Dziś
nadszedł dzień wylotu do Niemiec. Na lotnisko odwieźli mnie wszyscy, którzy
byli dla mnie ważni. Conor, Jack, Jessica i Louise.
-Będzie mi
ciebie brakować.- powiedział Jack.
-Ooo mi
ciebie też! – znów się rozczuliłam.
-Nie mogłaś
być zawsze taka miła?
-Nie. Ciesz
się, że załatwiłam ci randkę z Lou.
-Właśnie,
dziękuje!
Chłopak
mocno mnie przytulił i dał mi buziaka w policzek.
-Tylko tego
nie zepsuj! Jak ją zranisz, to nie ręczę za siebie!- pogroziłam mu palcem, jak
małemu dziecku.
Taaak, w
końcu ich zeswatałam i są razem. Tylko na co ja tak długo czekałam?
Potem
nadeszła kolej Lou i Jessy na pożegnanie. Dziewczyny płakały, ja też i
wszystkie wyglądałyśmy jak wiedźmy z rozmazanym makijażem. Tylko Conor stał z
boku i spokojnie czekał, aż nadejdzie jego kolej. Podeszłam do niego i
zobaczyłam w jego oczach łzy. Przytuliłam się do niego, nie mówiąc ani słowa,
czasami milczenie mówi więcej niż słowa.
-Kocham
cię, wiesz?- powiedział w końcu.- Będzie mi ciebie tak cholernie brakować.
-Zakochasz
się i zapomnisz o mnie! No i w końcu, będziesz mógł zapraszać swoje laski na
imprezki, a nie zabierać ze sobą 17-latkę, która zawsze przynosiła ci wstyd.
-Ty mi
nigdy nie przynosiłaś wstydu… Gdybym tak uważał, nie mieszkałabyś ze mną…
-Nie płacz!
-Nie
płaczę.
-Widzę, że
płaczesz! Baba z ciebie.- próbowałam go rozśmieszyć.
-Ty też
płaczesz.- powiedział opanowany, tak jak nigdy.
-Bo ja
jestem babą.- za to sama roześmiałam się przez łzy.- To co spotykamy się aż w
ferie?
-Postaram
się szybciej, ale niczego nie obiecuje. Wiesz jak to u mnie jest z czasem. Może
Jack’owi uda się jakoś szybciej.
-Zadzwonię
jak wylądujemy.- i znów przytulaliśmy się w milczeniu.
-Alex,
chodź.- zawołała mama, która stała już przy odprawie, wraz z tatą.
-Nie wierzę,
że już dziś wyjeżdżasz.
-Przecież
nie wyprowadzam się na koniec świata, to całkiem niedaleko.- uśmiechnęłam się.
-Alex! –
tym razem zawołał mnie tata.
-No idę
już, idę!
-Paaa.
–pocałowałam chłopaka w policzek i pobiegłam do rodziców.
Gdy
przeszłam odprawę spojrzałam jeszcze raz na lotnisko i moich przyjaciół.
Ludzie
biegali ze swoimi walizkami patrząc nerwowo na zegarki. Ale ja widziałam tylko
ich. Jack przytulał Lou, Conor patrzył na mnie, a Jess.. właśnie gdzie jest
Jessica? Chyba już sobie poszła… Pomachałam im ostatni raz i dogoniłam
rodziców.
W samolocie
dalej płakałam. Wzięłam do ręki serduszko, które noszę przy sobie zawsze, od
kiedy dostałam je od Conora.
-O jakie
ładne.. Skąd je masz?- zapytała mama.
-Od
Conora.- uśmiechnęłam się.
-Wy
byliście… jesteście parą?
-Co!?-
wybuchnęłam śmiechem.- Ja z Conorem? Hahahaha
-No co? To
jak się żegnaliście, ile czasu ze sobą spędzaliście.
-Traktuję
go jak brata, to tyle. Chyba nie potrafiłabym się w nim zakochać.
-A on w
tobie?- i tu był problem, bo on chyba się we mnie zakochał. Nawet nie wiem
kiedy to się stało… I na lotnisku te ‘kocham cię’. To nie było braterskie
‘kocham cię’… Czułam to, a mimo wszystko bawiłam się jego uczuciami.
-Nie wiem,
mamo. Nie sądzę.- skłamałam.
-A ja
sądzę, że on się w tobie zakochał, a ty to wykorzystywałaś. I dopiero teraz
zobaczyłaś co straciłaś.
-Co
straciłam przez was.
-Może to i
lepiej. Może zobaczysz jak go raniłaś. Może tu, gdy nie będziesz miała Conora,
który zawsze wyciągnie cię z tarapatów, nieco zmądrzejesz i wydoroślejesz?
Staniesz się odpowiedzialna za swoje słowa i czyny.
-Może…
-Dwie godziny później już lądowaliśmy.
Dopiero ,gdy
dojechaliśmy do Ruhpolding(1),
zobaczyłam piękno tutejszego krajobrazu. Alpy były piękne. I przede wszystkim
były niemalże na wyciągnięcie ręki.
-Tu jest
pięknie.
-A nie
mówiłem?- tata wziął głęboki oddech.- I te świeże powietrze! Gdy zobaczysz nasz
domek też ci się na pewno spodoba! Przez okno twojego pokoju widać nawet
skocznie. Poznasz nowy sporty, np.: skoki narciarskie. Są one tu bardzo popularne,
szczególnie w tych okolicach. Z tego co wiem, niemieccy skoczkowie odnoszą duże
sukcesy. Skoro będziemy mieszkać tak blisko skoczni, może nawet poznasz
któregoś z nich?
-Fajnie by
było… - rozmarzyłam się.
Wyobraziłam
sobie umięśnionego, przystojnego blondyna o niebieskich oczach, który zbliża
się w moim kierunku, nosząc w rękach narty. Tak, kogoś właśnie takiego muszę tu
poznać. Jak nie, gdy tylko skończę 18 lat, wracam do domu, do Londynu.
-Jesteśmy
na miejscu.- powiedział z dumą tata.
-Miałeś racje.
Jest pięknie.- stwierdziłam, gdy nieco się rozejrzałam.
-Tam są
skocznie.- wskazał ręką na pięć skoczni. Rzeczywiście, było je widać. Na oko
dzieliło mnie od nich jakieś 15 – 20 minut drogi pieszo przez te łąki…
Wracając do
tutejszego krajobrazu… Nie wyobrażałam sobie, że te miejsce będzie takie
piękne! Wszędzie były góry i pagórki. Nasz mały, drewniany, góralski domek był
oddalony od innych. Otaczały go lasy, pola i pojedyncze drzewa. Zimą musi tu
być jeszcze piękniej!
-Chodź,
pokażę ci twój pokój. – mama odciągnęła mnie od huśtawki, na którą miałaś
ochotę usiąść i pomarzyć o niebieskookim blondynie.
-Ooo
dziękuje!- w oku znów zakręciła się łza, gdy zobaczyłam ścianę ze zdjęciami
Louise, Jess, Con’a, Jacka, no i moje! Genialne!
-A tu jest
miejsce na twoich nowych przyjaciół.
-O ile
jakichkolwiek znajdę…
-Bierz się
za skoczków, podobno niezłe ciacha.
-Mamo…
-No co? –
roześmiała się.- Niemiecka reprezentacja często trenuje na tamtych skocznia.
-Dobra,
rozpakuje się i możemy iść na poszukiwanie ładnych Niemców! – uśmiechnęłam się.
-Okey. To
co, o 19?
Była równo 17.
Miałam jeszcze dwie godzinki.
-Ok.
Dzięki.- posłałam jej uśmiech i skoczyłam na łóżko. Wyjęłam komórkę z torebki.
-Alex, hej!
I jak tam w Niemczech?
Jak dobrze
było znowu usłyszeć głos Conora…
-Boże, tu
jest pięknie! Są z tobą dziewczyny?
-Jest sama
Lou, siedzi z Jackiem. A ja robię coś do jedzenia.
-Zjadłabym
coś zrobionego przez ciebie.
-Zostawię
ci nieco w Narnii.
Znów
przybyły wspomnienia, na co tylko roześmiałam się.
-Powiedz
dziewczynom, że żyję i że zadzwonię potem, albowiem teraz muszę się rozpakować
i idziemy z mamą na polowanie.
-Na co!? Na
jakie polowanie?- nie do końca zrozumiał o co mi chodziło.
-Na
polowanie na niebieskookich blond Niemców.
-To nie
fair, też jestem blondynem. I mam niebieskie oczy.- zaprotestował.
-Jesteś
ciemnym blondynem, to się nie liczy. Do tego nie jesteś Niemcem.
-W czym
Niemiec jest lepszy ode mnie?
-Właściwie
niczym… Coś ci pokażę jak skończymy gadać.- rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę.
Następnie wysłałam widok z okna mojego pokoju oraz zdjęcie ściany ze zdjęciami.
-Nie wiem
co ładniejsze, zdjęcia czy widok…- odpisał na twojego mmsa.
-Też się
nad tym zastanawiam.
Rozpakowałam
się i poszłam do pokoju rodziców.
-Jesteś
gotowa?- zapytałam mamę.
-Chyba dziś
nie dam rady… Jeszcze tyle mi zostało rzeczy… Chcesz to możesz iść sama. Możesz
iść do tego sklepu, co pokazywał ci tata i zrobić zakupy.
-Ok, tylko
co mam kupić?
Poszłam do
sklepu. Wzięłam koszyk i włożyłam do niego mleko, chleb, mąkę i jeszcze kilka
rzeczy. Do tego batonik dla siebie. Gdy podeszłam do kasy kobieta zaczęła mówić
coś do mnie po niemiecku. Ja tylko zrobiłam wielkie oczy. NICZEGO NIE
ROZUMIAŁAM! Masakra.
-Czy
mogłaby pani powiedzieć to po angielsku?- grzecznie zapytałam. Tym razem
kobieta zrobiła wielkie oczy, chyba nie znała angielskiego. No to się szybko
nie dogadamy, a kolejka robiła się coraz większa. Straszy facet za mną zaczął
chyba coś narzekać, ale też nie rozumiałam. Może i lepiej? Po niemiecku umiałam
się tylko przedstawić, powiedzieć tak i nie. I tyle.
Nagle do
sklepu wszedł jakiś wysoki przystojniak. Jak na moje, dobrze znające się na
facetach oko, miał z metr osiemdziesiąt. I co najważniejsze, był blondynem… I
miał niebieskie oczy! I nie wyglądał staro… Miał max 20 lat.
-Herr
Wellinger…- właściwie zrozumiałam tylko tyle, że miał na nazwisko Wellinger.
Kobieta musiała go znać. Chłopak przyszedł i najwyraźniej spytał się kobiety o
co chodzi. Stałam tam jak głupia… Tak też się czułam.. Muszę się nauczyć tego
niemieckiego!
-Pani
sprzedawczyni chodziło o to, czy chcesz torebkę… - powiedział po angielsku.
Kurde, tyle zachodu o torebkę!? Nie mogła mi jej pokazać czy coś?
-Oh.. Powiesz
jej, że chce?
Roześmiał
się, po czym odpowiedział:
-Jasne.
-Dzięki.-
uśmiechnęłam się do niego.
Był
naprawdę przystojny i wysportowany. Koszulka opinała się na jego mięśniach. Był
prawie taki, jak sobie wyobrażałam.
Gdy już
zapłaciłam, wyszłam z budynku.
-Czekaj.-
zawołał jakiś głos. Odwróciłam się. Był to chłopak ze sklepu.
-Jesteś tu
na wakacjach?- dogonił mnie i zaczął rozmowę.
-Nie.
Przeprowadziłam się tu z rodzicami.
-Ooo a
gdzie mieszkasz?
-Tam. –
pokazałam palcem. Trochę niekulturalnie, ale ten chłopak onieśmielał mnie, jak
żaden inny.
-Idę w tym
kierunku. Mogę cię odprowadzić… Tak w ogóle, to Andi jestem.
-Alex.
-To mogę
cię odprowadzić?
-A no tak,
jasne.
-To daj tą
nieszczęsną torbę… Kiedy się tu przeprowadziłaś?
-Dzisiaj.
-To pewnie
nie znasz okolicy?
-Nie. Ani
niemieckiego, ale to pewnie zauważyłeś.
-Nie da się
nie zauważyć. –roześmiał się.-A można wiedzieć skąd tu przyjechałaś?
-Z Anglii.
-Szczerze
to nigdy tam nie byłem… Na wakacje jeżdżę raczej do krajów, w których są góry…
Albo jakieś morze.
-Nie dość
ci gór? Tu są wszędzie góry.
-Niee. Bez gór
nie byłbym tym kim jestem. -A kim jesteś? Ciekawiło mnie to, ale wstydziłam się
zapytać. Co się ze mną dzieje!? Ja nigdy nikogo ani niczego się tak nie
wstydziłam…- Chcesz mogę cię kiedyś oprowadzić po okolicy.
-Chętnie.
Nie pogardzę. Tym bardziej, że nikogo tu jeszcze nie znam…
-No to ja
cię poznam z kilkoma ludźmi godnymi poznania.- uśmiechnął się.
Jak on się
bosko uśmiecha!
-A ty gdzie
mieszkasz?
-Nie tu.-
zrobił smutną minę.- Tu się urodziłem- dokończył dumnie.- Mieszkam w Weißbach.
-A gdzie
to?
-Powiem ci
tyle, daleko.- i znów się uśmiechnął.- Jak dasz mi swój numer, a mój kumpel
będzie miał czas, to cię z nim poznam. On mieszka dużo bliżej Ruhpolding. –
podryw na kolegę? Interesujące. Najważniejsze, że mam jego numer. Ciekawe czy
zadzwoni…
-No to ja
tu mieszkam.- wskazałam na swój nowy domek.
-Ładny.
I do tego takie widoki i tak blisko na skocznie…
-Taa na
początku nie byłam przekonana do Niemiec, ale teraz mi się tu bardzo podoba.
Ale to nie to samo…
-Pewnie
będzie ci brakować przyjaciół…
-Taa tego
najbardziej…
-Przepraszam,
ale trochę mi się śpieszy… Nie pogniewasz się jak już sobie pójdę?
-Nie no
spoko. Cześć.
-Paaa.- i
sobie poszedł.
-Kim był
ten przystojniak, który cię odprowadzał? – gdy tylko weszłam do domu, mama
zaczęła swoje mini śledztwo.
-Czy ty
musisz wszystko widzieć, mamo?
-Muszę. To
kto to?
-Mój
bohater. – wyszczerzyłam zęby.
-Jak to?
-Obronił
mnie przed torebkową porażką.
-Jak to?
Opowiedziałam
jej wszystko, zwracając największą uwagę na torebce.
-Dżentelmen.-
podsumowała.
-Dżentelmenem
jest Conor. To jest mój bohater!- wydaje mi się, że mama nigdy mnie nie
zrozumie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz