środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 1

-Cooonoooor!- wydarłam się tak głośno, że chyba słyszał mnie cały blok.
-Czego?- odpowiedział zaspanym głosem z pokoju obok.
-Jestem głodna.
-Po to mnie budzisz? Wiesz, że wczoraj wróciłem bardzo późno.
-To było wrócić wcześniej, a nie łazisz po jakiś imprezach… Lodówka jest pusta!
-To idź do sklepu.
-Zanim się ogarnę to umrę z głodu.
-Trudno… - stwierdził. Jednak chwile później już się ubierał do sklepu.
-Jesteś kochany, wiesz?- powiedziałaś. Chłopak tylko się uśmiechnął i wyszedł z mieszkania.
-Czego ty się tak drzesz z samego rana?- jęknął Jack.
-Śpij. Głodna jestem.
-A tamten biedak poleciał ci po jedzenie? Idiota…
-A jakby ciebie poprosiła Lou, to byś nie pobiegł?- pomogło, bo zamilkł.
Piętnaście minut później jadłam już jajecznicę, zrobioną przez nikogo innego, jak Conora.
-Idę dalej spać. Możecie być teraz cicho?- zwrócił się do mnie i do Jacka.
-Dzieci najedzone, to będą cicho. – powiedziałam z pełną buzią, czego Con nienawidził. – Ale nie wiem czy dziewczyny nie będą głodne!- dodałam, gdy chłopak wyszedł z kuchni.
-Przyjdzie Lou?
-I Jes.- dodałam.
-Faaajniee. Muszę się chyba ogarnąć.
-No chyba musisz.
-Nie mów z pełno gębą.
-Odwal się! Najpierw śmiejesz się ze swojego brata, że lata na moje zawołanie, a potem jesz jajecznicę, którą on zrobił.
-Ja go wykorzystuję z umiarem, a ty nie masz umiaru.
-Uwierz, mam.- uśmiechnęłaś się łobuzerską.
-Ja ci się nie dam okręcić wokół jednego palca tak jak zrobiłaś ze swoimi rodzicami i Conorem.
-A szkoda… Mogłabym ci załatwić jakąś randkę z Lou.
-Sam umiem sobie załatwiać randki z Lou.
-Serio? Nie widać.
-Bo może nie chcę.
-Ty czy ona?
-Wal się.- odszedł od stołu.
Czy jestem za bardzo wredna? Może tak, ale muszę jakoś dawać radę, w końcu mieszkam z dwoma starszymi ode mnie facetami!
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
-Jack, otworzysz?
-Nie, bo nie jestem jeszcze ogarnięty.
-Ogarnięty, nie ogarnięty co za różnica. Lou i tak się będziesz podobać. – wstałaś od stołu i poszłaś otworzyć drzwi.
-Odczep się ode mnie i od niej, okey? Nic do niej nie czuję.
-Tsaa, jasne. Wmawiaj sobie bejbe!- przekręciłam kluczyk.- Heeej laski!- dałam każdej po buziaku w policzek.- No to jakie mamy plany na dzisiaj?
Na początku razem z Jes powkurzałyśmy Jacka, Lou jakoś za bardzo nie chciała w tym uczestniczyć. Przypadek? Nie sądzę.  Potem poszłyśmy na zakupy, trzeba było jakoś wykorzystać kieszonkowe od rodziców. Conor zarabiał  na tyle dużo, że nie chciał ode mnie ani na opłaty ani na jedzenie, więc mój budżet był znacznie wyższy.
-A co myślicie o tej?- zapytałam, gdy wychodziłam z przymierzalni.
-Nie pasuje do ciebie. – usłyszałaś jakiś męski głos.
-Ooo a ty co tu robisz Conor? Wyspałeś się już?
-Wyobraź sobie, że trudno jest spać, gdy Jack się na was drze.
-Ale my byłyśmy cicho.- odpowiedziała Jessica.
-Tak jak kazałeś.- zauważyłam.
-Dajcie mu spokój. Wczoraj cały dzień pomagał w akcji charytatywnej, potem był na imprezie z tej samej okazji, a wy go od rana gnębicie.- Zaraz, zaraz, był na jakiejś akcji charytatywnej i nic mi nie powiedział? Pewnie, żeby nie brać mnie ze sobą, i tak był nie poszła…
-To co ty tu robisz?
-Skoro i tak już nie spałem i nudziło mi się, więc pomyślałem, że spędzę czas z moimi ulubionymi dziewczynami.
-Ohh Conor, my już to wiemy, że nas kochasz i kochasz spędzać z nami wolny czas.
-Właśnie, co wolnego czasu. Alex, mam dla ciebie dobrą radę, ogarnij się z wywalaniem pieniędzy, bo twoi rodzice nie będą zadowoleni.
-Powiesz im na co wydaje swoją kasę?
-Ich kasę.- poprawił mnie.- Dzwonili do ciebie.- dodał po chwili.
-Kiedy?- wzięłam do ręki komórkę. – A no faktycznie, nawet 3 razy. Skąd wiedziałeś?
-Dzwonili też do mnie.
-Co chcieli? Pozdrowiłeś ich ode mnie?
-Przyjadą do ciebie za tydzień, mają dla ciebie jakąś wiadomość nie na telefon.
-Może będziesz miała rodzeństwo?- zażartowała Lou.
-Chyba by na głowę upadli… Dla mnie nigdy nie mieli czasu, a co dla takiego maleństwa. Z reszto za starzy są.
-Jak ty z nią wytrzymujesz?- Lou zapytała się Conora.

-Nie wiem, może tak samo jak ty…

6 komentarzy: