środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 23:

Po treningu chłopaków było już późno. Wszyscy poszliśmy na kolację, za którą zapłacił sam trener Schuster w podziękowaniu za zaoszczędzone pieniądze i nerwy.
-Co robimy jutro?- zapytał Marinus.
-Ty będziesz czyścił moją poduszkę.- mruknął Welli.
-Ja ci ją wyczyszczę!- uśmiechnęła się Lou chcąc załagodzić konflikt między najlepszymi przyjaciółmi. Dziewczyna nie lubiła, gdy ktoś się przy niej kłócił.
-Dziękuję.- Kraus zrobił do niej maślane oczka. Jack popatrzył na nich zazdrosny, ale nie skomentował tego, aż dziwne…- Spokojnie! Nie zamierzam ci odbijać dziewczyny!- roześmiał się, jakby przeczuwał jego myśli.
-Ona i tak by ciebie nie chciała…- burknął Andreas.
-Trochę kultury!- upomniał ich Severin i zaczął składać zamówienie dla wszystkich, oczywiście już po niemiecku.
Gdyby ktoś mi powiedział rok temu, że przeprowadzę się do Niemiec, że przestanę się przyjaźnić z Jess, że pocałuję się z Adamem, że zakocham się w jakimś Niemcu, że poznam wielu wspaniałych ludzi zarówno z Niemiec, jak i z Polski, że zacznę uczyć się niemieckiego, że… długo by tu jeszcze wymieniać, ale i tak bym tego kogoś wyśmiała. I gdyby ten ktoś powiedział mi jeszcze, że zmieni mnie to na lepsze to chyba zapisałabym go do jakiegoś specjalisty od głowy! Sama nie wierzę w to, ile rzeczy zmieniło się przez jedne wakacje! Kiedyś wakacje kojarzyły mi się z Polską, z Wisłą, z babią. Gdy byłam starsza i przeprowadziłam się do Londynu, to kojarzyły mi się już tylko z Brighton. Jeździłam tam razem z Jackiem i Conorem, i całe wakacje wraz z ich siostrą spędzaliśmy nad morzem. Opalaliśmy się, wygłupialiśmy i opowiadaliśmy o tym, jak było kiedyś. Teraz? Teraz jestem wdzięczna rodzicom, że mnie zmusili do przyjazdu tutaj. Siedzę sobie z moimi przyjaciółmi z Niemiec i z Anglii przy jednym stole i razem jemy kolację. Czy to nie cudowne? Jakbym skończyła, gdybym została w Londynie z Conorem? Może bym olała szkołę? Nie poszła na studia? A może wręcz przeciwnie, zmotywowałabym się i zdała na 5? Czy przyjaźniłabym się dalej z Jess? Czy pogodziłabym się z Adamem? Tego już chyba nie jest dane mi się dowiedzieć… Ale dzięki przeprowadzce zaczęłam doceniać zarówno to, co miałam tam, jak i to, co mam tu i teraz. Muszę chyba kiedyś za to wszystko podziękować rodzicom, oni mnie tak bardzo kochają! Przypadek, że tata dostał propozycję otworzenia firmy akurat tu? Że kupił dom akurat przy skoczni? Że mama akurat wtedy wysłała mnie do tego sklepu, a sprzedawczyni zapytała się o tą nieszczęsną, a może szczęśliwą dla mnie, torebkę? Chyba nie wierzę w przypadki. Może to przeznaczenie?
Spojrzałam na każdego z moich przyjaciół, bo chyba mogę ich wszystkich tak nazywać. Każdy siedział uśmiechnięty i głodny, po całym ciężkim dniu. Mari rozmawiał z Lou, Jack z Conorem i Richardem, Andreas z Severinem, a ja siedziałam i myślałam o tym, jaką jestem szczęściarą, że ich wszystkich mam. Jak jutro dojedzie do nas Andreas Senior, to go chyba wyściskam!
-Smacznego.- uśmiechnęłam się do nich, gdy kelnerki przyniosły nasze zamówienia. Jack popatrzył na mnie, jakby mnie nie poznawał. Przez ponad 10 minut milczałam, a co jeszcze straszniejsze, że jeszcze nie pokłóciłam się z nim. Może on mnie nie zna tak dobrze, jak mu się wydaje?
-Smacznego. – odpowiedzieli i zaczęliśmy spożywać kolację.
-Dobre było!- stwierdził Kraus, gdy byliśmy w drodze do domku Wellingera. Trzeba zauważyć, że szliśmy 3 kilometry piechotą, bo nie mieliśmy dostępnej odpowiedniej ilości samochodów.
-Bo za kasę trenera.- stwierdził Richi.
-Trenera czy nie trenera, ważne że nam trochę zostało.- uśmiechnął się Kraus. – Czy wy myślicie o tym co ja?
W rezultacie kilka minut później robiliśmy zakupy na naszą nockę filmową. Potem zaszliśmy do mnie po jakieś koce, śpiwory i poduszki. Zostawiliśmy tu natomiast poduszkę, którą Andi dostał ode mnie, bo musimy ją jutro z Lou wyczyścić. Ciekawe, czy znalazł on już ten pamiętnik… Muszę przyznać, że zamek jest nieźle schowany!
-Włączmy Piłę!
-Marinus, przecież każdy to zna i to jest głupie!- skarciła go Lou, która nienawidziła horrorów.- Może Gwiazd naszych wina?
-Oglądałaś to chyba 5 razy i dwa razy przeczytałaś już książkę!- westchnął Jack, który po raz pierwszy, a przynajmniej przy mnie, sprzeciwił się swojej dziewczynie.
-Może, którąś część Hobbita. Kto oglądał?- każdy podniósł rękę, na co Severin westchnął zawiedziony.
-Igrzyska śmierci?- zaproponował z nadzieją Conor, ale to chyba również każdy oglądał.
Skończyło się na tym, że obejrzeliśmy Króla Lwa i mimo, że każdy wiedział co kiedy nastąpi, to wszyscy płakaliśmy jak małe dzieci. Gdy leciała piosenka Hakuna Matata, śpiewaliśmy razem z telewizorem. W pewnym momencie moją uwagę przykuło to, jak bardzo Lou i Jack do siebie pasują. Przecież znają się już tyle lat! Dlaczego wcześniej nikt tego nie widział? Siedzieli przytuleni do siebie. Poczułam się samotna mimo, że otaczało mnie tu tyle ludzi. Czy to w ogóle możliwe? Nagle poczułam, jak ktoś czule mnie obejmuje. Był to Andreas, który siedział po mojej prawej stronie. Chciałam się w niego wtulić, bo w sumie trochę zimno się zrobiło, ale niechcący wysypałam popcorn na Conora, który siedział po mojej lewej. Odskoczyłam szybko od Andiego i zaczęłam przepraszać Conora, który był cały w prażonej kukurydzy. Potem czułam, że Andreas potrzebuje mojej bliskości, tak samo jak ja jego, ale żadne z nas nie miało już odwagi objąć tego drugiego.
-To co, teraz Piła?- Marinus aż podskoczył, gdy bajka się skończyła.
-NIE!- wykrzyknęliśmy wszyscy razem, a Marinus opadł na swoje miejsce. Chłopaki znaleźli jakieś płyty, które stały obok kominka. Było tam kilka komedii, ale po niemiecku. Mimo tego włączyli jedno z nich, bo nikt z nas ich nie oglądał i postanowili, że będą nam wszystko tłumaczyć na angielski. My może nauczymy się czegoś z niemieckiego, a oni podszlifują swój angielski.
Było przed północą, gdy nadeszła kolej Severina na tłumaczenie. On nie opowiadał wszystkiego tak barwnie, jak Marinus, więc postanowiłam się przewietrzyć, bo w tym salonie zrobiło się naprawdę duszno! Oparłam się o drewnianą barierkę werandy i spojrzałam na księżyc. Mimo, że byliśmy w górach, to nie było ich widać przez mgłę. Ale księżyc był naprawdę piękny!
-Zmarzniesz. – usłyszałam troskliwy głos Andresa, który okrywał mnie swoją bluzę.- Mimo, że są wakacje, lato, to tu w górach wieczorami potrafi wiać chłodny wiatr.- stanął obok mnie i również oparł się o barierkę podziwiając księżyc.- Z resztą, sama się niedługo przekonasz.- w odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się do niego, co mu najwyraźniej wystarczyło.- Lubię, gdy się uśmiechasz.- dodał nagle. Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć.- O czym tak myślisz?- zmienił temat.
-O tym, jak dobrze, że się tu przeprowadziłam.
-Dlaczego dobrze?
-Bo poznałam ciebie, Marinusa, Sevcia, Richarda, Andreasa, Piotrka, Maćka i całą resztę! – przyznałam.- I pozwoliło mi to dostrzec to, co miałam tam w Anglii, a nie umiałam tego docenić. Miałam wspaniałych przyjaciół, dach nad głową, najlepszych rodziców pod słońcem! W sumie to dalej mam, tyle że zawsze na nich wszystkich narzekałam… - spojrzałam na blondyna, który słuchał uważnie każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa i chyba sam zaczął się nad tym wszystkim zastanawiać. – Wiesz, wkurzający Jack, Conor, który nie zawsze chciał zabierać mnie ze sobą na imprezy, Lou, z którą nie zawsze miałyśmy takie same zdanie, choć z nią jednak się najlepiej dogadywałam. No i rodzice, miałam do nich wieczne pretensje o wszystko! Byłam rozpieszczoną gówniarą, ale wiem, że dalej nią jestem. Z tego się chyba tak szybko nie wyrasta, ale staram się. – nagle zaczęliśmy się do siebie niebezpiecznie zbliżać. W porę jednak ocknęłam się i odsunęłam od chłopaka. On również wrócił do swojej poprzedniej pozycji.
-Ja też się cieszę, że cię poznałem.- stwierdził rozbawiony sytuacją, do której mogło dojść przed sekundą. Mimo, że się śmiał, to wiedziałam, że mnie wysłuchał i wziął to wszystko do serducha. Z każdym dniem spędzonym wspólnie poznawaliśmy się coraz lepiej.
-Dziękuje za wszystko!- wtuliłam się w niego. Dopiero trzaśnięcie drzwiami nas rozłączyło.
-Ekhm… Chyba przeszkadzam… Mówiłem im, żeby was nie wołać!- Conor zaczął się natychmiast usprawiedliwiać, na co roześmieliśmy się i wróciliśmy do środka.
Chłopcy spali, jak zabici już po 2. To był dla nich ciężki dzień, zarówno dla skoczków, jak i dla Cona i Jacka. Ten pierwszy poszkodowany przez los, że musiał z nami wracać samochodem, ten drugi zazdrosny o swoją dziewczynę. Biedni ci nasi chłopcy, oj biedni.
Popatrzyłyśmy z Lou na nich jeszcze przez chwilę i usiadłyśmy na wysokich stołkach barowych przy wyspie kuchennej i zaczęłyśmy rozmawiać szeptem, by ich nie obudzić. W końcu mogłyśmy pogadać, jak za starych czasów sprzed niecałych dwóch miesięcy…
-Widziałaś, jak się na was patrzył Conor?- Lou zachichotała słodko w taki sposób, jaki kochał Jack.
-No jak?- również się roześmiałam. Widziałam, jak patrzył się na mnie i Andiego, gdy wysypałam ten popcorn, ale przecież tego nie planowałam!
-Nie chodzi o popcorn… On jest o ciebie ZAZDROSNY!
-Ciszej!- upomniałam ją przykładając jej palec do ust.
-No ok. No ale przyznaj, że też to zauważyłaś. Za każdym razem, gdy zbliżałaś się do Andiego na mniejszą odległość niż metr, to nie spuszczał z was oka. Jack się śmiał, że jeśli Welli się do ciebie przytuli, Con go chyba zabije! A jak potem on się do ciebie przytulił na chwilę, to mnie aż dreszcz przeszedł! Nawet Jack to poczuł, no i kazał mi siedzieć spokojnie i czekać co z tego wyniknie. I ty wtedy ten popcorn wysypałaś. No to odetchnęliśmy z ulgą. A jak wróciliście potem z tego podwórka, to Andreas co chwila spoglądał na ciebie i na Con’a rozbawiony, a Conor siedział wściekły. Nie zauważyłaś, że odkąd wróciliście z lotniska, to Conor chodzi taki nadąsany?
-Bo musiał siedzieć pomiędzy Severinem a Andreasem.- mruknęłam.
-Tak. Tak to sobie tłumacz. Marinus siedział w bagażniku i nie marudził! Conora znasz od urodzenia, wychowywałaś się z nim, on cię zna jak nikt inny. Dlaczego pozwalał ci zawsze na wszystko? Chyba nie dlatego, że się tylko przyjaźnicie. Ze mną też się przyjaźni i co? To tobie zawsze ustępował na każdym kroku, nie mi. Nawet Jacka olewał, a przecież są braćmi i jeden za drugim skoczyłby w ogień. Ciebie nie ma w Anglii i nie widzisz go codziennie. To już nie jest ten sam Conor, gdy z tobą rozmawia przez skype czy przez telefon to się na chwilę rozchmurza, a potem dalej chodzi naburmuszony. A jak się dowiedział, że przyjedziesz do nas to chodził taki szczęśliwy! Potem cieszył się, że my przylecimy do ciebie. A dziś znowu foch mu wrócił… Myślisz, że to mu kiedyś przejdzie?- Lou skończyła swoją wypowiedź, a ja myślałam dalej nad tym zdaniem:  Dlaczego pozwalał ci zawsze na wszystko? Chyba nie dlatego, że się tylko przyjaźnicie. Czasami śmiałam się, że się mu podobam, ale żeby tak na serio!?
-Teraz mam wyrzuty sumienia…- byłam bliska płaczu.

-Spokojnie, przecież to nie twoja wina, że nie czujesz do niego tego samego co on.- uśmiechnęła się do mnie i pogładziła po głowie. – Zawsze możesz z nim pogadać, będziemy tu jeszcze 5 dni! Masz czas!
__________________________________
No i jest kolejny rozdział :D w sumie nic się tu nie dzieje i akcja tak wolno się toczy, ale chyba niedługo troszkę przyśpieszy :)
Zmieniam ankietę, którą bezapelacyjnie wygrał Andi (9:2) A teraz będzie taka, gdyż chcę wiedzieć ile was jest :) Więc jeśli to czytasz, to zaznacz taką odpowiedzieć, bo zajmie Ci to zaledwie sekundę, a mi sprawi ogromną radość i zmotywuje :D 

Do napisania! <3

2 komentarze:

  1. To jest takie wciągające! :D zastanawiam sie z kim Alex wreszcie będzie...? Z Conorem czy Andim ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że pozostanie to pod znakiem zapytania jeszcze przez kilka rozdziałów :)

      Usuń