-Tam masz
łazienkę.- wskazałam na jedne z drzwi. Sama już się połapałam, co gdzie się
znajduję.
Weszłam do
kuchni, gdzie krzątała się moja mama.
-Widziałam,
że ten Niemiec znów cię przywiózł. Mówiłaś przecież, że idziesz na skocznie, a
wracasz z nim.
-Bo on jest
skoczkiem.- wyszeptałaś.
-Czemu
mówisz tak cicho? Boisz się taty? On się na pewno ucieszy, masz kolegę i to
skoczka.
-Eh.. Mamo?
-I do tego
takie ciacho.- zażartowała, a wtedy Andi wszedł do kuchni. Chłopak się
zarumienił.
-Dzień
dobry.- powiedział niepewnie.
-Wpadka.-
szepnęłam mamie do ucha. Mama też zrobiła się czerwona jak burak.
-Dzień
dobry.- odpowiedziała w końcu.- Zrobić wam coś do jedzenia? Pewnie jesteście
głodni.
-Nie
trzeba.- odpowiedział grzecznie Andreas.
-Mogłabyś
coś zrobić, przeze mnie Andi nie zjadł kolacji.
-To
przyjdźcie za jakieś 15 minut.
Weszliśmy
po schodach na górę.
-No to, to
jest mój pokój.- powiedziałam dumnie. No, bo naprawdę byłam z niego dumna.
Podobał mi się. Był taki mój, w moim stylu.
-Jakie masz
widoki. Widać stąd jak skaczemy?
-Nie.
-Szkoda.
-Dlaczego?-
zapytałam.
-Bo jakbyś
mnie zobaczyła, to byś przyszła mi pokibicować.
-Jeszcze
byś przeze mnie źle skoczył.
-No, jakbym
się zapatrzył na te twoje włosy, to kontuzja gotowa.- znów spowodował, że się
zarumieniłam.
-A to kto?-
podszedł do ścianki ze zdjęciami i wskazał na zdjęcie całej naszej paczki z
Londynu.
-To ja,
jeszcze w naturalnym kolorze włosów. To stare zdjęcie, sprzed dwóch lat. Nigdy
nie lubiłam swoich czarnych włosów, ale wywaliliby mnie z gimnazjum, gdybym
poszła na lekcje w kolorowych włosach. A czarne były takie nudne. A to jest
Jessica i Louise. Moje najlepsze przyjaciółki! No, a to Conor, o którym ci już,
co nieco wspominałam.
-Czekaj… ja
go skądś kojarzę.- chłopak zamyślił się.
-No.
Piosenkarzem jest! – powiedziałam bardzo dumnie. W końcu wspierałam go od zawsze,
we wszystkim.
-A to kto?-
wskazał na Jacka.
-Brat
Conora, Jack. Dzięki mnie oficjalny chłopak Lou.
-Bawisz się
w swatki?
-Właśnie
nie chciałam, ale wiesz… Jak miałam wyjechać to musiałam coś z nimi zrobić!- z
każdą chwilą czuliśmy się coraz pewniej w swoim towarzystwie.
-I jak
podobają ci się Niemcy? I Ruhpolding?
-Szczerze,
to się nie spodziewałam, że będzie tak fajnie i że tak szybko poznam kogoś
fajnego.- spojrzałam na chłopaka.
-Ja też się
nie spodziewałem, że dzięki torebce można poznać kogoś fajnego… Ciekawi mnie
jedna rzecz.
-No jaka?
-Według
twojej mamy jestem takim słabym ciachem czy takim mega, słodkim ciachem?
-No nie
wiem, chyba musisz się jej zapytać…- roześmiałam się.
-Więc
pozostanie to dla mnie słodką tajemnicą…- zrobił smutną minę.
-Nie
smutaj! Zaraz pójdziemy coś zjeść i znów
zobaczysz swoją nową fankę.
-Yeeeeaaah!
A tak w ogóle, to mówimy jej już dziś, że chcesz ze mną jechać?
-Kurcze nie
wiem, bo wiesz, my się krótko znamy… Nie puszczą mnie.
-Dzieci,
chodźcie jeść! – usłyszeliśmy głos mamy.
Zeszliśmy
na dół prosto do kuchni.
- Tu macie
kanapki i zrobiłam wam po herbacie. To smacznego, nie będę wam przeszkadzać.
-Nie będzie
nam pani przeszkadzać.- powiedział chłopak.- Niech pani z nami siada.- mama
posłusznie usiadła razem z nami przy stole. Chyba dalej czuła się nieswojo po
poprzednim, nietrafionym komentarzu.
-W piątek
mamy konkurs w Wiśle.- powiedział w końcu, coś czułam, że tego dzisiaj nie odpuści.
-Ooo mój
mąż stamtąd pochodzi i Alex się tam urodziła.
-Tak,
słyszałem o tym. I właśnie tak pomyślałem, że może Alex mogłaby… z nami tam
pojechać? Na ten konkurs oczywiście.
-A to nie
będzie dla was problem? I co na to reszta?
-W końcu
Severin sam to zaproponował. Kraus dogada się z każdym. Z resztą pójdzie równie
dobrze. – uśmiechnął się do mamy.
-No
nie wiem…
-Pewnie
chodzi o to, że tak krótko się znamy?- powiedział, na co mama tylko uśmiechnęła
się nerwowo.- Spokojnie, nie będziemy robić żadnych niedozwolonych rzeczy, a
jeżeli chodzi o nocowanie, to wynajmiemy jej oddzielny pokój. Z resztą ja i tak
zawsze mam pokój z Krausem. Ewentualnie, macie pewnie tam jakąś rodzinę, więc
Alex mogłaby tam przenocować te dwie noce.
Andi w
końcu się rozgadał, ale dopiero teraz zauważyłam, że czasami, złożenie
poprawnego zdania po angielsku, przyprawia mu małe trudności.
-Porozmawiam
z mężem. A kiedy jedziecie?- zapytała mama. Czyli jakaś szansa była.
-W
czwartek. W piątek konkurs drużynowy, w sobotę indywidualny i potem powrót,
albo w niedziele rano. Nie wiem w sumie.
-Nie wiem,
czy tata się zgodzi, Alex.- zwróciła się do mnie.- Sama wiesz, jak jest. –
chwila niepewnego milczenia.- A tam będą jakieś imprezy?- zapytała w końcu.
Wiedziałam,
że się o to zapyta… Teraz chłopak sobie pomyśli, że tylko łażę po imprezach i
pije…
-Nie no,
myślę że nie. No chyba, że ktoś wygra.- na jego twarzy pojawił się łobuzerski
uśmiech, a ja posłałam mu jedne ,z moich piorunujących, spojrzeń. - Ale oczywiście bez alkoholu!- poprawił się
po chwili.-Ale już późno. Muszę już lecieć. Do widzenia i dziękuje.- wstał od
stołu.
-Czekaj,
odprowadzę cię.- wyszliśmy z domu.
-Myślisz,
że się zgodzą?- zapytał, gdy wyszliśmy z domu.
-Nie wiem.
-O co
twojej mamie chodziło z tymi imprezami?
-Hmm długo
opowiadać… Pewnie wiesz jak to jest, Conor sławny to zabierał mnie na różne
imprezy. Raz wróciłam po drinku i akurat przyjechali moi rodzice.
-Upss
wpadka!- roześmiał się.- No spoko. Rozumiem. To co do jutra?
-Randka?-
zażartowałam.
-Randka?
Czemu nie, skoro mnie zapraszasz.- roześmiał się.- O 12 mamy trening. Może
jeszcze Wank się pojawi… No i musisz lepiej Marinusa poznać, bo wiesz głodny
nie jest sobą.
-To kup mu
snickersa!
-Hmm dobry
pomysł… Może nie będzie tak gwiazdorzyć. Jej, naprawdę już późno, to do 12.-
pocałował mnie w policzek.- Paaa.
Znów się
tak bosko uśmiechnął i poszedł do swojego samochodu. Gdy wyjeżdżał z mojego
podwórka jeszcze mi pomachał. A ja dalej stałam jak słup.
Gdy się
otrząsnęłam wróciłam do domu. Było już po 22. Biorąc pod uwagę inną strefę
czasu, w Londynie musiała być 21. No to dzwonimy do dziewczyn!
-Heeej!-
dziewczyny akurat były na skype. Pewnie na mnie czekały.
-Hej!- czy
one nie były w moim pokoju, w domu Conora?
-Jesteście
u Conora! Dawać mi go tu! I Jacka!
-Nie. Najpierw
opowiedz, czy poznałaś już jakiegoś przystojniaka!
-Noo nie
chce się chwalić, ale odkryłam patent na niebieskookich blondynów.
-A co
wyrwałaś już jakiegoś?- zażartowała Jassica. Była pewna, że odpowiem ‘nie’. Ale
tak się nie stało.
-Tak.
-Jak to?- zapytała
zdziwiona.
-Opowiadaaj!-
krzyknęła Lou.
-Idę sobie
do sklepu i jak wiecie, nie ogarniam w ogóle niemieckiego. No to sprzedawczyni
prosi chłopaka, który dopiero wszedł do sklepu, żeby mi przetłumaczył. No to
okey. Przetłumaczył mi i zapłaciłam, i idę sobie do domu.
-No i
tyle?- zapytała znudzona Jess. Coś z nią nie tak. Jest zazdrosna? Ja mam
Welliego, Lou ma Jacka, a ona nikogo. Żaden chłopak nie wytrzymał dłużej niż
miesiąc z jej charakterkiem.
-Dasz mi
dokończyć? – zapytałam, na co dziewczyny odpowiedziały mi milczeniem.- No i
nagle słyszę, że ktoś mnie woła, żebym zaczekała. Odwracam się, a tu ten
blondyn. No i odprowadził mnie do domu i pomógł nieść zakupy. Potem idę sobie
na skocznię, którą pokażę wam innym razem, a tu on! Bo wiecie? On jest skoczkiem
narciarskim! I poznałam jego kolegów z reprezentacji. No i sobie pogadaliśmy i
on odwiózł mnie do domu. Potem poszliśmy do mnie na kolacje. No i nie chce
zapeszać, ale jak rodzice się zgodzą, to jadę z nim do Polski, do Wisły na LGP!
-Ooo! A tak
się martwiłaś, że nie poznasz nikogo fajnego.- Lou cieszyła się razem ze mną.
-No ale to
nie koniec. Jak odjeżdżał to umówiliśmy się na jutro, na 12, na skoczni! I na
koniec dał mi buziaka w policzek.
Louise
zaczęła piszczeć, a Jess dalej siedziała naburmuszona. O co jej tak w ogóle
chodziło!?
-Co tu się
dzieje?- do pokoju wbiegł Jack, a za nim Conor.
-Nic.
Gadamy z Alex.- powiedziała szczęśliwie Louise, Jack usiadł na moje londyńskie
łóżko i objął Lou. Jess wstała i wyszła z pokoju bez żadnego słowa, wymijając
Conora w drzwiach. Potem słychać było tylko huk trzaskających drzwi.
-A tamtą co
ugryzło?- zapytał Conor i podszedł bliżej, tak żebym go widziała.
-Nie wiem,
jest jakaś dziwna, odkąd zaczęłam spotykać się z Jackiem.- stwierdziła Lou.
-Może po
prostu nie może się pogodzić z tym, że jej przyjaciółka wyjechała do Niemiec?-
powiedział Conor.
-Żeby…-
jęknęłam, po czym postanowiłam zmienić temat.- Conor, da się ciebie podrywać na
torebkę?
-Co?!-
zapytał, robiąc wielkie oczy.
-Alex się
nam zakochała!- stwierdziła w końcu Louise.
-Nie
zakochała. Po prostu zaprzyjaźniła.- poprawiłam ją. W końcu wiedziałam, że
podobam się Conorowi i trudno mu się pogodzić z moim wyjazdem. Ale gdyby tu
przyjechał i poznał Andiego, zobaczyłby, że nie jest tu tak źle.
-No to w
kim jest ten szczęśliwiec?- zapytał Conor sprawiając wrażenie, jakby wcale nie
był zazdrosny. Ale czy tak było naprawdę?
-Andreas
Wellinger, skoczek. Właśnie, wygooglujcie go sobie! Pewnie będą miliony jego
zdjęć, tak jak i twoich. Mogę sobie ciebie oglądać ile chce, Conor.
-No. Ja też
nie narzekam, w sieci jest dużo naszych wspólnych zdjęć. Teraz będą cię
fotografować z Andreasem.- uśmiechnął się, ale w jego oczach widziałam smutek.
Nigdy wcześniej nie patrzyłam na uczucia innych, ale teraz coś się we mnie
zmieniło.
-Dobra, u
mnie już prawie 24! Idę spać, bo jutro się nie wyśpię.
-Noo,
musisz się wyszykować na 12. Potem mi wszystko opowiesz. Paa kochana.
-Paaa.
Słodkich snów wszystkim, najlepiej o mnie.- zamknęłam laptopa i poszłam spać.
I co nadaje się to w ogóle do czegoś? :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz