wtorek, 28 października 2014

Rozdział 15:

Po tym jak Andreas zadzwonił do mnie, że wszystko jest okey i że dojechali na miejsce, nie kontaktował się już ze mną od dwóch dni. Żaden ze skoczków do mnie nie zadzwonił… Postanowiłam więc, że spróbuję o nich chociaż przez chwilę nie myśleć i znaleźć czas dla moich przyjaciół z Anglii.
-Hej.
-No w końcu się odezwałaś… Wielmożna pani znalazła dla nas czas…
-Conor, to nie tak!
Conor siedział przed swoim laptopem i patrzył na mnie z wyrzutami… Nie gadaliśmy prawie tydzień!
-Teraz masz nowych przyjaciół… Po co ci ja, Lou i Jack?
-Przecież dobrze wiesz, że to nie tak! Nie miałam czasu w Polsce, a teraz przez dwa dni nie miałam Internetu… Myślisz, że mi jest dobrze z tą myślą, że was zaniedbuję!?
-Nie no, przepraszam. Co tam u twojego Niemca?- chłopak uspokoił się nieco i zmienił temat.
-Pojechał. Nie odzywa się… Szkoda gadać…
-Zakochałaś się w nim, co nie?- w odpowiedzi na jego pytanie pokiwałam głową.- Biedna… Przejdzie ci!
-Co z Jess?- spytałam nie wychodząc z tematu rzeczy ( a może osób?) dziwnych, niezrozumiałych i dołujących.
-Weź, o niej to dopiero szkoda gadać… Gdy się wybudziła i chciałem z nią pogadać, to mnie wywaliła z sali i powiedziała, żeby mnie tam nie wpuszczali. No i zmieniła numer telefonu. Myślę, że Jess to zamknięty rozdział w naszym życiu.
-Nie do końca… Muszę go zamknąć sama…
-Jak to? – na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, chyba wiedział co się święci, ale chciał usłyszeć to na własne uszy.
-Za dwa dni jadę do was, do Londynu! Mam już bilety! Pomyśl, jeszcze trochę ponad 48 godzin i się zobaczymy!!! Ale nie mów nic Lou i Jackowi. Zrobię im niespodziankę!
-Ale fajnie! A na ile przyjedziesz?
-Na tydzień, bo już za niecały miesiąc szkoła! Muszę zacząć się uczyć niemieckiego… Boję się trochę…
-Oh… dobra, dobre i tyle!
-No jasne! – banan nie schodził mi z twarzy i coś czuję, że będzie mi jeszcze długo towarzyszyć.
-Weź tego swojego Niemca ze sobą!
-Nie wiem, raczej nie pojedzie ze mną… On ma te swoje głupie zawody…
-Jak kocha, to z tobą pojedzie…
-Skąd wiesz, że kocha?
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem chwyciłam za swoje dwie przyjaciółki, kule , i razem zeszłyśmy na dół po schodkach. Poszłam do kuchni i zaczęłam pomagać mamie.
-Co tam u Wellingera?
-Kolejna… Nie wiem co tam u Wellingera, okey!?
-Pokłóciliście się?
-Nie, ale on do mnie nie dzwoni od dwóch dni…
-Może nie ma czasu?- mama próbowała go bronić.
-Zawsze znalazłby czas na to, żeby zadzwonić choćby na chwilę… Ale do tego potrzebne są już chęci, a nie czas… - tak w ogóle to czemu ona go broniła?
-A wydawał być się takim dobrym chłopakiem…
-No bo on jest dobrym chłopakiem.- usiadłam na krzesło i zaczęłam wszystko wspominać i opowiadać o tym mamie.
-Ale ty się w nim zakochałaś! A całowaliście się już?
-Mamo…
-No co? Mi możesz o wszystkim powiedzieć. To jak? Przecież ojcu nie powiem, spokojnie.
-Tak.- powiedziałam nieśmiało i czułam, jak się rumienię.
-Huhuhu ale będę miała przystojnego zięcia!
-Mamo… On nawet do mnie nie dzwoni, a ty już o ślubie!…
-Jeszcze zadzwoni, zobaczysz… A może czeka aż ty do niego zadzwonisz? Może nie chce się chłopak narzucać?
A co jeśli mama ma racje? Jeśli nie chce się narzucać? Poszłam do swojego pokoju, położyłam się na łóżku, wybrałam jego numer. Dzwonić czy nie dzwonić? Odbierze czy nie odbierze?
Nacisnęłam zieloną słuchawkę, ale po chwili rozłączyłam się. A co jeżeli nie chce ze mną rozmawiać?
Jednak następnego dnia wieczorem nie wytrzymałam, musiałam do niego zadzwonić, musiałam się dowiedzieć, czemu do mnie nie dzwoni!
Wybrałam jego numer. Czekałam kilka sygnałów, ale nie odbierał.
Nie chce ze mną gadać.- to było pierwsze co pomyślałam, ale potem naszła mnie inna, chyba gorsza myśl. A co jeśli mu się coś stało? Muszę zadzwonić do Krausa!
-Hej Marinus.- ten na szczęście odebrał.- Co jest z Andim!? Czemu do mnie nie dzwoni i nie odbiera!?
-No, bo trener kazał mu się skupić na skokach, a nie na tobie… bo on teraz cały czas z głową w chmurach i mu skoki nie wychodzą!
-Serio?- jakoś trudno było mi w to uwierzyć.
-No, jak dziś na treningu dobrze nie skoczy, to wraca do Niemiec i wystąpi aż za dwa tygodnie…
-Kurcze… To chyba moja wina… Co nie?
-W pewnym sensie tak… Nieźle chłopakowi namieszałaś w głowie…
-Dobra, dzięki… Nie mów mu, że dzwoniłam… Nie chcę go rozpraszać. Cześć.
-Alex...- nie usłyszałam już co chciał mi powiedzieć, bo się rozłączyłam. Ale chyba nic ważnego, skoro już nie oddzwaniał.
Jutro miałam pojechać do Anglii na cały tydzień! Z jednej strony nie mogłam się już tego doczekać, a z drugiej? Z drugiej bałam się spotkania z Jessicą. A mimo wszystko, jakoś nie potrafię o niej zapomnieć… Muszę z nią pogadać! Boję się też tego, że znów będę musiała się pożegnać ze swoimi przyjaciółmi…
Nagle ktoś do mnie zadzwonił. Nie znałam tego numeru, ale był dziwny... Po początku poznałam, że musi to być ktoś z Polski… Ale kto? Może babcia zmieniła sobie numer? Odebrałam i przyłożyłam komórkę do ucha. Usłyszałam w nim znajomy głos, ale jakoś nie poznałam do kogo on należy. Wiedziałam za to, że gadał jak najęty ! I to tak szybko, że nie nadążałam, tym bardziej, że jego angielski nie był idealny.
-A można wiedzieć z kim rozmawiam?- zapytałam w końcu. Warto zauważyć, że słuchałam jakiegoś obcego gościa przez jakieś 5 minut!
-Pieter jestem! Co ty mnie Oleńka nie poznajesz?
-Wiewiór!!! Skąd ty masz mój numer?
-A wiesz… hehe Maciek ma… hehe… i sobie od niego wziąłem hehehe…. Nudziło mi się hehehe. – jego śmiech był zaraźliwy, ale ja próbowałam zachować jeszcze przez chwilę powagę.
-A skąd Maciek ma mój numer?
-Od Wanka! Hehehe Wank swój chłop! Hehehe. A ten Maciek to się chyba w tobie zakochał, wiesz? Hehehe.
-Skąd wiesz?
-No, bo chce do Niemiec jechać na treningi! A przecież w Polce też są skocznie! hehe
-No są skocznie w Polsce.
-No i ja dzwonię do ciebie w sprawie całego składu. Przyjedź do Polski, to wtedy my do Niemiec jechać nie będziemy musieli! Bo tam wiadomo, jeszcze Maciek trenera namówi i co my zrobimy? Hehehe Achh ta miłość!
-Piotrek… Ja jadę teraz do Anglii. Wrócę za tydzień.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
Pogadałam jeszcze chwilę, bardzo długą chwilę, ze swoim jednym z kumpli z Polski. Normalnie kocham go słuchać! Zapomniałam o wszystkich swoich problemach. O Anglii, o Jess, o Andreasie… Wszystko wydawało się takie błahe.
-Alex! Pójdziesz do sklepu?- usłyszałam głos mamy, który najprawdopodobniej dochodził z kuchni.- Skończyła mi się kawa! I cukru jest mało.
Pożegnałam się więc z Piotrkiem i zeszłam na dół. Wzięłam od mamy pieniądze i listę z zakupami. Na dole było napisane, jak jest torebka po niemiecku, żebym nie miała takich problemów jak ostatnio… Ale drugi raz taka głupia to ja nie będę.
Poszłam do sklepu, wzięłam koszyk i poszłam szukać poszczególnych rzeczy z listy mojej mamy. Później ustałam w kolejce. Zaczęło mi się przypominać to, jak poznałam Andiego…
Kobieta, która sprzedawała w tym sklepie, chyba pamiętała, że niemiecki nie jest moją dobrą stroną. Dotknęła mnie za rękę, wyrywając mnie tym samym z zamyśleń. Zauważyłam, że jest już moja kolej. Wyjęłam wszystkie produkty z koszyka. Kobieta uśmiechnęła się tylko, a potem pokazała mi na kasie, ile muszę zapłacić.
Wyszłam ze sklepu, gdy zadzwonił telefon. Wyjęłam go i zobaczyłam, że dzwoni mój rudy przyjaciel.
-Mari!!! Co tam?
-Od kiedy się tak cieszysz słysząc mój głos?
-Od dziś. Strasznie mi się nudzi…
-A jak bardzo byś się ucieszyła, gdybym cię odwiedził?
-Bardzo, bardzo, bardzo!
-To będę za pół godziny. Jestem w pobliżu.
-Taaak!! Kupię jakieś chipsy i spotkamy się u mnie, co nie?
-Weź chipsy i chodź na skocznię. Będę tam na ciebie czekał.
Wróciłam więc do sklepu, dokupiłam chipsy i pobiegłam do domu. Wypakowałam zakupy, przebrałam się ze swojego ulubionego dresu w jeansy i koszulkę. Rozpuściłam włosy i wyszłam z domu. Po co starałam się, żeby tak dobrze wyglądać? Bo miałam nadzieję, że Wellinger również wysilił się i do mnie przyjechał.
-Cześć! – rzuciłam mu się na szyję. – Jak ja cię dawno nie widziałam! Całe cztery dni!
-Też się stęskniłem. Jedziesz jutro do Anglii? Po co? Chciałem cię zabrać do Wellingera!
-Wellinger to niech trenuje! Muszę pozałatwiać tam różne sprawy…
Usiadłam na trybunach, a Kraus obok mnie.
-Myślisz, że Andreas potraktował mnie poważnie? Nie zdzwoni do mnie od 4 dni! Wiesz jak ja się o niego martwiłam… I jeszcze ode mnie nie odbiera telefonów!
-Spokojnie. On musi się trochę hm… ogarnąć i przemyśleć wszystko. Zanim cię poznał to mówił, że nie szuka dziewczyny. A potem wszystko się zmieniło… Jego siostry są zazdrosne o ciebie!
-To on ma siostry?
-No, dwie.
-Ja o nim w sumie niczego nie wiem…
-Wiesz dużo. Wiesz, że mu się podobasz! A on się tobie podoba… I wiem, że się całowaliście!
-Skąd wiesz? Powiedział ci?
-Nie, ale właśnie się do tego przyznałaś.
Wiedziałam, że zrobiłam się czerwona jak burak.
-To na jaką sobie przefarbować włosy?
-I znów to robisz!
-Co ja robię?
-Zmieniasz temat! – nie ukrywajmy… jestem w tym dobra… to moja specjalność, zmienianie tematów na bardziej wygodne dla mnie.
Zaczęłam się tłumaczyć, ale w końcu sama pogubiłam się w tym wszystkim. Wiedziałam jedno, że na pewno czuję coś więcej do Wellingera, mimo, że znamy się tak krótko… W nikim nigdy się tak nie zadurzyłam, a on nawet nie odbiera telefonu, gdy do niego dzwonię!
-Powiesz mu, że jest dupkiem?
-Co!?- Marinus zaczął się znów ze mnie śmiać.
-Nie śmiej się. Jesteś przyjacielem dupka… Ale jesteś też moim przyjacielem, więc możesz mu przekazać, że jest dupkiem.
-Któremu dupkowi mam tak powiedzieć?
-A z iloma Andreasami-dupkami się kumplujesz…- chwila ciszy…- A no tak! Z dwoma! Przecież o Welliego mi chodzi! Ale Wanka możesz pozdrowić. Temu to powiedz, że z moją nogą już dobrze.- uśmiechnęłam się i spojrzałam na swój gips.- Jak wrócę z Londynu to mi go już może zdejmą.
Nagle usłyszałam jakąś dziwną piosenkę po niemiecku, chyba dla dzieci, która dobiegła z kieszonki Marinusa.
-Fajny dzwonek.
-Też mi się podoba… Ooo! Możesz sama powiedzieć dupkowi, że jest dupkiem. Chcesz?
Pokręciłam głową. Chłopak odebrał i włączył na głośnomówiący.
-Cześć. Co tam? Skaczesz już lepiej?- Marinus wyskoczył tak nagle z tymi skokami, że nawet ja się tego nie spodziewałam.. Nie mógł jakoś bardziej delikatniej, na przykład: Stary, jesteś dupkiem… A nie jeszcze dołować go skokami!
-Wal się. Pewnie trener już do ciebie dzwonił, że nie jadę…
-Jak to nie jedziesz? Nie dzwonił.
-Nie byłeś na skoczni?
-Nie… Nie ma mnie tam. Jestem hmm… na małej wycieczce.
-Dobra, nie obchodzi mnie to. Zadzwoniłbyś do Alex?
-Po co?
-Nie wiem, czy nie jechać do Ruhpolding ćwiczyć, bo tam jest mój trener z klubu, trzeba trochę poćwiczyć!
-No to chyba dobrze, spotkasz się z Alex.
-No w tym problem, że ja nie chce się z nią spotkać… na razie nie…
Mój świat właśnie przeżył swój mały wstrząs. Najpierw poczułam ból, przestałam ich słuchać. Było mi żal go i siebie, że się tak szybko zakochałam… Co ja mu zrobiłam! Kraus przyjeżdża i wmawia mi, że Wellinger mnie kocha, a potem co? Potem dzwoni Wellinger i mówi, że nie chce mnie spotkać… Teraz to byłam już bardzo wkurzona. Wstałam, wzięłam swoją torebkę i kule, i gdyby nie gips to pewnie bym stąd uciekła. A tak musiałam powoli kuśtykać na zdrowej nodze.
-Jesteś dupkiem! – usłyszałam jak Kraus drze się do swojego telefonu. Po chwili poczułam jego rękę na swoim ramieniu.- On naprawdę jest dupkiem.
-No co ty…- mruknęłam pod nosem.-Czemu on nie chce się ze mną widzieć?
-Bo mówi, że musi się skupić na skokach… Nie wiem, co się stało, ale się tego dowiem! Słuchaj, ja jeszcze do ciebie przyjadę. Muszę coś sprawdzić.
-To przyjedź na kolację, jest o tej co zwykle.
-Odwieźć cię?

-Nie, dam sobie radę sama. Cześć.

czwartek, 23 października 2014

Rozdział 14:

Wieczorem wszyscy spotkaliśmy się w pokoju Andiego i Marinusa. Wszyscy, czyli Andi, Mari, Sevcio, Richard i Wank, no i ja! Jak mogłaby się odbyć jakakolwiek imprezka beze mnie?
Włączyliśmy muzykę z mojego laptopa, chłopcy skołowali jakieś chipsy i inne przekąski. Ale przyznajmy, było nudno… Jedna ja i pięciu chłopaków, masakra! Nawet do tańczenia się nie nadawałam, bo miałam gips.
-Ale nudy…
-Nie marudź, Alex.- mruknął Wank, który chyba już usypiał na siedząco.
-Taka imprezka to do dupy… Skoczkowie nie umieją się bawić!- stwierdziłam.
-No chyba ty! Nie widziałaś naszych imprez…
-Zawołajmy Maćka i Piotrka!
-Nie wiem, czy oni w ogóle jeszcze tu są…- nawet Kraus stracił ten swój optymizm.
-To idź ich poszukać!
No i tak się stało. Mari wziął Freitaga i poszli razem szukać naszych polskich przyjaciół. Szczerze to wątpiłam, że oni potrafią znaleźć kogokolwiek, ale z drugiej strony chciałam, aby przyszli.
-Co, teraz bierzesz się za Kota?- zapytał Wank.
-Nie bądź taki ciekawy… I mnie nie podburzaj, bo będzie jak z tą nogą!
Potem gadaliśmy o polskich skoczkach, a Welli udawał, że nas nie słuchał i sam rozmawiał z Severinem.
-Czeeść! Mamy jeszcze jednego kolegę!- do pokoju wpadli po kolei, Maciek, Kraus, Piotrek, jakiś chłopak, którego kojarzyłam ze skoczni oraz Freitag.
-Hej, Janek jestem.- podszedł do mnie i podał mi rękę.- Ooo a co stało się w nogę?
-No ten… Macie bardzo niebezpieczny zawód.- uśmiechnęłam się do niego.
Teraz o nudzie już nie można było powiedzieć. Piotrek wraz z Jankiem opowiadali różne kawały, większość z nich była zbereźna, no ale cóż… przywykłam do takich kawałów.
Potem Andi zaczął tańczyć z Krausem, bo chłopcy byli już po kilku piwach. Ja nic nie piłam, więc rodzice mogli być ze mnie dumni!
-Zatańczymy?- podszedł do mnie Kot.
Gdyby nie to, że miałam skręconą kostkę i gips na nodze, nie widziałabym w tym niczego dziwnego. Ale chłopak dobrze wiedział, że ja jeszcze nawet do końca nie umiem chodzić z tym gipsem, a chciał ze mną tańczyć! Popatrzyłam na niego zdziwiona.
-No chodź!- pomógł mi wstać.
Poszliśmy na środek pokoju, chłopak zarzucił moje ręce na swoją szyję, sam również mnie objął i nieumiejętnie tańczyliśmy wolnego, nie zwracając uwagi na to, że leciała jakaś szybka, skoczna piosenka, której tytuł akurat uciekł mi z głowy.
Andreas przestał tańczyć swój taniec-połamaniec z Krausem i usiadł na swoim łóżku. Z jego wyrazu twarzy odczytywałam zazdrość, ale nie wiem o co dokładniej mu chodziło… Przecież wszyscy się tylko przyjaźnimy!
-Ale Welli się na nas patrzy… - nawet Maciek to zauważył- Ty mu się chyba podobasz!
-Serio!? – zapytałam sarkastycznie. Sama już to dostrzegłam, a mi on się również podobał.
-Chyba więcej nie powinniśmy ze sobą tańczyć, bo się na nas pogniewa.- zaśmiał się Maciek, ale i tak wróciliśmy do tańca.
Gdy skończyła się piosenka, Maciek pomógł mi wrócić na moje miejsce. Usiadłam koło Andreasa i spojrzałam na niego. Chyba to zauważył i również spojrzał prosto w moje oczy.
-Idziemy się gdzieś przejść?- zapytał.
-No okay.- wzięłam kule i poszliśmy na balkon.
Spojrzałam w niebo, na którym było dużo gwiazd. Było tak cicho i spokojnie, dawno już tak nie było.
-Jutro minie tydzień, od kiedy się poznaliśmy.- ciszę przerwał blondyn.
-Jeden z najlepszych tygodni w moim życiu, pomijając kilka faktów…
-Właśnie, co z Jessicą?
-Szkoda gadać… - przez te całe zamieszanie z konkursami, przez dwa dni nie rozmawiałam z nikim z Londynu… Dopiero teraz sobie to uświadomiłam.
-Teraz będziemy się pewnie dużo rzadziej widywać…
-Jak to?- znów spojrzałam na niego.
-Wiesz, za tydzień kolejne zawody, potem kolejne i kolejne… Nie zawsze będziemy ćwiczyć na tych skoczniach koło twojego domu… Jutro odwozimy cię do Ruhpolding, a potem ja sam wracam do swojego rodzinnego miasta, żeby trochę odpocząć. Obiecałem mamie i siostrom. Potem treningi… Nie wiem jak to się ułoży…
W moim oku zakręciła się łza. Teraz, gdy wszystko się ułożyło, znów miałam stracić przyjaciela?
-Ale Kraus mieszka bliżej ciebie, więc może będzie cię odwiedzać.- uśmiechnął się.- A najlepsza dla ciebie wiadomość to chyba to, że najdalej do ciebie ma Wank.
Uśmiechnęłam się.
-Ale ja nawet go lubię!
-A mnie lubisz?- złapał mnie za rękę.
-Lubię.- znów stałam się nieśmiała. Nienawidziłam mówić o uczuciach, a wiedziałam, że właśnie do tego dąży ta rozmowa.
Na szczęście przyszedł do nas Mari. Jak ja go kochałam, zawsze wiedział kiedy przyjść!
-Chodźcie, każą nam iść spać.
-Która jest godzina?
-Przed dwunastą, cisza nocna i te sprawy…
Chłopcy odprowadzili mnie do mojego pokoju, a sami poszli do swojego.
Pobudkę zrobili nam o 6 rano. Szybkie pakowanie się, ubranie, zjedzenie śniadania i do busa. Teraz jechaliśmy na lotnisko do Krakowa.
-Pewnie chce ci się spać?- zapytał Wank, gdy gramoliłam się do busa.
-No…
-To co, siedzimy razem?
-Twoje ramię takie niewygodne, no ale ok.
Położyłam na jego ramieniu Gustawa i sama wygodnie ułożyłam na nim głowę. Kilka minut później już spałam.
Dręczył mnie dziwny sen… Andreas wyznał mi w nim miłość, potem Kot również mówił mi o swoich uczuciach, a na koniec znów byłam sama w wielkich Niemczech. Nie znałam niemieckiego i nikt mnie nie rozumiał. Wyśmiewali się ze mnie i nikt mnie nie lubił. Byłam popychadłem… Nawet rodzice nie chcieli mnie znać… A przez moje relacje z Maćkiem i Andreasem, nawet Conor ze mną nie rozmawiał…
-Oleńka, wstawaj!... Alex!
Otworzyłam oczy. Nadal opierałam się o ramię Wanka, który do mnie krzyczał. Chyba chciał mnie obudzić. Czułam jak po policzku spływa mi łza. Coś jest nie tak.
-Więcej nie śpię na twoim ramieniu Wanki… przez ciebie miałam koszmary!
-To nie moja wina…
-Gołąbeczki, szybciej!- pośpieszał nas Severin.
W samolocie siedziałam z Marinusem i Andim, ale tym razem zasnęłam na ramieniu Andiego. Chyba brało mnie jakieś choróbsko, byłam strasznie wykończona…
Gdy się obudziłam, Welli oświadczył mi, że za pół godziny wysiadamy. Kraus nadal spał, więc mogłam spokojnie pogadać z Andreasem.
-To kiedy się teraz spotkamy…- spojrzałam mu prosto w oczy.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem… Żeby to było trochę prostsze…
-Andreas…- wzięłam go za rękę.- Obiecaj mi, że o mnie nigdy nie zapomnisz…
-O tobie nie da się zapomnieć…
Nasze usta zbliżyły się do siebie, a w brzuchu poczułam te przyjemne mrowienie, kiedy obudził się Marinus i wszystko zepsuł.
-Kiedy lądujemy?- zapytał oszołomiony.
Zaczęliśmy się śmiać, a chłopak nie miał bladego pojęcia o co nam chodziło. Może to i lepiej?
Gdy wylądowaliśmy nadszedł czas na pożegnanie, kolejne ciężkie pożegnanie w moim życiu… Nienawidziłam pożegnań…
-No to do zobaczenia, młoda!- mocno uścisnął mnie Wank.- Tylko nie skacz więcej! Obiecaj mi to.
-Obiecuję, nigdy więcej bycia tak bardzo upartą…
Następny w kolejce był Sevcio i Rychard. Ale mi będzie ich wszystkich brakować!
Później podszedł do mnie Mari, a Andreas dalej stał z boku i spoglądał na mnie tym swoim wzrokiem…
-Za tydzień mamy konkurs… To co, za dwa tygodnie się spotykamy?
-Aż za dwa tygodnie!?
-A co ty myślałaś? Kumplowanie się ze skoczkami nie jest łatwe…
-Ehh…
-Dobra, ja idę do reszty, zostawiam cię z Andreasem, to wasze ostatnie 5 minut na najbliższy czas.
-Czekaj!- złapałam rudego skoczka za rękę.- Dziękuje… Dziękuje za wszystko!- przytuliłam się do niego mocno i dałam mu buziaka w policzek.-Masz dobrze skoczyć i wygrać z Wellim! A jak nie, to ja się z tobą policzę, gdy się spotkamy.
-Dobra! Postaram się! Za tego buziaka.
W końcu nadeszła kolej na Welliego. Mieliśmy całe pięć minut tylko i wyłącznie dla siebie.
-Będę tak strasznie tęsknić za tobą, Alex.
-Już mi to ktoś kiedyś mówił… A teraz coraz mniej ze sobą rozmawiamy…
-Słuchaj. Może i będziemy mieszkać od siebie daleko… Może będę często wyjeżdżać, ale obiecuję ci, w każdej wolnej chwili będę z tobą! Rozumiesz.- złapał mnie za ręce.
-Naprawdę?
-Tak. Naprawdę… Przecież muszę cię jeszcze niemieckiego nauczyć!
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę o jego kolejnych zawodach, o tym ile będzie musiał przed nimi ćwiczyć, o chłopakach i o mojej nowej szkole, do której będę musiała pójść już za miesiąc… Jak ten czas szybko leci!
Nagle chłopak przysunął się do mnie, na bardzo niebezpieczną odległość. Nasze usta również się do siebie przybliżyły i dokończyliśmy to, co wcześniej przerwał nam Kraus, tak tak, pocałowaliśmy się! Jeszcze nigdy nie czułam się tak wspaniale! Prawda, całowałam się już kilka razy, ale na żadnym chłopaku nie zależało mi tak bardzo, jak na Andreasie! No chyba, że Conor, ale to też nie było to samo…
-Przepraszam, chyba nie powinienem.- szybko się ode mnie odsunął. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Eee… nie no… spoko…
-Andreas! Chodź… Jeszcze się spotkacie z Alex!- krzyknął trener reprezentacji.
-Muszę iść…
-Idź.
-Cześć.
-Paaa.
Patrzyłam jak się oddalał. Nie mogłam tak bezczynnie na to patrzeć! Podbiegłam do niego i objęłam go.
-Zadzwoń jak dojedziecie.- poprosiłam.

-Jasne.- ponownie bosko się uśmiechnął, mimo że w jego błękitnych oczach widać było smutek. – Paaa.
Oceniajcie moje wypociny :) Nawet nie wiecie jaką mi to sprawia przyjemność i daje takiego kopa, żeby się wziąć w końcu za te pisanie :D

piątek, 10 października 2014

Rozdział 13:

Później zajechaliśmy do mojej babci. Maciek powiedział, że mieszka ona bardzo blisko innego polskiego skoczka, Piotrka Żyły. Faaajniee! Szkoda tylko, że te nazwisko mi nic nie mówiło… Ale mniejsza z tym.
Domek babci wcale nie zmienił się od czasu, kiedy tu byłam ostatni raz, a było to chyba z cztery lata temu… Była to mała, góralska chatka. Babcia mieszkała tu sama i hodowała kilka owieczek. Do tego była w jakimś góralskim zespole, w którym śpiewała i tańczyła. Taka tam przebojowa babcia!
-O mój Boże! Oleńka przyjechała! – wybiegła z domku, gdy tylko wysiadłam z samochodu.
To co mówiła, chyba zrozumiałam poprawnie! Może nie jest tak źle z tym moim polskim? A dlaczego Ola? Bo tak naprawdę nazywam się Aleksandra, z racji tego, że mieszkałam w Anglii moje imię pisało się Alexanda, w skrócie Alex, a dla mojej babci Ola lub Oleńka.
-Chodź, niech się wyściskam!- ucałowała mnie i wyściskała za te całe cztery lata.- Co ci się stało w tą nogę!? Skąd ty się tu dziecko wzięłaś!?
To już babcia mówiła po angielsku, chyba jej się przypomniało, że mój polski nie jest idealny, jeżeli w ogóle jakiś jest…
-A to kto to? Czekaj, ja go skądś znam!
Nawijała jak szalona! A jej radość? Bezcenna, postanowiliśmy jej z Maćkiem przez chwilę nie przerywać.
-No co wy nic nie mówicie?
Tylko się roześmieliśmy. Maciek przedstawił się kim jest. Potem ja opowiedziałam o Niemczech i o tym, że rodzice dziś do niej przyjdą i o przygodzie z nartami, i złamaną nogą.
-A jak twój polski?- zapytała po polsku, na szczęście ponownie zrozumiałam.
-W tym roku to będę uczyć się raczej niemieckiego…- ale odpowiedziałam jej po angielsku.
Tak bardzo kochałam babcię i te jej kakao. Kazała nam usiąść w salonie przy kominku i pobiegła do kuchni zrobić mój ulubiony, gorący napój. Kilka minut później słuchaliśmy opowiadań babci i popijaliśmy kakao.
-Ale już późno, chodź Alex jedziemy! Teraz to na mnie, nasz trener się nadrze.
-Siłownię już dziś w sumie zaliczyłeś!
-Obiecaj mi Oleńka, że jeszcze odwiedzisz starą babcię.
-A babcia niech obieca, że mnie w Niemczech odwiedzi!- obietnica, za obietnicę.
-A no odwiedzę, odwiedzę! Tam jeszcze ja nie byłam… Tylko nie każcie mi się teraz jeszcze niemieckiego uczyć… Angielski dałam radę, ale niemiecki to już gorsza sprawa…
-Ale ja za tobą tęskniłam! Kocham cię.- mocno się do niej przytuliłam i pożegnaliśmy się z nią.
-Ale ta twoja babcia fajna.
-No wiem! Najlepsza na całym świecie!
Chłopak przyglądał mi się uważnie.
-Patrz gdzie jedziesz, a nie! – przyznaję, czułam się skrępowana.
-Czemu nie wzięłaś kul? Byłoby ci dużo wygodniej chodzić!
-Andreas miał mi załatwić…
-Właśnie, wy ze sobą na pewno nie chodzicie?
-Że ja z Wellingerem? Co wy wszyscy się tak przyczepiliście…
-Czyli nie?                      
-No nie!
-No to fajnie.
Fajnie? O co mu chodziło.. Mniejsza o to… Chciałam już wrócić do hotelu, dostać kule od Andiego i nie potrzebować już niczyjej pomocy. Potem pójść do swojego pokoju, włączyć laptopa i pogadać z Lou… i Conorem… Nawet za Jackiem się stęskniłam!
-Odprowadzę cię do pokoju.
-Nie trzeba.- uśmiechnęłam się do Maćka, gdy pomagał mi wysiadać z samochodu, ale chyba sobie nie odpuścił.
Zaprowadził mnie do pokoju. Tam spotkaliśmy Welliego.
-To ja się już nią zajmę, dzięki stary.- Andreas poklepał Kota po ramieniu i zaprowadził mnie do pokoju.
Po chwili przyniósł mi kule, których pochodzenia nie znałam. Ważne, że były, to się liczyło. Moi rodzice pojechali już do babci, a Andi miał jeszcze chwilę wolnego, a za chwilę miały się odbyć kwalifikacje. Mam na nie iść, czy lepiej zostać w swoim pokoiku i gadać z moją londyńską paczką?
-Ale na kwalifikacje przyjdziesz?
-Nie wiem… Jestem zmęczona…
-No okey… To może lepiej nie przychodź…
-Myślę, że wasz trener mnie nie lubi.
Andreas się roześmiał.
-Ja idę się szybko rozgrzać, jak się jednak namyślisz to przyjdź. Wejściówki gdzieś tam masz.
-Powodzenia!- dałam mu buziaka w policzek .
Chłopak wyszedł, a ja włączyłam laptopa.
-Heeej gołąbeczki ! Czekaj… Co wam jest?
Jack i Lou siedzieli w pokoju Jacka. Mieli dziwne miny… Ci zawsze uśmiechnięci, pozytywnie myślący ludzie, byli smutni!
-Hej.- odpowiedzieli ponuro, niemalże w tej samej chwili.
-Ej no! Co się stało!?
-Jess przedawkowała i leży w szpitalu… I jest mocno pobita.
-Boże… Ale wyzdrowieje?
-Jest w ciężkim stanie… Ale stabilnym.
-Dlaczego nie jesteście u niej!?
-Conor tam jest, nam kazali wracać…
Lou się rozpłakała.
-Dlaczego my tego szybciej nie zauważyliśmy…
-Mała, to nie nasza wina…- powiedziałam, chociaż sama siebie również obwiniałam.
-Lekarze opłukali jej organizm, powinno jej się szybko polepszyć.- stwierdził Jack.
-Jakby coś to dzwońcie!
-Jasne… A co tam u ciebie?- Lou uśmiechała się przez łzy.
-No ten, skręciłam nogę, chodzę o kulach, poznałam Maćka Kota, potem pewnie poznam jeszcze więcej skoczków, a Andreas i reszta mają za chwilę kwalifikacje…
-To czemu jeszcze nie jesteś na tych kwalifikacjach!? On cię potrzebuje, a Jess nie zasługuje o to żeby się o nią martwić…- mruknął Jack.
-Czemu tak mówisz?- zapytała Lou, czułam że za chwilę wybuchnie kolejna kłótnia między nimi, a tego nie chciałam.
-Ej! Nawet się nie zapytacie, jak sobie nogę skręciłam!
No to się zapytali. Gdy opowiedziałam, Jack płakał, ale ze śmiechu. Ciekawe jak on by skoczył!
-Idź do Welliego!- rozkazała mi Lou.
-Właśnie, słuchaj się mojej dziewczyny! – krzyknął Jack.- Conor napisał, że jest coraz lepiej z tamtą. Nie ma się co przejmować. Baw się dobrze, połamańcu!
-Dzięki! – pożegnałam się z nimi i zamknęłam laptopa.
Ciekawe czy będę potrafiła chodzić o tych kulach…
Wzięłam je do rąk, oparłam się o nie i wstałam. Potem jakoś pokuśtykałam po schodach na dół. Później to już była pestka!
Udało mi się jakoś dojść na skocznię, przedrzeć przez tłumy fanów skoków narciarskich i usiąść w miejscu przy samej barierce. Właśnie skakał Kraus. Wylądował i jechał na nartach w moim kierunku.
-Heeeeeej! – krzyknęłam, wątpiłam w to, że mnie usłyszy. Ludzie tak głośno krzyczeli.
Ale chyba mnie usłyszał. Kiwnął ręką w prawo. Chyba miałam tam pójść… Szkoda, że nie za dobrze radziłam sobie jeszcze z kulami i pomysł z przechodzeniem przez ten tłum ludzi, wcale mi się nie podobał.
Szłam do Krausa bardzo, bardzo długo. Ale dałam radę. Ten zagadał coś do ochroniarza i przeszłam do niego już bezproblemowo. Chłopak postawił mi coś w stylu małej ławki przy przejściu, przez które przechodzili skoczkowie. Do tego miałam wspaniały widok na skocznię.
Siedziałam i przybijałam piątki z kolejnymi skoczkami, gdy z głośników usłyszałam nazwisko Andreas Wellinger! Moja radość, taka nieograniczona! Zaczęłam piszczeć i drzeć coś w stylu: Wellinger wygra! Potem się ogarnęłam, bo to przecież tylko kwalifikacje…
-Welli na prezydenta!- krzyknęłam, gdy Andreas przechodził koło mnie.
-Alex! Nie poznałem ciebie w tym kapturze!
-Zimno mi…
-Czekaj.
Po chwili dostałam jego bluzę.
-Dziękuujee! Jak ci poszło? Bo ja się na tym nie znam.
-Jestem najlepszy. Ale jeszcze kilka osób po mnie będzie skakać…
-Niech cię wyściskam, ty mój mistrzu!
Chyba udzieliło mi się od babci… Welli nie do końca mnie rozumiał, ale z wielką chęcią się do mnie przytulił. Następnie usiadł koło mnie na mojej ławeczce i obserwował skoki innych.
-Freund też chyba dobrze skoczył…
-No ba! Pewnie też nie wie, że ty tu…
-Kiedy będzie ten wasz konkurs drużynowy?
-Jutro.
-Co teraz robimy?
-Nie jesteś zmęczona?
-Przeszło mi.
Poszliśmy szukać Krausa, który właśnie rozmawiał z trenerem. Gdy skończyli rozmowę przyszedł smutny.
-Co jest?- zapytałam i objęłam jedną ręką.
-Nie skaczę w konkursie. Za słabo skoczyłem.
-O nie! Bez ciebie to na 100% przegrają!
W przerwie pomiędzy skokami poszliśmy pospacerować, potem zjedliśmy późny obiadek i resztę czasu spędziliśmy na graniu na konsoli w hotelu w jakieś wyścigówki i fife. Byłam w tym dobra, w końcu Conor i Jack też grali w to na okrągło.
Następnego dnia po południu, miał odbyć się konkurs drużynowy. Poszliśmy znów na skocznię. Chłopcy posadzili mnie na mojej ławeczce, którą zdążyłam pokochać. Wczoraj tylu przystojniaków przybiło mi piątkę!  Do tego teraz siedział ze mną, na niej Mari. Mój kochany Marinus! Jak można go nie kochać??? Dalej nie wierzę w to, że przyjaźnię się z kimś takim jak on i Andi!
-Młoda.- miał taki ton, jakby zaraz miał zadać pytanie w sprawie życia lub śmierci.
-Czego?
-Czemu tak mocno trzymasz kciuki za Kota, zostaw trochę siły za naszych! Freitagowi mało kibicowałaś…
-Weź nie marudź, co!  Ciebie nie ma, to muszę komuś innemu za ciebie kibicować! Grunt aby liczba się zgadzała!
-On ci się spodobał, co?
-Nie no…
-No mi możesz powiedzieć, ja nie Welli, nie podkochuję się w tobie.
Dostał łokciem w bok, ale lekko, bardzo lekko.
-No, przystojny jest… I ten jego uśmiech! Ach…
-A Welli?
-Co Welli?
-Welli jest przystojny?
-OMG jakie pytania... Weź się ogarnij i daj mi się skupić!
Nieco później skakał Wank, później Andreas i Freund. Z tego co powiedział Kraus, ich skoki nie były złe, ale ‘niczego nie urywało’… Kilka minut przerwy, w którą wliczała się długa rozmowa z trenerem, a potem chwilowa ze mną, i chłopcy znów skakali.
Ostatecznie zajęli chyba najgorsze z możliwych miejsc, a mianowicie czwarte. Miejsce dobre, ale poza podium… Pierwsze za to zdobyła polska reprezentacja. Wiedziałam, że muszę pogratulować Maćkowi…
Poszliśmy do hotelu. Było już późno, a opijać też raczej nie było czego…
Następny dzień był bardziej luźny. Wstaliśmy przed 12. Potem Sevcio sobie czytał, Wank grał z Fraitagem, a ja, Welli i Kraus poszliśmy na plac, na którym wczoraj graliśmy w siatkę. Chłopaki wzięli piłkę i zawiesili siatkę. Ja usiadłam z boku i kibicowałam. Problem był, że grali jeden na jednego i nie miałam pojęcia komu kibicować!
Jak na razie wygrywał Andreas. Chłopak był wyższy i łatwiej było mu odbierać piłki. Raz tak zaserwował, że trafił prosto w krocze Krausa… Chyba nie muszę mówić, jak mocno serwuje Welli? Mari tylko skulił się i zaczął piszczeć, a my zaczęliśmy się śmiać. Potem Andi pomógł biedakowi wstać i grali dalej, aczkolwiek Mari jakoś bardziej chronił pewne miejsce…
Potem zobaczyłam, że zbliża się do nas Kot z jakimś innym facetem.
-Heej.- pomógł mi wstać, bo mi samej to jakoś nie wychodziło. Może dlatego, że siedziałam za nisko.
-Cześć. Piotrek, to jest Oleńka, a to jest Piotrek.
-Jaka Oleńka, przecież to Alex.- Mari był jednak naprawdę ciężko kapujący.
Andi i Marinus przywitali się z Maćkiem i Piotrkiem i zaproponowali grę Niemcy kontra Polska. Piotrek Żyła co chwila gadał coś bezsensownego, tak jak opowiadanie mi o japońskich kiblach. Chłopcy też o tym zaczęli opowiadać i wymieniali się wspomnieniami.  Następnie razem coś zjedliśmy. Przy jedzeniu również towarzyszyła nam miła atmosfera.
Potem, gdy Niemcy mieli spotkanie z trenerem, ja czekałam na nich z Piotrkiem i Maćkiem.
-Gratuję pierwszego miejsca!
Pogadaliśmy dłuższą chwilę, potem, gdy wrócił Welli z Krausem, dograli mecz i wszyscy poszli się przebrać i przygotować na indywidualny konkurs.
-Mari…
-Co, Oleńka?
-Walnę cię za tą Oleńkę… No, ale wracając do tematu. Wczoraj Niemcy zajęli tylko czwarte miejsce, bo ty nie skakałeś. Więc dziś możesz wygrać cały konkurs!
-Powodzenia życzę!- prychnął Wank i gdzieś sobie poszedł.
-Ten jak zawsze miły… Ale do mnie się nie czepia!
-Wiesz co, dziś sobie odpuszczę. Wczoraj mnie nie chcieli, to co będę się wysilał!
-No jasne!- powiedziałam sarkastycznie.
A co do Wanka. Lubiłam go i on wcale nie był taki wredny.. Miał te swoje głupie tekściki, ale był naprawdę bardzo fajny! Trochę jak Jack…
Właśnie, ciekawe co z Jess… - ale ten problem szybko wyleciał mi z głowy.
Z przemyśleń szybko wyrwało mnie to, że Kraus nie przeszedł do drugiej serii, a Wellinger był 5!
W drugiej serii skoki były jeszcze lepsze! Gdy miał skakać Welli udało mi się wstać i podejść bliżej do bramek.
-Andi! Andi!- krzyczałam z fankami.
Gdy chłopak już lądował, przewrócił się! Jak ten idiota mnie przestraszył! Na szczęście sam wstał, a gdy nasi fizjoterapeuci zobaczyli jego kostkę, stwierdzili, że nic mu się nie stało.
-Jesteś głupkiem…- mruknęłam do niego, gdy tylko do mnie przyszedł.
-Czemu?- zrobił smutną minkę.
-Wiesz jak mnie przestraszyłeś!?
-A wiesz jak ty mnie przestraszyłaś, jak się wywaliłaś?
-No, ale ta skocznia jest kilka razy większa od tamtej!
Podsumowując Wellinger przez to, że się wywalił był tylko trzeci, Piotrek był drugi. A pierwszy był Peter Prevc, którego nie miałam zaszczytu poznać.  Sevcio był 10, choć przyznam, że się na nim zawiodłam. Wank 12- też się nie popisał… A Fraitag był zaledwie 15. [1]
Wank podbiegł do Wellingera i niespodziewanie wziął go na barana. Biegał z nim w kółko i darł się.
-No to dziś świętujemy, młody!
-No, najpierw jeszcze dekoracja!
Na dekoracji Piotrek i Andi dostali bardzo fajnie misie! Piotrek powiedział, że są to Gustawy, więc tak zostało. W końcu i tak Andreas podarował mi go… Szczerze mówiąc, nie narzekam na dzisiejszy dzień! Jeszcze trzeba pojechać do babci, żeby się pożegnać. A jutro rano wracamy do Niemiec!




[1] Miejsca, które uzyskali poszczególni skoczkowie wzięłam z prawdziwego konkursu w Wiśle podczas LGP, które odbyło się 26.07.2014 roku. =)

I co podoba się? Warto było troche poczekać? :) Teraz to ja czekam na wasze opinię :) Do napisania :3 Paaaa

środa, 1 października 2014

Rozdział 12:

W końcu dojechaliśmy do Wisły, do naszego hotelu.
Znalazłam swój pokój, który znajdował się naprzeciwko pokoju Andiego i Krausa. Byłam jako jedyna osoba, oczywiście oprócz trenera, która miała swój własny pokój i nie musiała go z nikim dzielić. To mi odpowiadało!
Rozpakowałam się i poszłam do pokoju chłopaków.
-Idziemy do mojej babci?
-Znasz Wisłę?- zapytał Kraus.- I daleko to?
-A bo ja wiem!?Obiecałam jej, że do niej zajdę… No i mój tata zna Wisłę.
-Możemy pójść, ale wieczorem.- powiedział Andi.
-Chodźcie pograć w siatkę!- do pokoju chłopaków wszedł Wank.
-Dobra!
Trening chłopaków i tak miał się odbyć dopiero za godzinę, mieliśmy czas, aby pograć w siatkę. Wyszliśmy na plac przed hotelem, Wank przyniósł skądś piłkę i zaczęliśmy grać. Było naprawdę fajnie, mimo że graliśmy w dwuosobowych drużynach. Ja byłam oczywiście z Wellim, a Marinus z Wankiem.
Nie powiem, żebym była dobra w siatkę… Nie lubiłam nigdy wf, może dlatego, że zawsze miałam wrednych nauczycieli tego przedmiotu… Naprawdę nienawidziłam wf… Wolałam nie ćwiczyć lub po prostu zwiać z tej lekcji, przez co później miałam dużo kłopotów…
-Ty chyba Alex w niczym nie jesteś dobra.- powiedział mi prosto w oczy Wank, gdy po raz kolejny nie odbiłam piłki.
-A ty chyba Andreas nigdy miły nie jesteś.
-Nie lubię kłamać.
-Ohh Andi... Czasem lepiej przemilczeć niż być szczerym do bólu.
-Czy aby na pewno?
Przemilczałam. Wiem, że Wank nie miał niczego złego na myśli, po prostu chciał pożartować, ale nie musiał koniecznie żartować ze mnie!
-Patrz, tam trenują dzieci… Założę się, że nie umiałabyś skoczyć z tej belki.- Wank próbował mnie podburzyć. Wiedział, że jak się uprę to będę umiała skoczyć!
-Przecież to takie niskie jest…
-To chodź, zobaczysz jak skaczą dzieci i sama skoczysz.
-Ej ogarnijcie się!- krzyknął Welli, gdy razem z drugim Andreasem szliśmy popatrzeć na skaczące dzieciaki.
Dzieci od razu rozpoznały skoczka i zaczęły się  z nim witać. Jedne po polsku, inne po angielsku, a jeszcze inne po niemiecku. Jaka była radość w ich oczach! To było bezcenne… Gdy po chwili doszli do nas Welli z Marinusem, dzieci były jeszcze bardziej szczęśliwe. Ja, jako ta najbardziej ogarnięta w polskim, spytałam się trenera, czy nauczyłby mnie skakać.
-No nie wiem..
-Prooszee.- zrobiłam te swoje słodkie oczka.
-Nie. – odpowiedział, po czym zabrał dzieci i wszyscy gdzieś poszli.
-Ale miły…- mruknęłam.
-To ja cię nauczę.- zaproponował Wank.
-Wank!- krzyknął Andi.- Weź, ogarnij się! Coś się stanie i co zrobisz?
-Co się jej może stać?
-Właśnie! Taką pokraką, za jaką mnie uważasz, to ja nie jestem…- powiedziałam.
-Zobaczymy…- mruknął pod nosem Wank, ale tak naprawdę to chyba chciał, żebym to usłyszała…
Byłam uparta, to prawda. Jak postanowiłam sobie, że coś zrobię, to musiałam to zrobić!
Kraus właśnie wrócił z dwoma parami nart i butów. Weszłam więc na skocznię, Wank wyjaśnił mi co mam po kolei zrobić, potem sam skoczył, co wyglądało komicznie. Taki facet na tak małej skoczni, no ale cóż… Jak ja będę skakać, pewnie będzie wyglądać to tak samo.
Teraz ja założyłam narty i usiadłam na belce.
Szczerze? Spanikowałam… Mimo, że było bardzo nisko, bo ćwiczyli tu najmłodsi i w porównaniu ze skocznią w Wiśle albo w Ruhpolding to pikuś, to bałam się…
-Mówiłem? Nie skoczy!
-I wtedy byłoby lepiej…
Wank poklepał Wellingera po ramieniu.
-Od razu wiedziałem, że nie skoczy! Nie chciałbym jej mieć później na sumieniu… I jeszcze ciebie na głowie… Po prostu chciałem jej pokazać, że nie jest we wszystkim najlepsza i włosy jej we wszystkim nie pomogą.- stwierdził Wanki.
I na te słowa skoczyłam. Odważyłam się i skoczyłam!... Jaka ja byłam głupia…
Gdy przez chwilę unosiłam się w powietrzu, czułam taką wolność! Jakie to piękne uczucie! I wtedy, BUM! Moja jedna narta najwidoczniej zaczepiła się o drugą nartę i się wywaliłam.
-Scheiße! – zaklął po niemiecku Andreas. Nawet Wank się wystraszył… Nie wspomnę już o moim biednym Marinusie…- Jesteś idiotą Wank…- Andi dalej krzyczał na Andreasa…
Marinus jako jedyny zachował zimną krew i zauważył, że nie mogę wstać. Szybko podbiegł do mnie, krzyknął coś do chłopaków i pomógł mi wstać.
-Mój Boże… Jak boli… OMG… Nie mogę ustać na nodze!
-Pokaż.- usiadłam na trawie, chłopaki zdjęli mi narty i zaczęli oglądać moją nogę.
-Pewnie skręcona…- stwierdził Wellinger. – To wszystko twoja wina, Wank!
-Zaniesiemy ją do hotelu i nasi fizjoterapeuci ją zobaczą.-Kraus zachowywał się najodpowiedzialniej, mimo że Wank był tu najstarszy.
Chłopaki wzięli mnie pod ramiona i skacząc na jednej nodze, miałam zamiar dojść do hotelu. Ale moja druga noga szybko odmówiła posłuszeństwa. Gdyby nie to, że trzymali mnie chłopcy, opadłabym na ziemię.
-Czekaj. Puść ją.- Welli wziął mnie na ręce i zaniósł prosto do hotelu.
-Mój bohaterze…- gadałam coś tam jeszcze bez sensu.
-Może coś jeszcze w głowę jej się stało? – zaśmiał się Kraus.
-Zamilcz… - Andi nie chciał tego komentować. A Wank nadal szedł za nami milcząc. Chyba czuł się winny.
-Wank, to nie twoja wina.- stwierdziłam.- Chciałam pokazać, że też umiem… A ja niczego nie umiem… W ogóle, dziękuje ci Andreas.- spojrzałam prosto w oczy Wellingera.- Co ja bym bez ciebie kurde zrobiła!?
-Dobra… Jesteśmy już blisko. Walli dajesz radę?- zapytał się go Kraus.
-Daje…
Kilka minut później byliśmy w hotelu. Andreas zaniósł mnie do mojego pokoju, Kraus zawołał fizjoterapeutów naszej kochanej kadry.
-Gdzie Wank?- zapytał Welli, opadając na łóżko i kładąc się obok mnie. Był zmęczony. Bardzo zmęczony. Nie ukrywajmy, mało to ja nie ważę… Myślę, że dziś chłopak mógłby sobie nawet odpuścić siłownię…
-Nie wiem, gdzieś zniknął.
-Ale on się tobą przejął!
-To nie jego wina..
-Jego.
-No właśnie nie! To ja jestem taka uparta, więc nie czepiaj się jego…
-Sam cię podburzał, a teraz to nie jego wina…
-No nie!
Chyba byśmy się pokłócili, ale jeden z fizjoterapeutów, Thomas, wszedł do mojego pokoju.
-Pokaż to nogę.- zaczął ją obmacywać.- No, chyba musisz Welli skołować skądś jakiś samochód i na pogotowie z nią.
-A co jej jest?
-Chyba skręcona. Przydałby się rentgen i potem szyny, ewentualnie jakiś gips.
-Rodzice mnie zabiją…- jęknęłam, a w moim głosie było słychać rozpacz.- Zawsze wpakowuję się w kłopoty.
-To oni jeszcze nie wiedzą!?- zdziwił się Thomas.- Chcesz, pogadam z nimi.
-Niee. Ja to zrobię. Gdzie Kraus?- Andreas wstał z łóżka i pokierował się w stronę drzwi.
-W pokoju Freitaga chyba.
-Dzięki.
Chłopacy wyszli z mojego pokoju, ale za chwile przyszedł do mnie Marinus.
-Mówiłem, że powinnaś się bać z nami spędzać tyle czasu.
-Teraz to mi wszystkiego zakażą! Zawsze mam kłopoty.
Chłopak objął mnie i wtedy do pokoju weszli moi rodzice i Welli, który miał zazdrosną minę.
-Boże, córeczko. Bardzo boli?
-Mamo, tato. Przepraszam… Obiecałam, że nie przyprawię wam żadnych problemów, przynajmniej przez ten weekend… A teraz znów zawiodłam…
-Andreas wszystko nam wytłumaczył, że to był wypadek. Mówił, że chcieli cię nauczyć skakać, ale ci, lekko mówiąc, nie wyszło...- wytłumaczyła mi mama.
Czyli chłopak nie wydał Andreasa… Ciekawe czemu?
-Pewnie chciałaś się nauczyć skakać, żeby mi zaimponować.- zażartował mój tata.
-Taaak!- przytuliłam się do nich, a do Welliego wysłałam porozumiewawczy uśmieszek. Musiałam mu za to wszystko podziękować!
-To co dzwonimy teraz na pogotowie?
-Myślę, że będzie szybciej, jak pożyczę od kogoś samochód i ją zawiozę.
-Ale od kogo?
-Właśnie przyjechali polscy skoczkowie, myślę, że któryś z nich nam pożyczy, albo nawet zawiezie Alex, bo my przecież języka za bardzo nie znamy…
-No dobrze. Powiedz, że oddamy mu za paliwo.
-Dobrze.
Chłopak zniknął na kilka minut, a ja w tym czasie rozmawiałam z rodzicami.
***
-Hej. To jest Maciek Kot, a to jest Alex. Maciek nas zawiezie na pogotowie.
-Heeej.- Maciek się do mnie uśmiechnął.
-Czeeeeść.- zapomniałam i poruszyłam nogą. Auć! Ale mimo tego, uśmiechnęłam się do niego.
Andreas znów wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu Maćka.
-Czuję się teraz jak księżniczka… - uśmiechnęłam się, gdy pomagał mi wsiąść do samochodu.
-Widzisz, Kraus nie przesadzał z tym, że jesteś moją księżniczką…
Kot się tylko roześmiał, ale potem sam dołączył do rozmowy.
Nagle komórka Andreasa zadzwoniła.
-Stary! Wracaj tutaj, Werner jest wściekły! Krzyczy, że nigdy więcej nie pojedziemy nigdzie z Alex.
-Kurde, ale ja z nią do szpitala jadę!
-No przecież wiem! Zostaw z nią Maćka i wracaj. Jest źle…- rozłączył się.
-Maciek, pojedziesz z nią sam na te pogotowie, a ja muszę iść na trening, sami słyszeliście.
-No okey.
-Dzięki stary.- posłał mi jeszcze jeden uśmiech i wyszedł z samochodu.
-No to zostaliśmy sami. – jak ten Maciek się bosko uśmiechał! Niemalże jak Welli…
Jeżeli naprawdę podobam się Wellingerowi, to był zły pomysł, żeby zostawiać mnie z Kotem… Ostatnio strasznie szybko się zakochuje…
Maciek to kolejny skoczek, tyle że z polskiej reprezentacji. Ma ciemne włosy i równie ciemne oczy. Chyba nie muszę dodawać, że jest mega przystojny…
-Skąd ty się tu u nas wzięłaś? – to było jedno z wielu pytań polskiego skoczka.
-Przyjechałam z niemiecką reprezentacją.
-Którego jesteś dziewczyną? Pewnie Wellingera?
-Żadnego.
-To z którym się przyjaźnisz?
-Właściwie znam ich cztery dni…
-Dobra, teraz wiem wszystko.- znów się do mnie bosko uśmiechnął i tak bosko się zaśmiał.
-Poznałam Wellingera w sklepie, potem spotkałam resztę na skoczni w Ruhpolding, no i tak jakoś wyszło, że się szybko zaprzyjaźniliśmy. Szczególnie z Krausem i Wellingerem.
-A jak ty się tak załatwiłaś?
-Wersja oficjalna czy prawdziwa?
-Prawdziwa.
-No to spoko.
Opowiedziałam mu o tym, jak Wank się ze mnie cały czas podśmiewał, że moje włosy wszystkiego nie załatwią i że ja niczego nie potrafię… Potem to, jak mnie podburzył, żebym skoczyła z tej małej skoczni dla dzieci… Nie ukrywałam przed nim też tego, że troszkę spanikowałam, ale skoczyłam, bo usłyszałam, że tamten znów się śmieję, że się boję…
-Chciałaś się popisać przez Wellim?- Maciek chyba wszystkiego nie zrozumiał… Może za szybko mówiłam?
-Niee, raczej przed Wankiem. Chciałam udowodnić, że nie jestem taką pokraką…
-No to ci się nie udało…
-No, dzięki. Ale przynajmniej Wank się zamknął.- uśmiechnąłem się.
-Nie no, ale genialnie mówisz po angielsku.
-No bo ja jestem z Anglii.
-To w jakim sklepie ty poznałaś Wellingera? Już się pogubiłem…
-Bo teraz mieszkam w Niemczech od 4 dni…
-A no to dużo wyjaśnia!
-No a urodziłam się w Polsce. O tu mieszka moja babcia!
-Chcesz, to możemy później na chwilę zajechać… Ja już po treningach.
-Ooo… dobra!
Kot znów się tak uśmiechnął.
-No to dojechaliśmy.- chłopak zaparkował na parkingu pełnym samochodów.- Wziąć cię na ręce, tak jak robił to Welli?
-Nie no! Nie trzeba.
-Nie marudź, chodź…
-Jak mnie przeniesiesz taki kawał, to siłownia ci nie będzie już potrzebna…
-No to jeszcze lepiej.
Wziął mnie na te swoje umięśnione ręce i żeby nie spaść, przytuliłam się do niego nieśmiało… Ale naprawdę innego wyjścia nie miałam!
-Nie krępuj się.
-Spróbuję.
Zaniósł mnie do poczekalni i pogadał z pielęgniarką. Szczerze niczego nie rozumiałam… Babcia naprawdę nie będzie dumna…
Gdy weszliśmy do gabinetu lekarza, usiadłam na krześle.
Siedziałam jak głupia i niczego nie rozumiałam.
-Z jakiej wysokości spadłaś?- przetłumaczył mi Maciek.
-No nie wiem. Już blisko ziemi było!
Potem coś tam jeszcze gadali, następnie zaprowadzili mnie na prześwietlenie. Tak jak się niestety spodziewaliśmy, noga była skręcona… Kilka minut później wyszłam z gipsem.
-Zadzwoń do swoich rodziców… No i może do Wellingera, bo się strasznie przejął… No i potem jedziemy do twojej babci!
Zadzwoniłam, najpierw do rodziców, którzy byli zadowoleni, że odwiedzę tak sama z siebie babcię. Potem do Wellingera, który nie odbierał… Napisałam więc smsa, że wrócę później i wszystko jest okey.

Wracając do szpitala… W Anglii było zupełnie inaczej, tak… nowocześniej? Ludzie nie czekali tyle w kolejkach… Gdyby nie to, że tutejsi lekarze wiedzą, kim jest Maciek i że chłopak powiedział im, że się śpieszymy, pewnie czekalibyśmy w kolejce długo dłużej.
Coś mi chyba to nie wyszło... Kolejne będzie lepsze :)