środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 3

-Hej.- przywitałaś rodziców, gdy weszliście już do domu.
Rodzice siedzieli przy stoliku w salonie. Naprzeciwko nich siedział Jack. Na jego twarzy nie było tego wrednego uśmieszku, który zawsze pojawiał się na mój widok.
-Tylko tak nas powitasz? Nie widzieliśmy się od początku wakacji!
Rodzice wstali i szli w moim kierunku, teraz musiałam się do nich przytulić.
-Ty piłaś?- mama szybko odkryła, naszą małą tajemnice. Jak ona to robi!?
-Jednego drinka.- dodał szybko Conor, czemu on mnie tak broni?
-I o jednego za dużo.- stwierdził tata.- No, ale my nie przyjechaliśmy tu po to, żeby prawić ci kazania. Nie dziś.
-Ooo. A właśnie, po co przyjechaliście?- wypaliłam prosto z mostu.
-Musimy porozmawiać.
Wszyscy usiedliśmy przy stoliku. Przy tym stoliku odbywały się wszystkie najważniejsze rozmowy. To taki przeklęty stolik, którego sama wybierałam… Chyba nie jestem dobrą kreatorką wnętrz. Nie pasował on też do niczego więcej, oprócz kanapy <którą również ja wybierałam>. Jack cicho wyszedł z pokoju, a Conor chyba chciał zrobi to samo.
-To ja może was zostawię?- zaproponował Conor i już miał wychodzić.
-Nie, zostań. To się w pewnej mierze tyczy też ciebie.
Usiedliśmy wszyscy na kanapie. Była ona brązowa i bardzo wygodna. Kochałam siedzieć na niej, trzymać nogi na stoliku i oglądać głupie seriale z Conorem. Teraz choćbym chciała, nie mogłam położyć na nim nóg, byli tu moi rodzice plus stały na niej dwa kubki z kawą. Chwila… To Jack umie zrobić kawę!?
-Pamiętasz, jak mówiliśmy ci o tym, że planujemy powiększyć naszą firmę?- zaczął twój tata.
-Tak. I co udało się wam?- uśmiechnęłam się.
-W pewnym sensie tak. Znaleźliśmy wspólnika z Niemiec.
-To chyba dobrze? – nie byłam pewna czy to tak dobrze, wnioskując z głosu taty.
-Zaproponował nam, żebyśmy przenieśli firmę tam, do Niemiec i rozbudowali ją.
-Chyba nie rozumiem…
Chyba rozumiałam. Chcą się tam przeprowadzić. No ale z czego robią taki problem!?
-Przeprowadzamy się do Niemiec.- powiedział to czego się spodziewałam. Ale ten ton jego głosu dalej nie dawał mi spokoju. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale po chwili wymyśliłam coś banalnego.
-To będę do was na wakacje przyjeżdżać, do Niemiec. Ale fajnie!
-Nie zupełnie.- teraz zwątpiłam już do końca.
-J… jak to?- zaczęłam się jąkać i to nie dlatego, że byłam pijana. Chyba zrozumiałam co rodzice chcieli mi przekazać. Conor chyba też już zrozumiał, bo z tego twarzy zniknął uśmiech.
-Przeprowadzasz się z nami.
Zrobiłam wielkie oczy i buzia automatycznie mi się otworzyła. Chyba nie mogli mi tego zrobić… Ale ich miny były takie poważne…
-C… co!? Ja… ja nie chcę! – zaczęłam płakać. Łzy ciekły po mojej twarzy i spadały na nowe spodnie.
-Niech ona zostanie dalej ze mną. – wtrącił się Conor. W jego oku również zakręciła się łezka.
-Nie, Alex już wystarczająco jest na twojej głowie. Ma rodziców po to, żeby się nią opiekowali. Jesteś wspaniałym chłopakiem, ale masz swoje życie, a Alex… Alex jest za bardzo rozpieszczona. Teraz będziemy mieli dla niej więcej czasu i zajmiemy się nią. Po pierwsze musi skończyć z imprezami i wziąć się porządnie za naukę…- powiedziała spokojnie mama. Była opanowana i nie działały na nią nasze emocje. Jak ona mogła tak spokojnie o tym mówić!? Przecież tu mam całe swoje życie!
-A co z moją szkołą?- zaczęłaś szukać mądrych argumentów, za zostaniem z Conorem tu, w Anglii.
-Tata znalazł ci dobrą szkołę w Niemczech.
-Nie znam języka…- mówiłaś coraz bardziej płacząc.
-Będziesz chodzić do angielskiej szkoły.
-Ale tu mam przyjaciół… No i Conora!
-Tam znajdziesz nowych przyjaciół, a Conor będzie mógł cię odwiedzać.- teraz już nie płakałam, beczałam jak głupia. Wybiegłam z salonu i trzasnęłam drzwiami swojego pokoju.
-Mogę?- zapytał cicho dobrze znany mi głos.
Chłopak usiadł obok mnie na łóżku. Objął mnie i razem patrzyliśmy w sufit, na którym naklejone miałam gwiazdki, które świeciły w ciemności, a że żądne z nas nie zaświeciło światła, dodawało to dodatkową atmosferę, tym razem atmosferę przygnębienia…
-Conor, ja nie chce się stąd wyprowadzać.- jęknęłam i jeszcze bardziej wtuliłam się w chłopaka.-Nie chcę.
-Będzie dobrze. Jutro pogadamy z nimi na spokojnie, może się zgodzą.- nie widziałam jego twarzy, ale czułam że się uśmiechnął.
-Wierzysz w cuda? Nie zgodzą się. Nie to, że olałam szkołę, to jeszcze dziś zobaczyli mnie pijaną. Do tego w ostatnim czasie rzadko ich odwiedzałam… Przyznaj, że zawaliłam na całej linii.
-Zawaliłaś.- ale pocieszenie! Barwo Conor!- Ale wszystko da się naprawić.- no, teraz troszkę lepiej.
-Dlaczego na siłę chcą nas rozdzielić? Najpierw twoi rodzice, teraz moi.
-Przedtem na to nie pozwoliliśmy, to i teraz tak łatwo nie odpuścimy.- uścisnął mnie nieco mocniej, chcąc mnie pocieszyć.
-Jak mnie nie będzie, to Jack będzie zadowolony. Miał mnie już dosyć.
-Nie mów tak.
-Ty też miałeś mnie już dość.
-Nie prawda. – zaprzeczał.
-Prawda!
Potem przyszła do mnie mama. Włączyła światło i spojrzała na Conora. Chłopak od razu zrozumiał, że nie jest tu potrzebny. Ale dla mnie był potrzebny, bardzo, a szczególnie teraz. Usiadła obok mnie i zaczęła tłumaczyć, że tak będzie lepiej dla wszystkich.
-A co jeżeli, dla mnie tu jest najlepiej? I nigdzie indziej nie będzie już lepiej?- spojrzałam jej prosto w oczy i ujrzałam w nich nadzieję.
-Uwierz, będzie! Będziemy tam mieszkać w pięknej okolicy. Tata kupił już nam mały domek. A tu będziesz przyjeżdżać na wakacje.
-Jak będę miała 18 lat, to wracam tu, do Conora! Albo będę mieszkać sama! Ale na pewno nie będę mieszkać z wami w Niemczech!- wykrzyczałam. Nawet to nie pomogło. Zawsze, gdy płakałam, rodzice miękli, teraz płakałam już ponad godzinę i nic nie pomagało.
-Kiedy się tam przeprowadzamy? – zapytałam, gdy się trochę uspokoiłam.
-Za dwa tygodnie.
-Nie mogliście powiedzieć mi tego trochę wcześniej? – zapytałam z wyrzutem.
-Dowiedzieliśmy się, gdy do ciebie dzwoniliśmy, że tu przyjedziemy. Ale wtedy nie wiedzieliśmy, czy to wszystko wyjdzie, wiedzieliśmy jak zareagujesz, więc gdy jest już wszystko pewne, przyjechaliśmy dziś do ciebie…
-Masakra…
-Będziemy mieszkać w Ruhpodling. To taka miejscowość w górach, w Alpach. – mama próbowała mnie pocieszyć.
-Przynajmniej będą fajne widoki. Może wytrzymam ten rok… - stwierdziłam bez przekonania, po czym przytuliłam się do mamy. Jak dawno tego nie robiłam…

Zaraz po tym chyba szybko usnęłam. Wiem tylko, że gdy się obudziłam, Conor spał na podłodze.
-Co ty tu robisz?- kopnęłam go lekko w plecy. Leżał pod moim łóżkiem i nie mogłam nawet wyjść do łazienki.
-Twoi rodzice śpią u mnie.
Fakt, Conor miał największe łóżko z nas wszystkich…
Potem chłopak położył się na moim łóżko i spał dalej. A ja poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam w niej czarownicę z rozmazanym makijażem. Czy to jestem ja!? Miałam też bardzo podpuchnięte oczy. Do tego bolała mnie głowa po drinkach… Wzięłam szybki prysznic, po którym czułam się nieco lepiej.
Następnie udałam się do kuchni. Wzięłam butelkę wody wlałam do szklanki i wypiłam ją.
-Co masz kaca po wczorajszym?- zapytał.
-Nie przypominaj. Muszę wymazać wczorajszy dzień z pamięci…
Jack przytulił się do mnie.
-Będzie dobrze.- spojrzał mi prosto w oczy.
-Cieszysz się, że mnie nie będziesz mnie widzieć.
Zrobił krok do tyłu i nie spuszczał ze mnie wzroku.
-No chyba… Nie no, ty znów beczysz!?
Pokiwałam głową.
-Myślę, że będzie mi ciebie brakować. Kto będzie wkurzać mnie i Conora?
-Ale pocieszenie…
Otworzyłam lodówkę. Mimo, że była niemal pełna, nie znalazłam w niej niczego, na co miałabym ochotę. W sumie dziś na nic nie miałam ochoty…
-Może spotkasz się z dziewczynami?- zaproponował Jack.
-Znów chcesz się mnie pozbyć.- roześmiałam się, chyba po raz pierwszy dzisiejszego dnia.
-Tak. Nie no, nie mogę patrzeć jak płaczesz! Wynocha z domu!
-Nie pozwalaj sobie!- pogroziłam mu palcem, jak małe dziecko i wyszłam z domu.
-Czekaj, nie rozumiem. Mieszkasz 4 lata z Conorem i twoi rodzice nagle zauważyli, że to oni są od wychowywania ciebie?- powiedziała Lou. Jej oczy były zaszklone od łez, twoje i Jess w sumie też.
Siedziałyście wszystkie w pokoju Louise. Jej pokój był typowo dziewczęcy. Ściany były różowo- białe. Na ścianie, nad łóżkiem był jakiś cytat z jej ulubionej książki, a nad biurkiem były naklejki w kształcie kwiatków. Meble miała białe, a wszystko leżało na swoim miejscu. U mnie w pokoju było zupełnie inaczej… Wszystko kładłam gdzie popadnie, a krzesło było zawsze zawalone ubraniami. Gdy chciałam usiąść na nim, przekładałam je na łóżko, a gdy spałam na krzesło… Aż w końcu ktoś się zlitował <zazwyczaj Lou> i układała je w szafkach.
-Gdybym nie wróciła wtedy pijana… Gdybym wzięła się za naukę. Wszystko wyglądało by inaczej.- znów zaczęłam płakać.
-Masz zamiar przepłakać ostatnie dwa tygodnie w Londynie? Chodźmy się bawić!- zaproponowała Jess.
Ale ja nie miałam na to ochoty…
-W Londynie będę tydzień. Znaczy tyle mam wolnego czasu, potem będę musiała zacząć wszystko stąd spakować. Potem zabrać najważniejsze rzeczy z domu w Brighton no i potem jedziemy do Niemiec…
- No to tym bardziej.- nagle usłyszałyśmy fragment piosenki Conora. Każda z nas miała, którąś z jego piosenek ustawioną jako dzwonek telefonu. W końcu to nasz największy idol! ---To mój. Sorki.- Jess oddaliła się.- Noo… Eee… Zaraz będę… Spokojnie. Cześć.- rozłączyła się.- Mama dzwoniła, zostawiłam syf w pokoju, muszę spadać. Paaa.- pożegnała się i poszła.
-Czy ona zachowuje się jakoś dziwnie? To chyba nie dzwoniła jej mama… słyszałam męski głos… - zauważyłam, ale Lou nie zwróciła na to uwagi.
-Dasz radę.- Lou mocno mnie objęła.- Popatrz, jesteś piękna, mądra, wygadana, masz swój styl, każdy Niemiec będzie twój!- Lou była inna niż Jessica, czy nawet ja. Umiała wysłuchać i próbowała zrozumieć każdy problem, a potem pomóc go rozwiązać. Za to Jessy załatwiała wszystko imprezami i zakupami, ale nie wszystko przecież dało się tak załatwić.
-Dziękuję, że tu jesteś.- również ją przytuliłam i siedziałyśmy tak przez dłuższą chwilę.
-Jeeej zazdroszczę ci! Wstajesz, wyglądasz przez okno i masz widok na góry! Nie to co tu… Wstajesz i widzisz ulicę pełno samochodów…- dziewczyna zmieniła nastawienie, teraz szukała pozytywów.
-Wolę to, niż Niemcy…
-I jeszcze nauczysz się kolejnego języka! A w tym jesteś niezła, sama przyznaj! Znasz trochę polskiego, francuski niemalże idealnie i podstawy hiszpańskiego. Niemiecki to będzie dla ciebie pestka!
-No nie wiem…
-Uśmiechnij się noo! Zrób to dla mnie. – uśmiechnęłam się, ale był to wymuszony uśmiech.- No to dla Conora! No weź!
-No właśnie… Conor… Masakra.- znów zaczęłam płakać…- Bez urazy, ale go będzie mi brakować tam najbardziej…
-Obiecał ci przecież, że będzie cię często odwiedzać. Przyznaj w końcu, że on ci się podoba!
-No podoba! Jest idealny dla każdej innej dziewczyny, ale nie dla mnie. Bo dla mnie jest bardziej przyjacielem, jest jak brat! Mimo, że nim czasami pomiatam, to go kooochaaam z całego serducha! Ale po bratersku, żeby nie było!
-To czemu tak nim pomiatasz?
-Nie wiem… Po prostu… No nie wiem.- postanowiłam zmienić temat.- Obiecaj, że będziesz do mnie dzwonić i pisać, i że będziemy utrzymywać stały kontakt.
-Jasne kochana!
-A i jeszcze jedno.
-Tak?
-Obiecaj, że umówisz się na randkę z Jackiem. Jeszcze w tym tygodniu!
-Czekaj… Że co!?- dziewczyna zrobiła wielkie oczy, chwyciła poduszkę ze swojego łóżka i rzuciła nią we mnie.
-Obiecałam mu to od ponad roku… Wiem, że on ci się podoba, a ty podobasz się mu!
-Skąd wiesz? – zapytała, po czym wzięła znów poduszkę i przytuliła się do niej.
-Zawsze gdy mówię, że przychodzicie, to on się pyta czy ty będziesz. I jak masz przyjść to lata jak szalony, żeby ogarnąć się zanim przyjdziesz, a jak ma przyjść sama Jessica, to ma to głęboko gdzieś i to olewa. Leży sobie w bokserkach przed tv i nic go nie obchodzi.- dziewczyna zarumieniła się.- A to, że podoba się tobie? Też widać i czuć na kilometr… Znacie się tak długo, a boicie się cokolwiek zrobić z tą znajomością! A jak mnie tu zabraknie, to kto was zeswata? Na pewno nie Conor, bo on na nic nie ma czasu…
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o Jacku i Conorze, nawet przez chwilę zapomniałam o wyjeździe i przeprowadzce.
-Hej młoda.- drzwi otworzyły się i zobaczyłyśmy w nim Jacka.
-Hej stary!- krzyknęłam.- Co ty tu robisz?
-Conor kazał mi ciebie znaleźć, ale widzę, że już humor dopisuje! Conor się nie może do ciebie dodzwonić, chce się z tobą spotkać. Za 5 minut będzie na ciebie czekać pod blokiem Lou.
-Za 5 minut!?- wzięłam komórkę do ręki.- Przecież on dzwonił 2 godziny temu!
-Zapomniałem wcześniej przyjść…-posłałam mu piorunujący wzrok.
-Dobrze, więc ty zajmiesz się Lou.
Z jego twarzy znikł ten pewny siebie uśmieszek.
-Jak to?
-Pójdziecie na randkę.- nie lubiłam owijać w bawełnę, więc od razu powiedziałam o co mi chodzi.- Dalej nie wiesz co masz robić?
-Za pięć minut będę gotowy.- chłopak puścił oczko do Louise i wybiegł z jej pokoju.
-Gdyby nie to, że wyjeżdżasz, wkurzyłabym się na ciebie.
-Ale to tylko dla waszego dobra!
Pięć minut później Jack szedł na randkę z Lou, a ty siedziałaś w samochodzie Conora.
-Jakie plany na dziś, kapitanie?- zapytałam.
-Kino, kolacja, dom, spanie.
-Tak bardzo romantycznie…- mruknęłam.
-Po co miałoby być romantycznie? Nie jesteśmy parą.
-No, ale stać cię na coś więcej no! Może nie koniecznie romantycznie, ale ciekawie.
-Galeria?- zapytał.
-Idiota z ciebie, a nie galeria!
-Dobra, jedziemy.- odpalił auto i pojechaliśmy pod kino.
Pomógł mi wyjść z samochodu i w ogóle zachowywał się jak dżentelmen, w sumie jak nigdy. Poczułam się jak ktoś ważny. Nigdy się nie czułam aż tak ważna…
-Panie przodem.- otworzył drzwi.
-Od kiedy stałeś się taki szarmancki?
-Od dziś.- powiedział dumnie.
Weszliśmy do środka. Kino to było jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc w mieście, zawsze było więc przepełnione. Ale nie dziś. Teraz świeciły w nim pustki. Dziwne… Może zaczął się już film?
Ale w sali filmowej też nikogo nie było. Usiedliśmy w moich ulubionych miejscach, a na ekranie pojawił się nasz ulubiony film.
-OMG! To przecież Zielona mila!
-A jakże inaczej? – uśmiechnął się.- Gdy leciało w kinach nie chciałem z tobą przyjść, więc teraz możemy to nadrobić.
-Jesteś najlepszy! Mówiłam ci to już kiedyś?
-Zawsze, gdy coś chcesz.- może tego nie chciał, ale nieźle po mnie pojechał. Aż zrobiło mi się trochę głupio.
-Przepraszam.
-Za co?
-Za to, że tobą pomiatałam. Nigdy nie doceniałam, tego co mam. Ciebie, przyjaciół. Myślałam, że nikt mi tego nigdy nie zabierze. A teraz mam to wszystko stracić.
-Mnie nie stracisz. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- przytuliłam się mocno do niego.
-Jesteś najlepszy!- powtórzyłam i wróciliśmy do oglądania filmu.
Gdy wyszliśmy z kina było przed 20.
-To co kolacja?- zaproponował.
-Zgodnie z planem. Wszystko tak dokładnie zaplanowałeś.
-Restauracja czy bar?
-Kebab.
-Myślałem o czymś bardziej… eleganckim, ale kebab może być!
-Kebab zawsze najlepszy! W restauracjach zawsze dziwnie się czuję…- roześmiałaś się.
-Bo wszyscy dziwnie patrzą na twoje włosy.- dokończył.
-Jak ty mnie dobrze znasz! Mam się bać?
-Buu!
-Nie, ciebie jednak nie da się bać.
Gdy zjedliśmy już swoje kebaby wróciliśmy do samochodu.
-To co teraz dom i spanie?
-Nie do końca.
-Nie trzymasz się swojego planu? Nie ładnie…
-Mam coś dla ciebie. – uśmiechnął się tajemniczo i podał jakieś pudełeczko.- Otwórz.-był to naszyjnik z serduszkiem.- Serce się otwiera.
Otworzyłam więc serce, w środku było nasze wspólne zdjęcie, a właściwie nasze dwa wspólne zdjęcia. Na lewym serduszku zdjęcie z dzieciństwa, a na prawym zdjęcie chyba sprzed tygodnia. Dodam też, że łańcuszek był srebrny, a serduszko było wysadzane małymi kryształkami.
-To jest piękne!- miałam oczy pełne łez.
-Jak przechodziłem przy sklepie z biżuterią zobaczyłem go i pomyślałem o tobie. Jak już poznasz tam jakiegoś przystojnego niebieskookiego, blondyna i spojrzysz na serce, to sobie o mnie przypomnisz.
-Będę go zawsze nosić przy sobie. Pomożesz mi go założyć?
-Jasne.
-To, że dziś się tak rozklejam, nie znaczy, że masz jakieś fory u mnie.- powiedziałam, gdy szliśmy po schodach domu.

-Nie chce mieć u ciebie żadnych forów. Uwielbiam cię taką, jaką jesteś.

1 komentarz:

  1. Świetny :)) Szkoda , że Conor jest dla Alex jedynie " bratem" :(( .

    OdpowiedzUsuń