-Hej.-
przywitałaś rodziców, gdy weszliście już do domu.
Rodzice
siedzieli przy stoliku w salonie. Naprzeciwko nich siedział Jack. Na jego
twarzy nie było tego wrednego uśmieszku, który zawsze pojawiał się na mój
widok.
-Tylko tak
nas powitasz? Nie widzieliśmy się od początku wakacji!
Rodzice
wstali i szli w moim kierunku, teraz musiałam się do nich przytulić.
-Ty piłaś?-
mama szybko odkryła, naszą małą tajemnice. Jak ona to robi!?
-Jednego
drinka.- dodał szybko Conor, czemu on mnie tak broni?
-I o
jednego za dużo.- stwierdził tata.- No, ale my nie przyjechaliśmy tu po to,
żeby prawić ci kazania. Nie dziś.
-Ooo. A
właśnie, po co przyjechaliście?- wypaliłam prosto z mostu.
-Musimy
porozmawiać.
Wszyscy
usiedliśmy przy stoliku. Przy tym stoliku odbywały się wszystkie najważniejsze
rozmowy. To taki przeklęty stolik, którego sama wybierałam… Chyba nie jestem
dobrą kreatorką wnętrz. Nie pasował on też do niczego więcej, oprócz kanapy
<którą również ja wybierałam>. Jack cicho wyszedł z pokoju, a Conor chyba
chciał zrobi to samo.
-To ja może
was zostawię?- zaproponował Conor i już miał wychodzić.
-Nie,
zostań. To się w pewnej mierze tyczy też ciebie.
Usiedliśmy
wszyscy na kanapie. Była ona brązowa i bardzo wygodna. Kochałam siedzieć na
niej, trzymać nogi na stoliku i oglądać głupie seriale z Conorem. Teraz choćbym
chciała, nie mogłam położyć na nim nóg, byli tu moi rodzice plus stały na niej
dwa kubki z kawą. Chwila… To Jack umie zrobić kawę!?
-Pamiętasz,
jak mówiliśmy ci o tym, że planujemy powiększyć naszą firmę?- zaczął twój tata.
-Tak. I co
udało się wam?- uśmiechnęłam się.
-W pewnym
sensie tak. Znaleźliśmy wspólnika z Niemiec.
-To chyba
dobrze? – nie byłam pewna czy to tak dobrze, wnioskując z głosu taty.
-Zaproponował
nam, żebyśmy przenieśli firmę tam, do Niemiec i rozbudowali ją.
-Chyba
nie rozumiem…
Chyba
rozumiałam. Chcą się tam przeprowadzić. No ale z czego robią taki problem!?
-Przeprowadzamy
się do Niemiec.- powiedział to czego się spodziewałam. Ale ten ton jego głosu
dalej nie dawał mi spokoju. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale po chwili
wymyśliłam coś banalnego.
-To będę do
was na wakacje przyjeżdżać, do Niemiec. Ale fajnie!
-Nie
zupełnie.- teraz zwątpiłam już do końca.
-J… jak
to?- zaczęłam się jąkać i to nie dlatego, że byłam pijana. Chyba zrozumiałam co
rodzice chcieli mi przekazać. Conor chyba też już zrozumiał, bo z tego twarzy
zniknął uśmiech.
-Przeprowadzasz
się z nami.
Zrobiłam
wielkie oczy i buzia automatycznie mi się otworzyła. Chyba nie mogli mi tego
zrobić… Ale ich miny były takie poważne…
-C… co!?
Ja… ja nie chcę! – zaczęłam płakać. Łzy ciekły po mojej twarzy i spadały na
nowe spodnie.
-Niech ona
zostanie dalej ze mną. – wtrącił się Conor. W jego oku również zakręciła się
łezka.
-Nie, Alex
już wystarczająco jest na twojej głowie. Ma rodziców po to, żeby się nią
opiekowali. Jesteś wspaniałym chłopakiem, ale masz swoje życie, a Alex… Alex jest
za bardzo rozpieszczona. Teraz będziemy mieli dla niej więcej czasu i zajmiemy
się nią. Po pierwsze musi skończyć z imprezami i wziąć się porządnie za naukę…-
powiedziała spokojnie mama. Była opanowana i nie działały na nią nasze emocje.
Jak ona mogła tak spokojnie o tym mówić!? Przecież tu mam całe swoje życie!
-A co z
moją szkołą?- zaczęłaś szukać mądrych argumentów, za zostaniem z Conorem tu, w
Anglii.
-Tata
znalazł ci dobrą szkołę w Niemczech.
-Nie znam
języka…- mówiłaś coraz bardziej płacząc.
-Będziesz
chodzić do angielskiej szkoły.
-Ale tu mam
przyjaciół… No i Conora!
-Tam
znajdziesz nowych przyjaciół, a Conor będzie mógł cię odwiedzać.- teraz już nie
płakałam, beczałam jak głupia. Wybiegłam z salonu i trzasnęłam drzwiami swojego
pokoju.
-Mogę?- zapytał
cicho dobrze znany mi głos.
Chłopak
usiadł obok mnie na łóżku. Objął mnie i razem patrzyliśmy w sufit, na którym
naklejone miałam gwiazdki, które świeciły w ciemności, a że żądne z nas nie
zaświeciło światła, dodawało to dodatkową atmosferę, tym razem atmosferę
przygnębienia…
-Conor, ja
nie chce się stąd wyprowadzać.- jęknęłam i jeszcze bardziej wtuliłam się w
chłopaka.-Nie chcę.
-Będzie
dobrze. Jutro pogadamy z nimi na spokojnie, może się zgodzą.- nie widziałam
jego twarzy, ale czułam że się uśmiechnął.
-Wierzysz w
cuda? Nie zgodzą się. Nie to, że olałam szkołę, to jeszcze dziś zobaczyli mnie
pijaną. Do tego w ostatnim czasie rzadko ich odwiedzałam… Przyznaj, że
zawaliłam na całej linii.
-Zawaliłaś.-
ale pocieszenie! Barwo Conor!- Ale wszystko da się naprawić.- no, teraz troszkę
lepiej.
-Dlaczego
na siłę chcą nas rozdzielić? Najpierw twoi rodzice, teraz moi.
-Przedtem
na to nie pozwoliliśmy, to i teraz tak łatwo nie odpuścimy.- uścisnął mnie
nieco mocniej, chcąc mnie pocieszyć.
-Jak mnie
nie będzie, to Jack będzie zadowolony. Miał mnie już dosyć.
-Nie mów
tak.
-Ty też
miałeś mnie już dość.
-Nie
prawda. – zaprzeczał.
-Prawda!
Potem
przyszła do mnie mama. Włączyła światło i spojrzała na Conora. Chłopak od razu
zrozumiał, że nie jest tu potrzebny. Ale dla mnie był potrzebny, bardzo, a
szczególnie teraz. Usiadła obok mnie i zaczęła tłumaczyć, że tak będzie lepiej
dla wszystkich.
-A co
jeżeli, dla mnie tu jest najlepiej? I nigdzie indziej nie będzie już lepiej?-
spojrzałam jej prosto w oczy i ujrzałam w nich nadzieję.
-Uwierz,
będzie! Będziemy tam mieszkać w pięknej okolicy. Tata kupił już nam mały domek.
A tu będziesz przyjeżdżać na wakacje.
-Jak będę
miała 18 lat, to wracam tu, do Conora! Albo będę mieszkać sama! Ale na pewno
nie będę mieszkać z wami w Niemczech!- wykrzyczałam. Nawet to nie pomogło.
Zawsze, gdy płakałam, rodzice miękli, teraz płakałam już ponad godzinę i nic
nie pomagało.
-Kiedy się
tam przeprowadzamy? – zapytałam, gdy się trochę uspokoiłam.
-Za dwa
tygodnie.
-Nie
mogliście powiedzieć mi tego trochę wcześniej? – zapytałam z wyrzutem.
-Dowiedzieliśmy
się, gdy do ciebie dzwoniliśmy, że tu przyjedziemy. Ale wtedy nie wiedzieliśmy,
czy to wszystko wyjdzie, wiedzieliśmy jak zareagujesz, więc gdy jest już
wszystko pewne, przyjechaliśmy dziś do ciebie…
-Masakra…
-Będziemy
mieszkać w Ruhpodling. To taka miejscowość w górach, w Alpach. – mama próbowała
mnie pocieszyć.
-Przynajmniej
będą fajne widoki. Może wytrzymam ten rok… - stwierdziłam bez przekonania, po
czym przytuliłam się do mamy. Jak dawno tego nie robiłam…
Zaraz po
tym chyba szybko usnęłam. Wiem tylko, że gdy się obudziłam, Conor spał na
podłodze.
-Co ty tu
robisz?- kopnęłam go lekko w plecy. Leżał pod moim łóżkiem i nie mogłam nawet
wyjść do łazienki.
-Twoi
rodzice śpią u mnie.
Fakt, Conor
miał największe łóżko z nas wszystkich…
Potem
chłopak położył się na moim łóżko i spał dalej. A ja poszłam do łazienki.
Spojrzałam w lustro i zobaczyłam w niej czarownicę z rozmazanym makijażem. Czy
to jestem ja!? Miałam też bardzo podpuchnięte oczy. Do tego bolała mnie głowa
po drinkach… Wzięłam szybki prysznic, po którym czułam się nieco lepiej.
Następnie
udałam się do kuchni. Wzięłam butelkę wody wlałam do szklanki i wypiłam ją.
-Co masz
kaca po wczorajszym?- zapytał.
-Nie
przypominaj. Muszę wymazać wczorajszy dzień z pamięci…
Jack
przytulił się do mnie.
-Będzie
dobrze.- spojrzał mi prosto w oczy.
-Cieszysz
się, że mnie nie będziesz mnie widzieć.
Zrobił krok
do tyłu i nie spuszczał ze mnie wzroku.
-No chyba…
Nie no, ty znów beczysz!?
Pokiwałam
głową.
-Myślę, że
będzie mi ciebie brakować. Kto będzie wkurzać mnie i Conora?
-Ale
pocieszenie…
Otworzyłam
lodówkę. Mimo, że była niemal pełna, nie znalazłam w niej niczego, na co
miałabym ochotę. W sumie dziś na nic nie miałam ochoty…
-Może spotkasz
się z dziewczynami?- zaproponował Jack.
-Znów
chcesz się mnie pozbyć.- roześmiałam się, chyba po raz pierwszy dzisiejszego
dnia.
-Tak. Nie
no, nie mogę patrzeć jak płaczesz! Wynocha z domu!
-Nie
pozwalaj sobie!- pogroziłam mu palcem, jak małe dziecko i wyszłam z domu.
-Czekaj,
nie rozumiem. Mieszkasz 4 lata z Conorem i twoi rodzice nagle zauważyli, że to
oni są od wychowywania ciebie?- powiedziała Lou. Jej oczy były zaszklone od
łez, twoje i Jess w sumie też.
Siedziałyście
wszystkie w pokoju Louise. Jej pokój był typowo dziewczęcy. Ściany były różowo-
białe. Na ścianie, nad łóżkiem był jakiś cytat z jej ulubionej książki, a nad
biurkiem były naklejki w kształcie kwiatków. Meble miała białe, a wszystko
leżało na swoim miejscu. U mnie w pokoju było zupełnie inaczej… Wszystko
kładłam gdzie popadnie, a krzesło było zawsze zawalone ubraniami. Gdy chciałam
usiąść na nim, przekładałam je na łóżko, a gdy spałam na krzesło… Aż w końcu
ktoś się zlitował <zazwyczaj Lou> i układała je w szafkach.
-Gdybym nie
wróciła wtedy pijana… Gdybym wzięła się za naukę. Wszystko wyglądało by
inaczej.- znów zaczęłam płakać.
-Masz
zamiar przepłakać ostatnie dwa tygodnie w Londynie? Chodźmy się bawić!-
zaproponowała Jess.
Ale
ja nie miałam na to ochoty…
-W Londynie
będę tydzień. Znaczy tyle mam wolnego czasu, potem będę musiała zacząć wszystko
stąd spakować. Potem zabrać najważniejsze rzeczy z domu w Brighton no i potem
jedziemy do Niemiec…
- No to tym
bardziej.- nagle usłyszałyśmy fragment piosenki Conora. Każda z nas miała, którąś
z jego piosenek ustawioną jako dzwonek telefonu. W końcu to nasz największy
idol! ---To mój. Sorki.- Jess oddaliła się.- Noo… Eee… Zaraz będę… Spokojnie.
Cześć.- rozłączyła się.- Mama dzwoniła, zostawiłam syf w pokoju, muszę spadać.
Paaa.- pożegnała się i poszła.
-Czy ona
zachowuje się jakoś dziwnie? To chyba nie dzwoniła jej mama… słyszałam męski
głos… - zauważyłam, ale Lou nie zwróciła na to uwagi.
-Dasz
radę.- Lou mocno mnie objęła.- Popatrz, jesteś piękna, mądra, wygadana, masz
swój styl, każdy Niemiec będzie twój!- Lou była inna niż Jessica, czy nawet ja.
Umiała wysłuchać i próbowała zrozumieć każdy problem, a potem pomóc go
rozwiązać. Za to Jessy załatwiała wszystko imprezami i zakupami, ale nie
wszystko przecież dało się tak załatwić.
-Dziękuję, że
tu jesteś.- również ją przytuliłam i siedziałyśmy tak przez dłuższą chwilę.
-Jeeej
zazdroszczę ci! Wstajesz, wyglądasz przez okno i masz widok na góry! Nie to co
tu… Wstajesz i widzisz ulicę pełno samochodów…- dziewczyna zmieniła
nastawienie, teraz szukała pozytywów.
-Wolę
to, niż Niemcy…
-I jeszcze
nauczysz się kolejnego języka! A w tym jesteś niezła, sama przyznaj! Znasz
trochę polskiego, francuski niemalże idealnie i podstawy hiszpańskiego.
Niemiecki to będzie dla ciebie pestka!
-No
nie wiem…
-Uśmiechnij
się noo! Zrób to dla mnie. – uśmiechnęłam się, ale był to wymuszony uśmiech.-
No to dla Conora! No weź!
-No właśnie… Conor… Masakra.- znów zaczęłam płakać…- Bez urazy, ale go będzie mi brakować tam najbardziej…
-No właśnie… Conor… Masakra.- znów zaczęłam płakać…- Bez urazy, ale go będzie mi brakować tam najbardziej…
-Obiecał ci
przecież, że będzie cię często odwiedzać. Przyznaj w końcu, że on ci się
podoba!
-No podoba!
Jest idealny dla każdej innej dziewczyny, ale nie dla mnie. Bo dla mnie jest
bardziej przyjacielem, jest jak brat! Mimo, że nim czasami pomiatam, to go
kooochaaam z całego serducha! Ale po bratersku, żeby nie było!
-To czemu
tak nim pomiatasz?
-Nie wiem…
Po prostu… No nie wiem.- postanowiłam zmienić temat.- Obiecaj, że będziesz do
mnie dzwonić i pisać, i że będziemy utrzymywać stały kontakt.
-Jasne
kochana!
-A i
jeszcze jedno.
-Tak?
-Obiecaj,
że umówisz się na randkę z Jackiem. Jeszcze w tym tygodniu!
-Czekaj… Że
co!?- dziewczyna zrobiła wielkie oczy, chwyciła poduszkę ze swojego łóżka i
rzuciła nią we mnie.
-Obiecałam
mu to od ponad roku… Wiem, że on ci się podoba, a ty podobasz się mu!
-Skąd
wiesz? – zapytała, po czym wzięła znów poduszkę i przytuliła się do niej.
-Zawsze gdy
mówię, że przychodzicie, to on się pyta czy ty będziesz. I jak masz przyjść to
lata jak szalony, żeby ogarnąć się zanim przyjdziesz, a jak ma przyjść sama
Jessica, to ma to głęboko gdzieś i to olewa. Leży sobie w bokserkach przed tv i
nic go nie obchodzi.- dziewczyna zarumieniła się.- A to, że podoba się tobie?
Też widać i czuć na kilometr… Znacie się tak długo, a boicie się cokolwiek
zrobić z tą znajomością! A jak mnie tu zabraknie, to kto was zeswata? Na pewno
nie Conor, bo on na nic nie ma czasu…
Rozmawiałyśmy
jeszcze chwilę o Jacku i Conorze, nawet przez chwilę zapomniałam o wyjeździe i
przeprowadzce.
-Hej
młoda.- drzwi otworzyły się i zobaczyłyśmy w nim Jacka.
-Hej
stary!- krzyknęłam.- Co ty tu robisz?
-Conor
kazał mi ciebie znaleźć, ale widzę, że już humor dopisuje! Conor się nie może
do ciebie dodzwonić, chce się z tobą spotkać. Za 5 minut będzie na ciebie
czekać pod blokiem Lou.
-Za 5
minut!?- wzięłam komórkę do ręki.- Przecież on dzwonił 2 godziny temu!
-Zapomniałem
wcześniej przyjść…-posłałam mu piorunujący wzrok.
-Dobrze,
więc ty zajmiesz się Lou.
Z jego
twarzy znikł ten pewny siebie uśmieszek.
-Jak to?
-Pójdziecie
na randkę.- nie lubiłam owijać w bawełnę, więc od razu powiedziałam o co mi
chodzi.- Dalej nie wiesz co masz robić?
-Za pięć
minut będę gotowy.- chłopak puścił oczko do Louise i wybiegł z jej pokoju.
-Gdyby nie
to, że wyjeżdżasz, wkurzyłabym się na ciebie.
-Ale to
tylko dla waszego dobra!
Pięć minut
później Jack szedł na randkę z Lou, a ty siedziałaś w samochodzie Conora.
-Jakie
plany na dziś, kapitanie?- zapytałam.
-Kino,
kolacja, dom, spanie.
-Tak bardzo
romantycznie…- mruknęłam.
-Po co
miałoby być romantycznie? Nie jesteśmy parą.
-No, ale
stać cię na coś więcej no! Może nie koniecznie romantycznie, ale ciekawie.
-Galeria?-
zapytał.
-Idiota z
ciebie, a nie galeria!
-Dobra,
jedziemy.- odpalił auto i pojechaliśmy pod kino.
Pomógł mi
wyjść z samochodu i w ogóle zachowywał się jak dżentelmen, w sumie jak nigdy.
Poczułam się jak ktoś ważny. Nigdy się nie czułam aż tak ważna…
-Panie
przodem.- otworzył drzwi.
-Od kiedy
stałeś się taki szarmancki?
-Od dziś.-
powiedział dumnie.
Weszliśmy
do środka. Kino to było jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc w mieście,
zawsze było więc przepełnione. Ale nie dziś. Teraz świeciły w nim pustki.
Dziwne… Może zaczął się już film?
Ale w sali
filmowej też nikogo nie było. Usiedliśmy w moich ulubionych miejscach, a na
ekranie pojawił się nasz ulubiony film.
-OMG! To
przecież Zielona mila!
-A jakże
inaczej? – uśmiechnął się.- Gdy leciało w kinach nie chciałem z tobą przyjść,
więc teraz możemy to nadrobić.
-Jesteś
najlepszy! Mówiłam ci to już kiedyś?
-Zawsze,
gdy coś chcesz.- może tego nie chciał, ale nieźle po mnie pojechał. Aż zrobiło
mi się trochę głupio.
-Przepraszam.
-Za co?
-Za to, że
tobą pomiatałam. Nigdy nie doceniałam, tego co mam. Ciebie, przyjaciół. Myślałam,
że nikt mi tego nigdy nie zabierze. A teraz mam to wszystko stracić.
-Mnie nie
stracisz. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- przytuliłam się mocno do niego.
-Jesteś
najlepszy!- powtórzyłam i wróciliśmy do oglądania filmu.
Gdy
wyszliśmy z kina było przed 20.
-To co
kolacja?- zaproponował.
-Zgodnie z
planem. Wszystko tak dokładnie zaplanowałeś.
-Restauracja
czy bar?
-Kebab.
-Myślałem o
czymś bardziej… eleganckim, ale kebab może być!
-Kebab
zawsze najlepszy! W restauracjach zawsze dziwnie się czuję…- roześmiałaś się.
-Bo wszyscy
dziwnie patrzą na twoje włosy.- dokończył.
-Jak ty
mnie dobrze znasz! Mam się bać?
-Buu!
-Nie,
ciebie jednak nie da się bać.
Gdy
zjedliśmy już swoje kebaby wróciliśmy do samochodu.
-To co
teraz dom i spanie?
-Nie do
końca.
-Nie
trzymasz się swojego planu? Nie ładnie…
-Mam coś
dla ciebie. – uśmiechnął się tajemniczo i podał jakieś pudełeczko.- Otwórz.-był
to naszyjnik z serduszkiem.- Serce się otwiera.
Otworzyłam
więc serce, w środku było nasze wspólne zdjęcie, a właściwie nasze dwa wspólne
zdjęcia. Na lewym serduszku zdjęcie z dzieciństwa, a na prawym zdjęcie chyba
sprzed tygodnia. Dodam też, że łańcuszek był srebrny, a serduszko było
wysadzane małymi kryształkami.
-To jest
piękne!- miałam oczy pełne łez.
-Jak
przechodziłem przy sklepie z biżuterią zobaczyłem go i pomyślałem o tobie. Jak
już poznasz tam jakiegoś przystojnego niebieskookiego, blondyna i spojrzysz na serce,
to sobie o mnie przypomnisz.
-Będę go
zawsze nosić przy sobie. Pomożesz mi go założyć?
-Jasne.
-To, że
dziś się tak rozklejam, nie znaczy, że masz jakieś fory u mnie.- powiedziałam,
gdy szliśmy po schodach domu.
-Nie chce
mieć u ciebie żadnych forów. Uwielbiam cię taką, jaką jesteś.
Świetny :)) Szkoda , że Conor jest dla Alex jedynie " bratem" :(( .
OdpowiedzUsuń