Byłam na zawodach.
Nie wiem gdzie, ale to nie było ważne. Stałam opierając się o ramię Marinusa.
Było mi tak wygodnie i mogłabym tak stać z nim godzinami. Nagle spiker
wykrzyknął: teraz kolej na ANDREASA WELLINGERA! Młody Niemiec wybił się z progu
i leciał, leciał, leciał… Wydawało się, że trwało to wieki! W końcu wylądował
kilka metrów dalej od innych skoczków. Była to druga seria, a on był ostatnim z
zawodników. Sprawa była jasna. Wygrał!
Dziennikarze
od razu otoczyli chłopaka i zadawali niezręczne pytania, fanki wykrzykiwały
jego imię i prosiły o zdjęcia oraz autografy. Jednak on zignorował ich
wszystkich i podbiegł do mnie, podniósł mnie i obrócił dookoła. Zatrzymaliśmy
się i spojrzał mi prosto w oczy.
Nagle z
głośników ktoś puścił dobrze znaną mi piosenkę. „Are you
crazy, are you crazy…”
-Jesteś
idiotą! - usłyszałam głos niewiadomego pochodzenia. Czy to było do mnie? Czy to
powiedział Andreas!?
STUK, PUK!
Obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny, a mnie coraz bardziej bolała głowa.
-Obudzisz
ją! – znów ten ktoś wykrzyczał, a obraz odpłynął. Przetarłam oczy i otworzyłam
je. Przywitało mnie mocno świecące słońce i ból głowy.
-Aaaaleeeeex!
– do pokoju wpadł Jack.- A jednak spała… Trudno! – złapał mnie i przerzucił
sobie przez ramię. Zaczęłam go bić po plecach, ale to nie dawało żadnych
rezultatów. Przestałam się więc wyrywać, a chłopak wniósł mnie triumfalnie do
salonu.
-Telefon
wydzwania ci od samego rana… - jęknął Conor. – Obudził mnie.
-A mnie
obudził twój śpiew…- warknęłam wściekła. Każdy wie, że ja kocham spać! Oni
przede wszystkim!
-To nie ja
śpiewałem… -jęknął Conor podnosząc ręce do góry, jako że był niewinny.
-To niby
kto? – spojrzałam na Jacka, a on uśmiechał się szeroko do ucha do ucha. Mówiłam
już, jak bardzo wkurza mnie ten chłopak?
Conor podał
mi moją komórkę. Odblokowałam ją i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to 30
nieodebranych połączeń. ZAPOMNIAŁAM ZADZWONIĆ DO MAMY! Tak jak się spodziewałam,
15 połączeń było od mamy, 5 od taty, do tego kilka wiadomości również z ich numerów…
A kolejne 8 od Marinusa, jedno od Piotrka Żyły, ciekawe co chciał ode mnie…
Mówił, że jeszcze kiedyś zadzwoni, ale nie spodziewałam się, że już. Za to tego,
że właścicielem numeru, który również do mnie zadzwonił, był nie kto inny, jak
Andreas Wellinger we własnej osobie… To tego się nie spodziewałam…
-Rodzice?-
Jack zapuszczał żurawia co jakiś czas, żeby cokolwiek zobaczyć, ale nie dawałam
mu tej satysfakcji.
-Nie tylko.
Co ich wszystkich wzięło na dzwonienie do mnie z samego rana!?
-Dziewczyno,
jest już 14!! Heeloooł! Pobudka! – spojrzałam na zegar w mojej komórce.
Rzeczywiście! Zaraz powinnam wychodzić do fryzjerki, a muszę oddzwonić do
rodziców… Do Marinusa też muszę. Nie wiem tylko co zrobić z tym Wellingerem…
-Nad czym
tak myślisz? – zagadnął Conor.
-A gdzie
jest Lou? – zmieniłam temat, ale naprawdę dopiero zauważyłam jej nieobecność.
-Dawno
wstała i poszła. Miała kilka spraw, wróci wieczorem. Nie każdy ma takie
beztroskie życie jak nasza Alex.- stwierdził Jack, wstał z kanapy i poszedł
gdzieś. Ja również wstałam, tyle, że znów zapomniałam o tym, że mam gips. Źle
ustałam, nie utrzymałam równowagi, a w rezultacie opadłam ponownie na kanapę. Podjęłam
drugą próbę wstania, tym razem zakończoną sukcesem. Jest okey. Pokuśtykałam do
swojego pokoju, zamknęłam drzwi, usiadłam na łóżku i zadzwoniłam do mamy.
-Alex!
Dlaczego nie odbierałaś! Dzwoniliśmy z tatą do ciebie ze sto razy!
-Mamo… nie
sto, a dwadzieścia… - poprawiłam, co jednak jej nie uspokoiło.
-Co ty
robiłaś, że nie miałaś czasu zadzwonić ani odebrać!?
-Właściwie
to, dopiero wstałam…
Opowiedziałam
jej wszystko od wczoraj aż do dziś, oczywiście pomijając imprezkę, szampana,
rozmowę z Jessicą i inne szczegóły, które by jej zbytnio nie ucieszyły. Nie
powiedziałam też ani słowa planowanej wizycie u mojego starego lekarza. Muszę
się pozbyć tego gipsu! Za to o fryzjerze opowiadam naprawdę długo. Gdy
uspokoiłam swoją rodzicielkę i pozdrowiłam tatę, to rozłączyłam się. Tym razem
wybrałam numer do Marinusa.
-Myślałem,
że coś ci się stało! Dlaczego nie odbierałaś? Nie mów, że poszłaś zdjąć ten
gips…- krzyczał jak najęty, a ja
spokojnie słuchałam.
-Mari,
spokojnie! Jeszcze nie…- stwierdziłam.
-JESZCZE!?
Co ma znaczyć słowo, jeszcze?- a czego tu nie rozumieć?
-No, że
pójdę i mi go zdejmą. – uśmiechnęłam się sama do siebie.- Zaraz mam wizytę u
fryzjera, więc przechodź do sedna.
-Ok. Więc
Wellinger zostaje trenować, no wiesz, w Ruhpodling! Ty wrócisz do domu, idziesz
na skocznie i niby przypadkiem na niego wpadniesz. Wiesz jak on za tobą
tęskni!?- rudy skoczek mówił to z takim zapałem. Już sobie wyobrażała, jak żywo
to gestykulował i uśmiechał się szeroko. Na samą myśl zatęskniła za Niemcami.
-ON do mnie
dzwonił…- wymsknęło mi się. Nie chciałam mu o tym mówić, ale z drugiej strony
może on mi powie, co mam z tym zrobić.
-To
oddzwoń. I po problemie.- stwierdził szczęśliwy, że rozwiązał mój problem.
-Jakby coś
chciał poważnego, to by zadzwonił jeszcze raz.
-ZADZWOŃ!
-Kraaaaus!
– ktoś zawołał Marinusa.
-Czego? Nie
widzisz, że rozmawiam?
-Schuster
cię woła!- odpowiedział niezidentyfikowany głos.- Z kim gadasz? Z Alex? Pozdrów
ją! A teraz chodź!
-Sorki
Alex. Muszę iść. Masz pozdrowienia od Wanka. Pa.-i się rozłączył.
Szukałam
numeru do Piotrka, przecież do niego też musiałam zadzwonić! Zamiast jego
numeru, wyskoczył mi ten do Wellingera. Wyszłam i wybrałam tym razem ten
należący do polskiego skoczka.
-Oleeeńkaaa!
– wykrzyknął.
-Hej
Piotrek.- uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Myślałem,
że już nie zadzwonisz hehe. Wiesz.. no bo ten… noo… no kurde! Co ja chciałem
powiedzieć!? hehe
-Ooo Maciej
przyszedł! Kooocuur!- krzyknął tak głośno, że aż oddaliłam telefon od
ucha.-Ktoś do ciebie.- co on wyprawia?
-Ale kto
dzwoni?- zdezorientowany zapytał Żyłę, ale on mu nie odpowiedział.
-Halo?-
powiedział niepewnie. Milczałam.- Chyba się rozłączyło.- stwierdził Maciek, a w
tle usłyszałam te specyficzne hehehe. Nie wytrzymałam, roześmiałam się.- A
jednak nie. Ooo Ola.
-Alex, nie
Ola.- poprawiłam go. Tak mogła mnie nazywać tylko babcia! No i Piotrek…
-Aaa Alex!
Ola. Myślę, co za Ola!? A ten Wiewiór ma cię zapisaną jako ‘Oleńka’. Co tam?
-Nie mam
zbytnio czasu, więc wiesz…
-A spoko.
To nie przeszkadzam. Cześć.- rozłączył się, a ja odetchnęłam z ulgą. No bo o
czym miałam z nim rozmawiać? O tym, że Wellinger jest o niego zazdrosny?
Zebrałam
swoje rzeczy, które były porozrzucane po całym pokoju, te potrzebniejsze
wrzuciłam do torby, a potem poszłam się szybko przebrać. Przeczesałam swoje
jeszcze kolorowe włosy, które działały jak magnes na niektórych skoczków. Na
same wspomnienie znów się uśmiechnęłaś. Zapowiadał się dziś naprawdę fajny
dzień.
Wyszłam z
łazienki i ponownie weszłam do kuchni. Wlałam do kubka kawę, wyjęłam z lodówki coś
do jedzenia i usiadłam do stołu.
W telewizji leciał jakiś serial.
-Kocham
cię!- powiedziała główna bohaterka.
-Ale nie
możemy być razem…- po policzku jej chłopaka, czy jak to tam nazwać, spłynęła
łza.- To wszystko nie jest takie łatwe.
-Ale z
niego baba…- jęknął Jack i przełączył na inny kanał.
-JACK! Ja
to oglądam!- warknął Conor i gotów był walczyć o pilot na śmierć i życie.
Popatrzyłam na nich i choć chciałam to skomentować, ugryzłam się za język. Po
co im się narażać, skoro i tak wiem, że muszę któregoś z nich prosić o łaskę,
żeby za chwilę zawieźli mnie do fryzjera? Wróciłam do jedzenia swojej kanapki,
gdy poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Spojrzałam do góry. Nade mną stał
Conor.
-Chcesz
czegoś?- zapytałam z pełną buzią.
-Właśnie
jesz ostatni kawałek mojej ulubionej szynki!- wydukał wściekły.
-Było
napisać na karteczce, żeby jej nie ruszać i przykleić ją do tej szynki…-
wzięłam kolejny gryz patrząc prosto w oczy Conora. Ten tylko ścisnął pięść.
-Ciekawe
kto cię do fryzjera zawiezie…- mruknął pod nosem i gotów był już odejść, jednak
złapałam go za rękę.
-Oddam ci
moją drugą kanapkę, tylko nie każ mi jechać z nim… - spojrzałam na Jacka i
byłam pewna, że w moich oczach było widać rozpacz. Podsunęłam kanapkę pod sam
nos Conora, on zmierzył ją wzrokiem i po chwili rzucił się na nią. Kilka minut
później byliśmy w drodze do mojej fryzjerki.
Weszliśmy
do środka, nic się tu nie zmieniło. Pomarańczowe ściany, na których wisiały te
same dyplomy i te same zdjęcia od kilku lat, podłoga ułożona z jasnych płytek.
Po prawej stronie były trzy stanowiska pracy, a po lewej przyjmowano zapłatę.
Spojrzałam na swoje ramię, przez tą aferę z szynką zapomniałam torebki!
-Conor.
Zapomniałam portfela.- spojrzałam błagalnym wzrokiem prosto w oczy chłopaka.
-Ale siara.
Jak zapłacisz?- roześmiał się.
-No… Ty za
mnie zapłacisz… - zaśmiałam się nerwowo.- Tak?
-Ja
wiedziałem. Ja wiedziałem, że tak się skończy! Ale nie… Wierzyłem, że jednak
będzie inaczej… A tamten się będzie cieszyć…
-Że co?-
niczego nie rozumiałam, ale Conor wyjął portfel i podał mi kilka banknotów.
-Zakład.
Ehh
-Dobra, nie
chce wiedzieć. Dziękuje.- musnęłam delikatnie jego policzek ustami i usiadłam
na jednym z foteli. Po chwili podeszła do mnie Eva, jak dla mnie najlepsza
fryzjerka w całym wielkim Londynie!
-To co dziś
robimy?- zapytała.
Wyjęłam
komórkę, pokazałam jaki chce kolor, wyjaśniłam jak podciąć włosy i inne detale.
Po czym Eva zabrała się do pracy, a ja opowiadałam o nowym mieszkaniu.
-Te skoki
narciarskie, tak, na czym to polega?- zapytała nagle.
-No wiesz.
Faceci w obcisłych kombinezonach, pod którymi kryją się naprawdę dobrze
umięśnione klaty, w kaskach na głowie i w nartach na nogach, wchodzą na taką
ogromną skocznię i skaczą! – nie umiałam jej wytłumaczyć, bo sama nie znałam
się na tym, a tym bardziej nie miałam zamiaru więcej tego praktykować.- Ale
muszę przyznać, że bardzo ciekawe. Obejrzyj kiedyś tam w telewizji.
-Przystojni?
– dopytywała się.
-No. No
jest kilku.- pomachałam głową, przez co kobiecie wypadł kosmyk włosów, w którym
przycinała mi końcówki. Odnalazła go i kontynuowała pracę.
-A fajni
są?
-Tych,
których akurat znam, to tak. Są naprawdę fajni! Niemcy i Polacy są najlepsi!
Innych zbytnio nie znam, więc nie będę nic mówić. Wiesz, są świetni, ale jak
tak na nich czasami patrzę, to się zastanawiam, czy pod tymi ich kaskami jest
coś oprócz włosów… - skomentowałam mając na myśli to, jak ostatnimi czasy
zachowuje się Wellinger. Właśnie, oddzwonić do niego, czy nie?
***
*opowiada
Andi*
Kraus
mówił, zadzwoń do niej! Ona tęskni! Ona cię potrzebuje! Guzik, a nie potrzebuje…
Pojechała do Anglii, do tego swojego Conora i świata poza nim pewnie nie
dostrzega… Po co jej ktoś taki, jak ja? No, bo on jest bogaty, sławny, a mnie
po zdjęciu kombinezonu i kasku mało kto rozpoznaje… Jestem rozpoznawalny tylko
podczas zawodów, taka jest prawda. Mało jest takich prawdziwych fanów, co to
poznają cię zawsze i wszędzie… Ale wracając do Alex. Ta dziewczyna mnie
intryguje. Jest taka śliczna, taka delikatna, subtelna, uważa na każde
wypowiedziane słowo, ale jest tylko taka przy mnie… Znaczy, śliczna to ona jest
zawsze, no ale reszta? Czasami wydaje mi się, że chłopaki znają inną Alex, nie
tą, w którą ja jak mocno pokochałem. Więc jaka jest prawdziwa Alex? Ile bym
dał, żeby móc ją w końcu rozszyfrować! A to, że jest dla mnie wielką zagadką sprawia,
że jeszcze bardziej jej pragnę! Tak więc w chwili słabości zadzwoniłem do niej.
Jeden sygnał, drugi, trzeci. I nic. Może nie usłyszała? A może nie chciała
odebrać? Tego nie jest mi już dane się dowiedzieć. Rozłączyłem się i nie miałem
zamiaru drugi raz dzwonić. Nagle zadzwonił mój telefon. Czy to Alex? Ucieszyłem
się jak małe dziecko, ale gdy zerknąłem na wyświetlacz wszystkie moje nadzieje
odfrunęły.
-Czego?-
warknąłem wściekły na cały świat. Dzwonił Kraus, a nie Alex.
-Nie mogę
się do niej dodzwonić. Wiesz coś może?
-Niby skąd?
Ale od ciebie też nie odbiera? – odetchnąłem z ulgą, ale po chwili ten fakt mnie
zaniepokoił. Przecież od Marinusa na pewno by odebrała! A co jeśli coś jej się
stało?
-Dzwoniłeś
do niej? – zapytał zszokowany.
-Mam do
ciebie sprawę.- stwierdziłem nagle.
-Niby jaką…
-Masz do
mnie zdzwonić, gdy do ciebie oddzwoni.- uśmiechnąłem się sam do siebie dumny ze
swojego błyskotliwego pomysłu.
-Spoko, do
ciebie pewnie też oddzwoni, skoro dzwoniłeś. – chciał mnie pocieszyć, ale ja
nie byłbym tego taki pewny. Rozłączyłem się, nie chciałem zajmować ani jego ani
swojej linii. Przecież ona mogła teraz chcieć do któregoś z nas zadzwonić!
Minęła
godzina, a moja komórka milczała. Dwie godziny. Dalej nic. Nie wytrzymałem.
Wziąłem telefon i znów dzwonię do swojego rudego przyjaciela.
-Dzwoniła?-
zapytałem nie czekając na jakiekolwiek słowa Krausa.
-Nie. Za to
ja dzwoniłem do niej już z 10 razy i nic! Gdybyśmy mieli numer do tego Conora,
to moglibyśmy do niego zadzwonić… A tak to nic! Zero informacji! – mówił
przejęty. Rozłączyłem się. Może zaraz zadzwoni? Jednak w głowie pojawiało mi
się tysiące myśli i nie mogę powiedzieć, że były to same myśli pozytywne…
Po kolejnej
godzinie zacząłem nerwowo chodzić po całym domku. Była 12. Powinienem być dawno
na skoczni i trenować! Pewnie mój trener z klubu zaraz się tam zjawi…
Zadzwoniłem do niego, powiedziałem, że się chwilę spóźnię, ale ten nie należał
do wyrozumiałych ludzi. Powiedział, że jeżeli nie będę za 5 minut, to on już
sprawi, że więcej się nie będę spóźniał. Wolałem nie poznawać jego metod na
zwalczanie niepunktualności u swoich podopiecznych, więc spakowałem do torby
kombinezon, ten różowy, z którego tak bardzo nabijała się Alex, chwyciłem narty
i pobiegłem prosto na skocznię.
Dobrze
zrobił mi ten trening. Trzy godziny minęły mi tak szybko, nawet nie było czasu
myśleć o Alex! Gdy wszedłem do szatni, aby się przebrać zadzwonił telefon.
-Najpierw
ona nie odbiera, teraz ty.- podsumował Marinus.
-Stary,
trening miałem! Trener taki zły, jakby go coś w pewne miejsce ugryzło… No ale
do rzeczy. Odebrała w końcu?
-Po
piętnastym razie sobie darowałem. Oddzwoniła o 14. Ona dopiero o tej godzinie
wstała. A my się tak zamartwialiśmy. – odetchnąłem z ulgą.- Wczoraj trochę
zabalowali, a teraz siedzi już pewnie u fryzjera. Bo wiesz, ona na rudo się
farbuje! Jak ona mnie kocha! Nie będę teraz taki osamotniony w byciu rudym,
chociaż mój rudy wpada bardziej w blond… Na zdjęciach, jak się tak głębiej
przyjrzeć, to nawet moje włosy przypominają trochę twoje…- Jak dobrze, że Alex oddzwoniła do Krausa. Może
i do mnie też oddzwoniła, a ja byłem na treningu ? Co jeśli teraz to ona się o
mnie zamartwia.. Jeśli pomyśli, że się na nią obraziłem? Albo, o zgrozo, co
jeśli to ona się na manie teraz obraziła!?
-(…) A
wtedy Piotrek do mnie, że…- jakim cudem, z tematu o włosach Marinusa, gadaliśmy
już o Żyle?
-Słuchaj.
Muszę kończyć.- przerwałem jego interesujący monolog, który trwał już pewnie
dobrych kilka minut. – Cześć.
Spojrzałem
w spis połączeń. Oprócz kilku nieodebranych od Marinusa i jednego od rodziców
nikt inny nie dzwonił. Dlaczego Alex oddzwoniła do tamtego idioty, a do mnie
nie?
***
*Alex*
-Coś ty ze
sobą zrobiła? – skomentował Conor, gdy wsiedliśmy do jego samochodu.-I to
jeszcze za moje pieniądze!
-Przecież
ci oddam.
-I tak
przegrałem zakład, to wiesz…
-Jaki
zakład?- nie byłam pewna, czy chce wiedzieć, ale skoro chłopak tak bardzo to
przeżywał, to musiało iść o dużą stawkę. Reasumując, nie mogłam nie wiedzieć!
-No bo Jack
powiedział, że ja tobie nie odmówię i jeszcze pierwszego dnia wydam na ciebie z
50 funtów… I co? Właśnie wydałem 45…
-Hehehe ale
to jeszcze nie 50. – spróbowałam naśladować śmiech Żyły, ale nie wyszło.
Trudno.- Właściwie to chciałam ci oddać, ale skoro zakładacie się o takie
rzeczy, to ci już nie oddam.- stwierdziłam, na co chłopak przewrócił oczami.
-Gdzie
jedziesz! Do lekarza!- warknęłam.
-Serio?
-Serio. Czy
ja nie wyglądam serio?- zapytałam, jednak było to pytanie czysto retoryczne.
Nie oczekiwałam żadnej odpowiedzi… jednak nie dla wszystkich było to chyba
takie jasne…
-W tych
rudych włosach…- nie dokończył na jego szczęście.
-Po za tym
to one nie są RUDE, a marchewkowe. – poprawiłam go.
Chłopak
zatrzymał się pod moją „starą” przychodnią. Wyszłam z samochodu i nie czekając
na niczyją pomoc zaczęłam wchodzić po schodach. Było mokro i ślisko. Nagle
poślizgnęłam się na ostatnim stopniu. Na szczęście, gdy już pogodziłam się z
tym, że za chwilę wyląduję na ziemi i ewentualnie coś sobie ponownie złamię,
poczułam czyjś mocny uchwyt, który złapał mnie w talii. Byłam uratowana!
Spojrzałam prosto w oczy wybawcy i już chciałam się słodko uśmiechać do Conora,
tyle że był jeden problem. Moim wybawcą wcale nie był Conor.
___________________________
Nie wiem, czy dodam coś jeszcze przed świętami, więc chciałabym już wam życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT :)
Najlepszy z wszystkich imaginów! Teraz przez to zakończenie nie będę mogła spokojnie spędzić świąt :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Myślę, że tego kto będzie jej wybawcą nikt się nie spodziewa, nawet ja się nie spodziewałam, że to tak wyjdzie :D No i mam nadzieję, że kolejna cześć nie będzie gorsza od tej :)
UsuńKOT JEST TYM WYBAWCĄ?!?!?! Teraz przez to nie moge spokojnie myslec. Rozdział ciekawy i ten śmiech Piotrka to przyznaj że każdego powala. Skoro już raczej nie napiszesz przed świętami to życzę ci wesołych, spokojnych i spędzonych z rodziną świąt oraz chucznego sylwestra:)
OdpowiedzUsuńTaaak, śmiech Piotrka powala każdego :D A kto zostanie bohaterem Alex dowiecie się jakoś po świętach, może niedziela? Dziękuje za życzenia i jeszcze raz wesołych i spokojnych świąt :D
UsuńA ja wiem co to za wybawca :D
OdpowiedzUsuńEj Patka, siedź cicho! :D bo zepsujesz niespodziankę.... :D
UsuńCo za Patka?? Ja nie znać takiej osobistości :D
Usuńosobistości :) ta skromność :P
Usuń