niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 21:

Wyszłam z samolotu i poszłam na miejsce, w którym odbiera się swoje bagaże. Miałam tylko jedną torbę, więc myślałam, że pójdzie to w miarę szybko, jednak przeliczyłam się. Ludzie odbierali swoje bagaże, a ja czekałam, czekałam i czekałam, aż w końcu zauważyłam swoją walizkę w czerwone autobusy. Pobiegłam do niej i zdjęłam ją z taśmy. Pociągnęłam za rączkę, jednak nie chciała się wysunąć. Walczyłam z nią dłuższą chwilę, aż w końcu się poddała. Teraz już spokojnie mogłam iść w stronę wyjścia.
Lotnisko było pełne ludzi, jak zwykle o tej porze roku. W wakacje oni ciągle gdzieś wyjeżdżają, wracają i tak w kółko. Wszędzie się śpieszą i często niezauważaną co ich omija.
Kilka osób trzymało wielkie plakaty, którymi witali swoich bliskich. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, bo przypomniało mi się, jaki plakat zrobił dla mnie Conor. On jest taki kochany… Tu nie miałam co czekać na jakiś komitet powitalny, bo mama w domu, ojciec niewiadomo gdzie, skoczkowie, w tym Kraus, na jeszcze niezidentyfikowanych przeze mnie zawodach, a jedyną osobą, która będzie na mnie czekać, a przynajmniej mam taką nadzieję, że będzie czekać, był obrażony Wellinger.
Stanęłam na środku pomieszczenia i rozejrzałam się dookoła. Nie no! Nie ma go. Spanikowałam… No przecież nie musiał robić mi powitalnego plakatu czy coś… wystarczyłoby tylko, żeby był… Nie znałam niemieckiego… Nie znałam tego miasta… Nie znałam tu nikogo… Zadzwoniłabym po taxi, ale na jaki numer i jak się dogadam z kierowcą? Z Monachium do Ruhpolding się jedzie trochę ponad godzinę… Nawet mnie nie stać na autobus! Jak tylko dojadę w jakikolwiek sposób do domu i spotkam tego Wellingera, to go chyba… Chociaż on mnie unika, to co będę gdybać co z nim zrobię. Po prostu mu nie zazdroszczę jego aktualnej sytuacji. Założę się, że Kraus też da mu nieźle popalić.
Uspokoiłam się nieco. Zadzwonić do Marinusa czy do mamy? Mama się będzie przejmować… Do Andreasa na pewno nie zadzwonię, mam swój honor. Marinus, Marinus… gdzie jest ten jego numer! Odnalazłam w końcu upragniony kontakt, nacisnęłam zieloną słuchawkę i kierowałam się w stronę wyjścia.
Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Przestraszyłam się tak, że podskoczyłam do góry, a komórka wypadła mi z rąk. Spojrzałam na ziemie. No ładnie, pękł mi ekran… Nowy telefon… taki drogi… taki fajny… tyle nowych zdjęć z Anglii!!! Dopiero do mnie doszło, że ktoś dalej trzyma mnie za nadgarstek. Odwróciłam głowę do tyłu. Stał za mną uśmiechnięty od ucha do ucha Wellinger. Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.
-Czego się cieszysz?- syknęłam wściekła. Schyliłam się i pozbierałam pozostałości po mojej komórce.
-No przecież ci ją odkupię, jeśli o to chodzi.- roześmiał się, ale mi nie było do śmiechu. Wzięłam swoją walizkę i postanowiłam, że za nic w świecie z nim nie wrócę! Szłam przed siebie, a chłopak podążał za mną. Bacznie mnie obserwował i uśmiechał się. Mogę się założyć, że miał ze mnie niezły ubaw, ale nie przeszkadzało mi to. Mam go gdzieś…
-Jeżeli chcesz wyjść, to nie tędy… Tu są remonty.- odezwał się, gdy chciałam już pociągnąć za klamkę. Dopiero mi to mówisz? Odwróciłam się na pięcie i poszłam w drugą stronę, a za mną Andi…
Szłam prosto przez kilka minut, ale nigdzie nie widziałam drzwi. Poddałam się i usiadłam na swojej walizce, podparłam się łokciami o kolana i siedziałam.
-I co teraz planujesz?- przykucnął naprzeciwko mnie, ale odwróciłam się do niego plecami. Jako odpowiedź usłyszałam tylko głośny śmiech. – No chodź…- podniósł mnie mimo moich protestów. – Zachowujesz się, jakbyś miała 5 lat…
-Ty też nie dorośnij… - wyrwał mi z ręki moją walizkę, wziął ją w prawą rękę, a lewą złapał za moją dłoń. Pociągnął mnie w stronę drugiego wyjścia, które było zaraz obok tego poprzedniego… Ale on mnie wkurza!
Gdy doszliśmy na parking, puścił moją rękę, wyjął kluczyki i otworzył samochód. Włożył moją torbę do samochodu, otworzył drzwi po stronie obok kierowcy i popatrzył na mnie dalej się uśmiechając.
-Wsiadasz? – wsiadłam i skrzyżowałam ręce. Nie chciało mi się z nim gadać. Zamknął moje drzwi, a po chwili siedział obok mnie za kierownicą. Ruszył, ale mogę przysiąść, że dalej mnie obserwował kątem oka.
-Patrz się na drogę, a nie…- mruknęłam w końcu.
-A nie co?- zaśmiał się.
-A nie na mnie!
-Ładnie ci w tym rudym… a gdzie zgubiłaś gips?
-Nie zmieniaj tematu… Dlaczego wcześniej nie podszedłeś do mnie? I dlaczego mnie tak przestraszyłeś?
-To ty zmieniasz temat.- zauważył. Westchnęłam głośno.- Pewna siebie Alex była taka zagubiona, nie wiedziała co zrobić, zupełnie jak wtedy w sklepie…
-Szkoda z tobą gadać…- odwróciłam twarz w drugą stronę i zaczęłam obserwować widoki za oknem. – Nigdy tędy nie jechałam… Wellinger gdzie ty mnie do cholery wieziesz!?
-Niespodzianka.- widziałam, jak powstrzymywał się od śmiechu.
-No ja nie mogę… Normalnie dziś nie wytrzymam. Ja chcę do domu, już! – tupnęłam nogą, jak mała dziewczynka, ale tego chyba na szczęście nie zauważył.
-No przecież wiozę cię do domu… - spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem.- Tamtą drogę remontują.- starał się powiedzieć poważnie, ale mu nie wyszło i roześmiał się. Ja z nim nie wytrzymam!
-Najpierw się śmiertelnie obrażasz i się nie odzywać. Potem dzwonisz i znów się obrażasz… Mało tego, przyjeżdżasz po mnie na lotnisko, udajesz, że cię nie ma i masz ze mnie ubaw! Do tego przez ciebie mam rozwaloną komórkę… A teraz dalej robisz sobie ze mnie jaja… Jesteś śmieszny… - wkurzył mnie, więc zasugerowałam mu delikatnie co o nim aktualnie myślę.- Myślałam, że to tylko Wank jest walnięty… Ale jednak każdy Andreas jest walnięty…
-Znasz dwóch.
-I więcej nie chcę poznać! – pokręcił głową i pogłośnił muzykę.
Now I see fire inside the mountain
I see fire burning the trees
And I see fire hollowing souls
I see fire blood in the breeze
And I hope that you'll remember me
Zaczął śpiewać, jeśli to w ogóle można nazwać śpiewam. Już Jack pod prysznicem lepiej od niego śpiewa! Nawet ja lepiej od niego śpiewam, a ja nie mam talentu!
-Lubię tą piosenkę… - uśmiechnął się znów do mnie.
-Lubię tego piosenkarza, nie tylko piosenkę.- odwzajemniłam uśmiech.
-On jest spoko.- dodał po chwili. Chyba był zaskoczony moją nagłą zmianą tonu głosu.
-Ma trochę powalone pomysły, ale jest naprawdę spoko.
-Czekaj… Ty go znasz! Ten co trochę ci Marinusa przypomina! Ten rudy! Załatw mi jego autograf! Proooszę! – roześmiałam się.
-Pod jednym warunkiem. – jedna brew uniosła mi się lekko do góry.
-Uważnie słucham.- nadstawił ucho nie spuszczając jednak oczu z jezdni.
-Jeżeli przestaniesz być zazdrosny o Conora i tego fotografa i o Maćka…
-Zabije Krausa! Wszystko ci wypaplał…
-Andi! I przede wszystkim masz się więcej na mnie ani na Marinusa nie gniewać, chyba że naprawdę coś przewinimy. Po prostu pomiędzy naszą trójką ma być tak, jak było na samym początku. Rozumiesz? – spojrzałam na niego, a on puścił mi oczko.
-Postaram się, proszę pani.- odpowiedział po chwili.- Ale chcę jeszcze autograf tego twojego Conora. Jakie plany na dziś? – spojrzał na chwilę na mnie, a potem znów na drogę.
-Wrócić do domu i się wyspać…
-Ooo nie ma tak! Idziemy do mojego domku i oglądamy skoki. Zobaczymy czym się dziś popiszą nasi przyjaciele.
***
Siedzieliśmy na kanapie w domku jego wujostwa. Był malutki, drewniany, ale za to bardzo przytulny. Salon połączony z kuchnią, po drugiej stronie wąskiego korytarzyka znajdowały się dwie niewielkie sypialnie i łazienka.
-Pokazać ci coś?- chłopak włączył telewizor na jakiś niemiecki kanał sportowym i poszedł po coś do jednej z sypialni. Nawe nie czekał na moją odpowiedź. Po chwili wrócił z albumem ze zdjęciami. Wiedział, jak bardzo lubię zdjęcia!
-Co to?- podał mi go, więc nieśmiało go otworzyłam. Gdy ujrzałam pierwsze zdjęcie na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.- Jak ja tu wyszłam… Kiedy ty je robiłeś?
Maniek :P
-Kto ci powiedział, że ja? – uśmiechnął się tajemniczo. Postanowiłam nie wnikać, może lepiej nie wiedzieć?
Obejrzałam wszystkie zdjęcia, było tu tylko kilka moich zdjęć. Reszta to zdjęcia chłopaków z różnych obozów, zawodów, wakacji i wspólnych wypadów.
-OMG to Kraus?- wybuchnęłam śmiechem na widok jednego ze zdjęć. Chłopak miał tu naście lat.
-Sama słodycz! A tu…- otworzył następną stronę.- To jest Sevcio!- otworzył album na samym końcu.- A zgadnij kim jest ten przystojniaczek!
-Richard? – roześmiałam się. Zdjęcia z młodości zawsze są upokarzające… Ale ich? MISTRZOSTWO! Nawet nie zapytałam się, skąd
Rysiu to ten w niebieskiej bluzie
(jakby ktoś miał jakieś wątpliwości :)
on ma te wszystkie zdjęcia, ale wolałam nie wnikać.
Pogadaliśmy jeszcze trochę, a potem zaczęły się skoki.
-Ja tego w ogóle nie ogarniam…- jęknęłam.
Po jakiś 30 minutach czułam się znawcą w tych sprawach, jednak tak nie do końca. Wiedziałam, że Hofer utrudnia życie skoczków i fanów skoków, ale nie wiedziałam kim on tak naprawdę jest. Wiedziałam, że podczas LGP ci mistrzowie z zimy się tak bardzo nie starają, ale też nie wiedziałam czemu.
Severin -  ten w szarej bluzie :D
Podobno Welligner jest niezły latem, ale też tak nie do końca. Wiedziałam, że trochę tu namieszali (bo Hofer tak chciał!) i trudniej jest się zakwalifikować, ale też czasami łatwiej, bo są podzieleni na jakieś grupy, ale tego jak ich dzielą, to nawet oni sami nie rozumieją do końca. Dowiedziałam się również, że jeśli wiatr wieje pod narty, to się dalej leci, ale odejmują punkty, a jeżeli z tyłu skoczni to dodają punkty, ale bliżej skaczą. Podobnie, jeśli jest zmiana belki startowej podczas konkursu, to jeżeli jest ona wyżej, to odejmują punkty, a jak niżej to dodają. Wszystko zależy więc od pogody, no i od stylu skoku.
Oceniane jest płynne przejście do fazy lotu, symetryczna i stabilna pozycja w jej trakcie, zapoczątkowanie lądowania w odpowiednim momencie. Po naszemu trzeba się idealnie wybić, później lecieć daleko, ale nie za wysoko i nie za nisko, no i lądowanie trzeba zaznaczyć ładnym telemarkiem. Jak się przejedzie przez taką linię, to można się już i nawet przewrócić, ale punktu ci nie odejmą! Gorzej jak się przewrócisz przed nią. Wtedy to pojadą ci nieźle po punktach. No i potem wszystkie te punkty ci podliczają i na ekranie się pokazuje, ile skoczyłeś i które zajmujesz miejsce. Niby takie proste, a można się pogubić! No i ja się już chyba właśnie pogubiłam…
-No to teraz możesz z nami jeździć i pomagać Schusterowi! Wtedy to by cię chętniej brał z nami… Darmowa pomoc… Niezłe to by było!
-Może od razu zostanę waszą opiekunką?
-Nie. Za młoda jesteś…
***
Chłopcy mieli dziś wrócić z zawodów, więc pierwsze co, to postanowiłam się z nimi wszystkimi spotkać.
-Hmm jutro, skocznia, godzina 15? – zapytałam. Pasowało każdemu z nich. Cieszyłam się, stęskniłam się za nimi. Jak ja będę żyć, jak będę musiała się uczyć, a oni trenować? Do tego mieszkamy dość daleko od siebie, ale Wellinger mieszka najbliżej! Trochę więcej niż pół godziny samochodem i jestem u niego. Do Krausa mam troszkę dalej, ale to nic. Z nim nie zamierzam na pewno stracić kontaktów…
Odnalazłam torbę, w której znajdowały się wszystkie prezenty i stwierdziłam, że chłopaki wyśmieją, jeśli ten pamiętnik, który dam Welliemu będzie pusty. Andi będzie pisać pamiętnik? Nieee. To do niego nie pasuje. Mógłby w nim zapisywać godziny treningów, bo się często spóźnia, ale to raczej też nie.
Wzięłam serduszko i otworzyłam je. Wyjęłam z niego pamiętnik i zaczęłam przeglądać puste kartki… Co by tu zrobić? Wstałam i poszłam po aparat, miałam tam kilka naszych wspólnych zdjęć oraz te zrobione w Anglii. Postanowiłam, że opisze każdy dzień z czasów, kiedy Andi był na mnie śmiertelnie obrażony. Wydrukowałam zdjęcia i wróciłam pamięcią do tych dni, w ciągu których go przy mnie nie było. Teraz jest między nami ok, więc może się za to nie obrazi… Żeby!
Na pierwszej stronie napisałam kilka, swoich ulubionych cytatów:
„Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich.”
Andrzej Sapkowski 

„Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”
Antoine de Saint-Exupéry  Mały Książę

"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały Wszechświat działa potajemnie by udało Ci się to osiągnąć" Paulo Coelho

Zaczęłam od tego, jak go poznałam i jak to tam było miedzy nami. Potem wypadek w Polsce, aż w końcu doszłam do momentu, gdy on zaczął mnie unikać. Zatytułowałam to: FOCH FOREVER Andiego. To opisywałam już bardziej szczegółowo i zajęło mi to czas aż do wieczora. Po kolacji wydrukowałam jeszcze zdjęcia i powklejałam je na odpowiednich kartkach.
„Teraz wszystko zależy od ciebie, czy nasza wspólna historia potoczy się dalej czy nasze drogi rozejdą się…” i kolejny cytat:
"Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie." ~ Jan Twardowski

Byłam z siebie zadowolona. Nawet nieźle to wszyło. Przeczytałam jeszcze raz, aby sprawdzić czy nie ma żadnych błędów. Na całe szczęście nie było ich nigdzie. Teraz spokojnie mogę iść na spotkanie.
Następnego dnia czas leciał wolniej, jakby chciał odwlekać jak najdłużej moje spotkanie z chłopakami. Nie wytrzymałam  w końcu i już o 14 wyszłam z domu. Szłam powoli, stawiając krok po kroku, gdy usłyszałam jakiś szelest.
-Buuu!- ktoś wyskoczył z krzaków, ale nie wystraszyłam się.
-Marinus!- rzuciłam mu się na szyję, a torba z prezentami wypadła mi na ziemię. Chłopak podniósł mnie i obrócił dookoła, a potem pomógł mi pozbierać rzeczy, które mi wypadły.
-Dla kogo to serce?- zapytał.
-A ty już byś chciał od razu wszystko wiedzieć… Co ty tu robisz tak wcześnie?
Porozmawialiśmy o zawodach, o Anglii, o Jess i o wielu innych rzeczach. Gdy doszliśmy na skocznię to usiedliśmy na trybunach i dalej rozmawialiśmy.
-Ty coś przede mną ukrywasz. Coś się stało w Anglii? A może po przyjeździe do Niemiec?- złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w oczy. Spuściłam wzrok na ziemię. Mimo, że znamy się tak krótko, to chłopak umiał odczytać wszystko po moim zachowaniu, sposobie mówienia czy gestykulacji. Prawda, unikałam jednego wydarzenia, ale dlatego, że sama chciałam o tym jak najszybciej zapomnieć…
-Wszystko jest w porządku.
- No spójrz na mnie. – spojrzałam na jego twarz, na której nie było widać uśmiechu, a zatroskanie.
-No okay.. Ale ani słowa Wellingerowi! – opowiedziałam mu wszystko, bez żadnego zatajania. O tym jak poszłam do sklepu z pamiątkami, o rozmowie w KFC i o pocałunku. Kto jak kto, ale Marinus na pewno mnie nie zdradzi i nikomu o tym nie powie. Nawet Andreasowi.
-No to tego się nie spodziewałem.- pokręcił głową.- Myślałem, że wy się nie lubicie, a tu taka niespodzianka! Ale ty chyba nic do niego nie czujesz, prawda?- pokręciłam przecząco głową, a wtedy usłyszeliśmy zbliżające się głosy. Przestraszyłam się, a co jeśli oni też poznają, że coś jest nie tak?- Spokojnie, nic nikomu nie powiem.- uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam.
-Aleex!- najpierw podbiegł do mnie Andreas Wank, potem Severin, następnie Freitag. Andreas Junior czekał cierpliwie, aż przywitam się z każdym ze skoczków i obdaruję go prezentem. Potem dałam prezent dla Marinusa, a chłopaki nie ukrywali swojej zazdrości o jego model czerwonego autobusu. Dopiero, gdy każdy mnie wyściskał w ramach podziękowania za prezent, podeszłam do Andiego, chowając za plecami pluszowe serduszko.
-A dla mnie nic nie masz?- zapytał półgłosem.
-A mam.- odmruknęłam.- Ale może byś się najpierw przywitał? – chłopak musnął mnie po policzku, a ja uśmiechnęłam się nieśmiało.- No to teraz sobie na to zasłużyłeś.- wręczyłam mu serduszko i uwiesiłam mu się na szyję.
- Vielen Dank. – podziękował po niemiecku i zaczął oglądać prezent.
-Jakie to słodkie!- krzyknął Wank i do nas podbiegł.- A my Alex też mamy dla ciebie prezent. – wszyscy po sobie spojrzeli, a na koniec każdy patrzył już na Andreasa Seniora, który uśmiechał się od ucha do ucha. – Chciałabyś z nami jechać na wakacje?
-To my jedziemy na wakacje?- zapytał się Andreas Junior.
-A no wyobraź sobie, że jedziemy. To jak?
-Ja… Ja nie mogę. Ale dziękuje! Czyli rozumiem, że znów mnie zostawiacie samą?- udałam urażoną i obróciłam się na pięcie w drugą stronę.
-Nie Alex, to nie tak, że my ciebie zostawiamy… Po prostu musimy odpocząć…- Wank zaczął się tłumaczyć, a wszyscy roześmiali się. Nawet ja.
-No przecież się nie gniewam! Ja zostaję, bo muszę poznać miasto, szkołę, no i niemiecki. Do tego Anglia do mnie przyjedzie za tydzień. Będziecie już?
-Ja będę.- Welligner podniósł rękę do góry.

-No to życzę ci powodzenia, Alex.- uśmiechnął się Freitag i razem poszliśmy na jakieś lody.
Hej :) Jest po północy, więc Natalię nawiedziła wena twórcza i niezwykły zapał do pracy, jak zawsze o tej porze. Tak więc pojawił się tu nowy rozdział z fotkami, które znalazłam całkiem przypadkowo <3 Kamil został sportowcem roku 2014! Wysłałam kilka smsów, więc cieszę się bardzo, że kasa nie poszło na darmo :P W końcu należało się mu! I Kruczkowi też się należało, więc bardzo się cieszę, że obaj zostali docenieni <3 
Dobranoc, czy co tam się pisze o tej porze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz