wtorek, 28 października 2014

Rozdział 15:

Po tym jak Andreas zadzwonił do mnie, że wszystko jest okey i że dojechali na miejsce, nie kontaktował się już ze mną od dwóch dni. Żaden ze skoczków do mnie nie zadzwonił… Postanowiłam więc, że spróbuję o nich chociaż przez chwilę nie myśleć i znaleźć czas dla moich przyjaciół z Anglii.
-Hej.
-No w końcu się odezwałaś… Wielmożna pani znalazła dla nas czas…
-Conor, to nie tak!
Conor siedział przed swoim laptopem i patrzył na mnie z wyrzutami… Nie gadaliśmy prawie tydzień!
-Teraz masz nowych przyjaciół… Po co ci ja, Lou i Jack?
-Przecież dobrze wiesz, że to nie tak! Nie miałam czasu w Polsce, a teraz przez dwa dni nie miałam Internetu… Myślisz, że mi jest dobrze z tą myślą, że was zaniedbuję!?
-Nie no, przepraszam. Co tam u twojego Niemca?- chłopak uspokoił się nieco i zmienił temat.
-Pojechał. Nie odzywa się… Szkoda gadać…
-Zakochałaś się w nim, co nie?- w odpowiedzi na jego pytanie pokiwałam głową.- Biedna… Przejdzie ci!
-Co z Jess?- spytałam nie wychodząc z tematu rzeczy ( a może osób?) dziwnych, niezrozumiałych i dołujących.
-Weź, o niej to dopiero szkoda gadać… Gdy się wybudziła i chciałem z nią pogadać, to mnie wywaliła z sali i powiedziała, żeby mnie tam nie wpuszczali. No i zmieniła numer telefonu. Myślę, że Jess to zamknięty rozdział w naszym życiu.
-Nie do końca… Muszę go zamknąć sama…
-Jak to? – na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, chyba wiedział co się święci, ale chciał usłyszeć to na własne uszy.
-Za dwa dni jadę do was, do Londynu! Mam już bilety! Pomyśl, jeszcze trochę ponad 48 godzin i się zobaczymy!!! Ale nie mów nic Lou i Jackowi. Zrobię im niespodziankę!
-Ale fajnie! A na ile przyjedziesz?
-Na tydzień, bo już za niecały miesiąc szkoła! Muszę zacząć się uczyć niemieckiego… Boję się trochę…
-Oh… dobra, dobre i tyle!
-No jasne! – banan nie schodził mi z twarzy i coś czuję, że będzie mi jeszcze długo towarzyszyć.
-Weź tego swojego Niemca ze sobą!
-Nie wiem, raczej nie pojedzie ze mną… On ma te swoje głupie zawody…
-Jak kocha, to z tobą pojedzie…
-Skąd wiesz, że kocha?
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem chwyciłam za swoje dwie przyjaciółki, kule , i razem zeszłyśmy na dół po schodkach. Poszłam do kuchni i zaczęłam pomagać mamie.
-Co tam u Wellingera?
-Kolejna… Nie wiem co tam u Wellingera, okey!?
-Pokłóciliście się?
-Nie, ale on do mnie nie dzwoni od dwóch dni…
-Może nie ma czasu?- mama próbowała go bronić.
-Zawsze znalazłby czas na to, żeby zadzwonić choćby na chwilę… Ale do tego potrzebne są już chęci, a nie czas… - tak w ogóle to czemu ona go broniła?
-A wydawał być się takim dobrym chłopakiem…
-No bo on jest dobrym chłopakiem.- usiadłam na krzesło i zaczęłam wszystko wspominać i opowiadać o tym mamie.
-Ale ty się w nim zakochałaś! A całowaliście się już?
-Mamo…
-No co? Mi możesz o wszystkim powiedzieć. To jak? Przecież ojcu nie powiem, spokojnie.
-Tak.- powiedziałam nieśmiało i czułam, jak się rumienię.
-Huhuhu ale będę miała przystojnego zięcia!
-Mamo… On nawet do mnie nie dzwoni, a ty już o ślubie!…
-Jeszcze zadzwoni, zobaczysz… A może czeka aż ty do niego zadzwonisz? Może nie chce się chłopak narzucać?
A co jeśli mama ma racje? Jeśli nie chce się narzucać? Poszłam do swojego pokoju, położyłam się na łóżku, wybrałam jego numer. Dzwonić czy nie dzwonić? Odbierze czy nie odbierze?
Nacisnęłam zieloną słuchawkę, ale po chwili rozłączyłam się. A co jeżeli nie chce ze mną rozmawiać?
Jednak następnego dnia wieczorem nie wytrzymałam, musiałam do niego zadzwonić, musiałam się dowiedzieć, czemu do mnie nie dzwoni!
Wybrałam jego numer. Czekałam kilka sygnałów, ale nie odbierał.
Nie chce ze mną gadać.- to było pierwsze co pomyślałam, ale potem naszła mnie inna, chyba gorsza myśl. A co jeśli mu się coś stało? Muszę zadzwonić do Krausa!
-Hej Marinus.- ten na szczęście odebrał.- Co jest z Andim!? Czemu do mnie nie dzwoni i nie odbiera!?
-No, bo trener kazał mu się skupić na skokach, a nie na tobie… bo on teraz cały czas z głową w chmurach i mu skoki nie wychodzą!
-Serio?- jakoś trudno było mi w to uwierzyć.
-No, jak dziś na treningu dobrze nie skoczy, to wraca do Niemiec i wystąpi aż za dwa tygodnie…
-Kurcze… To chyba moja wina… Co nie?
-W pewnym sensie tak… Nieźle chłopakowi namieszałaś w głowie…
-Dobra, dzięki… Nie mów mu, że dzwoniłam… Nie chcę go rozpraszać. Cześć.
-Alex...- nie usłyszałam już co chciał mi powiedzieć, bo się rozłączyłam. Ale chyba nic ważnego, skoro już nie oddzwaniał.
Jutro miałam pojechać do Anglii na cały tydzień! Z jednej strony nie mogłam się już tego doczekać, a z drugiej? Z drugiej bałam się spotkania z Jessicą. A mimo wszystko, jakoś nie potrafię o niej zapomnieć… Muszę z nią pogadać! Boję się też tego, że znów będę musiała się pożegnać ze swoimi przyjaciółmi…
Nagle ktoś do mnie zadzwonił. Nie znałam tego numeru, ale był dziwny... Po początku poznałam, że musi to być ktoś z Polski… Ale kto? Może babcia zmieniła sobie numer? Odebrałam i przyłożyłam komórkę do ucha. Usłyszałam w nim znajomy głos, ale jakoś nie poznałam do kogo on należy. Wiedziałam za to, że gadał jak najęty ! I to tak szybko, że nie nadążałam, tym bardziej, że jego angielski nie był idealny.
-A można wiedzieć z kim rozmawiam?- zapytałam w końcu. Warto zauważyć, że słuchałam jakiegoś obcego gościa przez jakieś 5 minut!
-Pieter jestem! Co ty mnie Oleńka nie poznajesz?
-Wiewiór!!! Skąd ty masz mój numer?
-A wiesz… hehe Maciek ma… hehe… i sobie od niego wziąłem hehehe…. Nudziło mi się hehehe. – jego śmiech był zaraźliwy, ale ja próbowałam zachować jeszcze przez chwilę powagę.
-A skąd Maciek ma mój numer?
-Od Wanka! Hehehe Wank swój chłop! Hehehe. A ten Maciek to się chyba w tobie zakochał, wiesz? Hehehe.
-Skąd wiesz?
-No, bo chce do Niemiec jechać na treningi! A przecież w Polce też są skocznie! hehe
-No są skocznie w Polsce.
-No i ja dzwonię do ciebie w sprawie całego składu. Przyjedź do Polski, to wtedy my do Niemiec jechać nie będziemy musieli! Bo tam wiadomo, jeszcze Maciek trenera namówi i co my zrobimy? Hehehe Achh ta miłość!
-Piotrek… Ja jadę teraz do Anglii. Wrócę za tydzień.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
Pogadałam jeszcze chwilę, bardzo długą chwilę, ze swoim jednym z kumpli z Polski. Normalnie kocham go słuchać! Zapomniałam o wszystkich swoich problemach. O Anglii, o Jess, o Andreasie… Wszystko wydawało się takie błahe.
-Alex! Pójdziesz do sklepu?- usłyszałam głos mamy, który najprawdopodobniej dochodził z kuchni.- Skończyła mi się kawa! I cukru jest mało.
Pożegnałam się więc z Piotrkiem i zeszłam na dół. Wzięłam od mamy pieniądze i listę z zakupami. Na dole było napisane, jak jest torebka po niemiecku, żebym nie miała takich problemów jak ostatnio… Ale drugi raz taka głupia to ja nie będę.
Poszłam do sklepu, wzięłam koszyk i poszłam szukać poszczególnych rzeczy z listy mojej mamy. Później ustałam w kolejce. Zaczęło mi się przypominać to, jak poznałam Andiego…
Kobieta, która sprzedawała w tym sklepie, chyba pamiętała, że niemiecki nie jest moją dobrą stroną. Dotknęła mnie za rękę, wyrywając mnie tym samym z zamyśleń. Zauważyłam, że jest już moja kolej. Wyjęłam wszystkie produkty z koszyka. Kobieta uśmiechnęła się tylko, a potem pokazała mi na kasie, ile muszę zapłacić.
Wyszłam ze sklepu, gdy zadzwonił telefon. Wyjęłam go i zobaczyłam, że dzwoni mój rudy przyjaciel.
-Mari!!! Co tam?
-Od kiedy się tak cieszysz słysząc mój głos?
-Od dziś. Strasznie mi się nudzi…
-A jak bardzo byś się ucieszyła, gdybym cię odwiedził?
-Bardzo, bardzo, bardzo!
-To będę za pół godziny. Jestem w pobliżu.
-Taaak!! Kupię jakieś chipsy i spotkamy się u mnie, co nie?
-Weź chipsy i chodź na skocznię. Będę tam na ciebie czekał.
Wróciłam więc do sklepu, dokupiłam chipsy i pobiegłam do domu. Wypakowałam zakupy, przebrałam się ze swojego ulubionego dresu w jeansy i koszulkę. Rozpuściłam włosy i wyszłam z domu. Po co starałam się, żeby tak dobrze wyglądać? Bo miałam nadzieję, że Wellinger również wysilił się i do mnie przyjechał.
-Cześć! – rzuciłam mu się na szyję. – Jak ja cię dawno nie widziałam! Całe cztery dni!
-Też się stęskniłem. Jedziesz jutro do Anglii? Po co? Chciałem cię zabrać do Wellingera!
-Wellinger to niech trenuje! Muszę pozałatwiać tam różne sprawy…
Usiadłam na trybunach, a Kraus obok mnie.
-Myślisz, że Andreas potraktował mnie poważnie? Nie zdzwoni do mnie od 4 dni! Wiesz jak ja się o niego martwiłam… I jeszcze ode mnie nie odbiera telefonów!
-Spokojnie. On musi się trochę hm… ogarnąć i przemyśleć wszystko. Zanim cię poznał to mówił, że nie szuka dziewczyny. A potem wszystko się zmieniło… Jego siostry są zazdrosne o ciebie!
-To on ma siostry?
-No, dwie.
-Ja o nim w sumie niczego nie wiem…
-Wiesz dużo. Wiesz, że mu się podobasz! A on się tobie podoba… I wiem, że się całowaliście!
-Skąd wiesz? Powiedział ci?
-Nie, ale właśnie się do tego przyznałaś.
Wiedziałam, że zrobiłam się czerwona jak burak.
-To na jaką sobie przefarbować włosy?
-I znów to robisz!
-Co ja robię?
-Zmieniasz temat! – nie ukrywajmy… jestem w tym dobra… to moja specjalność, zmienianie tematów na bardziej wygodne dla mnie.
Zaczęłam się tłumaczyć, ale w końcu sama pogubiłam się w tym wszystkim. Wiedziałam jedno, że na pewno czuję coś więcej do Wellingera, mimo, że znamy się tak krótko… W nikim nigdy się tak nie zadurzyłam, a on nawet nie odbiera telefonu, gdy do niego dzwonię!
-Powiesz mu, że jest dupkiem?
-Co!?- Marinus zaczął się znów ze mnie śmiać.
-Nie śmiej się. Jesteś przyjacielem dupka… Ale jesteś też moim przyjacielem, więc możesz mu przekazać, że jest dupkiem.
-Któremu dupkowi mam tak powiedzieć?
-A z iloma Andreasami-dupkami się kumplujesz…- chwila ciszy…- A no tak! Z dwoma! Przecież o Welliego mi chodzi! Ale Wanka możesz pozdrowić. Temu to powiedz, że z moją nogą już dobrze.- uśmiechnęłam się i spojrzałam na swój gips.- Jak wrócę z Londynu to mi go już może zdejmą.
Nagle usłyszałam jakąś dziwną piosenkę po niemiecku, chyba dla dzieci, która dobiegła z kieszonki Marinusa.
-Fajny dzwonek.
-Też mi się podoba… Ooo! Możesz sama powiedzieć dupkowi, że jest dupkiem. Chcesz?
Pokręciłam głową. Chłopak odebrał i włączył na głośnomówiący.
-Cześć. Co tam? Skaczesz już lepiej?- Marinus wyskoczył tak nagle z tymi skokami, że nawet ja się tego nie spodziewałam.. Nie mógł jakoś bardziej delikatniej, na przykład: Stary, jesteś dupkiem… A nie jeszcze dołować go skokami!
-Wal się. Pewnie trener już do ciebie dzwonił, że nie jadę…
-Jak to nie jedziesz? Nie dzwonił.
-Nie byłeś na skoczni?
-Nie… Nie ma mnie tam. Jestem hmm… na małej wycieczce.
-Dobra, nie obchodzi mnie to. Zadzwoniłbyś do Alex?
-Po co?
-Nie wiem, czy nie jechać do Ruhpolding ćwiczyć, bo tam jest mój trener z klubu, trzeba trochę poćwiczyć!
-No to chyba dobrze, spotkasz się z Alex.
-No w tym problem, że ja nie chce się z nią spotkać… na razie nie…
Mój świat właśnie przeżył swój mały wstrząs. Najpierw poczułam ból, przestałam ich słuchać. Było mi żal go i siebie, że się tak szybko zakochałam… Co ja mu zrobiłam! Kraus przyjeżdża i wmawia mi, że Wellinger mnie kocha, a potem co? Potem dzwoni Wellinger i mówi, że nie chce mnie spotkać… Teraz to byłam już bardzo wkurzona. Wstałam, wzięłam swoją torebkę i kule, i gdyby nie gips to pewnie bym stąd uciekła. A tak musiałam powoli kuśtykać na zdrowej nodze.
-Jesteś dupkiem! – usłyszałam jak Kraus drze się do swojego telefonu. Po chwili poczułam jego rękę na swoim ramieniu.- On naprawdę jest dupkiem.
-No co ty…- mruknęłam pod nosem.-Czemu on nie chce się ze mną widzieć?
-Bo mówi, że musi się skupić na skokach… Nie wiem, co się stało, ale się tego dowiem! Słuchaj, ja jeszcze do ciebie przyjadę. Muszę coś sprawdzić.
-To przyjedź na kolację, jest o tej co zwykle.
-Odwieźć cię?

-Nie, dam sobie radę sama. Cześć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz