sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 19:

Złapałam równowagę i uwolniłam się z uścisku chłopaka, który mnie uratował przed upadkiem. Chyba mnie nie poznał, bo tylko słodko się uśmiechał. Ale ja go dobrze znałam. To był Adam, kochany brat Jess.
-Czego się gapisz.- warknęłam.
-A więc to jednak ty. Cześć.- obrócił się na pięcie i skierował w inną stronę.
-Czekaj! – zatrzymał się na chwilę i spojrzał w moją stronę.- Dziękuje.- uśmiechnęłam się.
-Pasuje ci ten kolor.- odwzajemnił uśmiech i sobie poszedł.
-Co to właściwie miało być?- podszedł do mnie Conor, który nie za bardzo ogarniał co się przed chwilą stało. Ja nie z wyzywałam Adama, ani on mnie. Poza tym on uratował mi życie ( chociaż dam rękę uciąć, że nie wiedział, że to ja. W innym przypadku podstawiłby mi jeszcze nogę… ), a ja mu za to podziękowałam.
-Sama nie wiem. Chyba po raz pierwszy ujrzałam w nim człowieka…- byłam przerażona swoim stwierdzeniem, więc przyśpieszyłam, tym razem mocno trzymając się barierki.
-Więc twój lekarz powiedział, że masz mieć ten gips jeszcze tydzień, ale ty chcesz go zdjąć teraz?- dopiero teraz komiczność i bezsens całej sytuacji do mnie doszły. Przecież mogłam poprosić Jacka, żeby mi coś zrobił z tym gipsem i byłoby po całej sprawie. Co jak co, ale na rozwalaniu i niszczeniu wszystkiego to on się zna!
-Tak. Dokładnie. Nic mnie już nie boli, mogę chodzić normalnie… a raczej mogłabym, gdyby nie ten gips! –odpowiedziałam na pytanie zadane przez lekarza.
-Dobrze. Zdejmiemy go, zrobimy prześwietlenie i zobaczymy co da się zrobić.- uśmiechnął się miło. Zawsze mówiłam, że spoko z niego gość. Szczególnie jak dawał mi zwolnienia z wf…
Poszłam do gabinetu nr 119. Weszłam do środka sama, bo jak stwierdził Conor, jestem już dużą dziewczynką.
Mężczyzna w środku uśmiechnął się do mnie i kazał zająć wskazane miejsce. Usiadłam więc, a on wyjął z szafki jakieś urządzenie. Nie byłam pewna, jak ten sprzęt się nazywa, może jakaś piła czy coś, wiem jedynie, że służy do rozcinania gipsu, a trauma z dzieciństwa niespodziewanie wróciła.
Miałam wtedy gips na ręce. Miałam góra 4 lata. Nie chciałam się go pozbywać, był cały w obrazkach wykonanych przez braci Maynard oraz ich jeszcze malutkiej siostrzyczki Anne, która miała wtedy 2 lata. Wówczas 9 letni jeszcze Conor podbiegł do mnie, wręczył mi swojego misia i powiedział:
-Tylko nie płacz! Zdjęcie gipsu nie boli… chyba.- powiedział niepewnie.
-Jak będziesz chciała, to możemy zrobić, żebyś miała drugi gips.- uśmiechnął się siedmioletni Jack.
A jak się stało, że miałam gips? Chciałam dorównać chłopakom i wdrapać się do nich na drzewo, a że nigdy wysportowana nie byłam, skończyło się upadkiem. Zawsze się z nimi przyjaźniłam. Jak byłam malutka, to Conor z Jackiem się mną „zajmowali”. Na początku byłam taką typową „chłopiarą”, bawiłam się samochodzikami i robotami. Dwa lata po moich narodzinach urodziła się Anne. Wtedy dwuletnia ja postanowiłam zajmować się małą i dopiero wtedy zaczęłam bawić się lalkami. Jednak szybko mi się to znudziło. Anne była mała, nie chodziła, nie mówiła, ciągle tylko spała i jadła, więc wolałam bawić się z jej braćmi, którzy potrafili niestety i chodzić i mówić, nie mówiąc już o nieszczęsnym wspinaniu się na drzewa czy przeklinaniu…
Pojechaliśmy w końcu do szpitala. Nie wiedziałam, jak mi mają zamiar to ściągnąć z tej ręki. Sama próbowałam kilka razy, no ale jakoś tak nie wyszło… Usiadłam z mamą, a lekarz wyjął podobny sprzęcik do tego co teraz. Przestraszyłam się i zaczęłam płakać, no ale byłam wtedy małym dzieckiem! Im ostrze było bliżej, tym ja bardziej się wyrywałam.
-Nie ruszaj rączką.- powiedział spokojnie mężczyzna. Posłuchałam się i gdy tylko ostrze dotknęło mojego gipsu skutecznie kopnęłam mężczyznę w rękę, a na dodatek tak mocno, że ostrze wyrwało się z jego ręki i skaleczyło delikatnie moją rękę, którą trzeba przyznać, że w ogóle nie ruszałam!. Ile było płaczu! Mimo, że było to lekkie draśnięcie, to krew lała się niemiłosiernie! A ja jako dziecko panicznie bałam się widoku krwi. No i dopiero wtedy się zaczęło! Płacz, wyrywanie się. Coś strasznego! Nie pamiętam jak, ale zdjęli mi w końcu ten gips. Na koniec całej afery dostałam nowy samochodzik, taki jakiego chłopaki nie mieli i nigdy już nie dostali! Podziwiali go, a gdy tylko go dotknęli zawsze dostawali po głowie…
Ze wspomnień wyrwał mnie dopiero odgłos tego strasznego urządzenia. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. No przecież Alex się niczego nie boi! No może oprócz skakania z Wankiem. Tego się już boję i więcej nie będę próbować skakać! NIGDY.
-No niech pan to robi szybciej!- pisnęłam  i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, gipsu na mojej nodze już nie było.- Dziękuje.- powiedziałam i chciałam stanąć na swoich nogach. Ta, która została uwolniona z gipsu, była jakaś dziwnie lekka, aż bałam się na niej ustać. Jednak spróbowałam i wszystko było ok, a co najważniejsze nie bolała! Wybiegłam z gabinetu i wtuliłam się w Conora.
-Co, chcesz dostać w nagrodę nowy samochodzik? – roześmiał się, a ja rzuciłam mu groźne spojrzenie.
-Idziemy na prześwietlenie!
Tak szybko szłam, że Conor za mną nie nadążał. W pewnym momencie podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę.
-Twoi rodzice mnie zabiją, że ci na to wszystko pozwoliłem.-jęknął.
-Spoko. Nie powiem przecież, że mnie do tego zmusiłeś czy coś… Jakby co zwalę wszystko na Jacka! No chodź! – pociągnęłam go za sobą, a po chwili byłam już w trakcie prześwietlenia.
Odebrałam płytkę i poszliśmy z powrotem do mojego lekarza.
-Jest dobrze. Kup sobie uciskową opaskę na nogę i chodź ten tydzień jeszcze w niej.- uśmiechnął się do mnie oglądając zdjęcia mojej nogi.- A co ty zrobiłaś, że sobie tą nogę skręciłaś?
-Nie chce pan wiedzieć, długa historia… Moja głupota przeraża.- wyszczerzyłam zęby, a mężczyzna nie dopytywał się już o nic więcej.
-Teraz mogę ci dać bez żadnych zastrzeżeń te zwolnienie z wf, nie to co w tamtym roku…
Pamiętał! Wziął kartkę, wypisał zwolnienie i podał mi je. Najchętniej to bym go wyściskała, ale się powstrzymałam. Podziękowałam więc i wyszliśmy z jego gabinetu.
Zaszliśmy do apteki i Conor kupił mi tą opaskę.
-Wydałem już 60 funtów… - jęknął. – Jack wygrał…
-Ok. On się nie musi dowiedzieć. Oddam ci.
-Dobrze się czujesz? Może jesteś chora albo coś?- zapytał.
-Nie. O ile się założyliście z Jackiem?
-100 funtów.
-Ale z ciebie fraa… ale dobra! A więc 60 funtów z tego pokryje twoje straty, a resztą się ze mną podzielisz.
-Nie. Jednak nie jesteś chora. – uderzyłam go lekko w głowę i pobiegłam do samochodu.
W domu było wyjątkowo cicho. Tylko Jack rozmawiał z kimś przez telefon. Czy on zmienił sobie telefon? Ma taki jak ja… Przecież to MÓJ TELEFON!
-Z kim ty gadasz!? JACK!!- chciałam wyrwać mu swoją komórkę, ale on rozłączył się i uniósł ją w górę. Podskoczyłam, ale dalej byłam za niska. – Ja cię zabije kiedyś! Oddawaj!
-Upss.- upuścił ją, ale na szczęście zdążyłam ją złapać.
-Ja cię zabiję.- weszłam w spis połączeń. On rozmawiał z Andreasem…
-Dobrze się czujesz?- nagle zapytał Jack. Najprawdopodobniej zbladłam i zakręciło mi się w głowie. Usiadłam na kanapie.
-Ja cię zabije! – rzuciłam się po chwili na Jacka, ale ten posadził mnie ponownie na kanapie i sam usiadł obok mnie.
-Spoko. Pogadaliśmy sobie trochę. On myślał, że ty się na niego obraziłaś i że nie chcesz z nim rozmawiać.- powiedział rozbawiony, a Conor oparty o blat kuchenny bacznie się nam przyglądał.
-I co mu powiedziałeś?
-Że chyba go główka boli po ostatnim upadku.- gdybym mogła zabijać wzrokiem, Jack dawno by już nie żył.-Powiedziałem, że ty go kochasz, a że on jest frajerem to ma jeszcze większe szanse u ciebie, bo ty lubisz chyba frajerów, bo jak tak patrzę na ciebie i Con’a, ten Wellinger i Kraus, i ta cała reszta. Nikogo normalnego oprócz mnie i Lou nie znasz…
-Dalej. O czym rozmawialiście dalej!- mało mnie obchodziło to, czy Jack jest normalny czy nie.
-Kazał ci powiedzieć, że skoro uważasz, że on jest skończonym frajerem i dupkiem, to po co robiłaś mu nadzieję i żebyś nie dzwoniła.
-CO!? – znów bym się na niego rzuciła, ale mnie przytrzymał. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wyrwałam mu swoją komórkę i zadzwoniłam do Marinusa, ale on też nie odbierał.

*Kraus*
Mieliśmy kolejny trening. Trener był trochę na mnie wkurzony, ale mu przeszło. Stałem na schodach na szczycie skoczni i czekałem aż Richard odda swój skok. Puścił się belki, zjeżdża, odbija się od progu i ląduje na buli.
-Ale słabo!- krzyknąłem, ale chyba mnie nie usłyszał. Usiadłem na belce i również wykonałem skok.
Odpiąłem narty, wyjąłem wkładki i usiadłem przy Severinie.
-A ty znów żujesz wkładki? Może chcesz moje? – pomachałem mu nimi przed nosem, ale on je odrzucił. Podniosłem więc je i położyłem obok siebie.
-Telefon ci dzwonił, Alex kilka razy i Wellinger. Pozdrów ich.
-Ja ci nie zaglądam do telefonu…
-Trener kazał wyciszyć głos. – usprawiedliwił się, po czym odszedł.
-Haaloo? – zadzwoniłem do Andreasa. Chciałem wiedzieć co odpowiedzieć Alex na pytania, które ją nurtują. Może w przyszłości zostanę psychologiem? Chyba bym się nadawał… Otworzę poradnię małżeńską… Albo..
-Posłuchałem się znowu ciebie i co?  I znów żałuję. Dzwonię do Alex, odbiera ten jej „przyjaciel” o ile to nie jest coś więcej…
-Do rzeczy.- pośpieszyłem go, bo trener zbliżał się w moją stronę. Wyczuwam kłopoty… Dziś to nawet nie mam czasu zgłodnieć!
-No i on do mnie, żebym się zdecydował co czuję do Alex i że on o wszystkim wie.- mówił bardzo szybko i niezrozumiale. Ledwo nadążałem. – Potem powiedział, że Alex uważa mnie za dupka i skończonego frajera! Potem, że dopóki się nie zastanowię to mam do niej nie dzwonić i się od niej odczepić… A czy ja się do niej przyczepiłem!?
-W pewnym sensie mądrze gada… Bo… Jesteś frajerem, nie da się zaprzeczyć...
-Powiedziałem mu, żeby przekazał Alex, że skoro ma o mnie takie zdanie i nawet nie chce odebrać ode mnie telefonu, tylko mu każe, to niech sama spada…
No to zapowiada się ciekawy dzionek…
Uśmiechnąłem się do trenera, powiedziałem co myślę o dzisiejszych skokach i zadzwoniłem tym razem do Alex.
-Dlaczego nie odebrałaś od Andiego, tylko kazałaś komuś innemu?
-Nie kazałam nikomu odbierać! Po prostu zapomniałam telefonu!
-Zadzwoń do Andreasa i mu to wytłumacz.
-Ale on jest głupi.- westchnęła dziewczyna.- Czy on nie widzi, że mi na nim zależy? A Jack jest jeszcze gorszy od niego! Eh… Szkoda słów…
-Zadzwoń do niego.- upierałem się dalej.
-No i co ja mu powiem…- jęknęła. Czy ja mam rozwiązywać od teraz ich każdy problem? Chyba muszę pobierać za to jakąś opłatę.
-Czekaj. Jack. To odebrał Jack? Brat Conora?- roześmiałem się.- Andi myśli, że to Conor i że ty mu kazałaś… I że to mu nie wygląda na przyjaźń, a na coś więcej…
-Ja i Jack? Coś więcej… OMG! – roześmiała się.
*ALEX*
Śmiałam się jak głupi do sera. Serio? Ja i Jack to coś więcej? Dobra, on nie wiedział, że to Jack, a że Conor. No ale ja i Conor? Ten Welli jest taki głupi czy tylko tak udaje? Ciekawe o kogo teraz będzie zazdrosny…
Postanowiłam, że wyśle do niego smsa, będzie łatwiej.
Ja:
„Nie kazałam nikomu od ciebie odbierać… Po prostu zapomniałam komórki…”
Andreas:
„Nie mam czasu pisać. Cześć.”
Jaki on jest uparty!
Ja:
„Wiem, że masz czas. Siedzisz w tym swoim domku i oglądasz durny serial… Jeżeli nie stać cię na normalną rozmowę to trudno. Chcę tylko, żebyś wiedział, że cię nie unikam i nie mam pojęcia o co tobie chodzi. Cześć.”

Nawet nie odpisał! Trudno…
__________________________
Hejka :) Co tam u was jak tam po świętach? Ja w sumie wykończona, dziś też spokoju nie było, a jutro luzik i odpoczywanie przed tv, bo TCS <3 Kamil w końcu wrócił! Musze przyznać, że udała mu się niespodzianka na święta dla fanów. Teraz czekamy tylko, aż Andreas się wykuruje i wróci do skoków :) Ja się już doczekać szczerze nie mogę! Ale zdrowie najważniejsze i tego się trzymajmy :D Komu będziecie jutro kibicować?

A wracając do opowiadania. Dalej mamy tu wakacje, z jednej strony suupeer, bo szkoły nie ma, ale w zimę więcej się dzieję, bo PŚ, TCS i ta cała reszta! Muszę chyba jakoś przyśpieszyć akcję, ale nie wiem, jak i czy mi się uda...

3 komentarze:

  1. Tego to ja się nie spodziewałam;). Zaskoczyłaś mnie ale pozytywnie. U mnie święta powiem szczerze kiepsko. Szkoda że konkurs się nie odbył ale z pogoda nigdy się nie wygra. Kamil zrobił mi chyba największy prezent na te święta i bardzo się ciesze że wrócił. weny i pozdrawiam ;););)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo szkoda :( Tyle czekania i nic, ale trudno :) Jutro trzeba będzie trzeba znów trzymać kciuki za naszych, ale w sumie ja to się nawet cieszę, że odwołali. Zawsze jest jakaś szansa, że jutro Dawid i Marinus lepiej skoczą niż dziś :D Różniej pozdrawiam :)

      Usuń
    2. *również :)
      PS.: No i Kamil nas nie zawiódł :)

      Usuń