-Co jest?-
zapytałam, gdy tylko zobaczyłam dziewczynę.
Znałam ją
na tyle dobrze, żeby zauważyć, że coś jest nie tak. Mimo, że to ona była tą
najbardziej pozytywną w naszej paczce, to nawet ona miewała problemy… Może się
z Jackiem pokłóciła!? Ja tam bym się nim nie przejmowała… Do jutra mu
przejdzie…
-Coś
niedobrego dzieje się z Jess. Jack mówi, że wiedział, że prędzej czy później
ona nas oleje, no ale mi się nie chce w to wierzyć. Przecież ona taka nie jest!
-No, ale co
ona zrobiła?- niczego nie rozumiałam, a Lou była cała roztrzęsiona.
-A Conor
mówi, że to przez to, że straciła ciebie, no i w pewnym sensie mnie. No i ja
bym bardziej chciała wierzyć w jego wersje… Ale Jacka argumenty są takie
przekonujące! Co jak ona nie będzie się ze mną przyjaźnić, a ciebie nie ma w
Anglii!? Z kim ja się będę przyjaźnić.
-Masz braci
Maynard i całe liceum znajomych… A teraz spokojnie opowiesz mi, co się dzieje z
Jess.- mówiłam powoli i zrozumiale.
-Dobra.-
wzięła głęboki oddech.- Powiedziała mi dziś, że nie chce się ze mną przyjaźnić.
-Tak ci
powiedziała?- jakoś nie mogłam w to również uwierzyć. Prawda, Jessica miała te
swoje humorki, no ale żeby takie coś!?
-No mi też
ciężko w to uwierzyć. Dzwoniłam do niej, a ona nie odbiera od wczoraj!
Martwiłam się o nią, że coś jej się stało. Więc do niej poszłam, a ona że niech
mnie nie interesuje co ona robi i że nie odbiera, bo już nie chce ze mną
trzymać, że ma ciebie, mnie i tego mojego Jacka w dupie. Tak powiedziała.
-A Conor?
Próbował do niej zadzwonić?
-Nooo… Bo
poszłam się wyżalić Jackowi, i on coś, że w końcu pokazała jaka jest naprawdę.
W ogóle go nie rozumiałam i się z nim pokłóciłam, to poszłam zapłakana do
Conora. To on do niej dzwonił… Ale też nie odbiera…
-Spokojnie.
Przejdzie jej…
-A jak Jack
ma racje?- głos się jej załamywał.
-A co mówi
Jack?
-Że ona się
z tobą przyjaźniła, bo Conor. –dziewczyna dalej mówiła bez sensu.
-Co Conor?
-Załatwiłaś
jej wejściówki, darmowe wypady… Conor wszystko załatwiał! A jak ciebie nie ma,
to Conor nigdzie jej nie będzie brał.. Już prędzej mnie… No i jeszcze mówi, że
on się jej podobał… Nie no, to bez sensu!
-Zadzwonię
do niej.
-Nie. Nie
dzwoń. Nie dziś. Może za jakiś czas? Nie wiem… Conor kazał ją na razie
zostawić…
-Jesteś u
siebie w domu?
-No.
-Myślałam,
że teraz ciągle jesteś u Jacka.
-No
przecież się z nim pokłóciłam!
-O Jess?
Nie warto! Weź się z nim pogódź!
-Pomyślę.
Zadzwonisz do niego?
-Zadzwonię…
Zawsze wszystko ja muszę naprawiać…
-Teraz
wiesz jak Conor musiał się czuć przez tyle lat.
No to teraz
dzwonimy do Jacka. Nie było go na skype, ale Conor był.
-Heej!-
wyszczerzyłam zęby do kamerki, na co Conor się roześmiał. -No co?
-Masz coś
pomiędzy zębami…- stwierdził. Rozłączyłam się, wyjęłam kawałek sałatki z zębów
i zadzwoniłam jeszcze raz.
-Heej!-
powtórzyłam.
-No, teraz
jest ok.
-Jest Jack?
-A co
stęskniłaś się?
-Jess…
Lou…- jęknęłam.
-Aaa… Nie
chciałem mówić Lou, ale ja ją dziś widziałem…
-J… jak to?
Gdzie? Kiedy?- skoro nie mówił Lou, coś musiało się dziać. Przecież on się
przyjaźni z Lou, tak jak i ze mną! Jest dla niego prawie jak siostra! Jess to
co innego, zawsze trzymał ją na pewną odległość, przyjaźnił się z nią tylko i
wyłącznie ze względu na mnie…
-Była z
jakimś chłopakiem.
-No i? Ale
gdzie była? - wyciągnąć coś z niego, to nie lada sztuka…
-Za
koszami.- jęknął.
-Teraz to
ja niczego nie ogarniam…
-Paliła
szluga.
-Jess? Ta
Jess, która była temu od zawsze przeciwna?
-Wydaje mi
się, że była pijana, albo na haju. Nie wiem. Jak mnie zobaczyła to zaczęła coś
krzyczeć, że mam ją w dupie. Myślałem, że źle znosi twój wyjazd, no ale teraz
to mi się nie wydaje…
-Kurde…
-Potem do
mnie podeszła i powiedziała, żebym przekazał Lou i tobie, że jak do niej
zadzwonicie, to za siebie nie ręczy.- milczałam. Jak w ciągu 2 dni wszystko
mogło się tak zmienić?
-Dopiero co
tu przyjechałam, a tam już dzieją się takie rzeczy… Co będzie dalej!?
-Ja już od
dłuższego czasu widziałem, że coś się z nią dzieje… Ona jest dobrą aktorką… A z
tym chłopakiem to wiedziałem ją już tyle razy! Pamiętasz, mówiłem ci!?
-No…
Masakra jakaś… Musisz o wszystkim powiedzieć Lou… Ona się tak o nią martwi… Ona
jest taka dobra…
-No dobra.
Jutro na spokojnie jej wszystko powiem.
-Może niech
pójdzie do jej rodziców czy coś?- w innym wypadku nie kazałabym nikomu kablować
na moją przyjaciółkę, ale naprawdę działo się z nią coś niedobrego…- A Jacka mi
dasz?- zmieniłam temat.
-No jasne.
Jeszcze jedne pytanie.- uśmiechnął się tajemniczo.- Co tam u Andreasa?
-No eeej…-
roześmiałam się na wspomnienie dzisiejszego dnia.- Chyba mam dwóch nowych
przyjaciół.
-Andreas i
?
-Marinus.
Oni razem są genialni! Marinus taki
szalony jak Jack, i podobny trochę do Eda, taki rudy.. – roześmiałam się
ponownie.
-Ideał?-
zapytał, ale po chwili zrozumiał swój błąd.- Nikt z charakterem Jacka nie jest
ideałem.
Znów udało
mu się mnie rozśmieszyć i za to go uwielbiam!
-Jack!-
zawołał.
-Czego? –
yhyy Jack znów nie w humorze… Dziś to przynajmniej znałam przyczynę jego złego
nastroju.
-Alex
dzwoni…
-Ooo!
Nie
pamiętam kiedy się tak bardzo cieszył słysząc moje imię.
-No cześć.
-Gadałaś z
Lou?
-Co za
pytanie! Kurde, co ty myślisz, że jestem jak Jess i mam wszystko, i wszystkich
w dupie?
-No…
Myślałem, że to ty jesteś ta zła. A tu takie zaskoczenie!
-Ach no
dzięki, wiesz?... Kurde, takie komplementy dostawać…
-No. Ale od
zawsze też wiedziałem, że nigdy nie polubię Jess.
-Czemu?
-Bo jest
wredna. I nawet ciebie sobie wokół palca owinęła… A ciebie nie da się tak
szybko sobie podporządkować! To ty umiesz innych ogłupiać. Szukałaś tu sobie
przyjaciółki na siłę, byłaś więc teoretycznie łatwym celem.
-Jakie
pocieszenie…
-Tylko
teraz nie szukaj przyjaciół na siłę! Znów wpadniesz w złe towarzystwo.
-Dlaczego
Jess miałaby to niby robić?
-Jesteś
jeszcze taka głupiutka..
-A ty taki
milutki… Co ta Lou w tobie widzi!?
-Właśnie.
Powiedz jej, żeby się ze mną pogodziła.
-No chyba
cię mega mocno pogięło! Sam nie możesz jej tego powiedzieć? Taki wygadany, a
tu…
-Dla Wellingera
też jesteś taka wredna?
-Nie.
-Ooo… ty
się serio zakochałaś! Uważaj, żeby nie był jak Jess.
-Odczep się
od Jess. Myślałam, że dziś się nie pokłócimy…
-Dobra,
przepraszam.
Aż się
udławiłam. Czy Jack mnie przeprosił!? No, no… Uśmiechnęłam się tylko z
satysfakcją.
-Co się
ciszysz?
-Nie no…
nic.
-Pamiętasz
jak na lotnisku, my czekaliśmy aż polecisz, a Jessica szybko sobie poszła?
-A ty znowu
o tym… Może jej się gdzieś śpieszyło?
-Lou wyła
przez pół dnia…
-Nie każdy
jest tak wspaniały, jak Lou!
-No… Jess
to na pewno nie jest wspaniała… Zawsze się do mnie czepiała, a samej siebie nie
widziała. A mówił ci Conor, gdzie i z kim ją widział?
-Mówił.
-A ja ci
zawsze mówiłem, że co? Że Jess to nie jest dobra koleżanka dla ciebie…
-Dobra,
weź. Ja kończę, jestem wykończona. Cześć.
Położyłam
się na swoim łóżku, nie było ono tak wygodne, jak te w Londynie, ale nie było
złe. Musiałam tylko skołować sobie gwiazdki na sufit i będzie dobrze. Ściany
mam koloru niebieskiego… Dobrze, że Marinus nie był w moim pokoju, bo by
powiedział, że są one pod kolor do moich włosów… Jednak szybko moje myśli
pobiegły do Jess…
Czemu nie
zauważyłam, że dzieję się z nią coś niedobrego!?
Nagle
przypomniało mi się, że gdy byliśmy u Lou, ktoś zadzwonił do Jessicy, a ona
powiedziała, że to mama. Była podenerwowana…. Ale ja słyszałam męski głos… Nie
wiem o czym mówił, ale to na pewno był jakiś facet… Może to ten, którego
widział dziś z nią Conor…
Drzwi do
mojego pokoju lekko zaskrzypiały i otworzyły się.
-Mogę?- to
był tata.
-Jasne.
-Jesteś
jakaś smutna. Co się stało?
-Tak bardzo
tęsknię za Londynem…
-Znowu to
samo? Przecież masz już tu przyjaciół, podoba ci się tu.
-Nie znam
niemieckiego i się ze mnie śmieją…- mruknęłam.- Ale tu nie chodzi o mnie, nawet
nie chodzi o Niemcy… Po prostu, tam w Anglii dzieją się teraz dziwne rzeczy, a
mnie tam nie ma!
-Jakie
dziwne rzeczy?
-No…-
zastanawiałam się, czy mu w ogóle o tym mówić. Ale skoro miałam z nimi
mieszkać, musiałam się z nimi jakoś dogadywać, chciałabym mieć tu życie i
trochę wolności! A bez zaufania byłoby o to trudno… - Bo coś dziwnego dzieje
się z Jess. Nie wiem jeszcze co… Czuję się winna, że to wszystko moja wina, bo
nie zauważyłam tego wszystkiego wcześniej i z nią o tym nie pogadałam… A teraz
co? Nawet nie mam jak się z nią skontaktować….
-Jeżeli
będziesz się dobrze zachowywać… Miałem o tym ci nie mówić, ale to na pewno
poprawi ci to humor!- tata puścił do mnie oczko.
-Kiedy będę
mogła do nich pojechać!?
-Pod koniec
wakacji.
-Kocham
cię!- przytuliłam się do niego mocno.
-A teraz
idź już spać i nie zamartwiaj się. To nie jest twoja wina.
-Dzięki
tato.- powiedziałam, gdy wychodził z mojego pokoju.
-Mam
jeszcze pytanie, jutro znów spotykasz się z chłopakami?
-Chyba z
Andreasem, bo Marinusa nie będzie.
-Aha…
Dobrze… To dobranoc.
Uśmiechnęłam
się do niego, a potem poszłam przebrać się w swoje piżamki. Były różowe w
owieczki. Dostałam je na urodziny od Lou…
Sprawa pierwsza :) Szukam kogoś do pomocy na swoim drugim blogu, więcej informacji znajdziecie tu: KLIK
No i zapraszam do zapoznania się z tym blogiem KLIK Polecam :)
Kiedy następna cześć?
OdpowiedzUsuń