Po tym jak
Andreas zadzwonił do mnie, że wszystko jest okey i że dojechali na miejsce, nie
kontaktował się już ze mną od dwóch dni. Żaden ze skoczków do mnie nie
zadzwonił… Postanowiłam więc, że spróbuję o nich chociaż przez chwilę nie
myśleć i znaleźć czas dla moich przyjaciół z Anglii.
-Hej.
-No w końcu
się odezwałaś… Wielmożna pani znalazła dla nas czas…
-Conor, to
nie tak!
Conor
siedział przed swoim laptopem i patrzył na mnie z wyrzutami… Nie gadaliśmy prawie
tydzień!
-Teraz masz
nowych przyjaciół… Po co ci ja, Lou i Jack?
-Przecież
dobrze wiesz, że to nie tak! Nie miałam czasu w Polsce, a teraz przez dwa dni
nie miałam Internetu… Myślisz, że mi jest dobrze z tą myślą, że was
zaniedbuję!?
-Nie no,
przepraszam. Co tam u twojego Niemca?- chłopak uspokoił się nieco i zmienił
temat.
-Pojechał.
Nie odzywa się… Szkoda gadać…
-Zakochałaś
się w nim, co nie?- w odpowiedzi na jego pytanie pokiwałam głową.- Biedna…
Przejdzie ci!
-Co z Jess?-
spytałam nie wychodząc z tematu rzeczy ( a może osób?) dziwnych,
niezrozumiałych i dołujących.
-Weź, o
niej to dopiero szkoda gadać… Gdy się wybudziła i chciałem z nią pogadać, to
mnie wywaliła z sali i powiedziała, żeby mnie tam nie wpuszczali. No i zmieniła
numer telefonu. Myślę, że Jess to zamknięty rozdział w naszym życiu.
-Nie do
końca… Muszę go zamknąć sama…
-Jak to? –
na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, chyba wiedział co się święci, ale
chciał usłyszeć to na własne uszy.
-Za dwa dni
jadę do was, do Londynu! Mam już bilety! Pomyśl, jeszcze trochę ponad 48 godzin
i się zobaczymy!!! Ale nie mów nic Lou i Jackowi. Zrobię im niespodziankę!
-Ale
fajnie! A na ile przyjedziesz?
-Na
tydzień, bo już za niecały miesiąc szkoła! Muszę zacząć się uczyć niemieckiego…
Boję się trochę…
-Oh… dobra,
dobre i tyle!
-No jasne!
– banan nie schodził mi z twarzy i coś czuję, że będzie mi jeszcze długo
towarzyszyć.
-Weź tego
swojego Niemca ze sobą!
-Nie wiem,
raczej nie pojedzie ze mną… On ma te swoje głupie zawody…
-Jak kocha,
to z tobą pojedzie…
-Skąd
wiesz, że kocha?
Pogadaliśmy
jeszcze chwilę, a potem chwyciłam za swoje dwie przyjaciółki, kule , i razem
zeszłyśmy na dół po schodkach. Poszłam do kuchni i zaczęłam pomagać mamie.
-Co tam u
Wellingera?
-Kolejna…
Nie wiem co tam u Wellingera, okey!?
-Pokłóciliście
się?
-Nie, ale
on do mnie nie dzwoni od dwóch dni…
-Może nie
ma czasu?- mama próbowała go bronić.
-Zawsze
znalazłby czas na to, żeby zadzwonić choćby na chwilę… Ale do tego potrzebne są
już chęci, a nie czas… - tak w ogóle to czemu ona go broniła?
-A wydawał
być się takim dobrym chłopakiem…
-No bo on
jest dobrym chłopakiem.- usiadłam na krzesło i zaczęłam wszystko wspominać i
opowiadać o tym mamie.
-Ale ty się
w nim zakochałaś! A całowaliście się już?
-Mamo…
-No co? Mi
możesz o wszystkim powiedzieć. To jak? Przecież ojcu nie powiem, spokojnie.
-Tak.-
powiedziałam nieśmiało i czułam, jak się rumienię.
-Huhuhu ale
będę miała przystojnego zięcia!
-Mamo… On
nawet do mnie nie dzwoni, a ty już o ślubie!…
-Jeszcze
zadzwoni, zobaczysz… A może czeka aż ty do niego zadzwonisz? Może nie chce się
chłopak narzucać?
A co jeśli
mama ma racje? Jeśli nie chce się narzucać? Poszłam do swojego pokoju,
położyłam się na łóżku, wybrałam jego numer. Dzwonić czy nie dzwonić? Odbierze
czy nie odbierze?
Nacisnęłam
zieloną słuchawkę, ale po chwili rozłączyłam się. A co jeżeli nie chce ze mną
rozmawiać?
Jednak
następnego dnia wieczorem nie wytrzymałam, musiałam do niego zadzwonić,
musiałam się dowiedzieć, czemu do mnie nie dzwoni!
Wybrałam
jego numer. Czekałam kilka sygnałów, ale nie odbierał.
Nie chce ze
mną gadać.- to było pierwsze co pomyślałam, ale potem naszła mnie inna, chyba
gorsza myśl. A co jeśli mu się coś stało? Muszę zadzwonić do Krausa!
-Hej
Marinus.- ten na szczęście odebrał.- Co jest z Andim!? Czemu do mnie nie dzwoni
i nie odbiera!?
-No, bo
trener kazał mu się skupić na skokach, a nie na tobie… bo on teraz cały czas z
głową w chmurach i mu skoki nie wychodzą!
-Serio?-
jakoś trudno było mi w to uwierzyć.
-No, jak
dziś na treningu dobrze nie skoczy, to wraca do Niemiec i wystąpi aż za dwa
tygodnie…
-Kurcze… To
chyba moja wina… Co nie?
-W pewnym
sensie tak… Nieźle chłopakowi namieszałaś w głowie…
-Dobra,
dzięki… Nie mów mu, że dzwoniłam… Nie chcę go rozpraszać. Cześć.
-Alex...-
nie usłyszałam już co chciał mi powiedzieć, bo się rozłączyłam. Ale chyba nic
ważnego, skoro już nie oddzwaniał.
Jutro
miałam pojechać do Anglii na cały tydzień! Z jednej strony nie mogłam się już
tego doczekać, a z drugiej? Z drugiej bałam się spotkania z Jessicą. A mimo
wszystko, jakoś nie potrafię o niej zapomnieć… Muszę z nią pogadać! Boję się
też tego, że znów będę musiała się pożegnać ze swoimi przyjaciółmi…
Nagle ktoś
do mnie zadzwonił. Nie znałam tego numeru, ale był dziwny... Po początku
poznałam, że musi to być ktoś z Polski… Ale kto? Może babcia zmieniła sobie
numer? Odebrałam i przyłożyłam komórkę do ucha. Usłyszałam w nim znajomy głos,
ale jakoś nie poznałam do kogo on należy. Wiedziałam za to, że gadał jak najęty
! I to tak szybko, że nie nadążałam, tym bardziej, że jego angielski nie był
idealny.
-A można
wiedzieć z kim rozmawiam?- zapytałam w końcu. Warto zauważyć, że słuchałam
jakiegoś obcego gościa przez jakieś 5 minut!
-Pieter
jestem! Co ty mnie Oleńka nie poznajesz?
-Wiewiór!!!
Skąd ty masz mój numer?
-A wiesz… hehe
Maciek ma… hehe… i sobie od niego wziąłem hehehe…. Nudziło mi się hehehe. –
jego śmiech był zaraźliwy, ale ja próbowałam zachować jeszcze przez chwilę
powagę.
-A skąd
Maciek ma mój numer?
-Od Wanka!
Hehehe Wank swój chłop! Hehehe. A ten Maciek to się chyba w tobie zakochał,
wiesz? Hehehe.
-Skąd
wiesz?
-No, bo
chce do Niemiec jechać na treningi! A przecież w Polce też są skocznie! hehe
-No są
skocznie w Polsce.
-No i ja
dzwonię do ciebie w sprawie całego składu. Przyjedź do Polski, to wtedy my do
Niemiec jechać nie będziemy musieli! Bo tam wiadomo, jeszcze Maciek trenera
namówi i co my zrobimy? Hehehe Achh ta miłość!
-Piotrek…
Ja jadę teraz do Anglii. Wrócę za tydzień.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
Pogadałam
jeszcze chwilę, bardzo długą chwilę, ze swoim jednym z kumpli z Polski.
Normalnie kocham go słuchać! Zapomniałam o wszystkich swoich problemach. O
Anglii, o Jess, o Andreasie… Wszystko wydawało się takie błahe.
-Alex!
Pójdziesz do sklepu?- usłyszałam głos mamy, który najprawdopodobniej dochodził
z kuchni.- Skończyła mi się kawa! I cukru jest mało.
Pożegnałam
się więc z Piotrkiem i zeszłam na dół. Wzięłam od mamy pieniądze i listę z
zakupami. Na dole było napisane, jak jest torebka po niemiecku, żebym nie miała
takich problemów jak ostatnio… Ale drugi raz taka głupia to ja nie będę.
Poszłam do
sklepu, wzięłam koszyk i poszłam szukać poszczególnych rzeczy z listy mojej
mamy. Później ustałam w kolejce. Zaczęło mi się przypominać to, jak poznałam
Andiego…
Kobieta,
która sprzedawała w tym sklepie, chyba pamiętała, że niemiecki nie jest moją
dobrą stroną. Dotknęła mnie za rękę, wyrywając mnie tym samym z zamyśleń.
Zauważyłam, że jest już moja kolej. Wyjęłam wszystkie produkty z koszyka.
Kobieta uśmiechnęła się tylko, a potem pokazała mi na kasie, ile muszę
zapłacić.
Wyszłam ze
sklepu, gdy zadzwonił telefon. Wyjęłam go i zobaczyłam, że dzwoni mój rudy
przyjaciel.
-Mari!!! Co
tam?
-Od kiedy
się tak cieszysz słysząc mój głos?
-Od dziś.
Strasznie mi się nudzi…
-A jak
bardzo byś się ucieszyła, gdybym cię odwiedził?
-Bardzo,
bardzo, bardzo!
-To będę za
pół godziny. Jestem w pobliżu.
-Taaak!!
Kupię jakieś chipsy i spotkamy się u mnie, co nie?
-Weź chipsy
i chodź na skocznię. Będę tam na ciebie czekał.
Wróciłam
więc do sklepu, dokupiłam chipsy i pobiegłam do domu. Wypakowałam zakupy,
przebrałam się ze swojego ulubionego dresu w jeansy i koszulkę. Rozpuściłam
włosy i wyszłam z domu. Po co starałam się, żeby tak dobrze wyglądać? Bo miałam
nadzieję, że Wellinger również wysilił się i do mnie przyjechał.
-Cześć! –
rzuciłam mu się na szyję. – Jak ja cię dawno nie widziałam! Całe cztery dni!
-Też się
stęskniłem. Jedziesz jutro do Anglii? Po co? Chciałem cię zabrać do Wellingera!
-Wellinger
to niech trenuje! Muszę pozałatwiać tam różne sprawy…
Usiadłam na
trybunach, a Kraus obok mnie.
-Myślisz,
że Andreas potraktował mnie poważnie? Nie zdzwoni do mnie od 4 dni! Wiesz jak
ja się o niego martwiłam… I jeszcze ode mnie nie odbiera telefonów!
-Spokojnie.
On musi się trochę hm… ogarnąć i przemyśleć wszystko. Zanim cię poznał to
mówił, że nie szuka dziewczyny. A potem wszystko się zmieniło… Jego siostry są
zazdrosne o ciebie!
-To on ma
siostry?
-No, dwie.
-Ja o nim w
sumie niczego nie wiem…
-Wiesz
dużo. Wiesz, że mu się podobasz! A on się tobie podoba… I wiem, że się
całowaliście!
-Skąd
wiesz? Powiedział ci?
-Nie, ale
właśnie się do tego przyznałaś.
Wiedziałam,
że zrobiłam się czerwona jak burak.
-To na jaką
sobie przefarbować włosy?
-I znów to
robisz!
-Co ja
robię?
-Zmieniasz
temat! – nie ukrywajmy… jestem w tym dobra… to moja specjalność, zmienianie
tematów na bardziej wygodne dla mnie.
Zaczęłam
się tłumaczyć, ale w końcu sama pogubiłam się w tym wszystkim. Wiedziałam
jedno, że na pewno czuję coś więcej do Wellingera, mimo, że znamy się tak
krótko… W nikim nigdy się tak nie zadurzyłam, a on nawet nie odbiera telefonu,
gdy do niego dzwonię!
-Powiesz
mu, że jest dupkiem?
-Co!?-
Marinus zaczął się znów ze mnie śmiać.
-Nie śmiej
się. Jesteś przyjacielem dupka… Ale jesteś też moim przyjacielem, więc możesz
mu przekazać, że jest dupkiem.
-Któremu
dupkowi mam tak powiedzieć?
-A z iloma
Andreasami-dupkami się kumplujesz…- chwila ciszy…- A no tak! Z dwoma! Przecież
o Welliego mi chodzi! Ale Wanka możesz pozdrowić. Temu to powiedz, że z moją
nogą już dobrze.- uśmiechnęłam się i spojrzałam na swój gips.- Jak wrócę z
Londynu to mi go już może zdejmą.
Nagle
usłyszałam jakąś dziwną piosenkę po niemiecku, chyba dla dzieci, która dobiegła
z kieszonki Marinusa.
-Fajny
dzwonek.
-Też mi się
podoba… Ooo! Możesz sama powiedzieć dupkowi, że jest dupkiem. Chcesz?
Pokręciłam
głową. Chłopak odebrał i włączył na głośnomówiący.
-Cześć. Co
tam? Skaczesz już lepiej?- Marinus wyskoczył tak nagle z tymi skokami, że nawet
ja się tego nie spodziewałam.. Nie mógł jakoś bardziej delikatniej, na
przykład: Stary, jesteś dupkiem… A nie jeszcze dołować go skokami!
-Wal się.
Pewnie trener już do ciebie dzwonił, że nie jadę…
-Jak to nie
jedziesz? Nie dzwonił.
-Nie byłeś
na skoczni?
-Nie… Nie
ma mnie tam. Jestem hmm… na małej wycieczce.
-Dobra, nie
obchodzi mnie to. Zadzwoniłbyś do Alex?
-Po co?
-Nie wiem,
czy nie jechać do Ruhpolding ćwiczyć, bo tam jest mój trener z klubu, trzeba
trochę poćwiczyć!
-No to
chyba dobrze, spotkasz się z Alex.
-No w tym
problem, że ja nie chce się z nią spotkać… na razie nie…
Mój świat
właśnie przeżył swój mały wstrząs. Najpierw poczułam ból, przestałam ich
słuchać. Było mi żal go i siebie, że się tak szybko zakochałam… Co ja mu
zrobiłam! Kraus przyjeżdża i wmawia mi, że Wellinger mnie kocha, a potem co?
Potem dzwoni Wellinger i mówi, że nie chce mnie spotkać… Teraz to byłam już
bardzo wkurzona. Wstałam, wzięłam swoją torebkę i kule, i gdyby nie gips to
pewnie bym stąd uciekła. A tak musiałam powoli kuśtykać na zdrowej nodze.
-Jesteś
dupkiem! – usłyszałam jak Kraus drze się do swojego telefonu. Po chwili
poczułam jego rękę na swoim ramieniu.- On naprawdę jest dupkiem.
-No co ty…-
mruknęłam pod nosem.-Czemu on nie chce się ze mną widzieć?
-Bo mówi,
że musi się skupić na skokach… Nie wiem, co się stało, ale się tego dowiem! Słuchaj,
ja jeszcze do ciebie przyjadę. Muszę coś sprawdzić.
-To
przyjedź na kolację, jest o tej co zwykle.
-Odwieźć
cię?
-Nie, dam
sobie radę sama. Cześć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz