poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 20:

Tydzień minął bardzo, bardzo szybko. Dziś był ostatni dzień mojego pobytu w Anglii. Przed wyjazdem na lotnisko postanowiłam iść do sklepu z pamiątkami i kupić coś moim przyjaciołom z Niemiec.
Weszłam do środka i zobaczyłam coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała! Naprawdę! Za ladą w sklepie stał Adam. Tak ten Adam – brat Jess.
-Heej.- przywitałam się mimo, że nie miałam na to zbytniej ochoty. Pewnie mi nawet nie odpowie!
-Cześć. – a jednak odpowiedział! I nawet się uśmiechnął! Może jednak ludzie się zmieniają? Może i Wellinger się zmieni?- Pomóc ci czegoś poszukać? – dodał po chwili.
Znaleźliśmy model czerwonego piętrowego autobusu dla Marinusa. Dla Wanka, Severina i Richarda mam po niewielkim Big Benie. Dla trenera Schustera, za to, że przeszkadzam mu często w pracy i za to, że wziął mnie wtedy do Polski kupiłam kubek, na którym na tle brytyjskiej flagi pisało: Ja tutaj rządzę! Ciekawe czy doceni ten jakże trafny wybór… Dla reszty sztabu kupiłam po prostu po pocztówce. Został mi jeszcze Wellinger. Co mu kupić?
-Nad czym się jeszcze zastanawiasz?- zapytał Adam, który był dziś naprawdę miły dla mnie! Może ktoś go podmienił?
-Co byś kupił dla przyjaciela, który jest dla ciebie bardzo ważny i zależy ci na nim, ale on tego chyba nie docenia i zachowuje się jak skończony dupek?
-Skoro jest dupkiem, to nic nie kupuj.- stwierdził i wrócił do pakowania figurek do kartoników z logo sklepu.
-Skup się na pierwszej części zdania. Dla przyjaciela, który jest bardzo ważny. – popatrzyłam na chłopaka, a on wdrapał się na niewielką drabinkę stojącą obok i po chwili trzymał już w rękach duże, pluszowe, czerwone serce z napisem: I need you!
-Popatrz jaki gadżet.- otworzył zamek, a serce otworzyło się. W środku było coś  w stylu pamiętnika.
-Biorę to!
Zapłaciłam 50 funtów. Czyli tyle, ile zaoszczędziłam na fryzjerze i opasce. Byłam jeszcze na plusie, bo Conor oddał mi swoje 20 funtów z wygranego zakładu. To się nazywa biznes!
-Ej. Moglibyśmy pogadać?- zdecydowałam się zapytać o Jessicę. Ostatnio Adam był dla mnie miły, więc grzechem by było tego nie wykorzystać!
-O czym? Przecież rozmawiamy.- wyszczerzył zęby. Przez całe życie się do mnie tyle razy nie uśmiechał co dziś.
-O Jess.- jęknęłam niepewnie.
-Za 5 minut mam przerwę obiadową. Możemy pójść do KFC i pogadać.
-Dzięki. To ja pójdę i coś nam zamówię.
Wyszłam ze sklepiku z pamiątkami i poszłam do KFC, które było po drugiej stronie ulicy.
W środku zbierało się coraz więcej ludzi, w końcu była już przerwa na lunch. Zajęłam miejsce w kolejce, a następnie zamówiłam kubełek skrzydełek. Usiadłam przy stoliku przy samych drzwiach, aby Adam nie musiał mnie szukać w tym tłumie.
Zaczęłam jeść, gdy dołączył do mnie zadyszany Adam.
-Częstuj się.- powiedziałam z pełną buzią.
-Tyle, że ja nie mam za co zapłacić…- chyba mu się głupio zrobiło, bo delikatnie zarumienił się.
-Spoko. Ja już zapłaciłam.- uśmiechnęłam się zachęcająco i przybliżyłam do niego kubełek. –No bierz. – poczęstował się.- Możesz mi powiedzieć, co się tam u was teraz dzieje?
-A co cię to obchodzi?- warknął, ale po chwili złagodniał.- Przepraszam… - zamilkł. Dam rękę uciąć, że co najmniej dwa razy chciał zacząć coś mówić, ale zrezygnował.- To wszystko to wina ojca… Latał za jakąś dwudziestolatką, aż jej dziecko zrobił! Przecież ona jest z mojego wieku! Chodziła ze mną do przedszkola… To chore! Teraz chcą się pobrać… A moja matka przez tyle czasu wiedziała, że on ją zdradza, więc żeby o tym nie myśleć, to zaczęła pić. A teraz ojciec chce rozwodu to w ogóle masakra. Przez to, że matka chla to młoda też nie ma dobrego przykładu. Ojciec popatrzył co się dzieje, to powiedział, że póki matka nie przestanie pić, a Jess nie dojdzie do porządku to on nie będzie nam dawał kasy… Ktoś musi w tym domu zarabiać, więc się zatrudniłem w tym sklepiku… Miałem się uczyć, miałem skończyć studia i wszystko skończyło się na zamiarach… - oczy miał pełne łez. Wstałem więc od stolika, podeszłam do chłopaka i objęłam go. Nie odtrącił mnie, a wręcz przeciwnie. Przyciągnął mnie do siebie, namiętnie pocałował, wstał i zostawił.
Siedziałam tak kilka minut, nie mogąc pojąć tego, co wydarzyło się przed chwilą. Czy on mnie pocałował? A może to tylko wytwór mojej wyobraźni? Jak ja teraz dam te serce Wellingerowi, skoro całowałam się z Adamem? W sumie to on nie pocałował, a ja nie byłam wstanie się obronić… Zaskoczona byłam!
Wzięłam telefon i zadzwoniłam po Lou, która przybyła mi na pomoc kilka minut później.
-Jesz to? – wskazała na kubełek.
-Spoko jedz. Nie jestem w stanie teraz nic przełknąć.- podsunęłam go do niej.
-Blada jesteś. Co się stało?- zapytała.
-Tam…- wskazałam na budynek po przeciwnej stronie ulicy.- Tam pracuje Adam…
-On pracuje jako sprzedawca? No, tego się nie spodziewałam.
-Rozmawiałam z nim…
-Pewnie znów się pokłóciliście?- spojrzała na mnie podejrzanie, ale ja pokręciłam przecząco głową.- Pobiliście?- znów pokręciłam głową.
-Był bardzo miły…- jęknęłam ponownie.
-Gadamy o tym samym Adamie?- pokiwałam głową tym razem twierdząco. – To ja nie rozumiem o co ci chodzi…- poddała się w końcu.
-Bo on mnie pocałował!- wydusiłam to w końcu z siebie.
-CO!?- dziewczyna udławiła się kurczakiem. Zaczęła kaszleć i klepać sama siebie po plecach. Gdy jej przeszło wróciła do tematu.- Jak to, on cię pocałował?
-Booo on był taki miły! Pomyślałam, że musimy porozmawiać o tej Jess i on mówił o sytuacji w ich domu i był taki wzruszony. Nawet miał łzy w oczach! Chciałam go pocieszyć, więc go przytuliłam, a on mnie wtedy pocałował! Rozumiesz! Ten Adam, który mnie nienawidzi od zawsze! Rozumiesz to !?
-A co z Andreasem?
-Właśnie… Ja go chyba kocham… I chyba tylko jego!
-Chyba?
-No dobra. Tylko jego. Do Adama nic nie czuję na pewno! Ale dziwne to było… Pewnie się cieszy, że mnie omotał. Może poszedł z kimś o zakład?
-No nie wiem…
Rozejrzałam się dookoła swojego stolika.
-Zapomniałam pamiątek z tego sklepu!- wydarłam się, ale po chwili ściszyłam głos, bo wszyscy ludzie dziwnie się na mnie spojrzeli.-Pójdziesz do niego i je weźmiesz?
-Ja? Dlaczego ja?- próbowała się bronić.
-Louise… Proszę! Lou…
-Dobra.
Dziewczyna poszła i wróciła z torbą pełną pamiątek kilka minut później. Co ja bym bez niej zrobiła? Wróciłyśmy razem do domu w milczeniu, żadna nie miała pomysłu, jak po tym wszystkim zacząć rozmowę…
***
Pożegnanie z przyjaciółmi odbyło się tym razem szybko i prawie bezboleśnie. Z Lou poszłam na zakupy z tego powodu, z Jackiem się troszeczkę pospierałam, bo przecież on to kocha! No a z Conorem… Z Conorem przegadałam całą noc, w rezultacie właśnie jedziemy spóźnieni na lotnisko.
-Jedź szybciej!- wydarłam się na cały samochód.
-Nie widzisz, że jest czerwone?- zapytał spokojnie.
-JEDŹ! Jak się spóźnię, to cię chyba zabiję! A jak nie ja, to moi rodzice…
Alex…- spojrzał na mnie, jak na kompletnego idiotę, ale gdy zauważył, że ja wcale nie żartowałam, wcisnął gaz i przejechał przez te cholerne skrzyżowanie. Nigdy go nie lubiłam. Codziennie w drodze do szkoły musiałam czekać po kilkanaście minut, aby obok niego przejść. Bezpieczne skrzyżowanie, tsaa… Najwięcej wypadków właśnie było tu, gdy śpieszący się gdzieś kierowcy przejeżdżali przez czerwone światło, tak jak teraz my.
-To będzie mój pierwszy mandat… - jęknął nasz „wzorowy” kierowca.
-Dobra, wmówisz Jackowi, że to on jechał… Będzie kolejny mandat do jego kolekcji.
-On nie jest taki głupi, Alex…
-Dobra, jedź szybciej, bo zaraz znów trafisz na czerwone! Wyłącz tą muzykę!- warknęłam, gdy usłyszałam jedną z piosenek Con’a. Czy mu się to nigdy nie znudzi? Śpiewa je na koncertach, pod prysznicem, a teraz będzie tego słuchał jeszcze w samochodzie!?
-To twój telefon.- zauważył słusznie, po czym wskazał głową na moją torebkę, która leżała na tylnim siedzeniu. Wyciągnęłam rękę i jakimś cudem znalazłam komórkę w jak zwykle zbytnio zapełnionej torbie.
-Halo… No cześć… Jadę właśnie.- Conor przysłuchiwał mi się uważnie.- Ale jak to, zepsuł ci się samochód, a ojciec gdzieś wyjechał? Jak ja wrócę do domu?- zapytałam zachowując dalej spokój. Wdech. Wydech. – Nie, nie zadzwonię do Marinusa, bo on jest na zawodach w… nie ważne gdzie, ale w każdym bądź razie daleko!... No ok… Dobrze… Yhy… No cześć.-rozłączyła się, a ja siedziałam blada. No to pięknie!
-Coś się stało?- zapytał.
-Podziękuj swojemu kochanemu braciszkowi, który nie jest taki głupi, za to, że czeka mnie teraz bardzo trudna rozmowa. Muszę GO za niego przeprosić!
-To ty jeszcze do NIEGO nie zadzwoniłaś?
-Chciałam mu wyjaśnić wszystko, jak się spotkamy, ale jak tego teraz nie zrobię, to wątpię, żeby chciał po mnie wyjechać na lotnisko…
-Cześć Andi. – przemyślałam wszystko i zadzwoniłam. Odebrał zaskakująco szybko, jakby tylko czekał na telefon ode mnie!
-Cześć.- odpowiedział obojętnie, więc chyba raczej nie czekał…
-Musimy pogadać.- co ja gadam? W sumie musimy, ale nie teraz. Teraz to ja miałam go przeprosić i szybko załatwić sprawę…
-No przydałoby się.- odpowiedział.
-Przepraszam cię bardzo za Jacka, za wszystko! I za to, za byłeś obrażony, bo do końca to ja nie wiem za co…- chłopak głośno westchnął.-Ale ja nie o tym… Co robisz za jakieś trzy godzinki?
-Za trzy godzinki będę pewnie odpoczywał po ciężkim treningu, a co?- w jego głosie było czuć nutkę nadziei. W końcu jakaś pozytywna reakcja! Ale czego on mógł oczekiwać?

-Przyjedź po mnie na lotnisko, BŁAGAM!
Jak myślicie, Andi uratuje Alex? :)
Dopiero początek nowego roku, ale jak u mnie zapowiada się dość fajnie :DA wam? Ja nawet mam pomysł na nowe opowiadanie! Ciekawe czy coś z tego wyjdzie... :)

2 komentarze:

  1. Fajnie piszesz, oby tak dalej.
    Czekam z niecierpliwością na następne opowiadania :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jej, dziękuję :) Co do następnego opowiadania to mam dopiero ogólny zarys, ale biorąc pod uwagę, że zaraz ferie to może uda się coś z tym zrobić :D

      Usuń