Razem z Andim wróciliśmy do Niemiec wcześniej niż to
planowaliśmy. Przez cały weekend nie odchodziłam od jego szpitalnego łóżka. Już
byliśmy oficjalnie parą, choć nawet o tym nie rozmawialiśmy. Myślę, że to było
jasne, po wyznaniach w kartce. Oboje to czuliśmy i tyle wystarczy.
Uśmiechnęłam się do niego po raz kolejny, a on trzymał moją
dłoń w uścisku swojej. Słowa nie były potrzebne. Nasz wzrok spotykał się co
jakiś czas, a wtedy chłopak również szeroko się uśmiechał.
Zadzwonił telefon Welliego. Podałam mu go, dzwonił Marinus,
który przejmował się losem przyjaciela. Z resztą nie tylko on. Jego fanki
pisały na jego stronie internetowej o tym, jak go kochają, że czekają aż wróci,
że życzą mu zdrowia itd. Dlatego Andi co jakiś czas robił sobie zdjęcie i
wklejał tam, by wiedziały, że żyje. Może powinnam być zazdrosna? Z drugiej
strony byłoby to strasznie głupie. Andreas tyle czekał, aż się zdecydowałam,
więc czemu teraz nagle miałabym mu się zdradzić? Ufałam mu i tyle musiało
wystarczyć.
-CO!? – Andreas roześmiał się. Ciekawe co też ten Mari mu
opowiada!
Pewnie znów odstawili jakąś głupią akcje. Wróciłam pamięcią
do tego, co jeszcze trzy dni temu działo się na zawodach. Na przykład jak
uderzyłam Krafta. Trochę jest mi go szkoda, patrząc na to teraz. Skoczkowie,
jak i fani skoków, a może raczej jak wszyscy, którzy to widzieli, mieli z niego
ubaw. Przynajmniej dzięki temu odwróciłam uwagę od Ditharda i jego różowych
prosiaczków! Zawsze są jakieś plusy i minusy podjętych przez nas decyzji.
Teraz często się nad tym zastanawiam. Co by było, gdybym
porozmawiała z Andim przed jego skokiem? Albo gdybym w ogóle tam nie pojechała?
Czy wtedy też przydarzyłby się mu ten wypadek ? Może to wcale nie było związane
ze mną, tylko po prostu Andreas miał pecha? W takim sporcie, jakim są skoki,
takie wypadki są bardzo ściśle powiązane. Wystarczy tylko jeden mały błąd…
-Alex!- blondyn dalej głośno się śmiał. Przyjrzałam się mu
uważnie. Chciałabym, żeby zawsze był taki szczęśliwy. – Myślisz, że twoi
rodzice byliby bardzo źli, gdybyś tak przypadkiem wymieniła te swoje nowe buty?
-Pewnie zależy na co…- rzeczywiście! Zostawiłam swoją torbę
tam i chłopcy mieli ją mi przywieźć. Jak tak dalej pójdzie, to pewnie
sprzedadzą lub wymienią też resztę…
-Na japonki.
-Moje nowiusieńkie buty trekkingowe na japonki!?- zapewne
zrobiłam wielkie oczy.
-Ale trzeba zauważyć, że firmowe i bardzo stylowe.- zauważył
skoczek.
-Ale…
-Ooo i jedna koszulka Alex nie nadaje się do użytku? –
chłopak podniósł jedną brew do góry.- No to ciekawie. Dobra, bo moja dziewczyna
doznała szoku… No nie gadaj! Dobra, cześć. Wpadnij do mnie, jak wrócicie.-
rozłączył się i odłożył komórkę na stolik, który stał obok łóżka.
-Nie mów, że koszulka, którą dostałam od Maćka… - jęknęłam.
-Nie, nie ta… Ta co dostałaś od swojego taty niedawno…-
przeciągnął ręką po swoich włosach, mimo że leżał w szpitalu, były one idealnie
ułożone.
-ANDREAS! – warknęłam, oczekując na wyjaśnienia.
-Opijali brąz Freunda. Starsze pokolenie miało złoto i też
zrobili imprezę. No wiesz, chcieli być lepsi od nas, znaczy naszych. I potem
jakoś tak się stało, Marinus nie pamięta jak, że wymienił się z Kasaim na dwie
flaszki i japonki, za twoje buty. Bo starsi mieli lepsze zaopatrzenie, że tak
to ujmę. Mieli przewagę ilościową, ale na pewno nie jakościową!
-Do rzeczy, a co z koszulką?- choć z drugiej strony to nie
wiem, czy chce wiedzieć…
-Po tej japońskiej wódce Markus puścił na nią pawia…-
chłopak nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Biedna moja koszulka… I po co dla tego Noriakiego, czy jak
on tam się nazywa, moje buty?
-On też się nad tym podobnież zastanawiał, gdy wytrzeźwiał…
-A może mógłby mi je oddać?- zapytałam niepewnie.
-Niezbyt. Kubacki powiedział, że sprzeda je na allegro, bo
dotykały je ręce byłych, aktualnych i przyszłych mistrzów świata.
-Eh nie chce chyba wiedzieć, kto je dotykał…- pokręciłam
głową.
-Chyba ci telefon dzwoni…- był wyciszony i jedynie ekran się
świecił. Odebrałam. Tata czekał na mnie pod szpitalem. No tak, jutro szkoła!
Witaj nudne życie…
-Muszę jechać… Zadzwonisz, jak będziesz miał siłę? –
spojrzałam prosto w te jego błękitne oczy, w których można byłoby się utopić.
-Daj znać, jak będziesz miała czas. Ja mam go teraz nadto.
–przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Pocałowałam go w czoło i
pobiegłam do samochodu rodziców.
Usiadłam obok kierowcy i przyglądałam się miejscom, które
mijaliśmy z dużą prędkością.
-Jesteście razem z Wellingerem?- zapytał nagle, przyciszając
nieco radio, w którym leciała jakaś nieznana mi piosenka po niemiecku.
-Tak jakby. – wzruszyłam ramionami i spojrzałam na ojca.- A
co?
-Chyba musimy odbyć TO rozmowę, jedną z tych
najtrudniejszych, które rodzic musi przeprowadzić z dzieckiem.
-Oh… Myślę, że już na to trochę za późno.- roześmiałam się.
-Czy ty już…? – zbladł, a jego głos zadrżał.
-Nie! Tato… Po prostu myślę, że w tych sprawach uświadomił
mnie Internet, kumple z liceum i te sprawy. Wiem, jak powstaje dziecko itd. Jak
mama się będzie pytała, to powiedz, że rozmowa poszła dobrze.- uśmiechnęłam się
do niego, a on głośno odetchnął. Byłam pewna, że to mama zmusiła go do tego, bo
sama nie lubiła mówić o uczuciach i intymnych sprawach, jak i ja. Rozumiałam
ją, ale dlaczego kazała rozmawiać o tym ze mną ojcu? Przecież to jasne, że chyba
żadna nastolatka nie otworzyłaby się przed ojcem. A już na pewno ja nie miałam
żadnych powodów, żeby się przed nim otwierać. Oprócz kilku pocałunków ( dość
namiętnych) z różnymi typami w Londynie, nie miałam niczego gorszego na
sumieniu! Bo romantyczne pocałunki z Andim, to w ogóle inna bajka… Na samą myśl
o tym poczułam motylki w brzuchu. Zaczęłam się śmiać, sama nie wiem czemu. Może
przypomniał mi się ten pocałunek z Kraftem? Może chodzi o buty i koszulkę…
Właśnie! Trzeba to jakoś tacie wytłumaczyć…
-Moglibyśmy zajechać do sklepu po buty, bo nie będę miała w
czym iść jutro do szkoły.- oznajmiłam mu.
Nie pytał o nic, chyba dalej był zestresowany rozmową i pewnie rozmyślał
nad tym, jakie sprawozdanie zdać z tej rozmowy żonie.
Zajechaliśmy do galerii i weszliśmy do obuwniczego. Wybrałam
buty, niemalże identyczne do tych straconych, po czym zapłaciliśmy za nie. Tata
stwierdził, że pójdzie do Fast fooda, który się tu znajdował i coś nam zamówi,
bo przecież został nam jeszcze spory kawałek drogi do domu, a ja w tym czasie
mogę połazić po sklepach.
Weszłam do jednej z mniej znanych sieciówek i rozejrzałam
się. A więc tu tata kupował te tandetne koszulki! Zaczęłam szukać dokładnie
takiej samej, jaką dostałam od niego dwa tygodnie temu. Pisało na niej coś,
żeby się nigdy nie poddawać. Była pomarańczowa, a napisy były czarne. Tak, to ta.
Wygrzebałam swój rozmiar i poszłam do kasy, by zapłacić za nią. Dał za nią 20
euro? On chyba nie ma na co wydawać kasy… Dobrze, że zgarnęłam trochę pieniędzy
za te zakłady chłopaków. Akurat pokryły koszty ich zabawy. Schowałam do
torebki, na sam jej spód, by tata nie zauważył. No i problem z głowy! A o buty
może po prostu nie będzie pytał?
Krótki coś wyszedł ten rozdział, ale może kolejny wyjdzie dłuższy :) Tak naprawdę, to poprzedni rozdział miał być ostatnim, mam nawet napisany epilog, ale może trochę go zmienię i będzie idealnym rozdziałem za jakiś czas :D Chyba nie potrafię się rozstać z Alex i resztą :)
Jutro poniedziałek, więc życzę wam powodzenia! Trzymajcie się <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz