czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 22:

Po ciężkim tygodniu nauki niemieckiego, znałam już główne zwroty. Miałam naprawdę wspaniałego korepetytora. Był nim syn wspólnika mojego taty, do którego byłam na początku sceptycznie nastawiona. W końcu przełamałam się i nie żałuję. Dzięki Alanowi za kilka miesięcy będę mogła spokojnie szprechać po niemiecku z kimkolwiek będę chciała, bez obawy, że ktoś może nie znać angielskiego. Alan ma 25 lat, dalej studiuje i dorabia sobie jako mój korepetytor. Codziennie na nauce z nim spędzałam kilka godzin, ale w tym tygodniu on gdzieś wyjeżdża, a ja będę miała gości. Ale wracając do Alana, nie jest on w moim typie i raczej się z nim nie dogadam. On lubi komiksy, ja lubię magazyny o modzie. On lubi zabytkowe samochody, ja kocham szybkie, sportowe fury. On kocha naukę, chciałby zostać nauczycielem, a ja, no cóż… ja nauczycielem na pewno nie zostanę. Nawet nie wiem, kim chce zostać! On nie lubi imprez, woli zostać w domu i poczytać książki, a ja wręcz przeciwnie. Reasumując, nie ma szans na przyjaźń, nad czym bardzo ubolewa mój tata. Natomiast nieźle dogaduję się z siostrą Alana, która jest z mojego wieku i będę z nią razem chodzić do szkoły i do tej samej klasy. Lena jest zupełnym przeciwieństwem swojego brata, co mi pasuje. Jednak nie jest to taka sama przyjaźń jak ta z Lou, z Conorem, z Jackiem czy z niemieckimi albo nawet polskimi skoczkami. Jest ona jest po prostu fajną koleżanką, która zna angielski i mieszka niedaleko mnie.
-Tato, bo się spóźnimy!- wbiegłam do salonu i pociągnęłam go za rękę, by pomóc mu wstać.
-A Andreas nie może z tobą po nich jechać? –No tak. Tata teraz najchętniej wyręczałby się ciągle Wellingerem. Bardzo go polubił, ale chyba nie za to, że jest on moim przyjacielem, a za to, że wozi mnie na zakupy, do fryzjera i gdziekolwiek tylko zapragnę, a tata może sobie w tym czasie odpocząć.
-Tato, on jest na wakacjach, wróci dopiero jutro… Ale spoko, nie będziesz musiał po niego wyjeżdżać. Pojadę po niego z Conorem, tylko jedźmy już!
No i pojechaliśmy. Stałam i czekałam, aż moi przyjaciele tutaj przyjdą. Przed wyjazdem zrobiłam plakat powitalny, ale zapomniałam go wziąć. Zadzwoniłam więc do mamy, aby przykleiła go gdzieś w moim pokoju. Będzie w sam raz jako ozdoba, na powitalne party, o którym istnieniu wie tylko mama. Oczywiście będzie bez alkoholu, bo jutro trzeba być w stanie wyjechać po Andreasa…
Gdy w końcu zobaczyłam ich pobiegłam szybko do Lou, przytuliłam się do niej mocno, potem do Conora i do Jacka. Ja nie wiem, jak ja bez nich tyle wytrzymuję! Co prawda, dzwoniliśmy do siebie prawie codziennie, ale to nie to samo…
Przez całą drogę rozmawialiśmy o Niemczech i od czas do czasu nuciliśmy jakąś piosenkę, która akurat leciała w radiu.
-I jak się wam tu podoba? – zapytała moja mama, gdy dojechaliśmy do domu i zaczęliśmy jeść obiad.
-Jest fajnie.- stwierdził Conor.
-W sumie czym to się różni od Anglii? Można było tą firmę założyć w Londynie czy gdzieś i by wyszło na to samo.- mruknął pod nosem Jack i wrócił do jedzenia sałatki.
-Tutaj są góry.- trafnie zauważyła Lou, przy okazji karcąc wzrokiem Jacka. Starczył tylko jej jeden gest, a Jack stawał się potulny jak baranek…
-Tutaj jest przede wszystkim zapotrzebowanie na nasze usługi…- czułam, że za chwilę zacznie opowiadać o tym co jest w Niemczech, a czego nie ma w Wielkiej Brytanii, a co jest potrzebne do rozwoju jego firmy. Chyba wszystkich plusów przeprowadzki tu musiał się nauczyć na pamięć, bo zawsze podawał te same zalety…  Postanowiłam więc, że mu przerwę.
-Jeszcze nie widzieliście skoczni! Jutro przyjedzie Andi, będzie miał tu trening, będzie się działo!
Skocznia- moja ulubiona atrakcja w całym mieście. Było tu dużo więcej rzeczy do zwiedzania, no ale skocznia! To jest coś. Od kiedy weszłam, gdy nie była ona strzeżona, zaczęto bardziej jej pilnować i nawet ogrodzenie wokół niej nieco poprawili. Zła Alex, trzeba pilnować przed nią skoczni… Ale ludzie tam mnie już znają, więc jakbym ładnie pogadała z ochroniarzem, to może by mnie i wpuścił… Ale z drugiej strony to jakby Jack narobiłby mi tam siary, to by mnie nawet z Wellim i Krausem tam nie wpuszczali…
Nie żeby nie było tu innych atrakcji, ale boję się jeszcze sama publicznie wypowiadać w języku niemieckim. Potrzebuję jeszcze kilku miesięcy. Może roku? A może kilku lat?
Kilku lat? Co ja gadam… Raczej myślę, no ale miałam wrócić po maturze do Anglii i studiować… A teraz to sama nie wiem. W Niemczech nie dam rady. Studia po niemiecku? Nieee to nie dla mnie. To by musiało być straszne… W sumie chciałabym zostać fotografem, a to nie byłoby aż takie złe jak np. matematyka po niemiecku, ale i tak nie jest to jakaś fajna opcja. A z drugiej strony nie chce stąd wyjeżdżać, bo tu są moi przyjaciele, fruwajce moje kochane! Ale w Anglii też mam przyjaciół, więc w sumie…
-Alex!- wyrwałam się z zamyśleń. Czasem zdaje mi się, że za dużo myślę, ale gorzej by było jakbym w ogóle nie myślała. STOP! Koniec tego słowotoku w mojej głowie!
-Czego?- odpowiedziałam i odsunęłam od siebie rękę Jacka, którą machał tuż przed moim nosem.
-Bo telefon ci właśnie przestał dzwonić.- roześmiał się i wrócił do jedzenia.
Serio? Aż tak bardzo się zamyśliłam? Jak to możliwe… Chwyciłam po swoją komórkę i odblokowałam ją. No pięknie, dzwonił Andreas. Jak znów się obraził to chyba stracę wiarę w ludzkość.
-No co ty nie odbierasz?- zapytał, gdy tylko do niego oddzwoniłam.
-Jem obiad…- mruknęłam odchodząc od stołu.- Czego dusza potrzebuje?
-Dobra, w takim razie od razu przechodzę do sedna. Pamiętasz, że jutro masz po mnie przyjechać na lotnisko?
-Pamiętam.
-A z kim przyjedziesz i ile będziecie mieli wolnych miejsc?
Następnego dnia wracaliśmy już z lotniska. Za kierownicą siedział Freitag, jako podobnież najbardziej doświadczony kierowca. Conor mylił się trochę, bo przyzwyczajony jest do tego, że kierowca siedzi po prawej, a jeździ się po lewej, więc woleliśmy już nie ryzykować. Ja siedziałam również z przodu obok Richiego, z którym coraz lepiej się dogadywaliśmy. Nawet zgodnie stwierdziliśmy, jakiej muzyki będziemy słuchać, a to już jest sukces!
Z tyłu natomiast siedział Severin, Andreas i Conor. Conor siedział po środku i był obrażony na cały świat. Foch forever i nawet przytupnął jak się dowiedział o naszej decyzji co do miejsca, które zajmie. Tylko melodyjki zabrakło! Jednak ja na jego miejscu bym nie narzekała… Marinus siedział w bagażniku…  Co prawda miał tam dużo miejsca, bo Jeep mojego taty ma duży bagażnik, ale i tak nie było to komfortowe miejsce. Ale co on może poradzić na to, że tutaj niższy jest od niego tylko Richard, który stwierdził, że skoro ma najdłużej prawo jazdy ( nie licząc Sevcia, który był najwyższy, najstarszy i miał najdłużej prawo jazdy, który jednak poddał się po 10 minutach kłótni o kluczyki, chociaż jego przewaga nad resztą była ogromna)? W końcu to samochód mojego taty, nie ich, więc dałam kluczyki Piątkowi, bo powiedział, że wtedy usiądę z przodu. Nie chciałam siedzieć z tymi wariatami, więc tyle do szczęścia mi na tą chwilę zupełnie wystarczało.
-Co on tam robi?- zapytał Andreas, odwracając się do tyłu. Szczegół, że ze środka nie widać, co się dzieje w bagażniku.
Ściszyłam radio. Faktycznie, coś się tam działo na tyle!
-Kraus, co ty robisz!? Rozwalasz auto mojego ojca!?- krzyknęłam.
-Niee!- odkrzyknął.- Zgłodniałem i szukam tych dobrych babeczek z Hiszpanii! Ale już je znalazłem.
-To są magdalenki idioto, nie babeczki.- stwierdził z pełnym opanowaniem Andreas, ale jego spokój za chwilę zniknął.- Czy ty grzebiesz w mojej torbie!?- ryknął nagle.
-Niee, wcale nie...-  usłyszeliśmy ten perfidny śmiech Marinusa, a ja już zdążyłam sobie wyobrazić ten jego niewinny uśmieszek.
-KRAUS! Ja cię…- znów krzyknął nieludzkim głosem.
-I wcale nie dotykałem tej twojej poduszki od Alex i wcale nie ubrudziłem jej czekoladą… -Andreasa już całego nosiło ze złości.
-Weź go uspokój.- stwierdził Sevcio, który sam by to zrobił, ale przeszkadzał mu w tym Conor, który siedział pomiędzy nim a jego przyjacielem z reprezentacji.
-A co ja mogę?- Conor westchnął i wyjął skądś swoje słuchawki… - A ja narzekałam, że było nudno… - … i założył je.
-Coś ty zrobił?- Welli zignorował wszystkich i kontynuował bycie wściekłym na Krausa.- Freitag! Zatrzymaj się!
-Po co?- zapytał, po czym spojrzał na chwilę do tyłu.
-Muszę tamtego ogarnąć!
Gdy Richi był gotów już zatrzymać się na poboczu, złapałam go za rękę.
-Proszę… Nie zatrzymuj się… Za bardzo lubię Krausa, żeby coś mu się stało… A tak może Andiemu przejdzie?
-Dzięki Alex!- krzyknął z bagażnika Mari.
-Siedź tam cicho! Jak Alex nie będzie to ciekawe kto cię będzie bronił!- zaśmiał się złowieszczo Andreas, a chwilę później dostał w głowę od Severina. Młody blondyn już chciał jakoś na to zareagować, gdy ja postanowiłam przerwać cały ten cyrk.
-SPOKÓJ! Jeżeli się za chwilę nie uspokoicie, to was wszystkich stąd wywalę!
-Mnie też?- zapytał Marinus.
-Ciebie też! WSZYSTKICH! Mam was dość! Conor siedzi obrażony, Severin mimo, że najstarszy, to kłóci się z Andreasem. Andreas, chce żeby traktowano go jak dorosłego a zachowuje się jak pięciolatek… a Marinus… wiem, że kochasz jeść, no ale żeby pobrudzić poduszkę, którą Welli dostał ode mnie? Zostawię sobie tylko Richiego, bo kto mnie do domu odwiezie?
Richard roześmiał się ze szczęścia, ale gdy zmierzyłam go wzrokiem to pogłośnił tylko piosenkę i resztę drogi wszyscy już milczeli, czyli jakieś 10 minut…
Jak ja z nimi wytrzymałam?- pomyłam, gdy wyszłam z samochodu i pobiegłam do domu, by oddać klucze tacie i zawołać Jacka i Lou.
Gdy wróciłam z nimi do reszty, nigdzie nie widziałam Marinusa.
-A gdzie rudy?- spytałam.
-Siedzi w karnym bagażniku.– stwierdził dumnie Andreas. Spojrzałam na niego jak na kompletnego głupka, więc dodał po chwili.- W Super Niani były karne jeżyki i karne dywaniki, a ja niczego takiego przy sobie nie mam…- westchnął.
-Dobra…- wzięłam głęboki wdech i porozumiewawczo puściłam oczko do Richiego, by wypuścił biednego Krausa.- Więc ten tu od wymyślania super kar to Andreas.- wskazałam na niego, a on udał uważonego, bo moje słowo ‘super’ było wręcz przepełnione ironią. – To jest Severin. Ten, co uwalnia Krausa, ten najniższy, to Richi, no a to Marinus Kraus we własnej osobie, który jest od niego o całe 2 cm wyższy! Sprawiedliwość zostanie wymierzona innym razem Andi, jasne? Tego tu obrażonego przedstawiać nikomu już nie muszę.- objęłam mocno Conora.- No rozchmurz się!- szepnęłam mu do ucha i podeszłam do Jacka i Lou.- A tu najpiękniejsza para ever, Jack i Louise!  A teraz skoro się znacie, to może pójdźmy na skocznię?
-A nie lepiej pójść na miasto? Zaszalejmy!- Kraus zaczął coś nawijać do Lou, a Jack co chwila zmierzał go groźnym wzrokiem. Czyżby się czuł zagrożony?
-Chyba żeś się za dużo cukru nażarł… - mruknął dalej obrażony Andreas.- Zaraz mamy trening!
-Od kiedy ty taki punktualny jesteś?- zaśmiał się Severin.
-Od kiedy mój klubowy trener mnie tego nauczył… - wszyscy skierowali na niego pytająco wzrok.- Nie, nie chcecie wiedzieć… - jęknął i wszyscy poszliśmy w stronę skoczni.
-Wy…- trener Schuster wskazał palcem na bandę rozbieganych skoczków, którym kazał się ustawić w dwuszeregu, ale chyba coś nie wyszło…- Wy macie przeprowadzić rozgrzewkę.- Andreas podniósł rękę do góry.-Nie obchodzi mnie, kto ją będzie prowadzić.- odpowiedział, jakby czytał mu w myślach, a zawiedziony Andi opuścił rękę.-A wy…- skierował wzrok na nas.- Wy macie siedzieć i im nie przeszkadzać! Ewentualnie możecie pograć z nimi w siatkówkę. A ja w tym czasie pójdę zarezerwować nam hotel, bo zostajemy tu do jutra.- tym razem rękę podniósł Kras.- Tak, pokoje będą tak jak zwykle…- mruknął trener.- Jeszcze jakieś pytania?
-Ale ja nie chcę mieć pokoju z Wellingą, bo się go boję!- stwierdził Kraus.
-A więc kto chce z nim mieć pokój?- zapytał znudzonym głosem. Zero chętnych.- Widzę tłum rąk. Zostaje po staremu!
-Ale…- Kraus zaczął protestować, ale tego nie dokończył.
-A może… Andreas ma przecież tu domek, więc może oni tu przenocują wszyscy? – zapytał nagle Conor. Wszyscy spojrzeli na niego zabójczym wzrokiem. Czyżby chciał się odgryźć za niewygodne miejsce w samochodzie? No to się mu udało!- Będzie taniej i może się jakoś dogadają?
-Zaczynam cię lubić.- trener poklepał chłopaka po ramieniu.- Zostajecie u Andreasa, za wszystkie poniesione szkody płaci cała grupa, resztę zasad znacie. Przynajmniej raz będę mógł spokojnie spać i nie myśleć o tym, jaki wstyd mi znów przyniesiecie… W tym lesie nikt was nie usłyszy… - odetchnął z ulgą.- Wracam za pół godziny! Do tego czasu macie być gotowi do skakania!
-No dzięki! – mruknął Andreas.- Po tej nocy moje wujostwo już nie zobaczy swojego domku w całości…
-Welli! A kto powiedział, że musimy w nim siedzieć?- Kras spojrzał na mnie.
-Ooo nie! U mnie odpada! Nie ma opcji! NIE! Co najwyżej my możemy do was wpaść.- Wszyscy oprócz Andiego byli zadowoleni. No to postanowione! Zapowiada się ciekawy dzionek!
-A gdzie Andi Senior?- zapytałam nagle, gdy wszyscy już ustawiliśmy się w kółko, by poodbijać sobie piłkę.

-Właściwie to on dopiero jutro wraca, bo on pojechał gdzie indziej na urlop… wiesz… ze swoją dziewczyną!

Piękne zdjęcie z IO w Soczi :) W końcu rozdział, z którego jestem dość zadowolona, choć to dalej nie jest to co uzyskać chciałam. Ale jest chyba coraz lepiej :)No i w końcu chłopaki rozkręcają się :D
Poza tym jak zapewne zauważyliście zmieniłam nieco wygląd bloga :) Mam nadzieję, że na lepsze i że jest dla was czytelny :) 

4 komentarze:

  1. Jak zawsze fajowy, wygląd też mi się podoba i w ogóle jest super;). Ciesze się że są postępy u chłopaków i mam nadzieję że będą coraz większe. Przepraszam że poprzedniego nie skomentowałam ale z niewyjaśnionych przyczyn nie mogłam;) Pozdrawiam i weny życzę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nic się nie stało :) Przeżyję bez tego jednego komentarza :D I tak dziękuję, że każdy rozdział komentujesz <3 Dziękuję i również pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Super blog <3 podziwiam, oby tak dalej :D Mam nadzieję że następna część będzie szybko ;)

    OdpowiedzUsuń