W końcu
dojechaliśmy do Wisły, do naszego hotelu.
Znalazłam
swój pokój, który znajdował się naprzeciwko pokoju Andiego i Krausa. Byłam jako
jedyna osoba, oczywiście oprócz trenera, która miała swój własny pokój i nie
musiała go z nikim dzielić. To mi odpowiadało!
Rozpakowałam
się i poszłam do pokoju chłopaków.
-Idziemy do
mojej babci?
-Znasz
Wisłę?- zapytał Kraus.- I daleko to?
-A bo ja
wiem!?Obiecałam jej, że do niej zajdę… No i mój tata zna Wisłę.
-Możemy
pójść, ale wieczorem.- powiedział Andi.
-Chodźcie
pograć w siatkę!- do pokoju chłopaków wszedł Wank.
-Dobra!
Trening
chłopaków i tak miał się odbyć dopiero za godzinę, mieliśmy czas, aby pograć w
siatkę. Wyszliśmy na plac przed hotelem, Wank przyniósł skądś piłkę i
zaczęliśmy grać. Było naprawdę fajnie, mimo że graliśmy w dwuosobowych
drużynach. Ja byłam oczywiście z Wellim, a Marinus z Wankiem.
Nie powiem,
żebym była dobra w siatkę… Nie lubiłam nigdy wf, może dlatego, że zawsze miałam
wrednych nauczycieli tego przedmiotu… Naprawdę nienawidziłam wf… Wolałam nie
ćwiczyć lub po prostu zwiać z tej lekcji, przez co później miałam dużo
kłopotów…
-Ty chyba
Alex w niczym nie jesteś dobra.- powiedział mi prosto w oczy Wank, gdy po raz
kolejny nie odbiłam piłki.
-A ty chyba
Andreas nigdy miły nie jesteś.
-Nie lubię
kłamać.
-Ohh
Andi... Czasem lepiej przemilczeć niż być szczerym do bólu.
-Czy aby na
pewno?
Przemilczałam.
Wiem, że Wank nie miał niczego złego na myśli, po prostu chciał pożartować, ale
nie musiał koniecznie żartować ze mnie!
-Patrz, tam
trenują dzieci… Założę się, że nie umiałabyś skoczyć z tej belki.- Wank
próbował mnie podburzyć. Wiedział, że jak się uprę to będę umiała skoczyć!
-Przecież
to takie niskie jest…
-To chodź,
zobaczysz jak skaczą dzieci i sama skoczysz.
-Ej
ogarnijcie się!- krzyknął Welli, gdy razem z drugim Andreasem szliśmy popatrzeć
na skaczące dzieciaki.
Dzieci od
razu rozpoznały skoczka i zaczęły się z
nim witać. Jedne po polsku, inne po angielsku, a jeszcze inne po niemiecku.
Jaka była radość w ich oczach! To było bezcenne… Gdy po chwili doszli do nas
Welli z Marinusem, dzieci były jeszcze bardziej szczęśliwe. Ja, jako ta
najbardziej ogarnięta w polskim, spytałam się trenera, czy nauczyłby mnie
skakać.
-No nie
wiem..
-Prooszee.-
zrobiłam te swoje słodkie oczka.
-Nie. –
odpowiedział, po czym zabrał dzieci i wszyscy gdzieś poszli.
-Ale miły…-
mruknęłam.
-To ja cię
nauczę.- zaproponował Wank.
-Wank!-
krzyknął Andi.- Weź, ogarnij się! Coś się stanie i co zrobisz?
-Co się jej
może stać?
-Właśnie!
Taką pokraką, za jaką mnie uważasz, to ja nie jestem…- powiedziałam.
-Zobaczymy…-
mruknął pod nosem Wank, ale tak naprawdę to chyba chciał, żebym to usłyszała…
Byłam
uparta, to prawda. Jak postanowiłam sobie, że coś zrobię, to musiałam to
zrobić!
Kraus
właśnie wrócił z dwoma parami nart i butów. Weszłam więc na skocznię, Wank
wyjaśnił mi co mam po kolei zrobić, potem sam skoczył, co wyglądało komicznie.
Taki facet na tak małej skoczni, no ale cóż… Jak ja będę skakać, pewnie będzie
wyglądać to tak samo.
Teraz ja
założyłam narty i usiadłam na belce.
Szczerze?
Spanikowałam… Mimo, że było bardzo nisko, bo ćwiczyli tu najmłodsi i w
porównaniu ze skocznią w Wiśle albo w Ruhpolding to pikuś, to bałam się…
-Mówiłem?
Nie skoczy!
-I wtedy
byłoby lepiej…
Wank
poklepał Wellingera po ramieniu.
-Od razu
wiedziałem, że nie skoczy! Nie chciałbym jej mieć później na sumieniu… I
jeszcze ciebie na głowie… Po prostu chciałem jej pokazać, że nie jest we
wszystkim najlepsza i włosy jej we wszystkim nie pomogą.- stwierdził Wanki.
I na te
słowa skoczyłam. Odważyłam się i skoczyłam!... Jaka ja byłam głupia…
Gdy przez
chwilę unosiłam się w powietrzu, czułam taką wolność! Jakie to piękne uczucie!
I wtedy, BUM! Moja jedna narta najwidoczniej zaczepiła się o drugą nartę i się
wywaliłam.
-Scheiße! –
zaklął po niemiecku Andreas. Nawet Wank się wystraszył… Nie wspomnę już o moim
biednym Marinusie…- Jesteś idiotą Wank…- Andi dalej krzyczał na Andreasa…
Marinus
jako jedyny zachował zimną krew i zauważył, że nie mogę wstać. Szybko podbiegł
do mnie, krzyknął coś do chłopaków i pomógł mi wstać.
-Mój Boże…
Jak boli… OMG… Nie mogę ustać na nodze!
-Pokaż.-
usiadłam na trawie, chłopaki zdjęli mi narty i zaczęli oglądać moją nogę.
-Pewnie
skręcona…- stwierdził Wellinger. – To wszystko twoja wina, Wank!
-Zaniesiemy
ją do hotelu i nasi fizjoterapeuci ją zobaczą.-Kraus zachowywał się
najodpowiedzialniej, mimo że Wank był tu najstarszy.
Chłopaki
wzięli mnie pod ramiona i skacząc na jednej nodze, miałam zamiar dojść do
hotelu. Ale moja druga noga szybko odmówiła posłuszeństwa. Gdyby nie to, że
trzymali mnie chłopcy, opadłabym na ziemię.
-Czekaj.
Puść ją.- Welli wziął mnie na ręce i zaniósł prosto do hotelu.
-Mój
bohaterze…- gadałam coś tam jeszcze bez sensu.
-Może coś
jeszcze w głowę jej się stało? – zaśmiał się Kraus.
-Zamilcz… -
Andi nie chciał tego komentować. A Wank nadal szedł za nami milcząc. Chyba czuł
się winny.
-Wank, to
nie twoja wina.- stwierdziłam.- Chciałam pokazać, że też umiem… A ja niczego
nie umiem… W ogóle, dziękuje ci Andreas.- spojrzałam prosto w oczy Wellingera.-
Co ja bym bez ciebie kurde zrobiła!?
-Dobra…
Jesteśmy już blisko. Walli dajesz radę?- zapytał się go Kraus.
-Daje…
Kilka minut
później byliśmy w hotelu. Andreas zaniósł mnie do mojego pokoju, Kraus zawołał
fizjoterapeutów naszej kochanej kadry.
-Gdzie
Wank?- zapytał Welli, opadając na łóżko i kładąc się obok mnie. Był zmęczony.
Bardzo zmęczony. Nie ukrywajmy, mało to ja nie ważę… Myślę, że dziś chłopak
mógłby sobie nawet odpuścić siłownię…
-Nie wiem,
gdzieś zniknął.
-Ale on się
tobą przejął!
-To nie
jego wina..
-Jego.
-No właśnie
nie! To ja jestem taka uparta, więc nie czepiaj się jego…
-Sam cię
podburzał, a teraz to nie jego wina…
-No nie!
Chyba byśmy
się pokłócili, ale jeden z fizjoterapeutów, Thomas, wszedł do mojego pokoju.
-Pokaż to
nogę.- zaczął ją obmacywać.- No, chyba musisz Welli skołować skądś jakiś
samochód i na pogotowie z nią.
-A co jej
jest?
-Chyba
skręcona. Przydałby się rentgen i potem szyny, ewentualnie jakiś gips.
-Rodzice
mnie zabiją…- jęknęłam, a w moim głosie było słychać rozpacz.- Zawsze wpakowuję
się w kłopoty.
-To oni
jeszcze nie wiedzą!?- zdziwił się Thomas.- Chcesz, pogadam z nimi.
-Niee. Ja
to zrobię. Gdzie Kraus?- Andreas wstał z łóżka i pokierował się w stronę drzwi.
-W pokoju
Freitaga chyba.
-Dzięki.
Chłopacy
wyszli z mojego pokoju, ale za chwile przyszedł do mnie Marinus.
-Mówiłem,
że powinnaś się bać z nami spędzać tyle czasu.
-Teraz to
mi wszystkiego zakażą! Zawsze mam kłopoty.
Chłopak
objął mnie i wtedy do pokoju weszli moi rodzice i Welli, który miał zazdrosną
minę.
-Boże,
córeczko. Bardzo boli?
-Mamo,
tato. Przepraszam… Obiecałam, że nie przyprawię wam żadnych problemów,
przynajmniej przez ten weekend… A teraz znów zawiodłam…
-Andreas
wszystko nam wytłumaczył, że to był wypadek. Mówił, że chcieli cię nauczyć
skakać, ale ci, lekko mówiąc, nie wyszło...- wytłumaczyła mi mama.
Czyli
chłopak nie wydał Andreasa… Ciekawe czemu?
-Pewnie
chciałaś się nauczyć skakać, żeby mi zaimponować.- zażartował mój tata.
-Taaak!-
przytuliłam się do nich, a do Welliego wysłałam porozumiewawczy uśmieszek.
Musiałam mu za to wszystko podziękować!
-To co
dzwonimy teraz na pogotowie?
-Myślę, że
będzie szybciej, jak pożyczę od kogoś samochód i ją zawiozę.
-Ale od
kogo?
-Właśnie
przyjechali polscy skoczkowie, myślę, że któryś z nich nam pożyczy, albo nawet
zawiezie Alex, bo my przecież języka za bardzo nie znamy…
-No dobrze.
Powiedz, że oddamy mu za paliwo.
-Dobrze.
Chłopak
zniknął na kilka minut, a ja w tym czasie rozmawiałam z rodzicami.
***
-Hej. To
jest Maciek Kot, a to jest Alex. Maciek nas zawiezie na pogotowie.
-Heeej.-
Maciek się do mnie uśmiechnął.
-Czeeeeść.-
zapomniałam i poruszyłam nogą. Auć! Ale mimo tego, uśmiechnęłam się do niego.
Andreas
znów wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu Maćka.
-Czuję się
teraz jak księżniczka… - uśmiechnęłam się, gdy pomagał mi wsiąść do samochodu.
-Widzisz,
Kraus nie przesadzał z tym, że jesteś moją księżniczką…
Kot się
tylko roześmiał, ale potem sam dołączył do rozmowy.
Nagle
komórka Andreasa zadzwoniła.
-Stary!
Wracaj tutaj, Werner jest wściekły! Krzyczy, że nigdy więcej nie pojedziemy
nigdzie z Alex.
-Kurde, ale
ja z nią do szpitala jadę!
-No
przecież wiem! Zostaw z nią Maćka i wracaj. Jest źle…- rozłączył się.
-Maciek,
pojedziesz z nią sam na te pogotowie, a ja muszę iść na trening, sami
słyszeliście.
-No okey.
-Dzięki
stary.- posłał mi jeszcze jeden uśmiech i wyszedł z samochodu.
-No to
zostaliśmy sami. – jak ten Maciek się bosko uśmiechał! Niemalże jak Welli…
Jeżeli
naprawdę podobam się Wellingerowi, to był zły pomysł, żeby zostawiać mnie z
Kotem… Ostatnio strasznie szybko się zakochuje…
Maciek to
kolejny skoczek, tyle że z polskiej reprezentacji. Ma ciemne włosy i równie ciemne
oczy. Chyba nie muszę dodawać, że jest mega przystojny…
-Skąd ty
się tu u nas wzięłaś? – to było jedno z wielu pytań polskiego skoczka.
-Przyjechałam
z niemiecką reprezentacją.
-Którego
jesteś dziewczyną? Pewnie Wellingera?
-Żadnego.
-To z którym
się przyjaźnisz?
-Właściwie
znam ich cztery dni…
-Dobra,
teraz wiem wszystko.- znów się do mnie bosko uśmiechnął i tak bosko się
zaśmiał.
-Poznałam
Wellingera w sklepie, potem spotkałam resztę na skoczni w Ruhpolding, no i tak
jakoś wyszło, że się szybko zaprzyjaźniliśmy. Szczególnie z Krausem i
Wellingerem.
-A jak ty
się tak załatwiłaś?
-Wersja
oficjalna czy prawdziwa?
-Prawdziwa.
-No to spoko.
Opowiedziałam
mu o tym, jak Wank się ze mnie cały czas podśmiewał, że moje włosy wszystkiego
nie załatwią i że ja niczego nie potrafię… Potem to, jak mnie podburzył, żebym
skoczyła z tej małej skoczni dla dzieci… Nie ukrywałam przed nim też tego, że
troszkę spanikowałam, ale skoczyłam, bo usłyszałam, że tamten znów się śmieję,
że się boję…
-Chciałaś
się popisać przez Wellim?- Maciek chyba wszystkiego nie zrozumiał… Może za
szybko mówiłam?
-Niee,
raczej przed Wankiem. Chciałam udowodnić, że nie jestem taką pokraką…
-No to ci
się nie udało…
-No,
dzięki. Ale przynajmniej Wank się zamknął.- uśmiechnąłem się.
-Nie no,
ale genialnie mówisz po angielsku.
-No bo ja
jestem z Anglii.
-To w jakim
sklepie ty poznałaś Wellingera? Już się pogubiłem…
-Bo teraz
mieszkam w Niemczech od 4 dni…
-A no to
dużo wyjaśnia!
-No a
urodziłam się w Polsce. O tu mieszka moja babcia!
-Chcesz, to
możemy później na chwilę zajechać… Ja już po treningach.
-Ooo…
dobra!
Kot znów
się tak uśmiechnął.
-No to
dojechaliśmy.- chłopak zaparkował na parkingu pełnym samochodów.- Wziąć cię na
ręce, tak jak robił to Welli?
-Nie no!
Nie trzeba.
-Nie
marudź, chodź…
-Jak mnie
przeniesiesz taki kawał, to siłownia ci nie będzie już potrzebna…
-No to
jeszcze lepiej.
Wziął mnie
na te swoje umięśnione ręce i żeby nie spaść, przytuliłam się do niego
nieśmiało… Ale naprawdę innego wyjścia nie miałam!
-Nie krępuj
się.
-Spróbuję.
Zaniósł
mnie do poczekalni i pogadał z pielęgniarką. Szczerze niczego nie rozumiałam…
Babcia naprawdę nie będzie dumna…
Gdy
weszliśmy do gabinetu lekarza, usiadłam na krześle.
Siedziałam
jak głupia i niczego nie rozumiałam.
-Z jakiej
wysokości spadłaś?- przetłumaczył mi Maciek.
-No nie
wiem. Już blisko ziemi było!
Potem coś
tam jeszcze gadali, następnie zaprowadzili mnie na prześwietlenie. Tak jak się
niestety spodziewaliśmy, noga była skręcona… Kilka minut później wyszłam z gipsem.
-Zadzwoń do
swoich rodziców… No i może do Wellingera, bo się strasznie przejął… No i potem
jedziemy do twojej babci!
Zadzwoniłam,
najpierw do rodziców, którzy byli zadowoleni, że odwiedzę tak sama z siebie
babcię. Potem do Wellingera, który nie odbierał… Napisałam więc smsa, że wrócę
później i wszystko jest okey.
Wracając do
szpitala… W Anglii było zupełnie inaczej, tak… nowocześniej? Ludzie nie czekali
tyle w kolejkach… Gdyby nie to, że tutejsi lekarze wiedzą, kim jest Maciek i że
chłopak powiedział im, że się śpieszymy, pewnie czekalibyśmy w kolejce długo
dłużej.
Coś mi chyba to nie wyszło... Kolejne będzie lepsze :)
Dlaczego tak mówisz? Nieprawda! Bardzo fajny imagin!
OdpowiedzUsuńBo szczerze to wyobrażałam to sobie trochę inaczej, ale może kolejny uda mi się zrobić tak jak bym chciała, żeby to wyglądało :)
UsuńSuper ;) kiedy następny?
OdpowiedzUsuńJutro może albo po jutrze :)
Usuń