czwartek, 18 września 2014

Rozdział 10:

-Co jest?- zapytałam, gdy tylko zobaczyłam dziewczynę.
Znałam ją na tyle dobrze, żeby zauważyć, że coś jest nie tak. Mimo, że to ona była tą najbardziej pozytywną w naszej paczce, to nawet ona miewała problemy… Może się z Jackiem pokłóciła!? Ja tam bym się nim nie przejmowała… Do jutra mu przejdzie…
-Coś niedobrego dzieje się z Jess. Jack mówi, że wiedział, że prędzej czy później ona nas oleje, no ale mi się nie chce w to wierzyć. Przecież ona taka nie jest!
-No, ale co ona zrobiła?- niczego nie rozumiałam, a Lou była cała roztrzęsiona.
-A Conor mówi, że to przez to, że straciła ciebie, no i w pewnym sensie mnie. No i ja bym bardziej chciała wierzyć w jego wersje… Ale Jacka argumenty są takie przekonujące! Co jak ona nie będzie się ze mną przyjaźnić, a ciebie nie ma w Anglii!? Z kim ja się będę przyjaźnić.
-Masz braci Maynard i całe liceum znajomych… A teraz spokojnie opowiesz mi, co się dzieje z Jess.- mówiłam powoli i zrozumiale.
-Dobra.- wzięła głęboki oddech.- Powiedziała mi dziś, że nie chce się ze mną przyjaźnić.
-Tak ci powiedziała?- jakoś nie mogłam w to również uwierzyć. Prawda, Jessica miała te swoje humorki, no ale żeby takie coś!?
-No mi też ciężko w to uwierzyć. Dzwoniłam do niej, a ona nie odbiera od wczoraj! Martwiłam się o nią, że coś jej się stało. Więc do niej poszłam, a ona że niech mnie nie interesuje co ona robi i że nie odbiera, bo już nie chce ze mną trzymać, że ma ciebie, mnie i tego mojego Jacka w dupie. Tak powiedziała.
-A Conor? Próbował do niej zadzwonić?
-Nooo… Bo poszłam się wyżalić Jackowi, i on coś, że w końcu pokazała jaka jest naprawdę. W ogóle go nie rozumiałam i się z nim pokłóciłam, to poszłam zapłakana do Conora. To on do niej dzwonił… Ale też nie odbiera…
-Spokojnie. Przejdzie jej…
-A jak Jack ma racje?- głos się jej załamywał.
-A co mówi Jack?
-Że ona się z tobą przyjaźniła, bo Conor. –dziewczyna dalej mówiła bez sensu.
-Co Conor?
-Załatwiłaś jej wejściówki, darmowe wypady… Conor wszystko załatwiał! A jak ciebie nie ma, to Conor nigdzie jej nie będzie brał.. Już prędzej mnie… No i jeszcze mówi, że on się jej podobał… Nie no, to bez sensu!
-Zadzwonię do niej.
-Nie. Nie dzwoń. Nie dziś. Może za jakiś czas? Nie wiem… Conor kazał ją na razie zostawić…
-Jesteś u siebie w domu?
-No.
-Myślałam, że teraz ciągle jesteś u Jacka.
-No przecież się z nim pokłóciłam!
-O Jess? Nie warto! Weź się z nim pogódź!
-Pomyślę. Zadzwonisz do niego?
-Zadzwonię… Zawsze wszystko ja muszę naprawiać…
-Teraz wiesz jak Conor musiał się czuć przez tyle lat.
No to teraz dzwonimy do Jacka. Nie było go na skype, ale Conor był.
-Heej!- wyszczerzyłam zęby do kamerki, na co Conor się roześmiał. -No co?
-Masz coś pomiędzy zębami…- stwierdził. Rozłączyłam się, wyjęłam kawałek sałatki z zębów i zadzwoniłam jeszcze raz.
-Heej!- powtórzyłam.
-No, teraz jest ok.
-Jest Jack?
-A co stęskniłaś się?
-Jess… Lou…- jęknęłam.
-Aaa… Nie chciałem mówić Lou, ale ja ją dziś widziałem…
-J… jak to? Gdzie? Kiedy?- skoro nie mówił Lou, coś musiało się dziać. Przecież on się przyjaźni z Lou, tak jak i ze mną! Jest dla niego prawie jak siostra! Jess to co innego, zawsze trzymał ją na pewną odległość, przyjaźnił się z nią tylko i wyłącznie ze względu na mnie…
-Była z jakimś chłopakiem.
-No i? Ale gdzie była? - wyciągnąć coś z niego, to nie lada sztuka…
-Za koszami.- jęknął.
-Teraz to ja niczego nie ogarniam…
-Paliła szluga.
-Jess? Ta Jess, która była temu od zawsze przeciwna?
-Wydaje mi się, że była pijana, albo na haju. Nie wiem. Jak mnie zobaczyła to zaczęła coś krzyczeć, że mam ją w dupie. Myślałem, że źle znosi twój wyjazd, no ale teraz to mi się nie wydaje…
-Kurde…
-Potem do mnie podeszła i powiedziała, żebym przekazał Lou i tobie, że jak do niej zadzwonicie, to za siebie nie ręczy.- milczałam. Jak w ciągu 2 dni wszystko mogło się tak zmienić?
-Dopiero co tu przyjechałam, a tam już dzieją się takie rzeczy… Co będzie dalej!?
-Ja już od dłuższego czasu widziałem, że coś się z nią dzieje… Ona jest dobrą aktorką… A z tym chłopakiem to wiedziałem ją już tyle razy! Pamiętasz, mówiłem ci!?
-No… Masakra jakaś… Musisz o wszystkim powiedzieć Lou… Ona się tak o nią martwi… Ona jest taka dobra…
-No dobra. Jutro na spokojnie jej wszystko powiem.
-Może niech pójdzie do jej rodziców czy coś?- w innym wypadku nie kazałabym nikomu kablować na moją przyjaciółkę, ale naprawdę działo się z nią coś niedobrego…- A Jacka mi dasz?- zmieniłam temat.
-No jasne. Jeszcze jedne pytanie.- uśmiechnął się tajemniczo.- Co tam u Andreasa?
-No eeej…- roześmiałam się na wspomnienie dzisiejszego dnia.- Chyba mam dwóch nowych przyjaciół.
-Andreas i ?
-Marinus. Oni razem są genialni!  Marinus taki szalony jak Jack, i podobny trochę do Eda, taki rudy.. – roześmiałam się ponownie.
-Ideał?- zapytał, ale po chwili zrozumiał swój błąd.- Nikt z charakterem Jacka nie jest ideałem.
Znów udało mu się mnie rozśmieszyć i za to go uwielbiam!
-Jack!- zawołał.
-Czego? – yhyy Jack znów nie w humorze… Dziś to przynajmniej znałam przyczynę jego złego nastroju.
-Alex dzwoni…
-Ooo!
Nie pamiętam kiedy się tak bardzo cieszył słysząc moje imię.
-No cześć.
-Gadałaś z Lou?
-Co za pytanie! Kurde, co ty myślisz, że jestem jak Jess i mam wszystko, i wszystkich w dupie?
-No… Myślałem, że to ty jesteś ta zła. A tu takie zaskoczenie!
-Ach no dzięki, wiesz?... Kurde, takie komplementy dostawać…
-No. Ale od zawsze też wiedziałem, że nigdy nie polubię Jess.
-Czemu?
-Bo jest wredna. I nawet ciebie sobie wokół palca owinęła… A ciebie nie da się tak szybko sobie podporządkować! To ty umiesz innych ogłupiać. Szukałaś tu sobie przyjaciółki na siłę, byłaś więc teoretycznie łatwym celem.
-Jakie pocieszenie…
-Tylko teraz nie szukaj przyjaciół na siłę! Znów wpadniesz w złe towarzystwo.
-Dlaczego Jess miałaby to niby robić?
-Jesteś jeszcze taka głupiutka..
-A ty taki milutki… Co ta Lou w tobie widzi!?
-Właśnie. Powiedz jej, żeby się ze mną pogodziła.
-No chyba cię mega mocno pogięło! Sam nie możesz jej tego powiedzieć? Taki wygadany, a tu…
-Dla Wellingera też jesteś taka wredna?
-Nie.
-Ooo… ty się serio zakochałaś! Uważaj, żeby nie był jak Jess.
-Odczep się od Jess. Myślałam, że dziś się nie pokłócimy…
-Dobra, przepraszam.
Aż się udławiłam. Czy Jack mnie przeprosił!? No, no… Uśmiechnęłam się tylko z satysfakcją.
-Co się ciszysz?
-Nie no… nic.
-Pamiętasz jak na lotnisku, my czekaliśmy aż polecisz, a Jessica szybko sobie poszła?
-A ty znowu o tym… Może jej się gdzieś śpieszyło?
-Lou wyła przez pół dnia…
-Nie każdy jest tak wspaniały, jak Lou!
-No… Jess to na pewno nie jest wspaniała… Zawsze się do mnie czepiała, a samej siebie nie widziała. A mówił ci Conor, gdzie i z kim ją widział?
-Mówił.
-A ja ci zawsze mówiłem, że co? Że Jess to nie jest dobra koleżanka dla ciebie…
-Dobra, weź. Ja kończę, jestem wykończona. Cześć.
Położyłam się na swoim łóżku, nie było ono tak wygodne, jak te w Londynie, ale nie było złe. Musiałam tylko skołować sobie gwiazdki na sufit i będzie dobrze. Ściany mam koloru niebieskiego… Dobrze, że Marinus nie był w moim pokoju, bo by powiedział, że są one pod kolor do moich włosów… Jednak szybko moje myśli pobiegły do Jess…
Czemu nie zauważyłam, że dzieję się z nią coś niedobrego!?
Nagle przypomniało mi się, że gdy byliśmy u Lou, ktoś zadzwonił do Jessicy, a ona powiedziała, że to mama. Była podenerwowana…. Ale ja słyszałam męski głos… Nie wiem o czym mówił, ale to na pewno był jakiś facet… Może to ten, którego widział dziś z nią Conor…
Drzwi do mojego pokoju lekko zaskrzypiały i otworzyły się.
-Mogę?- to był tata.
-Jasne.
-Jesteś jakaś smutna. Co się stało?
-Tak bardzo tęsknię za Londynem…
-Znowu to samo? Przecież masz już tu przyjaciół, podoba ci się tu.
-Nie znam niemieckiego i się ze mnie śmieją…- mruknęłam.- Ale tu nie chodzi o mnie, nawet nie chodzi o Niemcy… Po prostu, tam w Anglii dzieją się teraz dziwne rzeczy, a mnie tam nie ma!
-Jakie dziwne rzeczy?
-No…- zastanawiałam się, czy mu w ogóle o tym mówić. Ale skoro miałam z nimi mieszkać, musiałam się z nimi jakoś dogadywać, chciałabym mieć tu życie i trochę wolności! A bez zaufania byłoby o to trudno… - Bo coś dziwnego dzieje się z Jess. Nie wiem jeszcze co… Czuję się winna, że to wszystko moja wina, bo nie zauważyłam tego wszystkiego wcześniej i z nią o tym nie pogadałam… A teraz co? Nawet nie mam jak się z nią skontaktować….
-Jeżeli będziesz się dobrze zachowywać… Miałem o tym ci nie mówić, ale to na pewno poprawi ci to humor!- tata puścił do mnie oczko.
-Kiedy będę mogła do nich pojechać!?
-Pod koniec wakacji.
-Kocham cię!- przytuliłam się do niego mocno.
-A teraz idź już spać i nie zamartwiaj się. To nie jest twoja wina.
-Dzięki tato.- powiedziałam, gdy wychodził z mojego pokoju.
-Mam jeszcze pytanie, jutro znów spotykasz się z chłopakami?
-Chyba z Andreasem, bo Marinusa nie będzie.
-Aha… Dobrze… To dobranoc.

Uśmiechnęłam się do niego, a potem poszłam przebrać się w swoje piżamki. Były różowe w owieczki. Dostałam je na urodziny od Lou…
Sprawa pierwsza :) Szukam kogoś do pomocy na swoim drugim blogu, więcej informacji znajdziecie tu: KLIK
No i zapraszam do zapoznania się z tym blogiem KLIK Polecam :) 

1 komentarz: