Tydzień
minął bardzo, bardzo szybko. Dziś był ostatni dzień mojego pobytu w Anglii.
Przed wyjazdem na lotnisko postanowiłam iść do sklepu z pamiątkami i kupić coś
moim przyjaciołom z Niemiec.
Weszłam
do środka i zobaczyłam coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała!
Naprawdę! Za ladą w sklepie stał Adam. Tak ten Adam – brat Jess.
-Heej.-
przywitałam się mimo, że nie miałam na to zbytniej ochoty. Pewnie mi nawet nie
odpowie!
-Cześć.
– a jednak odpowiedział! I nawet się uśmiechnął! Może jednak ludzie się
zmieniają? Może i Wellinger się zmieni?- Pomóc ci czegoś poszukać? – dodał po
chwili.
Znaleźliśmy
model czerwonego piętrowego autobusu dla Marinusa. Dla Wanka, Severina i
Richarda mam po niewielkim Big Benie. Dla trenera Schustera, za to, że
przeszkadzam mu często w pracy i za to, że wziął mnie wtedy do Polski kupiłam
kubek, na którym na tle brytyjskiej flagi pisało: Ja tutaj rządzę! Ciekawe czy
doceni ten jakże trafny wybór… Dla reszty sztabu kupiłam po prostu po
pocztówce. Został mi jeszcze Wellinger. Co mu kupić?
-Nad
czym się jeszcze zastanawiasz?- zapytał Adam, który był dziś naprawdę miły dla
mnie! Może ktoś go podmienił?
-Co
byś kupił dla przyjaciela, który jest dla ciebie bardzo ważny i zależy ci na
nim, ale on tego chyba nie docenia i zachowuje się jak skończony dupek?
-Skoro
jest dupkiem, to nic nie kupuj.- stwierdził i wrócił do pakowania figurek do
kartoników z logo sklepu.
-Skup
się na pierwszej części zdania. Dla przyjaciela, który jest bardzo ważny. –
popatrzyłam na chłopaka, a on wdrapał się na niewielką drabinkę stojącą obok i
po chwili trzymał już w rękach duże, pluszowe, czerwone serce z napisem: I need
you!
-Popatrz
jaki gadżet.- otworzył zamek, a serce otworzyło się. W środku było coś w stylu pamiętnika.
-Biorę
to!
Zapłaciłam
50 funtów. Czyli tyle, ile zaoszczędziłam na fryzjerze i opasce. Byłam jeszcze
na plusie, bo Conor oddał mi swoje 20 funtów z wygranego zakładu. To się nazywa
biznes!
-Ej.
Moglibyśmy pogadać?- zdecydowałam się zapytać o Jessicę. Ostatnio Adam był dla
mnie miły, więc grzechem by było tego nie wykorzystać!
-O
czym? Przecież rozmawiamy.- wyszczerzył zęby. Przez całe życie się do mnie tyle
razy nie uśmiechał co dziś.
-O
Jess.- jęknęłam niepewnie.
-Za
5 minut mam przerwę obiadową. Możemy pójść do KFC i pogadać.
-Dzięki.
To ja pójdę i coś nam zamówię.
Wyszłam
ze sklepiku z pamiątkami i poszłam do KFC, które było po drugiej stronie ulicy.
W
środku zbierało się coraz więcej ludzi, w końcu była już przerwa na lunch.
Zajęłam miejsce w kolejce, a następnie zamówiłam kubełek skrzydełek. Usiadłam
przy stoliku przy samych drzwiach, aby Adam nie musiał mnie szukać w tym
tłumie.
Zaczęłam
jeść, gdy dołączył do mnie zadyszany Adam.
-Częstuj
się.- powiedziałam z pełną buzią.
-Tyle,
że ja nie mam za co zapłacić…- chyba mu się głupio zrobiło, bo delikatnie
zarumienił się.
-Spoko.
Ja już zapłaciłam.- uśmiechnęłam się zachęcająco i przybliżyłam do niego
kubełek. –No bierz. – poczęstował się.- Możesz mi powiedzieć, co się tam u was
teraz dzieje?
-A
co cię to obchodzi?- warknął, ale po chwili złagodniał.- Przepraszam… -
zamilkł. Dam rękę uciąć, że co najmniej dwa razy chciał zacząć coś mówić, ale
zrezygnował.- To wszystko to wina ojca… Latał za jakąś dwudziestolatką, aż jej
dziecko zrobił! Przecież ona jest z mojego wieku! Chodziła ze mną do
przedszkola… To chore! Teraz chcą się pobrać… A moja matka przez tyle czasu
wiedziała, że on ją zdradza, więc żeby o tym nie myśleć, to zaczęła pić. A
teraz ojciec chce rozwodu to w ogóle masakra. Przez to, że matka chla to młoda
też nie ma dobrego przykładu. Ojciec popatrzył co się dzieje, to powiedział, że
póki matka nie przestanie pić, a Jess nie dojdzie do porządku to on nie będzie
nam dawał kasy… Ktoś musi w tym domu zarabiać, więc się zatrudniłem w tym
sklepiku… Miałem się uczyć, miałem skończyć studia i wszystko skończyło się na
zamiarach… - oczy miał pełne łez. Wstałem więc od stolika, podeszłam do
chłopaka i objęłam go. Nie odtrącił mnie, a wręcz przeciwnie. Przyciągnął mnie
do siebie, namiętnie pocałował, wstał i zostawił.
Siedziałam
tak kilka minut, nie mogąc pojąć tego, co wydarzyło się przed chwilą. Czy on
mnie pocałował? A może to tylko wytwór mojej wyobraźni? Jak ja teraz dam te
serce Wellingerowi, skoro całowałam się z Adamem? W sumie to on nie pocałował,
a ja nie byłam wstanie się obronić… Zaskoczona byłam!
Wzięłam
telefon i zadzwoniłam po Lou, która przybyła mi na pomoc kilka minut później.
-Jesz
to? – wskazała na kubełek.
-Spoko
jedz. Nie jestem w stanie teraz nic przełknąć.- podsunęłam go do niej.
-Blada
jesteś. Co się stało?- zapytała.
-Tam…-
wskazałam na budynek po przeciwnej stronie ulicy.- Tam pracuje Adam…
-On
pracuje jako sprzedawca? No, tego się nie spodziewałam.
-Rozmawiałam
z nim…
-Pewnie
znów się pokłóciliście?- spojrzała na mnie podejrzanie, ale ja pokręciłam
przecząco głową.- Pobiliście?- znów pokręciłam głową.
-Był
bardzo miły…- jęknęłam ponownie.
-Gadamy
o tym samym Adamie?- pokiwałam głową tym razem twierdząco. – To ja nie rozumiem
o co ci chodzi…- poddała się w końcu.
-Bo
on mnie pocałował!- wydusiłam to w końcu z siebie.
-CO!?-
dziewczyna udławiła się kurczakiem. Zaczęła kaszleć i klepać sama siebie po
plecach. Gdy jej przeszło wróciła do tematu.- Jak to, on cię pocałował?
-Booo
on był taki miły! Pomyślałam, że musimy porozmawiać o tej Jess i on mówił o
sytuacji w ich domu i był taki wzruszony. Nawet miał łzy w oczach! Chciałam go
pocieszyć, więc go przytuliłam, a on mnie wtedy pocałował! Rozumiesz! Ten Adam,
który mnie nienawidzi od zawsze! Rozumiesz to !?
-A
co z Andreasem?
-Właśnie…
Ja go chyba kocham… I chyba tylko jego!
-Chyba?
-No
dobra. Tylko jego. Do Adama nic nie czuję na pewno! Ale dziwne to było… Pewnie
się cieszy, że mnie omotał. Może poszedł z kimś o zakład?
-No
nie wiem…
Rozejrzałam
się dookoła swojego stolika.
-Zapomniałam
pamiątek z tego sklepu!- wydarłam się, ale po chwili ściszyłam głos, bo wszyscy
ludzie dziwnie się na mnie spojrzeli.-Pójdziesz do niego i je weźmiesz?
-Ja?
Dlaczego ja?- próbowała się bronić.
-Louise…
Proszę! Lou…
-Dobra.
Dziewczyna
poszła i wróciła z torbą pełną pamiątek kilka minut później. Co ja bym bez niej
zrobiła? Wróciłyśmy razem do domu w milczeniu, żadna nie miała pomysłu, jak po
tym wszystkim zacząć rozmowę…
***
Pożegnanie
z przyjaciółmi odbyło się tym razem szybko i prawie bezboleśnie. Z Lou poszłam
na zakupy z tego powodu, z Jackiem się troszeczkę pospierałam, bo przecież on
to kocha! No a z Conorem… Z Conorem przegadałam całą noc, w rezultacie właśnie
jedziemy spóźnieni na lotnisko.
-Jedź
szybciej!- wydarłam się na cały samochód.
-Nie
widzisz, że jest czerwone?- zapytał spokojnie.
-JEDŹ!
Jak się spóźnię, to cię chyba zabiję! A jak nie ja, to moi rodzice…
Alex…-
spojrzał na mnie, jak na kompletnego idiotę, ale gdy zauważył, że ja wcale nie
żartowałam, wcisnął gaz i przejechał przez te cholerne skrzyżowanie. Nigdy go
nie lubiłam. Codziennie w drodze do szkoły musiałam czekać po kilkanaście
minut, aby obok niego przejść. Bezpieczne skrzyżowanie, tsaa… Najwięcej
wypadków właśnie było tu, gdy śpieszący się gdzieś kierowcy przejeżdżali przez
czerwone światło, tak jak teraz my.
-To
będzie mój pierwszy mandat… - jęknął nasz „wzorowy” kierowca.
-Dobra,
wmówisz Jackowi, że to on jechał… Będzie kolejny mandat do jego kolekcji.
-On
nie jest taki głupi, Alex…
-Dobra,
jedź szybciej, bo zaraz znów trafisz na czerwone! Wyłącz tą muzykę!- warknęłam,
gdy usłyszałam jedną z piosenek Con’a. Czy mu się to nigdy nie znudzi? Śpiewa
je na koncertach, pod prysznicem, a teraz będzie tego słuchał jeszcze w
samochodzie!?
-To
twój telefon.- zauważył słusznie, po czym wskazał głową na moją torebkę, która
leżała na tylnim siedzeniu. Wyciągnęłam rękę i jakimś cudem znalazłam komórkę w
jak zwykle zbytnio zapełnionej torbie.
-Halo…
No cześć… Jadę właśnie.- Conor przysłuchiwał mi się uważnie.- Ale jak to,
zepsuł ci się samochód, a ojciec gdzieś wyjechał? Jak ja wrócę do domu?-
zapytałam zachowując dalej spokój. Wdech. Wydech. – Nie, nie zadzwonię do
Marinusa, bo on jest na zawodach w… nie ważne gdzie, ale w każdym bądź razie
daleko!... No ok… Dobrze… Yhy… No cześć.-rozłączyła się, a ja siedziałam blada.
No to pięknie!
-Coś
się stało?- zapytał.
-Podziękuj
swojemu kochanemu braciszkowi, który nie jest taki głupi, za to, że czeka mnie
teraz bardzo trudna rozmowa. Muszę GO za niego przeprosić!
-To
ty jeszcze do NIEGO nie zadzwoniłaś?
-Chciałam
mu wyjaśnić wszystko, jak się spotkamy, ale jak tego teraz nie zrobię, to
wątpię, żeby chciał po mnie wyjechać na lotnisko…
-Cześć
Andi. – przemyślałam wszystko i zadzwoniłam. Odebrał zaskakująco szybko, jakby
tylko czekał na telefon ode mnie!
-Cześć.-
odpowiedział obojętnie, więc chyba raczej nie czekał…
-Musimy
pogadać.- co ja gadam? W sumie musimy, ale nie teraz. Teraz to ja miałam go
przeprosić i szybko załatwić sprawę…
-No
przydałoby się.- odpowiedział.
-Przepraszam
cię bardzo za Jacka, za wszystko! I za to, za byłeś obrażony, bo do końca to ja
nie wiem za co…- chłopak głośno westchnął.-Ale ja nie o tym… Co robisz za
jakieś trzy godzinki?
-Za
trzy godzinki będę pewnie odpoczywał po ciężkim treningu, a co?- w jego głosie
było czuć nutkę nadziei. W końcu jakaś pozytywna reakcja! Ale czego on mógł
oczekiwać?
-Przyjedź
po mnie na lotnisko, BŁAGAM!
Jak myślicie, Andi uratuje Alex? :)
Dopiero początek nowego roku, ale jak u mnie zapowiada się dość fajnie :DA wam? Ja nawet mam pomysł na nowe opowiadanie! Ciekawe czy coś z tego wyjdzie... :)
Dopiero początek nowego roku, ale jak u mnie zapowiada się dość fajnie :DA wam? Ja nawet mam pomysł na nowe opowiadanie! Ciekawe czy coś z tego wyjdzie... :)
Fajnie piszesz, oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następne opowiadania :*
o jej, dziękuję :) Co do następnego opowiadania to mam dopiero ogólny zarys, ale biorąc pod uwagę, że zaraz ferie to może uda się coś z tym zrobić :D
Usuń