ było lepiej. Dwadzieścia sześć.
-No to rzeczywiście… Stary jesteś! I że ty jeszcze skaczesz… Skąd bierzesz na to siły?- mój głos był pełen sarkazmu…
-Ty w ogóle nie znasz niemieckiego?- zapytał w końcu.
-Umiem powiedzieć Ich bin Alex. Oraz ‘ja’, ‘und’, ‘nein’.
-Ciesz się, że my wszyscy umiemy angielski.
-Moja radość jest prze ogromna.
-A skakać umiesz?
-Nie.
-A chociaż jeździć na nartach umiesz?
-Nie.
-To co ty umiesz!?
-Nic.- zrobiłam smutną mordkę.
-Niech cię…- chłopak chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu to trener.
-Andreas! Jeszcze i ty? Nie za stary jesteś? Wracaj tu, zaraz znów skaczesz. Mam już was dziś dość, jeszcze jedna rundka i koniec. – krzyczał.
-Trenerze, to wszystko te włosy…- westchnął Wank i wszedł po schodach na szczyt skoczni.
-Powinieneś być zazdrosny Andi.- stwierdził Marinus, gdy wpakowywaliśmy się do samochodu Andreasa.
Oczywiście ja siedziałam z przodu, a Marinus z tyłu. Dalej nie mogłam przyzwyczaić się, że tu kierowca siedzi po lewej stronie i jeździ się po prawej… Jak ja zdam tu prawko za rok!?
-O co?
-Wank perfidnie zarywa do ciebie, Alex.
-Nie wydaje mi się.- odpowiedziałam.
-Za stary jest.- dodał Wellinger.- Czy on nie ma dziewczyny?
-Jego dziewczyna na pewno nie ma takich włosów.
-Odczep się od jej włosów.
-Wszyscy się przyczepili do moich włosów. Tylko ty nie zwracasz na nie uwagi.- tym razem zwróciłam się do blondyna.
-Bo to rasiści są.
Razem z Marinusem wybuchliśmy uzasadnionym śmiechem.
-Jestem rasisto. Czemu? Bo patrzę się dziwnie na ludzi z kolorowymi włosami. – Kraus wygłupiał się na tyle.
-Ale słońce.- mruknęłam.
-No. Masakra. Tak gorąco… Czekaj!- nagle go olśniło i ze skrytki wyjął swoje okulary.- Masz.
-Nie chce znów wyjść na rasistę, ale dziś wszystko pasuje to ci do włosów, nawet jego okulary. Robisz to celowo czy czysty przypadek?
-Robię to dla ciebie.- wymruczałam.- Z charakteru przypominasz mi nieco Jacka, z wyglądu nieco Eda.
-Jaki Jack?- Kraus nie ogarniał o czym mówię.
-Jack Maynard.- chyba za dużo mu to nie wyjaśniło.
-A kto to?
-A ja wiem.- zanucił Andreas.
-To się ciesz! No to kto to?
-Znasz piosenkarza, Conora Maynarda?- Niemiec pokręcił głową, na co Andreas zanucił mu jedną z moich ulubionych piosenek, a mianowicie Vegas Girl
-Aaa no to, to znam!
-No to jego brat.- stwierdził Andi.
-Czemu ci go przypominam?- tym razem Marinus zwrócił się do mnie.
-Znaczy przypominasz mi starego Jacka. Teraz jest wredny…-dodałam.
-Skąd to wiesz?
-Bo z nim mieszkała?- znów wtrącił się Andi.
-Jaki ty przygotowany, Andreas! Jak nigdy.
-Więc mówisz, że Marinus nie jest wredny?- spytał się mnie Andreas.
-Nie, no ale może się nie znam.
-To jaki dla ciebie jestem? – zapytał się Kraus.
-Zabawny.- odpowiedziałam.
-I co!? Zatkało cię Wellinger!?
Zajechaliśmy na stację paliw. Andreas poszedł zatankować i zapłacić, a Kraus nadal gadał o jedzeniu.
-To co idziemy na obiad?- zapytał Kraus.
-Ile ty masz tak w ogóle lat? Tata dziś uświadomił mi, że nic o was nie wiem..
-Dwadzieścia trzy.- odpowiedział.- Ile można płacić!? Głodny jestem.
-Idź kup sobie hod doga.
-To nie zjem wtedy obiadu.
-Narzekasz jak baba…
-Czemu jak jest Welli to jesteś taka nieśmiała?
-Nie wiem.- to mój słaby punkt.
-On ci się podoba! No, przyznaj się !
Chłopak zaczął się śmiać, a wtedy Andreas wszedł do samochodu, dzięki czemu znów uniknęłam tego tematu.
-To idziemy na jakiegoś kebaba, co nie?- zaproponował Welli.
-Myślałem, że pójdziemy na jakiś prawdziwy obiad.. bo przytyjemy i będziemy jeszcze gorzej skakać… - ale Kraus nie był chyba z tego zadowolony…
-Kebab zawsze najlepszy! Kojarzy mi się z Anglią.- stwierdziłam.
-To idziemy na kebaba!- wykrzyczał Andreas prosto do ucha Marinusa.
-Masakra.- jęknął Marinus.
Został przegłosowany
-To nie jest takie złe.- stwierdził, gdy byliśmy już w jakimś Fast foodzie.
-A ty znów z pełną gębą.- zwrócił mu uwagę blondyn, na co ten przełknął jedzenie.
-I co lepiej?
-Tak.
-To co teraz robimy?- zapytał, gdy skończył jeść, oczywiście jako pierwszy.
-Idziemy pokazać okolicę Alex, no a potem ja idę na kolacje. A ty rób co chcesz.
-Właśnie. Chodź z nami, Marinus.- zaproponowałam. Naprawdę go polubiłam, mimo że znamy się tak krótko.
-Zapraszasz mnie? – zapytał.- Ale to mnie do niczego nie zobowiązuje?
-Zobowiązuje cię.- parsknął Andreas.- Do tego, żebyś siedział tam cicho.

-Aaa no to spoko! Ciężko będzie, no ale…