środa, 1 października 2014

Rozdział 12:

W końcu dojechaliśmy do Wisły, do naszego hotelu.
Znalazłam swój pokój, który znajdował się naprzeciwko pokoju Andiego i Krausa. Byłam jako jedyna osoba, oczywiście oprócz trenera, która miała swój własny pokój i nie musiała go z nikim dzielić. To mi odpowiadało!
Rozpakowałam się i poszłam do pokoju chłopaków.
-Idziemy do mojej babci?
-Znasz Wisłę?- zapytał Kraus.- I daleko to?
-A bo ja wiem!?Obiecałam jej, że do niej zajdę… No i mój tata zna Wisłę.
-Możemy pójść, ale wieczorem.- powiedział Andi.
-Chodźcie pograć w siatkę!- do pokoju chłopaków wszedł Wank.
-Dobra!
Trening chłopaków i tak miał się odbyć dopiero za godzinę, mieliśmy czas, aby pograć w siatkę. Wyszliśmy na plac przed hotelem, Wank przyniósł skądś piłkę i zaczęliśmy grać. Było naprawdę fajnie, mimo że graliśmy w dwuosobowych drużynach. Ja byłam oczywiście z Wellim, a Marinus z Wankiem.
Nie powiem, żebym była dobra w siatkę… Nie lubiłam nigdy wf, może dlatego, że zawsze miałam wrednych nauczycieli tego przedmiotu… Naprawdę nienawidziłam wf… Wolałam nie ćwiczyć lub po prostu zwiać z tej lekcji, przez co później miałam dużo kłopotów…
-Ty chyba Alex w niczym nie jesteś dobra.- powiedział mi prosto w oczy Wank, gdy po raz kolejny nie odbiłam piłki.
-A ty chyba Andreas nigdy miły nie jesteś.
-Nie lubię kłamać.
-Ohh Andi... Czasem lepiej przemilczeć niż być szczerym do bólu.
-Czy aby na pewno?
Przemilczałam. Wiem, że Wank nie miał niczego złego na myśli, po prostu chciał pożartować, ale nie musiał koniecznie żartować ze mnie!
-Patrz, tam trenują dzieci… Założę się, że nie umiałabyś skoczyć z tej belki.- Wank próbował mnie podburzyć. Wiedział, że jak się uprę to będę umiała skoczyć!
-Przecież to takie niskie jest…
-To chodź, zobaczysz jak skaczą dzieci i sama skoczysz.
-Ej ogarnijcie się!- krzyknął Welli, gdy razem z drugim Andreasem szliśmy popatrzeć na skaczące dzieciaki.
Dzieci od razu rozpoznały skoczka i zaczęły się  z nim witać. Jedne po polsku, inne po angielsku, a jeszcze inne po niemiecku. Jaka była radość w ich oczach! To było bezcenne… Gdy po chwili doszli do nas Welli z Marinusem, dzieci były jeszcze bardziej szczęśliwe. Ja, jako ta najbardziej ogarnięta w polskim, spytałam się trenera, czy nauczyłby mnie skakać.
-No nie wiem..
-Prooszee.- zrobiłam te swoje słodkie oczka.
-Nie. – odpowiedział, po czym zabrał dzieci i wszyscy gdzieś poszli.
-Ale miły…- mruknęłam.
-To ja cię nauczę.- zaproponował Wank.
-Wank!- krzyknął Andi.- Weź, ogarnij się! Coś się stanie i co zrobisz?
-Co się jej może stać?
-Właśnie! Taką pokraką, za jaką mnie uważasz, to ja nie jestem…- powiedziałam.
-Zobaczymy…- mruknął pod nosem Wank, ale tak naprawdę to chyba chciał, żebym to usłyszała…
Byłam uparta, to prawda. Jak postanowiłam sobie, że coś zrobię, to musiałam to zrobić!
Kraus właśnie wrócił z dwoma parami nart i butów. Weszłam więc na skocznię, Wank wyjaśnił mi co mam po kolei zrobić, potem sam skoczył, co wyglądało komicznie. Taki facet na tak małej skoczni, no ale cóż… Jak ja będę skakać, pewnie będzie wyglądać to tak samo.
Teraz ja założyłam narty i usiadłam na belce.
Szczerze? Spanikowałam… Mimo, że było bardzo nisko, bo ćwiczyli tu najmłodsi i w porównaniu ze skocznią w Wiśle albo w Ruhpolding to pikuś, to bałam się…
-Mówiłem? Nie skoczy!
-I wtedy byłoby lepiej…
Wank poklepał Wellingera po ramieniu.
-Od razu wiedziałem, że nie skoczy! Nie chciałbym jej mieć później na sumieniu… I jeszcze ciebie na głowie… Po prostu chciałem jej pokazać, że nie jest we wszystkim najlepsza i włosy jej we wszystkim nie pomogą.- stwierdził Wanki.
I na te słowa skoczyłam. Odważyłam się i skoczyłam!... Jaka ja byłam głupia…
Gdy przez chwilę unosiłam się w powietrzu, czułam taką wolność! Jakie to piękne uczucie! I wtedy, BUM! Moja jedna narta najwidoczniej zaczepiła się o drugą nartę i się wywaliłam.
-Scheiße! – zaklął po niemiecku Andreas. Nawet Wank się wystraszył… Nie wspomnę już o moim biednym Marinusie…- Jesteś idiotą Wank…- Andi dalej krzyczał na Andreasa…
Marinus jako jedyny zachował zimną krew i zauważył, że nie mogę wstać. Szybko podbiegł do mnie, krzyknął coś do chłopaków i pomógł mi wstać.
-Mój Boże… Jak boli… OMG… Nie mogę ustać na nodze!
-Pokaż.- usiadłam na trawie, chłopaki zdjęli mi narty i zaczęli oglądać moją nogę.
-Pewnie skręcona…- stwierdził Wellinger. – To wszystko twoja wina, Wank!
-Zaniesiemy ją do hotelu i nasi fizjoterapeuci ją zobaczą.-Kraus zachowywał się najodpowiedzialniej, mimo że Wank był tu najstarszy.
Chłopaki wzięli mnie pod ramiona i skacząc na jednej nodze, miałam zamiar dojść do hotelu. Ale moja druga noga szybko odmówiła posłuszeństwa. Gdyby nie to, że trzymali mnie chłopcy, opadłabym na ziemię.
-Czekaj. Puść ją.- Welli wziął mnie na ręce i zaniósł prosto do hotelu.
-Mój bohaterze…- gadałam coś tam jeszcze bez sensu.
-Może coś jeszcze w głowę jej się stało? – zaśmiał się Kraus.
-Zamilcz… - Andi nie chciał tego komentować. A Wank nadal szedł za nami milcząc. Chyba czuł się winny.
-Wank, to nie twoja wina.- stwierdziłam.- Chciałam pokazać, że też umiem… A ja niczego nie umiem… W ogóle, dziękuje ci Andreas.- spojrzałam prosto w oczy Wellingera.- Co ja bym bez ciebie kurde zrobiła!?
-Dobra… Jesteśmy już blisko. Walli dajesz radę?- zapytał się go Kraus.
-Daje…
Kilka minut później byliśmy w hotelu. Andreas zaniósł mnie do mojego pokoju, Kraus zawołał fizjoterapeutów naszej kochanej kadry.
-Gdzie Wank?- zapytał Welli, opadając na łóżko i kładąc się obok mnie. Był zmęczony. Bardzo zmęczony. Nie ukrywajmy, mało to ja nie ważę… Myślę, że dziś chłopak mógłby sobie nawet odpuścić siłownię…
-Nie wiem, gdzieś zniknął.
-Ale on się tobą przejął!
-To nie jego wina..
-Jego.
-No właśnie nie! To ja jestem taka uparta, więc nie czepiaj się jego…
-Sam cię podburzał, a teraz to nie jego wina…
-No nie!
Chyba byśmy się pokłócili, ale jeden z fizjoterapeutów, Thomas, wszedł do mojego pokoju.
-Pokaż to nogę.- zaczął ją obmacywać.- No, chyba musisz Welli skołować skądś jakiś samochód i na pogotowie z nią.
-A co jej jest?
-Chyba skręcona. Przydałby się rentgen i potem szyny, ewentualnie jakiś gips.
-Rodzice mnie zabiją…- jęknęłam, a w moim głosie było słychać rozpacz.- Zawsze wpakowuję się w kłopoty.
-To oni jeszcze nie wiedzą!?- zdziwił się Thomas.- Chcesz, pogadam z nimi.
-Niee. Ja to zrobię. Gdzie Kraus?- Andreas wstał z łóżka i pokierował się w stronę drzwi.
-W pokoju Freitaga chyba.
-Dzięki.
Chłopacy wyszli z mojego pokoju, ale za chwile przyszedł do mnie Marinus.
-Mówiłem, że powinnaś się bać z nami spędzać tyle czasu.
-Teraz to mi wszystkiego zakażą! Zawsze mam kłopoty.
Chłopak objął mnie i wtedy do pokoju weszli moi rodzice i Welli, który miał zazdrosną minę.
-Boże, córeczko. Bardzo boli?
-Mamo, tato. Przepraszam… Obiecałam, że nie przyprawię wam żadnych problemów, przynajmniej przez ten weekend… A teraz znów zawiodłam…
-Andreas wszystko nam wytłumaczył, że to był wypadek. Mówił, że chcieli cię nauczyć skakać, ale ci, lekko mówiąc, nie wyszło...- wytłumaczyła mi mama.
Czyli chłopak nie wydał Andreasa… Ciekawe czemu?
-Pewnie chciałaś się nauczyć skakać, żeby mi zaimponować.- zażartował mój tata.
-Taaak!- przytuliłam się do nich, a do Welliego wysłałam porozumiewawczy uśmieszek. Musiałam mu za to wszystko podziękować!
-To co dzwonimy teraz na pogotowie?
-Myślę, że będzie szybciej, jak pożyczę od kogoś samochód i ją zawiozę.
-Ale od kogo?
-Właśnie przyjechali polscy skoczkowie, myślę, że któryś z nich nam pożyczy, albo nawet zawiezie Alex, bo my przecież języka za bardzo nie znamy…
-No dobrze. Powiedz, że oddamy mu za paliwo.
-Dobrze.
Chłopak zniknął na kilka minut, a ja w tym czasie rozmawiałam z rodzicami.
***
-Hej. To jest Maciek Kot, a to jest Alex. Maciek nas zawiezie na pogotowie.
-Heeej.- Maciek się do mnie uśmiechnął.
-Czeeeeść.- zapomniałam i poruszyłam nogą. Auć! Ale mimo tego, uśmiechnęłam się do niego.
Andreas znów wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu Maćka.
-Czuję się teraz jak księżniczka… - uśmiechnęłam się, gdy pomagał mi wsiąść do samochodu.
-Widzisz, Kraus nie przesadzał z tym, że jesteś moją księżniczką…
Kot się tylko roześmiał, ale potem sam dołączył do rozmowy.
Nagle komórka Andreasa zadzwoniła.
-Stary! Wracaj tutaj, Werner jest wściekły! Krzyczy, że nigdy więcej nie pojedziemy nigdzie z Alex.
-Kurde, ale ja z nią do szpitala jadę!
-No przecież wiem! Zostaw z nią Maćka i wracaj. Jest źle…- rozłączył się.
-Maciek, pojedziesz z nią sam na te pogotowie, a ja muszę iść na trening, sami słyszeliście.
-No okey.
-Dzięki stary.- posłał mi jeszcze jeden uśmiech i wyszedł z samochodu.
-No to zostaliśmy sami. – jak ten Maciek się bosko uśmiechał! Niemalże jak Welli…
Jeżeli naprawdę podobam się Wellingerowi, to był zły pomysł, żeby zostawiać mnie z Kotem… Ostatnio strasznie szybko się zakochuje…
Maciek to kolejny skoczek, tyle że z polskiej reprezentacji. Ma ciemne włosy i równie ciemne oczy. Chyba nie muszę dodawać, że jest mega przystojny…
-Skąd ty się tu u nas wzięłaś? – to było jedno z wielu pytań polskiego skoczka.
-Przyjechałam z niemiecką reprezentacją.
-Którego jesteś dziewczyną? Pewnie Wellingera?
-Żadnego.
-To z którym się przyjaźnisz?
-Właściwie znam ich cztery dni…
-Dobra, teraz wiem wszystko.- znów się do mnie bosko uśmiechnął i tak bosko się zaśmiał.
-Poznałam Wellingera w sklepie, potem spotkałam resztę na skoczni w Ruhpolding, no i tak jakoś wyszło, że się szybko zaprzyjaźniliśmy. Szczególnie z Krausem i Wellingerem.
-A jak ty się tak załatwiłaś?
-Wersja oficjalna czy prawdziwa?
-Prawdziwa.
-No to spoko.
Opowiedziałam mu o tym, jak Wank się ze mnie cały czas podśmiewał, że moje włosy wszystkiego nie załatwią i że ja niczego nie potrafię… Potem to, jak mnie podburzył, żebym skoczyła z tej małej skoczni dla dzieci… Nie ukrywałam przed nim też tego, że troszkę spanikowałam, ale skoczyłam, bo usłyszałam, że tamten znów się śmieję, że się boję…
-Chciałaś się popisać przez Wellim?- Maciek chyba wszystkiego nie zrozumiał… Może za szybko mówiłam?
-Niee, raczej przed Wankiem. Chciałam udowodnić, że nie jestem taką pokraką…
-No to ci się nie udało…
-No, dzięki. Ale przynajmniej Wank się zamknął.- uśmiechnąłem się.
-Nie no, ale genialnie mówisz po angielsku.
-No bo ja jestem z Anglii.
-To w jakim sklepie ty poznałaś Wellingera? Już się pogubiłem…
-Bo teraz mieszkam w Niemczech od 4 dni…
-A no to dużo wyjaśnia!
-No a urodziłam się w Polsce. O tu mieszka moja babcia!
-Chcesz, to możemy później na chwilę zajechać… Ja już po treningach.
-Ooo… dobra!
Kot znów się tak uśmiechnął.
-No to dojechaliśmy.- chłopak zaparkował na parkingu pełnym samochodów.- Wziąć cię na ręce, tak jak robił to Welli?
-Nie no! Nie trzeba.
-Nie marudź, chodź…
-Jak mnie przeniesiesz taki kawał, to siłownia ci nie będzie już potrzebna…
-No to jeszcze lepiej.
Wziął mnie na te swoje umięśnione ręce i żeby nie spaść, przytuliłam się do niego nieśmiało… Ale naprawdę innego wyjścia nie miałam!
-Nie krępuj się.
-Spróbuję.
Zaniósł mnie do poczekalni i pogadał z pielęgniarką. Szczerze niczego nie rozumiałam… Babcia naprawdę nie będzie dumna…
Gdy weszliśmy do gabinetu lekarza, usiadłam na krześle.
Siedziałam jak głupia i niczego nie rozumiałam.
-Z jakiej wysokości spadłaś?- przetłumaczył mi Maciek.
-No nie wiem. Już blisko ziemi było!
Potem coś tam jeszcze gadali, następnie zaprowadzili mnie na prześwietlenie. Tak jak się niestety spodziewaliśmy, noga była skręcona… Kilka minut później wyszłam z gipsem.
-Zadzwoń do swoich rodziców… No i może do Wellingera, bo się strasznie przejął… No i potem jedziemy do twojej babci!
Zadzwoniłam, najpierw do rodziców, którzy byli zadowoleni, że odwiedzę tak sama z siebie babcię. Potem do Wellingera, który nie odbierał… Napisałam więc smsa, że wrócę później i wszystko jest okey.

Wracając do szpitala… W Anglii było zupełnie inaczej, tak… nowocześniej? Ludzie nie czekali tyle w kolejkach… Gdyby nie to, że tutejsi lekarze wiedzą, kim jest Maciek i że chłopak powiedział im, że się śpieszymy, pewnie czekalibyśmy w kolejce długo dłużej.
Coś mi chyba to nie wyszło... Kolejne będzie lepsze :)

4 komentarze:

  1. Dlaczego tak mówisz? Nieprawda! Bardzo fajny imagin!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo szczerze to wyobrażałam to sobie trochę inaczej, ale może kolejny uda mi się zrobić tak jak bym chciała, żeby to wyglądało :)

      Usuń