Później
zajechaliśmy do mojej babci. Maciek powiedział, że mieszka ona bardzo blisko
innego polskiego skoczka, Piotrka Żyły. Faaajniee! Szkoda tylko, że te nazwisko
mi nic nie mówiło… Ale mniejsza z tym.
Domek babci
wcale nie zmienił się od czasu, kiedy tu byłam ostatni raz, a było to chyba z
cztery lata temu… Była to mała, góralska chatka. Babcia mieszkała tu sama i
hodowała kilka owieczek. Do tego była w jakimś góralskim zespole, w którym
śpiewała i tańczyła. Taka tam przebojowa babcia!
-O mój
Boże! Oleńka przyjechała! – wybiegła z domku, gdy tylko wysiadłam z samochodu.
To co
mówiła, chyba zrozumiałam poprawnie! Może nie jest tak źle z tym moim polskim?
A dlaczego Ola? Bo tak naprawdę nazywam się Aleksandra, z racji tego, że
mieszkałam w Anglii moje imię pisało się Alexanda, w skrócie Alex, a dla mojej
babci Ola lub Oleńka.
-Chodź,
niech się wyściskam!- ucałowała mnie i wyściskała za te całe cztery lata.- Co
ci się stało w tą nogę!? Skąd ty się tu dziecko wzięłaś!?
To już
babcia mówiła po angielsku, chyba jej się przypomniało, że mój polski nie jest
idealny, jeżeli w ogóle jakiś jest…
-A to kto
to? Czekaj, ja go skądś znam!
Nawijała
jak szalona! A jej radość? Bezcenna, postanowiliśmy jej z Maćkiem przez chwilę
nie przerywać.
-No co wy
nic nie mówicie?
Tylko się
roześmieliśmy. Maciek przedstawił się kim jest. Potem ja opowiedziałam o
Niemczech i o tym, że rodzice dziś do niej przyjdą i o przygodzie z nartami, i
złamaną nogą.
-A jak twój
polski?- zapytała po polsku, na szczęście ponownie zrozumiałam.
-W tym roku
to będę uczyć się raczej niemieckiego…- ale odpowiedziałam jej po angielsku.
Tak bardzo
kochałam babcię i te jej kakao. Kazała nam usiąść w salonie przy kominku i
pobiegła do kuchni zrobić mój ulubiony, gorący napój. Kilka minut później
słuchaliśmy opowiadań babci i popijaliśmy kakao.
-Ale już
późno, chodź Alex jedziemy! Teraz to na mnie, nasz trener się nadrze.
-Siłownię
już dziś w sumie zaliczyłeś!
-Obiecaj mi
Oleńka, że jeszcze odwiedzisz starą babcię.
-A babcia
niech obieca, że mnie w Niemczech odwiedzi!- obietnica, za obietnicę.
-A no
odwiedzę, odwiedzę! Tam jeszcze ja nie byłam… Tylko nie każcie mi się teraz
jeszcze niemieckiego uczyć… Angielski dałam radę, ale niemiecki to już gorsza
sprawa…
-Ale ja za
tobą tęskniłam! Kocham cię.- mocno się do niej przytuliłam i pożegnaliśmy się z
nią.
-Ale ta
twoja babcia fajna.
-No wiem!
Najlepsza na całym świecie!
Chłopak
przyglądał mi się uważnie.
-Patrz
gdzie jedziesz, a nie! – przyznaję, czułam się skrępowana.
-Czemu nie
wzięłaś kul? Byłoby ci dużo wygodniej chodzić!
-Andreas
miał mi załatwić…
-Właśnie,
wy ze sobą na pewno nie chodzicie?
-Że ja z
Wellingerem? Co wy wszyscy się tak przyczepiliście…
-Czyli
nie?
-No nie!
-No to
fajnie.
Fajnie? O
co mu chodziło.. Mniejsza o to… Chciałam już wrócić do hotelu, dostać kule od
Andiego i nie potrzebować już niczyjej pomocy. Potem pójść do swojego pokoju,
włączyć laptopa i pogadać z Lou… i Conorem… Nawet za Jackiem się stęskniłam!
-Odprowadzę
cię do pokoju.
-Nie
trzeba.- uśmiechnęłam się do Maćka, gdy pomagał mi wysiadać z samochodu, ale
chyba sobie nie odpuścił.
Zaprowadził
mnie do pokoju. Tam spotkaliśmy Welliego.
-To ja się
już nią zajmę, dzięki stary.- Andreas poklepał Kota po ramieniu i zaprowadził
mnie do pokoju.
Po chwili
przyniósł mi kule, których pochodzenia nie znałam. Ważne, że były, to się
liczyło. Moi rodzice pojechali już do babci, a Andi miał jeszcze chwilę
wolnego, a za chwilę miały się odbyć kwalifikacje. Mam na nie iść, czy lepiej
zostać w swoim pokoiku i gadać z moją londyńską paczką?
-Ale na
kwalifikacje przyjdziesz?
-Nie wiem…
Jestem zmęczona…
-No okey…
To może lepiej nie przychodź…
-Myślę, że
wasz trener mnie nie lubi.
Andreas się
roześmiał.
-Ja idę się
szybko rozgrzać, jak się jednak namyślisz to przyjdź. Wejściówki gdzieś tam
masz.
-Powodzenia!-
dałam mu buziaka w policzek .
Chłopak
wyszedł, a ja włączyłam laptopa.
-Heeej
gołąbeczki ! Czekaj… Co wam jest?
Jack i Lou
siedzieli w pokoju Jacka. Mieli dziwne miny… Ci zawsze uśmiechnięci, pozytywnie
myślący ludzie, byli smutni!
-Hej.- odpowiedzieli
ponuro, niemalże w tej samej chwili.
-Ej no! Co
się stało!?
-Jess
przedawkowała i leży w szpitalu… I jest mocno pobita.
-Boże… Ale
wyzdrowieje?
-Jest w
ciężkim stanie… Ale stabilnym.
-Dlaczego
nie jesteście u niej!?
-Conor tam
jest, nam kazali wracać…
Lou się
rozpłakała.
-Dlaczego
my tego szybciej nie zauważyliśmy…
-Mała, to
nie nasza wina…- powiedziałam, chociaż sama siebie również obwiniałam.
-Lekarze
opłukali jej organizm, powinno jej się szybko polepszyć.- stwierdził Jack.
-Jakby coś
to dzwońcie!
-Jasne… A
co tam u ciebie?- Lou uśmiechała się przez łzy.
-No ten,
skręciłam nogę, chodzę o kulach, poznałam Maćka Kota, potem pewnie poznam
jeszcze więcej skoczków, a Andreas i reszta mają za chwilę kwalifikacje…
-To czemu
jeszcze nie jesteś na tych kwalifikacjach!? On cię potrzebuje, a Jess nie
zasługuje o to żeby się o nią martwić…- mruknął Jack.
-Czemu tak
mówisz?- zapytała Lou, czułam że za chwilę wybuchnie kolejna kłótnia między
nimi, a tego nie chciałam.
-Ej! Nawet
się nie zapytacie, jak sobie nogę skręciłam!
No to się
zapytali. Gdy opowiedziałam, Jack płakał, ale ze śmiechu. Ciekawe jak on by
skoczył!
-Idź do
Welliego!- rozkazała mi Lou.
-Właśnie,
słuchaj się mojej dziewczyny! – krzyknął Jack.- Conor napisał, że jest coraz
lepiej z tamtą. Nie ma się co przejmować. Baw się dobrze, połamańcu!
-Dzięki! –
pożegnałam się z nimi i zamknęłam laptopa.
Ciekawe czy
będę potrafiła chodzić o tych kulach…
Wzięłam je
do rąk, oparłam się o nie i wstałam. Potem jakoś pokuśtykałam po schodach na
dół. Później to już była pestka!
Udało mi
się jakoś dojść na skocznię, przedrzeć przez tłumy fanów skoków narciarskich i
usiąść w miejscu przy samej barierce. Właśnie skakał Kraus. Wylądował i jechał
na nartach w moim kierunku.
-Heeeeeej!
– krzyknęłam, wątpiłam w to, że mnie usłyszy. Ludzie tak głośno krzyczeli.
Ale chyba
mnie usłyszał. Kiwnął ręką w prawo. Chyba miałam tam pójść… Szkoda, że nie za
dobrze radziłam sobie jeszcze z kulami i pomysł z przechodzeniem przez ten tłum
ludzi, wcale mi się nie podobał.
Szłam do
Krausa bardzo, bardzo długo. Ale dałam radę. Ten zagadał coś do ochroniarza i
przeszłam do niego już bezproblemowo. Chłopak postawił mi coś w stylu małej
ławki przy przejściu, przez które przechodzili skoczkowie. Do tego miałam
wspaniały widok na skocznię.
Siedziałam
i przybijałam piątki z kolejnymi skoczkami, gdy z głośników usłyszałam nazwisko
Andreas Wellinger! Moja radość, taka nieograniczona! Zaczęłam piszczeć i drzeć
coś w stylu: Wellinger wygra! Potem się ogarnęłam, bo to przecież tylko
kwalifikacje…
-Welli na
prezydenta!- krzyknęłam, gdy Andreas przechodził koło mnie.
-Alex! Nie
poznałem ciebie w tym kapturze!
-Zimno mi…
-Czekaj.
Po chwili
dostałam jego bluzę.
-Dziękuujee!
Jak ci poszło? Bo ja się na tym nie znam.
-Jestem
najlepszy. Ale jeszcze kilka osób po mnie będzie skakać…
-Niech cię
wyściskam, ty mój mistrzu!
Chyba
udzieliło mi się od babci… Welli nie do końca mnie rozumiał, ale z wielką
chęcią się do mnie przytulił. Następnie usiadł koło mnie na mojej ławeczce i
obserwował skoki innych.
-Freund też
chyba dobrze skoczył…
-No ba!
Pewnie też nie wie, że ty tu…
-Kiedy
będzie ten wasz konkurs drużynowy?
-Jutro.
-Co teraz
robimy?
-Nie jesteś
zmęczona?
-Przeszło
mi.
Poszliśmy
szukać Krausa, który właśnie rozmawiał z trenerem. Gdy skończyli rozmowę
przyszedł smutny.
-Co jest?-
zapytałam i objęłam jedną ręką.
-Nie skaczę
w konkursie. Za słabo skoczyłem.
-O nie! Bez
ciebie to na 100% przegrają!
W przerwie
pomiędzy skokami poszliśmy pospacerować, potem zjedliśmy późny obiadek i resztę
czasu spędziliśmy na graniu na konsoli w hotelu w jakieś wyścigówki i fife.
Byłam w tym dobra, w końcu Conor i Jack też grali w to na okrągło.
Następnego
dnia po południu, miał odbyć się konkurs drużynowy. Poszliśmy znów na skocznię.
Chłopcy posadzili mnie na mojej ławeczce, którą zdążyłam pokochać. Wczoraj tylu
przystojniaków przybiło mi piątkę! Do
tego teraz siedział ze mną, na niej Mari. Mój kochany Marinus! Jak można go nie
kochać??? Dalej nie wierzę w to, że przyjaźnię się z kimś takim jak on i Andi!
-Młoda.-
miał taki ton, jakby zaraz miał zadać pytanie w sprawie życia lub śmierci.
-Czego?
-Czemu tak
mocno trzymasz kciuki za Kota, zostaw trochę siły za naszych! Freitagowi mało
kibicowałaś…
-Weź nie
marudź, co! Ciebie nie ma, to muszę
komuś innemu za ciebie kibicować! Grunt aby liczba się zgadzała!
-On ci się
spodobał, co?
-Nie no…
-No mi
możesz powiedzieć, ja nie Welli, nie podkochuję się w tobie.
Dostał
łokciem w bok, ale lekko, bardzo lekko.
-No,
przystojny jest… I ten jego uśmiech! Ach…
-A Welli?
-Co Welli?
-Welli jest
przystojny?
-OMG jakie
pytania... Weź się ogarnij i daj mi się skupić!
Nieco
później skakał Wank, później Andreas i Freund. Z tego co powiedział Kraus, ich
skoki nie były złe, ale ‘niczego nie urywało’… Kilka minut przerwy, w którą
wliczała się długa rozmowa z trenerem, a potem chwilowa ze mną, i chłopcy znów
skakali.
Ostatecznie
zajęli chyba najgorsze z możliwych miejsc, a mianowicie czwarte. Miejsce dobre,
ale poza podium… Pierwsze za to zdobyła polska reprezentacja. Wiedziałam, że
muszę pogratulować Maćkowi…
Poszliśmy
do hotelu. Było już późno, a opijać też raczej nie było czego…
Następny
dzień był bardziej luźny. Wstaliśmy przed 12. Potem Sevcio sobie czytał, Wank
grał z Fraitagem, a ja, Welli i Kraus poszliśmy na plac, na którym wczoraj
graliśmy w siatkę. Chłopaki wzięli piłkę i zawiesili siatkę. Ja usiadłam z boku
i kibicowałam. Problem był, że grali jeden na jednego i nie miałam pojęcia komu
kibicować!
Jak na
razie wygrywał Andreas. Chłopak był wyższy i łatwiej było mu odbierać piłki.
Raz tak zaserwował, że trafił prosto w krocze Krausa… Chyba nie muszę mówić,
jak mocno serwuje Welli? Mari tylko skulił się i zaczął piszczeć, a my
zaczęliśmy się śmiać. Potem Andi pomógł biedakowi wstać i grali dalej,
aczkolwiek Mari jakoś bardziej chronił pewne miejsce…
Potem
zobaczyłam, że zbliża się do nas Kot z jakimś innym facetem.
-Heej.-
pomógł mi wstać, bo mi samej to jakoś nie wychodziło. Może dlatego, że
siedziałam za nisko.
-Cześć.
Piotrek, to jest Oleńka, a to jest Piotrek.
-Jaka
Oleńka, przecież to Alex.- Mari był jednak naprawdę ciężko kapujący.
Andi i
Marinus przywitali się z Maćkiem i Piotrkiem i zaproponowali grę Niemcy kontra
Polska. Piotrek Żyła co chwila gadał coś bezsensownego, tak jak opowiadanie mi
o japońskich kiblach. Chłopcy też o tym zaczęli opowiadać i wymieniali się
wspomnieniami. Następnie razem coś
zjedliśmy. Przy jedzeniu również towarzyszyła nam miła atmosfera.
Potem, gdy
Niemcy mieli spotkanie z trenerem, ja czekałam na nich z Piotrkiem i Maćkiem.
-Gratuję
pierwszego miejsca!
Pogadaliśmy
dłuższą chwilę, potem, gdy wrócił Welli z Krausem, dograli mecz i wszyscy
poszli się przebrać i przygotować na indywidualny konkurs.
-Mari…
-Co,
Oleńka?
-Walnę cię
za tą Oleńkę… No, ale wracając do tematu. Wczoraj Niemcy zajęli tylko czwarte
miejsce, bo ty nie skakałeś. Więc dziś możesz wygrać cały konkurs!
-Powodzenia
życzę!- prychnął Wank i gdzieś sobie poszedł.
-Ten jak
zawsze miły… Ale do mnie się nie czepia!
-Wiesz co,
dziś sobie odpuszczę. Wczoraj mnie nie chcieli, to co będę się wysilał!
-No jasne!-
powiedziałam sarkastycznie.
A co do
Wanka. Lubiłam go i on wcale nie był taki wredny.. Miał te swoje głupie tekściki,
ale był naprawdę bardzo fajny! Trochę jak Jack…
Właśnie,
ciekawe co z Jess… - ale ten problem szybko wyleciał mi z głowy.
Z
przemyśleń szybko wyrwało mnie to, że Kraus nie przeszedł do drugiej serii, a
Wellinger był 5!
W drugiej
serii skoki były jeszcze lepsze! Gdy miał skakać Welli udało mi się wstać i
podejść bliżej do bramek.
-Andi!
Andi!- krzyczałam z fankami.
Gdy chłopak
już lądował, przewrócił się! Jak ten idiota mnie przestraszył! Na szczęście sam
wstał, a gdy nasi fizjoterapeuci zobaczyli jego kostkę, stwierdzili, że nic mu
się nie stało.
-Jesteś
głupkiem…- mruknęłam do niego, gdy tylko do mnie przyszedł.
-Czemu?-
zrobił smutną minkę.
-Wiesz jak
mnie przestraszyłeś!?
-A wiesz
jak ty mnie przestraszyłaś, jak się wywaliłaś?
-No, ale ta
skocznia jest kilka razy większa od tamtej!
Podsumowując
Wellinger przez to, że się wywalił był tylko trzeci, Piotrek był drugi. A
pierwszy był Peter Prevc, którego nie miałam zaszczytu poznać. Sevcio był 10, choć przyznam, że się na nim
zawiodłam. Wank 12- też się nie popisał… A Fraitag był zaledwie 15. [1]
Wank
podbiegł do Wellingera i niespodziewanie wziął go na barana. Biegał z nim w
kółko i darł się.
-No to dziś
świętujemy, młody!
-No,
najpierw jeszcze dekoracja!
Na
dekoracji Piotrek i Andi dostali bardzo fajnie misie! Piotrek powiedział, że są
to Gustawy, więc tak zostało. W końcu i tak Andreas podarował mi go… Szczerze
mówiąc, nie narzekam na dzisiejszy dzień! Jeszcze trzeba pojechać do babci,
żeby się pożegnać. A jutro rano wracamy do Niemiec!
[1] Miejsca,
które uzyskali poszczególni skoczkowie wzięłam z prawdziwego konkursu w Wiśle
podczas LGP, które odbyło się 26.07.2014 roku. =)
I co podoba się? Warto było troche poczekać? :) Teraz to ja czekam na wasze opinię :) Do napisania :3 Paaaa
I co podoba się? Warto było troche poczekać? :) Teraz to ja czekam na wasze opinię :) Do napisania :3 Paaaa
Świetny imagin c;
OdpowiedzUsuńdziękuje (:
Usuń