Złapałam
równowagę i uwolniłam się z uścisku chłopaka, który mnie uratował przed
upadkiem. Chyba mnie nie poznał, bo tylko słodko się uśmiechał. Ale ja go
dobrze znałam. To był Adam, kochany brat Jess.
-Czego się
gapisz.- warknęłam.
-A więc to
jednak ty. Cześć.- obrócił się na pięcie i skierował w inną stronę.
-Czekaj! –
zatrzymał się na chwilę i spojrzał w moją stronę.- Dziękuje.- uśmiechnęłam się.
-Pasuje ci
ten kolor.- odwzajemnił uśmiech i sobie poszedł.
-Co to
właściwie miało być?- podszedł do mnie Conor, który nie za bardzo ogarniał co
się przed chwilą stało. Ja nie z wyzywałam Adama, ani on mnie. Poza tym on
uratował mi życie ( chociaż dam rękę uciąć, że nie wiedział, że to ja. W innym
przypadku podstawiłby mi jeszcze nogę… ), a ja mu za to podziękowałam.
-Sama nie
wiem. Chyba po raz pierwszy ujrzałam w nim człowieka…- byłam przerażona swoim
stwierdzeniem, więc przyśpieszyłam, tym razem mocno trzymając się barierki.
-Więc twój
lekarz powiedział, że masz mieć ten gips jeszcze tydzień, ale ty chcesz go
zdjąć teraz?- dopiero teraz komiczność i bezsens całej sytuacji do mnie doszły.
Przecież mogłam poprosić Jacka, żeby mi coś zrobił z tym gipsem i byłoby po
całej sprawie. Co jak co, ale na rozwalaniu i niszczeniu wszystkiego to on się
zna!
-Tak.
Dokładnie. Nic mnie już nie boli, mogę chodzić normalnie… a raczej mogłabym,
gdyby nie ten gips! –odpowiedziałam na pytanie zadane przez lekarza.
-Dobrze.
Zdejmiemy go, zrobimy prześwietlenie i zobaczymy co da się zrobić.- uśmiechnął
się miło. Zawsze mówiłam, że spoko z niego gość. Szczególnie jak dawał mi
zwolnienia z wf…
Poszłam do
gabinetu nr 119. Weszłam do środka sama, bo jak stwierdził Conor, jestem już
dużą dziewczynką.
Mężczyzna w
środku uśmiechnął się do mnie i kazał zająć wskazane miejsce. Usiadłam więc, a
on wyjął z szafki jakieś urządzenie. Nie byłam pewna, jak ten sprzęt się
nazywa, może jakaś piła czy coś, wiem jedynie, że służy do rozcinania gipsu, a
trauma z dzieciństwa niespodziewanie wróciła.
Miałam
wtedy gips na ręce. Miałam góra 4 lata. Nie chciałam się go pozbywać, był cały
w obrazkach wykonanych przez braci Maynard oraz ich jeszcze malutkiej
siostrzyczki Anne, która miała wtedy 2 lata. Wówczas 9 letni jeszcze Conor
podbiegł do mnie, wręczył mi swojego misia i powiedział:
-Tylko nie
płacz! Zdjęcie gipsu nie boli… chyba.- powiedział niepewnie.
-Jak będziesz
chciała, to możemy zrobić, żebyś miała drugi gips.- uśmiechnął się siedmioletni
Jack.
A jak się
stało, że miałam gips? Chciałam dorównać chłopakom i wdrapać się do nich na
drzewo, a że nigdy wysportowana nie byłam, skończyło się upadkiem. Zawsze się z
nimi przyjaźniłam. Jak byłam malutka, to Conor z Jackiem się mną „zajmowali”.
Na początku byłam taką typową „chłopiarą”, bawiłam się samochodzikami i
robotami. Dwa lata po moich narodzinach urodziła się Anne. Wtedy dwuletnia ja
postanowiłam zajmować się małą i dopiero wtedy zaczęłam bawić się lalkami.
Jednak szybko mi się to znudziło. Anne była mała, nie chodziła, nie mówiła,
ciągle tylko spała i jadła, więc wolałam bawić się z jej braćmi, którzy
potrafili niestety i chodzić i mówić, nie mówiąc już o nieszczęsnym wspinaniu
się na drzewa czy przeklinaniu…
Pojechaliśmy
w końcu do szpitala. Nie wiedziałam, jak mi mają zamiar to ściągnąć z tej ręki.
Sama próbowałam kilka razy, no ale jakoś tak nie wyszło… Usiadłam z mamą, a
lekarz wyjął podobny sprzęcik do tego co teraz. Przestraszyłam się i zaczęłam
płakać, no ale byłam wtedy małym dzieckiem! Im ostrze było bliżej, tym ja
bardziej się wyrywałam.
-Nie ruszaj
rączką.- powiedział spokojnie mężczyzna. Posłuchałam się i gdy tylko ostrze
dotknęło mojego gipsu skutecznie kopnęłam mężczyznę w rękę, a na dodatek tak
mocno, że ostrze wyrwało się z jego ręki i skaleczyło delikatnie moją rękę,
którą trzeba przyznać, że w ogóle nie ruszałam!. Ile było płaczu! Mimo, że było
to lekkie draśnięcie, to krew lała się niemiłosiernie! A ja jako dziecko
panicznie bałam się widoku krwi. No i dopiero wtedy się zaczęło! Płacz,
wyrywanie się. Coś strasznego! Nie pamiętam jak, ale zdjęli mi w końcu ten gips.
Na koniec całej afery dostałam nowy samochodzik, taki jakiego chłopaki nie
mieli i nigdy już nie dostali! Podziwiali go, a gdy tylko go dotknęli zawsze
dostawali po głowie…
Ze
wspomnień wyrwał mnie dopiero odgłos tego strasznego urządzenia. Wdech. Wydech.
Wdech. Wydech. No przecież Alex się niczego nie boi! No może oprócz skakania z
Wankiem. Tego się już boję i więcej nie będę próbować skakać! NIGDY.
-No niech
pan to robi szybciej!- pisnęłam i
zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, gipsu na mojej nodze już nie było.- Dziękuje.-
powiedziałam i chciałam stanąć na swoich nogach. Ta, która została uwolniona z
gipsu, była jakaś dziwnie lekka, aż bałam się na niej ustać. Jednak spróbowałam
i wszystko było ok, a co najważniejsze nie bolała! Wybiegłam z gabinetu i
wtuliłam się w Conora.
-Co, chcesz
dostać w nagrodę nowy samochodzik? – roześmiał się, a ja rzuciłam mu groźne
spojrzenie.
-Idziemy na
prześwietlenie!
Tak szybko
szłam, że Conor za mną nie nadążał. W pewnym momencie podbiegł do mnie i złapał
mnie za rękę.
-Twoi
rodzice mnie zabiją, że ci na to wszystko pozwoliłem.-jęknął.
-Spoko. Nie
powiem przecież, że mnie do tego zmusiłeś czy coś… Jakby co zwalę wszystko na
Jacka! No chodź! – pociągnęłam go za sobą, a po chwili byłam już w trakcie prześwietlenia.
Odebrałam
płytkę i poszliśmy z powrotem do mojego lekarza.
-Jest
dobrze. Kup sobie uciskową opaskę na nogę i chodź ten tydzień jeszcze w niej.-
uśmiechnął się do mnie oglądając zdjęcia mojej nogi.- A co ty zrobiłaś, że
sobie tą nogę skręciłaś?
-Nie chce
pan wiedzieć, długa historia… Moja głupota przeraża.- wyszczerzyłam zęby, a
mężczyzna nie dopytywał się już o nic więcej.
-Teraz mogę
ci dać bez żadnych zastrzeżeń te zwolnienie z wf, nie to co w tamtym roku…
Pamiętał!
Wziął kartkę, wypisał zwolnienie i podał mi je. Najchętniej to bym go
wyściskała, ale się powstrzymałam. Podziękowałam więc i wyszliśmy z jego
gabinetu.
Zaszliśmy
do apteki i Conor kupił mi tą opaskę.
-Wydałem
już 60 funtów… - jęknął. – Jack wygrał…
-Ok. On się
nie musi dowiedzieć. Oddam ci.
-Dobrze się
czujesz? Może jesteś chora albo coś?- zapytał.
-Nie. O ile
się założyliście z Jackiem?
-100
funtów.
-Ale z
ciebie fraa… ale dobra! A więc 60 funtów z tego pokryje twoje straty, a resztą
się ze mną podzielisz.
-Nie.
Jednak nie jesteś chora. – uderzyłam go lekko w głowę i pobiegłam do samochodu.
W domu było
wyjątkowo cicho. Tylko Jack rozmawiał z kimś przez telefon. Czy on zmienił
sobie telefon? Ma taki jak ja… Przecież to MÓJ TELEFON!
-Z kim ty
gadasz!? JACK!!- chciałam wyrwać mu swoją komórkę, ale on rozłączył się i
uniósł ją w górę. Podskoczyłam, ale dalej byłam za niska. – Ja cię zabije
kiedyś! Oddawaj!
-Upss.-
upuścił ją, ale na szczęście zdążyłam ją złapać.
-Ja cię
zabiję.- weszłam w spis połączeń. On rozmawiał z Andreasem…
-Dobrze się
czujesz?- nagle zapytał Jack. Najprawdopodobniej zbladłam i zakręciło mi się w
głowie. Usiadłam na kanapie.
-Ja cię
zabije! – rzuciłam się po chwili na Jacka, ale ten posadził mnie ponownie na
kanapie i sam usiadł obok mnie.
-Spoko.
Pogadaliśmy sobie trochę. On myślał, że ty się na niego obraziłaś i że nie
chcesz z nim rozmawiać.- powiedział rozbawiony, a Conor oparty o blat kuchenny
bacznie się nam przyglądał.
-I co mu
powiedziałeś?
-Że chyba
go główka boli po ostatnim upadku.- gdybym mogła zabijać wzrokiem, Jack dawno
by już nie żył.-Powiedziałem, że ty go kochasz, a że on jest frajerem to ma jeszcze
większe szanse u ciebie, bo ty lubisz chyba frajerów, bo jak tak patrzę na
ciebie i Con’a, ten Wellinger i Kraus, i ta cała reszta. Nikogo normalnego
oprócz mnie i Lou nie znasz…
-Dalej. O
czym rozmawialiście dalej!- mało mnie obchodziło to, czy Jack jest normalny czy
nie.
-Kazał ci
powiedzieć, że skoro uważasz, że on jest skończonym frajerem i dupkiem, to po
co robiłaś mu nadzieję i żebyś nie dzwoniła.
-CO!? –
znów bym się na niego rzuciła, ale mnie przytrzymał. Wdech. Wydech. Wdech.
Wydech. Wyrwałam mu swoją komórkę i zadzwoniłam do Marinusa, ale on też nie
odbierał.
*Kraus*
Mieliśmy
kolejny trening. Trener był trochę na mnie wkurzony, ale mu przeszło. Stałem na
schodach na szczycie skoczni i czekałem aż Richard odda swój skok. Puścił się
belki, zjeżdża, odbija się od progu i ląduje na buli.
-Ale
słabo!- krzyknąłem, ale chyba mnie nie usłyszał. Usiadłem na belce i również
wykonałem skok.
Odpiąłem
narty, wyjąłem wkładki i usiadłem przy Severinie.
-A ty znów
żujesz wkładki? Może chcesz moje? – pomachałem mu nimi przed nosem, ale on je
odrzucił. Podniosłem więc je i położyłem obok siebie.
-Telefon ci
dzwonił, Alex kilka razy i Wellinger. Pozdrów ich.
-Ja ci nie
zaglądam do telefonu…
-Trener
kazał wyciszyć głos. – usprawiedliwił się, po czym odszedł.
-Haaloo? –
zadzwoniłem do Andreasa. Chciałem wiedzieć co odpowiedzieć Alex na pytania,
które ją nurtują. Może w przyszłości zostanę psychologiem? Chyba bym się
nadawał… Otworzę poradnię małżeńską… Albo..
-Posłuchałem
się znowu ciebie i co? I znów żałuję. Dzwonię
do Alex, odbiera ten jej „przyjaciel” o ile to nie jest coś więcej…
-Do
rzeczy.- pośpieszyłem go, bo trener zbliżał się w moją stronę. Wyczuwam
kłopoty… Dziś to nawet nie mam czasu zgłodnieć!
-No i on do
mnie, żebym się zdecydował co czuję do Alex i że on o wszystkim wie.- mówił
bardzo szybko i niezrozumiale. Ledwo nadążałem. – Potem powiedział, że Alex
uważa mnie za dupka i skończonego frajera! Potem, że dopóki się nie zastanowię
to mam do niej nie dzwonić i się od niej odczepić… A czy ja się do niej
przyczepiłem!?
-W pewnym
sensie mądrze gada… Bo… Jesteś frajerem, nie da się zaprzeczyć...
-Powiedziałem
mu, żeby przekazał Alex, że skoro ma o mnie takie zdanie i nawet nie chce
odebrać ode mnie telefonu, tylko mu każe, to niech sama spada…
No to
zapowiada się ciekawy dzionek…
Uśmiechnąłem
się do trenera, powiedziałem co myślę o dzisiejszych skokach i zadzwoniłem tym
razem do Alex.
-Dlaczego
nie odebrałaś od Andiego, tylko kazałaś komuś innemu?
-Nie
kazałam nikomu odbierać! Po prostu zapomniałam telefonu!
-Zadzwoń do
Andreasa i mu to wytłumacz.
-Ale on
jest głupi.- westchnęła dziewczyna.- Czy on nie widzi, że mi na nim zależy? A
Jack jest jeszcze gorszy od niego! Eh… Szkoda słów…
-Zadzwoń do
niego.- upierałem się dalej.
-No i co ja
mu powiem…- jęknęła. Czy ja mam rozwiązywać od teraz ich każdy problem? Chyba
muszę pobierać za to jakąś opłatę.
-Czekaj.
Jack. To odebrał Jack? Brat Conora?- roześmiałem się.- Andi myśli, że to Conor
i że ty mu kazałaś… I że to mu nie wygląda na przyjaźń, a na coś więcej…
-Ja i Jack?
Coś więcej… OMG! – roześmiała się.
*ALEX*
Śmiałam się
jak głupi do sera. Serio? Ja i Jack to coś więcej? Dobra, on nie wiedział, że
to Jack, a że Conor. No ale ja i Conor? Ten Welli jest taki głupi czy tylko tak
udaje? Ciekawe o kogo teraz będzie zazdrosny…
Postanowiłam,
że wyśle do niego smsa, będzie łatwiej.
Ja:
„Nie kazałam nikomu od ciebie
odbierać… Po prostu zapomniałam komórki…”
Andreas:
„Nie mam czasu pisać. Cześć.”
Jaki on
jest uparty!
Ja:
„Wiem, że masz czas. Siedzisz w tym
swoim domku i oglądasz durny serial… Jeżeli nie stać cię na normalną rozmowę to
trudno. Chcę tylko, żebyś wiedział, że cię nie unikam i nie mam pojęcia o co
tobie chodzi. Cześć.”
Nawet nie
odpisał! Trudno…
__________________________
Hejka :) Co tam u was
jak tam po świętach? Ja w sumie wykończona, dziś też spokoju nie było, a jutro
luzik i odpoczywanie przed tv, bo TCS <3 Kamil w końcu wrócił! Musze
przyznać, że udała mu się niespodzianka na święta dla fanów. Teraz czekamy
tylko, aż Andreas się wykuruje i wróci do skoków :) Ja się już doczekać
szczerze nie mogę! Ale zdrowie najważniejsze i tego się trzymajmy :D Komu będziecie
jutro kibicować?
A wracając do
opowiadania. Dalej mamy tu wakacje, z jednej strony suupeer, bo szkoły nie ma,
ale w zimę więcej się dzieję, bo PŚ, TCS i ta cała reszta! Muszę chyba jakoś
przyśpieszyć akcję, ale nie wiem, jak i czy mi się uda...
Tego to ja się nie spodziewałam;). Zaskoczyłaś mnie ale pozytywnie. U mnie święta powiem szczerze kiepsko. Szkoda że konkurs się nie odbył ale z pogoda nigdy się nie wygra. Kamil zrobił mi chyba największy prezent na te święta i bardzo się ciesze że wrócił. weny i pozdrawiam ;););)
OdpowiedzUsuńNoo szkoda :( Tyle czekania i nic, ale trudno :) Jutro trzeba będzie trzeba znów trzymać kciuki za naszych, ale w sumie ja to się nawet cieszę, że odwołali. Zawsze jest jakaś szansa, że jutro Dawid i Marinus lepiej skoczą niż dziś :D Różniej pozdrawiam :)
Usuń*również :)
UsuńPS.: No i Kamil nas nie zawiódł :)