piątek, 10 października 2014

Rozdział 13:

Później zajechaliśmy do mojej babci. Maciek powiedział, że mieszka ona bardzo blisko innego polskiego skoczka, Piotrka Żyły. Faaajniee! Szkoda tylko, że te nazwisko mi nic nie mówiło… Ale mniejsza z tym.
Domek babci wcale nie zmienił się od czasu, kiedy tu byłam ostatni raz, a było to chyba z cztery lata temu… Była to mała, góralska chatka. Babcia mieszkała tu sama i hodowała kilka owieczek. Do tego była w jakimś góralskim zespole, w którym śpiewała i tańczyła. Taka tam przebojowa babcia!
-O mój Boże! Oleńka przyjechała! – wybiegła z domku, gdy tylko wysiadłam z samochodu.
To co mówiła, chyba zrozumiałam poprawnie! Może nie jest tak źle z tym moim polskim? A dlaczego Ola? Bo tak naprawdę nazywam się Aleksandra, z racji tego, że mieszkałam w Anglii moje imię pisało się Alexanda, w skrócie Alex, a dla mojej babci Ola lub Oleńka.
-Chodź, niech się wyściskam!- ucałowała mnie i wyściskała za te całe cztery lata.- Co ci się stało w tą nogę!? Skąd ty się tu dziecko wzięłaś!?
To już babcia mówiła po angielsku, chyba jej się przypomniało, że mój polski nie jest idealny, jeżeli w ogóle jakiś jest…
-A to kto to? Czekaj, ja go skądś znam!
Nawijała jak szalona! A jej radość? Bezcenna, postanowiliśmy jej z Maćkiem przez chwilę nie przerywać.
-No co wy nic nie mówicie?
Tylko się roześmieliśmy. Maciek przedstawił się kim jest. Potem ja opowiedziałam o Niemczech i o tym, że rodzice dziś do niej przyjdą i o przygodzie z nartami, i złamaną nogą.
-A jak twój polski?- zapytała po polsku, na szczęście ponownie zrozumiałam.
-W tym roku to będę uczyć się raczej niemieckiego…- ale odpowiedziałam jej po angielsku.
Tak bardzo kochałam babcię i te jej kakao. Kazała nam usiąść w salonie przy kominku i pobiegła do kuchni zrobić mój ulubiony, gorący napój. Kilka minut później słuchaliśmy opowiadań babci i popijaliśmy kakao.
-Ale już późno, chodź Alex jedziemy! Teraz to na mnie, nasz trener się nadrze.
-Siłownię już dziś w sumie zaliczyłeś!
-Obiecaj mi Oleńka, że jeszcze odwiedzisz starą babcię.
-A babcia niech obieca, że mnie w Niemczech odwiedzi!- obietnica, za obietnicę.
-A no odwiedzę, odwiedzę! Tam jeszcze ja nie byłam… Tylko nie każcie mi się teraz jeszcze niemieckiego uczyć… Angielski dałam radę, ale niemiecki to już gorsza sprawa…
-Ale ja za tobą tęskniłam! Kocham cię.- mocno się do niej przytuliłam i pożegnaliśmy się z nią.
-Ale ta twoja babcia fajna.
-No wiem! Najlepsza na całym świecie!
Chłopak przyglądał mi się uważnie.
-Patrz gdzie jedziesz, a nie! – przyznaję, czułam się skrępowana.
-Czemu nie wzięłaś kul? Byłoby ci dużo wygodniej chodzić!
-Andreas miał mi załatwić…
-Właśnie, wy ze sobą na pewno nie chodzicie?
-Że ja z Wellingerem? Co wy wszyscy się tak przyczepiliście…
-Czyli nie?                      
-No nie!
-No to fajnie.
Fajnie? O co mu chodziło.. Mniejsza o to… Chciałam już wrócić do hotelu, dostać kule od Andiego i nie potrzebować już niczyjej pomocy. Potem pójść do swojego pokoju, włączyć laptopa i pogadać z Lou… i Conorem… Nawet za Jackiem się stęskniłam!
-Odprowadzę cię do pokoju.
-Nie trzeba.- uśmiechnęłam się do Maćka, gdy pomagał mi wysiadać z samochodu, ale chyba sobie nie odpuścił.
Zaprowadził mnie do pokoju. Tam spotkaliśmy Welliego.
-To ja się już nią zajmę, dzięki stary.- Andreas poklepał Kota po ramieniu i zaprowadził mnie do pokoju.
Po chwili przyniósł mi kule, których pochodzenia nie znałam. Ważne, że były, to się liczyło. Moi rodzice pojechali już do babci, a Andi miał jeszcze chwilę wolnego, a za chwilę miały się odbyć kwalifikacje. Mam na nie iść, czy lepiej zostać w swoim pokoiku i gadać z moją londyńską paczką?
-Ale na kwalifikacje przyjdziesz?
-Nie wiem… Jestem zmęczona…
-No okey… To może lepiej nie przychodź…
-Myślę, że wasz trener mnie nie lubi.
Andreas się roześmiał.
-Ja idę się szybko rozgrzać, jak się jednak namyślisz to przyjdź. Wejściówki gdzieś tam masz.
-Powodzenia!- dałam mu buziaka w policzek .
Chłopak wyszedł, a ja włączyłam laptopa.
-Heeej gołąbeczki ! Czekaj… Co wam jest?
Jack i Lou siedzieli w pokoju Jacka. Mieli dziwne miny… Ci zawsze uśmiechnięci, pozytywnie myślący ludzie, byli smutni!
-Hej.- odpowiedzieli ponuro, niemalże w tej samej chwili.
-Ej no! Co się stało!?
-Jess przedawkowała i leży w szpitalu… I jest mocno pobita.
-Boże… Ale wyzdrowieje?
-Jest w ciężkim stanie… Ale stabilnym.
-Dlaczego nie jesteście u niej!?
-Conor tam jest, nam kazali wracać…
Lou się rozpłakała.
-Dlaczego my tego szybciej nie zauważyliśmy…
-Mała, to nie nasza wina…- powiedziałam, chociaż sama siebie również obwiniałam.
-Lekarze opłukali jej organizm, powinno jej się szybko polepszyć.- stwierdził Jack.
-Jakby coś to dzwońcie!
-Jasne… A co tam u ciebie?- Lou uśmiechała się przez łzy.
-No ten, skręciłam nogę, chodzę o kulach, poznałam Maćka Kota, potem pewnie poznam jeszcze więcej skoczków, a Andreas i reszta mają za chwilę kwalifikacje…
-To czemu jeszcze nie jesteś na tych kwalifikacjach!? On cię potrzebuje, a Jess nie zasługuje o to żeby się o nią martwić…- mruknął Jack.
-Czemu tak mówisz?- zapytała Lou, czułam że za chwilę wybuchnie kolejna kłótnia między nimi, a tego nie chciałam.
-Ej! Nawet się nie zapytacie, jak sobie nogę skręciłam!
No to się zapytali. Gdy opowiedziałam, Jack płakał, ale ze śmiechu. Ciekawe jak on by skoczył!
-Idź do Welliego!- rozkazała mi Lou.
-Właśnie, słuchaj się mojej dziewczyny! – krzyknął Jack.- Conor napisał, że jest coraz lepiej z tamtą. Nie ma się co przejmować. Baw się dobrze, połamańcu!
-Dzięki! – pożegnałam się z nimi i zamknęłam laptopa.
Ciekawe czy będę potrafiła chodzić o tych kulach…
Wzięłam je do rąk, oparłam się o nie i wstałam. Potem jakoś pokuśtykałam po schodach na dół. Później to już była pestka!
Udało mi się jakoś dojść na skocznię, przedrzeć przez tłumy fanów skoków narciarskich i usiąść w miejscu przy samej barierce. Właśnie skakał Kraus. Wylądował i jechał na nartach w moim kierunku.
-Heeeeeej! – krzyknęłam, wątpiłam w to, że mnie usłyszy. Ludzie tak głośno krzyczeli.
Ale chyba mnie usłyszał. Kiwnął ręką w prawo. Chyba miałam tam pójść… Szkoda, że nie za dobrze radziłam sobie jeszcze z kulami i pomysł z przechodzeniem przez ten tłum ludzi, wcale mi się nie podobał.
Szłam do Krausa bardzo, bardzo długo. Ale dałam radę. Ten zagadał coś do ochroniarza i przeszłam do niego już bezproblemowo. Chłopak postawił mi coś w stylu małej ławki przy przejściu, przez które przechodzili skoczkowie. Do tego miałam wspaniały widok na skocznię.
Siedziałam i przybijałam piątki z kolejnymi skoczkami, gdy z głośników usłyszałam nazwisko Andreas Wellinger! Moja radość, taka nieograniczona! Zaczęłam piszczeć i drzeć coś w stylu: Wellinger wygra! Potem się ogarnęłam, bo to przecież tylko kwalifikacje…
-Welli na prezydenta!- krzyknęłam, gdy Andreas przechodził koło mnie.
-Alex! Nie poznałem ciebie w tym kapturze!
-Zimno mi…
-Czekaj.
Po chwili dostałam jego bluzę.
-Dziękuujee! Jak ci poszło? Bo ja się na tym nie znam.
-Jestem najlepszy. Ale jeszcze kilka osób po mnie będzie skakać…
-Niech cię wyściskam, ty mój mistrzu!
Chyba udzieliło mi się od babci… Welli nie do końca mnie rozumiał, ale z wielką chęcią się do mnie przytulił. Następnie usiadł koło mnie na mojej ławeczce i obserwował skoki innych.
-Freund też chyba dobrze skoczył…
-No ba! Pewnie też nie wie, że ty tu…
-Kiedy będzie ten wasz konkurs drużynowy?
-Jutro.
-Co teraz robimy?
-Nie jesteś zmęczona?
-Przeszło mi.
Poszliśmy szukać Krausa, który właśnie rozmawiał z trenerem. Gdy skończyli rozmowę przyszedł smutny.
-Co jest?- zapytałam i objęłam jedną ręką.
-Nie skaczę w konkursie. Za słabo skoczyłem.
-O nie! Bez ciebie to na 100% przegrają!
W przerwie pomiędzy skokami poszliśmy pospacerować, potem zjedliśmy późny obiadek i resztę czasu spędziliśmy na graniu na konsoli w hotelu w jakieś wyścigówki i fife. Byłam w tym dobra, w końcu Conor i Jack też grali w to na okrągło.
Następnego dnia po południu, miał odbyć się konkurs drużynowy. Poszliśmy znów na skocznię. Chłopcy posadzili mnie na mojej ławeczce, którą zdążyłam pokochać. Wczoraj tylu przystojniaków przybiło mi piątkę!  Do tego teraz siedział ze mną, na niej Mari. Mój kochany Marinus! Jak można go nie kochać??? Dalej nie wierzę w to, że przyjaźnię się z kimś takim jak on i Andi!
-Młoda.- miał taki ton, jakby zaraz miał zadać pytanie w sprawie życia lub śmierci.
-Czego?
-Czemu tak mocno trzymasz kciuki za Kota, zostaw trochę siły za naszych! Freitagowi mało kibicowałaś…
-Weź nie marudź, co!  Ciebie nie ma, to muszę komuś innemu za ciebie kibicować! Grunt aby liczba się zgadzała!
-On ci się spodobał, co?
-Nie no…
-No mi możesz powiedzieć, ja nie Welli, nie podkochuję się w tobie.
Dostał łokciem w bok, ale lekko, bardzo lekko.
-No, przystojny jest… I ten jego uśmiech! Ach…
-A Welli?
-Co Welli?
-Welli jest przystojny?
-OMG jakie pytania... Weź się ogarnij i daj mi się skupić!
Nieco później skakał Wank, później Andreas i Freund. Z tego co powiedział Kraus, ich skoki nie były złe, ale ‘niczego nie urywało’… Kilka minut przerwy, w którą wliczała się długa rozmowa z trenerem, a potem chwilowa ze mną, i chłopcy znów skakali.
Ostatecznie zajęli chyba najgorsze z możliwych miejsc, a mianowicie czwarte. Miejsce dobre, ale poza podium… Pierwsze za to zdobyła polska reprezentacja. Wiedziałam, że muszę pogratulować Maćkowi…
Poszliśmy do hotelu. Było już późno, a opijać też raczej nie było czego…
Następny dzień był bardziej luźny. Wstaliśmy przed 12. Potem Sevcio sobie czytał, Wank grał z Fraitagem, a ja, Welli i Kraus poszliśmy na plac, na którym wczoraj graliśmy w siatkę. Chłopaki wzięli piłkę i zawiesili siatkę. Ja usiadłam z boku i kibicowałam. Problem był, że grali jeden na jednego i nie miałam pojęcia komu kibicować!
Jak na razie wygrywał Andreas. Chłopak był wyższy i łatwiej było mu odbierać piłki. Raz tak zaserwował, że trafił prosto w krocze Krausa… Chyba nie muszę mówić, jak mocno serwuje Welli? Mari tylko skulił się i zaczął piszczeć, a my zaczęliśmy się śmiać. Potem Andi pomógł biedakowi wstać i grali dalej, aczkolwiek Mari jakoś bardziej chronił pewne miejsce…
Potem zobaczyłam, że zbliża się do nas Kot z jakimś innym facetem.
-Heej.- pomógł mi wstać, bo mi samej to jakoś nie wychodziło. Może dlatego, że siedziałam za nisko.
-Cześć. Piotrek, to jest Oleńka, a to jest Piotrek.
-Jaka Oleńka, przecież to Alex.- Mari był jednak naprawdę ciężko kapujący.
Andi i Marinus przywitali się z Maćkiem i Piotrkiem i zaproponowali grę Niemcy kontra Polska. Piotrek Żyła co chwila gadał coś bezsensownego, tak jak opowiadanie mi o japońskich kiblach. Chłopcy też o tym zaczęli opowiadać i wymieniali się wspomnieniami.  Następnie razem coś zjedliśmy. Przy jedzeniu również towarzyszyła nam miła atmosfera.
Potem, gdy Niemcy mieli spotkanie z trenerem, ja czekałam na nich z Piotrkiem i Maćkiem.
-Gratuję pierwszego miejsca!
Pogadaliśmy dłuższą chwilę, potem, gdy wrócił Welli z Krausem, dograli mecz i wszyscy poszli się przebrać i przygotować na indywidualny konkurs.
-Mari…
-Co, Oleńka?
-Walnę cię za tą Oleńkę… No, ale wracając do tematu. Wczoraj Niemcy zajęli tylko czwarte miejsce, bo ty nie skakałeś. Więc dziś możesz wygrać cały konkurs!
-Powodzenia życzę!- prychnął Wank i gdzieś sobie poszedł.
-Ten jak zawsze miły… Ale do mnie się nie czepia!
-Wiesz co, dziś sobie odpuszczę. Wczoraj mnie nie chcieli, to co będę się wysilał!
-No jasne!- powiedziałam sarkastycznie.
A co do Wanka. Lubiłam go i on wcale nie był taki wredny.. Miał te swoje głupie tekściki, ale był naprawdę bardzo fajny! Trochę jak Jack…
Właśnie, ciekawe co z Jess… - ale ten problem szybko wyleciał mi z głowy.
Z przemyśleń szybko wyrwało mnie to, że Kraus nie przeszedł do drugiej serii, a Wellinger był 5!
W drugiej serii skoki były jeszcze lepsze! Gdy miał skakać Welli udało mi się wstać i podejść bliżej do bramek.
-Andi! Andi!- krzyczałam z fankami.
Gdy chłopak już lądował, przewrócił się! Jak ten idiota mnie przestraszył! Na szczęście sam wstał, a gdy nasi fizjoterapeuci zobaczyli jego kostkę, stwierdzili, że nic mu się nie stało.
-Jesteś głupkiem…- mruknęłam do niego, gdy tylko do mnie przyszedł.
-Czemu?- zrobił smutną minkę.
-Wiesz jak mnie przestraszyłeś!?
-A wiesz jak ty mnie przestraszyłaś, jak się wywaliłaś?
-No, ale ta skocznia jest kilka razy większa od tamtej!
Podsumowując Wellinger przez to, że się wywalił był tylko trzeci, Piotrek był drugi. A pierwszy był Peter Prevc, którego nie miałam zaszczytu poznać.  Sevcio był 10, choć przyznam, że się na nim zawiodłam. Wank 12- też się nie popisał… A Fraitag był zaledwie 15. [1]
Wank podbiegł do Wellingera i niespodziewanie wziął go na barana. Biegał z nim w kółko i darł się.
-No to dziś świętujemy, młody!
-No, najpierw jeszcze dekoracja!
Na dekoracji Piotrek i Andi dostali bardzo fajnie misie! Piotrek powiedział, że są to Gustawy, więc tak zostało. W końcu i tak Andreas podarował mi go… Szczerze mówiąc, nie narzekam na dzisiejszy dzień! Jeszcze trzeba pojechać do babci, żeby się pożegnać. A jutro rano wracamy do Niemiec!




[1] Miejsca, które uzyskali poszczególni skoczkowie wzięłam z prawdziwego konkursu w Wiśle podczas LGP, które odbyło się 26.07.2014 roku. =)

I co podoba się? Warto było troche poczekać? :) Teraz to ja czekam na wasze opinię :) Do napisania :3 Paaaa

2 komentarze: