poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 6

-Tam masz łazienkę.- wskazałam na jedne z drzwi. Sama już się połapałam, co gdzie się znajduję.
Weszłam do kuchni, gdzie krzątała się moja mama.
-Widziałam, że ten Niemiec znów cię przywiózł. Mówiłaś przecież, że idziesz na skocznie, a wracasz z nim.
-Bo on jest skoczkiem.- wyszeptałaś.
-Czemu mówisz tak cicho? Boisz się taty? On się na pewno ucieszy, masz kolegę i to skoczka.
-Eh.. Mamo?
-I do tego takie ciacho.- zażartowała, a wtedy Andi wszedł do kuchni. Chłopak się zarumienił.
-Dzień dobry.- powiedział niepewnie.
-Wpadka.- szepnęłam mamie do ucha. Mama też zrobiła się czerwona jak burak.
-Dzień dobry.- odpowiedziała w końcu.- Zrobić wam coś do jedzenia? Pewnie jesteście głodni.
-Nie trzeba.- odpowiedział grzecznie Andreas.
-Mogłabyś coś zrobić, przeze mnie Andi nie zjadł kolacji.
-To przyjdźcie za jakieś 15 minut.
Weszliśmy po schodach na górę.
-No to, to jest mój pokój.- powiedziałam dumnie. No, bo naprawdę byłam z niego dumna. Podobał mi się. Był taki mój, w moim stylu.
-Jakie masz widoki. Widać stąd jak skaczemy?
-Nie.
-Szkoda.
-Dlaczego?- zapytałam.
-Bo jakbyś mnie zobaczyła, to byś przyszła mi pokibicować.
-Jeszcze byś przeze mnie źle skoczył.
-No, jakbym się zapatrzył na te twoje włosy, to kontuzja gotowa.- znów spowodował, że się zarumieniłam.
-A to kto?- podszedł do ścianki ze zdjęciami i wskazał na zdjęcie całej naszej paczki z Londynu.
-To ja, jeszcze w naturalnym kolorze włosów. To stare zdjęcie, sprzed dwóch lat. Nigdy nie lubiłam swoich czarnych włosów, ale wywaliliby mnie z gimnazjum, gdybym poszła na lekcje w kolorowych włosach. A czarne były takie nudne. A to jest Jessica i Louise. Moje najlepsze przyjaciółki! No, a to Conor, o którym ci już, co nieco wspominałam.
-Czekaj… ja go skądś kojarzę.- chłopak zamyślił się.
-No. Piosenkarzem jest! – powiedziałam bardzo dumnie. W końcu wspierałam go od zawsze, we wszystkim.
-A to kto?- wskazał na Jacka.
-Brat Conora, Jack. Dzięki mnie oficjalny chłopak Lou.
-Bawisz się w swatki?
-Właśnie nie chciałam, ale wiesz… Jak miałam wyjechać to musiałam coś z nimi zrobić!- z każdą chwilą czuliśmy się coraz pewniej w swoim towarzystwie.
-I jak podobają ci się Niemcy? I Ruhpolding?
-Szczerze, to się nie spodziewałam, że będzie tak fajnie i że tak szybko poznam kogoś fajnego.- spojrzałam na chłopaka.
-Ja też się nie spodziewałem, że dzięki torebce można poznać kogoś fajnego… Ciekawi mnie jedna rzecz.
-No jaka?
-Według twojej mamy jestem takim słabym ciachem czy takim mega, słodkim ciachem?
-No nie wiem, chyba musisz się jej zapytać…- roześmiałam się.
-Więc pozostanie to dla mnie słodką tajemnicą…- zrobił smutną minę.
-Nie smutaj! Zaraz pójdziemy coś zjeść i  znów zobaczysz swoją nową fankę.
-Yeeeeaaah! A tak w ogóle, to mówimy jej już dziś, że chcesz ze mną jechać?
-Kurcze nie wiem, bo wiesz, my się krótko znamy… Nie puszczą mnie.
-Dzieci, chodźcie jeść! – usłyszeliśmy głos mamy.
Zeszliśmy na dół prosto do kuchni.
- Tu macie kanapki i zrobiłam wam po herbacie. To smacznego, nie będę wam przeszkadzać.
-Nie będzie nam pani przeszkadzać.- powiedział chłopak.- Niech pani z nami siada.- mama posłusznie usiadła razem z nami przy stole. Chyba dalej czuła się nieswojo po poprzednim, nietrafionym komentarzu.
-W piątek mamy konkurs w Wiśle.- powiedział w końcu,  coś czułam, że tego dzisiaj nie odpuści.
-Ooo mój mąż stamtąd pochodzi i Alex się tam urodziła.
-Tak, słyszałem o tym. I właśnie tak pomyślałem, że może Alex mogłaby… z nami tam pojechać? Na ten konkurs oczywiście.
-A to nie będzie dla was problem? I co na to reszta?
-W końcu Severin sam to zaproponował. Kraus dogada się z każdym. Z resztą pójdzie równie dobrze. – uśmiechnął się do mamy.
-No nie wiem…
-Pewnie chodzi o to, że tak krótko się znamy?- powiedział, na co mama tylko uśmiechnęła się nerwowo.- Spokojnie, nie będziemy robić żadnych niedozwolonych rzeczy, a jeżeli chodzi o nocowanie, to wynajmiemy jej oddzielny pokój. Z resztą ja i tak zawsze mam pokój z Krausem. Ewentualnie, macie pewnie tam jakąś rodzinę, więc Alex mogłaby tam przenocować te dwie noce.
Andi w końcu się rozgadał, ale dopiero teraz zauważyłam, że czasami, złożenie poprawnego zdania po angielsku, przyprawia mu małe trudności.
-Porozmawiam z mężem. A kiedy jedziecie?- zapytała mama. Czyli jakaś szansa była.
-W czwartek. W piątek konkurs drużynowy, w sobotę indywidualny i potem powrót, albo w niedziele rano. Nie wiem w sumie.
-Nie wiem, czy tata się zgodzi, Alex.- zwróciła się do mnie.- Sama wiesz, jak jest. – chwila niepewnego milczenia.- A tam będą jakieś imprezy?- zapytała w końcu.
Wiedziałam, że się o to zapyta… Teraz chłopak sobie pomyśli, że tylko łażę po imprezach i pije…
-Nie no, myślę że nie. No chyba, że ktoś wygra.- na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech, a ja posłałam mu jedne ,z moich piorunujących, spojrzeń.  - Ale oczywiście bez alkoholu!- poprawił się po chwili.-Ale już późno. Muszę już lecieć. Do widzenia i dziękuje.- wstał od stołu.
-Czekaj, odprowadzę cię.- wyszliśmy z domu.
-Myślisz, że się zgodzą?- zapytał, gdy wyszliśmy z domu.
-Nie wiem.
-O co twojej mamie chodziło z tymi imprezami?
-Hmm długo opowiadać… Pewnie wiesz jak to jest, Conor sławny to zabierał mnie na różne imprezy. Raz wróciłam po drinku i akurat przyjechali moi rodzice.
-Upss wpadka!- roześmiał się.- No spoko. Rozumiem. To co do jutra?
-Randka?- zażartowałam.
-Randka? Czemu nie, skoro mnie zapraszasz.- roześmiał się.- O 12 mamy trening. Może jeszcze Wank się pojawi… No i musisz lepiej Marinusa poznać, bo wiesz głodny nie jest sobą.
-To kup mu snickersa!
-Hmm dobry pomysł… Może nie będzie tak gwiazdorzyć. Jej, naprawdę już późno, to do 12.- pocałował mnie w policzek.- Paaa.
Znów się tak bosko uśmiechnął i poszedł do swojego samochodu. Gdy wyjeżdżał z mojego podwórka jeszcze mi pomachał. A ja dalej stałam jak słup.
Gdy się otrząsnęłam wróciłam do domu. Było już po 22. Biorąc pod uwagę inną strefę czasu, w Londynie musiała być 21. No to dzwonimy do dziewczyn!
-Heeej!- dziewczyny akurat były na skype. Pewnie na mnie czekały.
-Hej!- czy one nie były w moim pokoju, w domu Conora?
-Jesteście u Conora! Dawać mi go tu! I Jacka!
-Nie. Najpierw opowiedz, czy poznałaś już jakiegoś przystojniaka!
-Noo nie chce się chwalić, ale odkryłam patent na niebieskookich blondynów.
-A co wyrwałaś już jakiegoś?- zażartowała Jassica. Była pewna, że odpowiem ‘nie’. Ale tak się nie stało.
-Tak.
-Jak to?- zapytała zdziwiona.
-Opowiadaaj!- krzyknęła Lou.
-Idę sobie do sklepu i jak wiecie, nie ogarniam w ogóle niemieckiego. No to sprzedawczyni prosi chłopaka, który dopiero wszedł do sklepu, żeby mi przetłumaczył. No to okey. Przetłumaczył mi i zapłaciłam, i idę sobie do domu.
-No i tyle?- zapytała znudzona Jess. Coś z nią nie tak. Jest zazdrosna? Ja mam Welliego, Lou ma Jacka, a ona nikogo. Żaden chłopak nie wytrzymał dłużej niż miesiąc z jej charakterkiem.
-Dasz mi dokończyć? – zapytałam, na co dziewczyny odpowiedziały mi milczeniem.- No i nagle słyszę, że ktoś mnie woła, żebym zaczekała. Odwracam się, a tu ten blondyn. No i odprowadził mnie do domu i pomógł nieść zakupy. Potem idę sobie na skocznię, którą pokażę wam innym razem, a tu on! Bo wiecie? On jest skoczkiem narciarskim! I poznałam jego kolegów z reprezentacji. No i sobie pogadaliśmy i on odwiózł mnie do domu. Potem poszliśmy do mnie na kolacje. No i nie chce zapeszać, ale jak rodzice się zgodzą, to jadę z nim do Polski, do Wisły na LGP!
-Ooo! A tak się martwiłaś, że nie poznasz nikogo fajnego.- Lou cieszyła się razem ze mną.
-No ale to nie koniec. Jak odjeżdżał to umówiliśmy się na jutro, na 12, na skoczni! I na koniec dał mi buziaka w policzek.
Louise zaczęła piszczeć, a Jess dalej siedziała naburmuszona. O co jej tak w ogóle chodziło!?
-Co tu się dzieje?- do pokoju wbiegł Jack, a za nim Conor.
-Nic. Gadamy z Alex.- powiedziała szczęśliwie Louise, Jack usiadł na moje londyńskie łóżko i objął Lou. Jess wstała i wyszła z pokoju bez żadnego słowa, wymijając Conora w drzwiach. Potem słychać było tylko huk trzaskających drzwi.
-A tamtą co ugryzło?- zapytał Conor i podszedł bliżej, tak żebym go widziała.
-Nie wiem, jest jakaś dziwna, odkąd zaczęłam spotykać się z Jackiem.- stwierdziła Lou.
-Może po prostu nie może się pogodzić z tym, że jej przyjaciółka wyjechała do Niemiec?- powiedział Conor.
-Żeby…- jęknęłam, po czym postanowiłam zmienić temat.- Conor, da się ciebie podrywać na torebkę?
-Co?!- zapytał, robiąc wielkie oczy.
-Alex się nam zakochała!- stwierdziła w końcu Louise.
-Nie zakochała. Po prostu zaprzyjaźniła.- poprawiłam ją. W końcu wiedziałam, że podobam się Conorowi i trudno mu się pogodzić z moim wyjazdem. Ale gdyby tu przyjechał i poznał Andiego, zobaczyłby, że nie jest tu tak źle.
-No to w kim jest ten szczęśliwiec?- zapytał Conor sprawiając wrażenie, jakby wcale nie był zazdrosny. Ale czy tak było naprawdę?
-Andreas Wellinger, skoczek. Właśnie, wygooglujcie go sobie! Pewnie będą miliony jego zdjęć, tak jak i twoich. Mogę sobie ciebie oglądać ile chce, Conor.
-No. Ja też nie narzekam, w sieci jest dużo naszych wspólnych zdjęć. Teraz będą cię fotografować z Andreasem.- uśmiechnął się, ale w jego oczach widziałam smutek. Nigdy wcześniej nie patrzyłam na uczucia innych, ale teraz coś się we mnie zmieniło.
-Dobra, u mnie już prawie 24! Idę spać, bo jutro się nie wyśpię.
-Noo, musisz się wyszykować na 12. Potem mi wszystko opowiesz. Paa kochana.

-Paaa. Słodkich snów wszystkim, najlepiej o mnie.- zamknęłam laptopa i poszłam spać.
I co nadaje się to w ogóle do czegoś? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz